11 sierpnia 2012

36. Na koci rozum

Dla Oliwii. Za rozmowy nocą i wspaniały szablon, którym niedługo się pochwalę.
Oraz dla RoSco na poprawę humoru. 


[Nelly Furtado – Maneater, Twisted Sister – I wannarock, Ron Pope – Beautiful and lost]

            Scorpius siedział na kanapie obitej sztuczną skórą, trzymając w dłoni szklaneczkę z Ognistą bez lodu. To był jego piąty drink dzisiejszego wieczoru i wcale nie czuł, żeby miał być ostatnim. Leniwym spojrzeniem wodził po sali Siódmej Strefy, właściwie samemu nie wiedząc, czego tak naprawdę szukał. Drażniła go głośna muzyka i kłębiący się wokół niego ludzie, ale mając do wyboru Pokój Wspólny Ślizgonów, gdzie na fotelu przy kominku siedział wciąż na niego obrażony Damian, bez zastanowienia przyszedł tutaj. Wolał zabijać nudę alkoholem niż kolejne godziny przesiedzieć w ciszy w gruzach ich zniszczonej przyjaźni.
Przechylił szklankę i upił łyk. Poczuł nieprzyjemne pieczenie, które zaraz ustąpiło miejsca fali spokoju. Spojrzał w kierunku baru, myśląc nad ponownym zwleczeniem się z tej kanapy i wynegocjowanie kolejnej szklaneczki, kiedy jego wzrok padł na dziewczynę siedzącą na jednym z wysokich, barowych krzeseł. Kojarzył ją, choć nie do końca wiedział skąd. Minęło kilka chwil zanim zrozumiał na kogo spoglądał. Elizabeth Morrison, jedna z uczestniczek konkursu na Wyspie Perłowej, ta, z którą nakryła go Weasley. Długie blond włosy miała rozpuszczone i jak zazwyczaj wplotła w nie jakieś koraliki, które teraz błyszczały się w zimnym świetle neonów za barem. Kiwała stopą w rytm muzyki, a znudzonym spojrzeniem oglądała się za ludźmi, bawiąc się jednocześnie słomką w swoim drinku. Musiała wyczuć jego natarczywe spojrzenie, ponieważ obróciła twarz w jego stronę. Kiedy go dostrzegła, pospiesznie odwróciła się do niego plecami, garbiąc się, jakby chciała udać, że wcale jej tam nie ma.
- Potrzebuję jakiejś rozrywki – powiedział rozbawiony. Dopił whisky i wstał, z ironicznym uśmiechem idąc w kierunku baru. Z początku udawał, że jej nie zauważył. Spokojnie położył szklankę na blacie i ruchem dłoni nakazał nalać sobie kolejną porcję. Kątem oka obserwował, jak Elizabeth obraca twarz, próbując zakryć się kurtyną włosów. Parsknął urywanym śmiechem i usiadł na krześle obok niej. – Wiesz, że fakt, że ty kogoś nie widzisz, nie oznacza, że stałaś się niewidoczna? – zapytał. Usłyszał jej ciche warknięcie i mógłby się założyć, że przewróciła oczami. Chyba naprawdę myślała, że może uniknąć dzisiejszego wieczoru rozmowy z nim.
- Co ty powiesz… - mruknęła, obracając się i zakładając włosy za ucho. Upiła łyk drinka, ale ani razu na niego nie spojrzała. – Szkoda, że ty nie możesz zniknąć… - dodała szeptem, co ledwo usłyszał przez panujący dookoła hałas. Większość rozszyfrował z ruchu jej ust, a trochę też sam się domyślił.
- Ostatnim razem kiedy się widzieliśmy nie byłaś dla mnie taka wredna – powiedział, obracając w dłoniach szklankę, jakby szukał odpowiedniego zakrzywienia, żeby się z niej napić. – Rzekłbym nawet, że byłaś raczej… miła? Hmm… może trochę prowokacyjna… bezwstydna… - Upił łyk i dodał: - I wyuzdana. No to na pewno.
- Dupek – powiedziała, odstawiając na blat swoją szklankę i wstając z zamiarem odejścia.
- O, daj spokój. Mi to nie przeszkadza – powiedział nim się oddaliła. – Właściwie, moglibyśmy to powtórzyć – dodał, spoglądając na nią z rozbawieniem. Zatrzymała się przed nim i przyjrzała mu się.
- Palant.

*

            Weasley wyszła z basenu w łazience prefektów i, owinąwszy się ręcznikiem, podeszła do lustra. Rzadko korzystała z tej łazienki, wolała szybki prysznic w dormitorium, ale czasem nachodziła ją ogromna chęć na kąpiel i wtedy tym bardziej cieszyła się z przywilejów bycia prefektem. Związała mokre włosy gumką i wierzchem dłoni przetarła zaparowaną szybę, spoglądając na swoją twarz. Miała trochę zaczerwienione od gorąca policzki i błyszczące oczy. Chwyciła swoją kosmetyczkę i wyjęła z niej oliwkowy balsam do ciała. Jeżeli czegoś się nauczyła od Shili to tego, aby zawsze dbać o swoją skórę. Wycisnęła trochę na palce i wtarła w ramiona, kiedy jej uszu doszedł potworny hałas przewracanej zbroi. Spojrzała na drzwi, w które po chwili coś uderzyło. Podskoczyła mimowolnie i podtrzymując rękami ręcznik ruszyła w ich stronę. Powoli nacisnęła klamkę i, mocniej przyciskając do ciała materiał, otworzyła drzwi i wyjrzała na zewnątrz. Nim zdążyła zareagować do łazienki wleciał Irytek, śmiejąc się głośno i skrzekliwie.
            - Irytek! – krzyknęła, z przerażeniem rzucając się w stronę duszka, który zgarnął z podłogi jej ubranie, rechocząc donośnie. – Zostaw! – Kiedy Poltergeist przelatywał nad jej głową, spróbowała chwycić nogawkę spodni, jednak jej się nie udało i duch wyleciał z łazienki, wrzeszcząc na całe gardło:
            - NADCIĄGA NAGA WEASLEY!
            Rose wybiegła za nim na korytarz, podtrzymując krawędź ręcznika. Z przerażeniem odkryła, że zbroja niedaleko pomnika Borysa Szalonego leżała bezładnie na podłodze, a drzwi do łazienki prefektów zostały oblane zieloną farbą.
            - NAGA WEASLEY! – wrzeszczał duch, zarzucając jej stanik na głowę podobizny Szalonego i śmiejąc się do rozpuku.
            - Irytek! Jak cię dopadnę to pourywam ci ręce przy samej dupie! – wrzasnęła, drobiąc małe kroczki na boso i próbując dosięgnąć irytujące stworzenie. Całkowicie zapomniała, że już dawno wybiła godzina ciszy nocnej, a ona nie dość, że biegała półnaga po korytarzu, to jeszcze krzyczała jak nienormalna.
            Wybiegła zza rogu i nie zdążyła uskoczyć, kiedy wyłaniający się z drugiej strony Malfoy wpadł na nią i przewrócił. Sam przy tym wylądował na niej, boleśnie tłukąc jej żebra. Stęknęła cicho, przymykając powieki. Kiedy ponownie je otworzyła, z zamiarem nakrzyczenia na blondyna, przyszpiliło ją jego błękitne spojrzenie. Owionął ją zapach Ognistej Whisky, wprawiając w dziwny letargiczny stan, w którym hipnotyzujące spojrzenie Ślizgona całkowicie ją pochłonęło. Jeszcze nigdy nie widziała jego twarzy z tak niewielkiej odległości i dopiero teraz naprawdę mogła go dostrzec.
            Szok, jaki wywarł na nim upadek, spowodował chwilowe zaćmienie umysłu. Nawet nie pomyślał o tym, aby wstać. Właściwie nie był do końca pewny, czy w ogóle tego chce. Pochłonęło go jej spojrzenie. Pierwszy raz odkąd się znali był tak blisko niej. Patrząc w jej czekoladowe oczy zauważył nagle, że nie były do końca brązowe. Na brzegach tęczówek tańczyły maleńkie miodowe iskierki, widoczne tylko z tak bliskiej odległości. Poczuł zapach jagód, kątem oka dostrzegając kroplę wody, która płynęła po jej czole i skroni, aby spaść na posadzkę. Była w samym ręczniku, co mimowolnie go pobudziło i podziałało na jego wyobraźnię.
            - CNOTA WEASLEY WSZYSTKIM ZNANA PRZEZ MALFOYA ODEBRANA! – zawył Irytek tuż nad ich głowami, śmiejąc się i fikając w powietrzu, jakby właśnie usłyszał najzabawniejszy dowcip na świecie. Jego głos otrzeźwił ich umysły.
            - Zabiję go – warknęła wściekle Weasley, czerwona na twarzy i z niewielkim wysiłkiem zepchnęła z siebie Ślizgona. Przytrzymując ręcznik wstała i zaczęła wygrażać pięścią wciąż śmiejącemu się duchowi. Nadal leżący na podłodze Scorpius powędrował spojrzeniem wzdłuż zgrabnych łydek i wyżej,  zatrzymując się na dłużej w miejscu, gdzie na gładkim, jasnym udzie odcinał się koniec ręcznika. Przyjrzał się sylwetce, skrytej za materiałem i odsłoniętym ramionom, po których płynęły krople wody, kapiące z końców związanych włosów. W świetle rzucanym przez płonące pochodnie, Malfoy ze zgrozą pomyślał, że jeszcze nigdy Weasley nie wyglądała tak bojowo i seksownie jednocześnie. Pokręcił szybko głową, chcąc odpędzić od siebie te irytujące myśli i wstał, otrzepując spodnie i poprawiając koszulę.
            - Nie zamierzam nawet pytać, dlaczego jesteś w samym ręczniku – powiedział, próbując przypomnieć sobie wszystkie chwile, w których obrażał ją i nienawidził. Nie chciał już więcej myśleć o tym, jakoby była seksowna.
            - Irytek ukradł mi ubranie – powiedziała, poprawiając ręcznik i obciągając go jak najniżej się dało bez odkrywania góry. Zarumieniła się jak dorodny pomidor, nie patrząc na niego.
            - Przecież nie pytałem – burknął, rozglądając się po korytarzu i dostrzegając wiszący na głowie Borysa Szalonego stanik. – Chyba znalazłem jeden fragment – powiedział, wskazując palcem biały biustonosz. Powędrowała wzrokiem we wskazane miejsce i jęknęła cicho.
            - HAHA! A słuchajcie tego – powiedział Irytek, zawisnąwszy nad ich głowami. Nabrał w płuca powietrza i wykrzyczał tak głośno, że Weasley dałaby sobie obciąć włosy, że pobudził pół zamku: - HEJ, FILCH!! KTOŚ TUTAJ NIE ŚPI!!! – Po czym zniknął w ścianie, a ubrania, które wciąż trzymał w rękach, uderzyły w mur i opadły na podłogę. Echo jego śmiechu długo niosło się po korytarzu.
            - Kto tam jest? – Usłyszeli zgrzytliwy głos woźnego i ciche szuranie jego niesprawnej nogi.
            - Lepiej stąd wiejmy – powiedział Malfoy, cofając się. Nie patrząc na Weasley, odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w stronę schodów.
            Weasley pospiesznie pozbierała rozrzucone ubrania i spojrzała w stronę, skąd dochodził głos woźnego. Zza rogu już wyłaniał się jego cień. Przelotnie zerknęła na swój biustonosz, po czym ruszyła biegiem, starając się nie opuścić żadnej z odzyskanych rzeczy. Schowała się za kolumną w momencie, w którym Filch pojawił się w korytarzu piątego piętra.
            - IRYTEK! – wrzasnął mężczyzna, za pewne dostrzegając umazane farbą drzwi i przewróconą zbroję, a Rose przywarła mocniej plecami do chłodnej powierzchni kolumny. Najgorsza noc w całym moim życiu, pomyślała, modląc się jednocześnie do wszystkich znanych sobie bogów, aby Filchowi nagle nie przyszło do głowy spacerowanie po całym korytarzu.
           
*

            - HAHAHA! – Irytek latał nad głowami uczniów, fikając w powietrzu koziołki i raz po raz wykrzykując jakieś szydercze uwagi. Raz doprowadził jedną z dziewcząt do płaczu, wytykając jej, że jest gruba i brzydka. Już dawno nie zachowywał się tak swawolnie i nie baczył na konsekwencje. Jakby spuszczony ze smyczy, wrzeszczał i śmiał się z każdego, kogo napotkał.
            Rose siedziała pod ścianą, schowana we wnęce, opierając łokcie na kolanach i zatykając dłońmi uszy z całych sił. Jej też się oberwało. Podwójnie. Poltergeist nie mógł sobie darować durnego rymu, który wymyślił wczoraj, i przy całej szkole wykrzyczał: „Cnota Weasley wszystkim znana, przez Malfoya odebrana”, co spowodowało lawinę plotek i spekulacji na ich temat. A jakby tego było mało, nocne bieganie w ręczniku i z mokrą głową po chłodnych korytarzach zamku odbiło się na jej zdrowiu i nabawiła się niewygodnego przeziębienia. Pociągając nosem, starała się wyrzucił z głowy tępy ból, który potęgowany przez krzyki ducha, nie pozwalał jej się na niczym skupić.
            Była sobota i teoretycznie po korytarzach miało kręcić się mniej uczniów niż w dni powszednie, jednak zwiedzeni przez głupie zawołania Irytka, powychodzili ze swoich pokoi, żeby się pośmiać. Rose szła właśnie do biblioteki, żeby mimo bólu głowy i przeziębienia odrobić zadane wczoraj prace domowe, kiedy irytujący duch rozniósł po szkole nieprawdziwą plotkę o jej domniemanym romansie ze Ślizgonem. Zaraz wszyscy zaczęli wytykać ją palcami i szeptać między sobą na jej temat. Była zbyt zmęczona, żeby tłumaczyć im nieprawdziwość tego zdania i wytrzymać ich rozbawione, szydercze spojrzenia, dlatego schowała się w tej wnęce i czekała, aż burza ustanie.
            - Próbujesz ukryć się przed światem? – Usłyszała nad sobą spokojny głos, zniekształcony przez zaciskające się na uszach dłonie. Podniosła spojrzenie na Damiana, który stał przed nią, z rękami w kieszeniach dżinsów i przyglądał się jej. – Zamknięcie oczu i zatkanie sobie uszu nie sprawi, że nagle znikniesz – dodał, uśmiechając się niepewnie.
            - Nie wymądrzaj się – powiedziała.
            - Mogę się dosiąść? – zapytał i, nie czekając na odpowiedź, wyjął ręce z kieszeni i usiadł obok niej.
            - Wciąż jestem na ciebie zła.
            Zabini westchnął, ale się nie odezwał. Zapadła między nimi cisza, jedna z tych krępujących, kiedy chciałoby się coś powiedzieć, ale nie wie się jakie słowa byłyby odpowiednie.
            - Przepraszam – powiedział nagle Ślizgon. Nie spojrzała na niego, wciąż wpatrując się w obraz wiszący na ścianie naprzeciwko.
            - Za co?
            - Za te zdjęcia. Zrobiłem je i chciałem ci powiedzieć, ale nie byłem pewny, czy chcesz to usłyszeć ode mnie – odparł spokojnie, tak jak ona patrząc na płótno z samotnym drzewem pośrodku polany.
            - Wolałabym je usłyszeć od ciebie niż od durnego Malfoya, który zrobił z tego grecką tragedię. Przyjaciele mówią sobie wszystko.
            Umilkła. Po chwili Damian westchnął i zaczął poważnym tonem:
            - Cnotę straciłem jak miałem 15 lat z Paulą Lasec…
            - Dobra, nie wszystko. – Rose przerwała mu w połowie zdania, unosząc dłoń do góry. Zaraz jednak spojrzała na niego z wesołym błyskiem w oku. – Naprawdę z nią? – zapytała.
            - Nie osądzaj. Byłem pijany i…
            - Fuj!
            -… i założyłem się z Malfoyem! Nie śmiej się! – zawołał, szturchając ją lekko w ramię, kiedy wybuchła śmiechem. Zaraz jednak się uspokoiła, krzywiąc się z bólu, który rozsadzał jej czaszkę.
            - Co jest?
            - Umieram – zawyła żałośnie, opierając czoło o kolana. – Głupi Irytek! Przez niego dostałam przeziębienia! – I jakby na potwierdzenie swoich słów, kichnęła zdrowo. – A teraz jeszcze wszystkim wykrzyczał ten swój dziecinny rym i nawet spokojnie nie mogę iść do biblioteki.
            - „Cnota Weasley wszystkim znana, przez Malfoya odebrana”, hę?
            - Też to słyszałeś? – spytała, jęcząc marudnie i odchylając głowę do tyłu. – Nie mam nawet siły na tłumaczenie…
            - Nie musisz. Ci inteligentni wiedzą, że Irytek jest debilem, który po prostu chce wszystkim dopiec. Nie wierzą w to co mówi. A reszta to tacy sami debile jak on.
            Spojrzała na niego z wdzięcznością, uśmiechając się lekko.
           
            *

            Snowy wiódł szczęśliwe życie. Na tyle spokojne na ile mogło być życie kota czarownicy, ale szczęśliwe. Zawsze miał co jeść, był wolny, mógł chodzić własnymi ścieżkami, a kiedy potrzebował pieszczot, wystarczyło się trochę do kogoś połasić.
            Teraz leżał na poduszce swojej właścicielki, Shili Ishihary, machając leniwie ogonem, i obserwował typowe ludzkie zachowania. Azjatka pisała coś w różowym notatniku, który kiedyś w rozmowie z nim nazwała „pamiętnikiem”. Nie wiedział, czym jest ten pamiętnik, ale najwyraźniej było to coś ważnego, bo jego pani coraz częściej do niego zaglądała. Miała przy tym skupiony wyraz twarzy, jakby nad czymś bardzo mocno się zastanawiała.
            Dwie idiotki, Pamela i Dakota, stały przed szafą, przymierzając ubrania i głośno o czymś dyskutując. Zachowywały się jak nieznośne myszy, które wciąż piszczały. Jednak Snowy nie reagował. Nie przeszkadzały mu, dopóki nie wchodziły mu w drogę.
Rozejrzał się po pokoju, po czym leniwie podniósł zad, wyciągając przednie łapki i przeciągając się jak rozkoszny kociak. Zeskoczył na podłogę i trzymając się blisko łóżka Shili, potruchtał do drzwi. Usiadł obok, wciąż machając ogonem i czekał, aż ktoś raczy mu otworzyć przejście. Spojrzał na swoją panią, ale nie zwróciła na niego większej uwagi, natomiast na Dakotę i Pamelę nie miał co liczyć, bo wciąż zajęte były swoimi ubraniami. Pers wyrzucił w górę przednie łapki i wyciągnął pazurki, drapiąc drewnianą powierzchnię drzwi. Już dawno nauczył się, że takie zachowanie zawsze działa i zwykle wszyscy go dostrzegają. I tym razem Ishihara spojrzała na niego surowo i podniosła się, lecz nim zdążyła do niego podejść, do pokoju weszła Nicole.
- Cześć, Snowy – powiedziała słodko i schyliła się, głaszcząc go po głowie i grzbiecie. Wygiął się, uciekając przed jej dotykiem. Nie lubił Nicole, miała dziwne dłonie i zawsze wyjadała mu kocie ciasteczka. Rozumiał, że są przepyszne, ale były jego, a on nie lubił, gdy mu się coś zabierało.
Miauknął i wybiegł z pokoju, przeciskając się między jej nogami. Zbiegł po schodach do Pokoju Wspólnego i schował się pod stolikiem. Sporo ludzi kręciło się po pokoju, więc trzymając się blisko ściany, potruchtał w kierunku kominka. Niewiele osób wiedziało, że pomiędzy kominkiem a wielką donicą z jakimś kwiatkiem, za drewnianą komodą, była dziura w ścianie. Była na tyle duża, aby z łatwością mógł się przecisnąć. Spojrzał ostatni raz na ludzi, po czym schował się za komodą i wcisnął do dziury. Znalazł się w tunelu, który prowadził w dół na czwarte piętro, gdzie za małym obrazem znajdowało się wyjście. Kot łapą przesunął płótno i wychylił głowę. Na korytarzu nikogo nie było, więc zgrabnie zeskoczył na posadzkę i usiadł, zabierając się za toaletę. Ukryte tunele zawsze były zakurzone, więc musiał oczyścić swoje lśniące, białe futerko.
Kiedy uznał, że każdy włosek jest już na swoim miejscu i kurz nie zmienia koloru jego sierści, wstał i ruszył powoli w prawo. Starał się unikać ludzi, którzy wydawali mu się dzisiaj dziwnie podekscytowani. Ciągle coś do siebie szeptali i śmiali się bez powodu. Snowy lawirował między ich nogami, nie dając się zdeptać. W końcu skręcił w prawo, żeby schować się za kolumną, kiedy dostrzegł siedzącą na podłodze Rose. Rozmawiała z jakimś chłopakiem. Nie namyślając się długo potruchtał w jej stronę i wskoczył Rudej na kolana.
- Snowy! – zawołała zaskoczona, chwytając go pod przednie łapy i podnosząc do góry. Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Lubił Rose, ładnie pachniała i zawsze miała dla niego jakąś przekąskę. – Oj, nie mam nic dla ciebie, bo wszystko zostało w pokoju. – No, prawie zawsze. Ale i tak ją lubił. Wiedziała czego kotu potrzeba do szczęścia. Niespodziewanie jednak przystawiła go do twarzy chłopaka. Nachylił się lekko w jego stronę, pociągając nosem by poczuć jego zapach. – Patrz, chyba cię polubił – powiedziała do chłopaka. Wcale go nie polubił. Pachniał lochami, a Snowy nie zapuszczał się w tamte tereny.
- Nie wydaje mi się – odparł, z krzywą miną odsuwając od siebie kota. Snowy zjeżył sierść i wygiął grzbiet, chcąc wydostać się z uścisku Rose. Kiedy mu się to udało, odbiegł kilka metrów i przysiadł, liżąc łapkę.
- To twój kot? – zapytał chłopak. Ruda spojrzała na niego z uśmiechem.
- Shili – odparła. Snowy przestał się lizać i przyjrzał się chłopakowi. Miał na piersi herb z wężem. Dlatego pachniał lochami, mieszkał tam.
Kot wyczuwał niezręczność sytuacji.
- Pójdziesz ze mną do Hogsmeade w ten weekend? – zapytał Ślizgon szybko.
Snowy wyczuł niepewność. Ułożywszy się wygodnie na posadzce, obserwował go z przymrużonymi oczami, leniwie machając ogonem. Rose spojrzała na chłopaka zaskoczona, ale jej głos zabrzmiał pewnie.
- Jasne. Czemu nie?
Pers zaczął mruczeć, przyglądając im się. Niewiele osób wie, że mruczenie nie jest tylko oznaką zadowolenia. Koty często mruczą w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Coś w Ślizgonie kazało mu trzymać się od niego z daleka. Jeszcze nie wiedział co, ale był pewny, że ta siła jest mocna, ciemna i przerażająca. A Rose najwyraźniej jej nie wyczuwała, bo uśmiechała się wesoło.
- Czemu się na nas gapi? – zapytał nagle mieszkaniec Domu Węża.
- Kto? Snowy? – spytała Weasley głupkowato. We wnęce nikogo innego nie było. – Niby jak?
- Tak… strasznie…
- Daj spokój. To tylko kot. Po prostu patrzy – odparła dziewczyna, śmiejąc się. To było oburzające. Nazwanie rodowitego persa „tylko kotem” dotknęło jego dumy. Snowy automatycznie przestał mruczeć i wstał, odwracając się tyłem do Rose i nieznajomego chłopaka.
- Chyba się obraził – stwierdził Ślizgon.
Kot, nie zaszczycając ich spojrzeniem, odmaszerował. Nagle naszła go ochota na pasztet z królika. I doskonale wiedział, gdzie może taki dostać. Pewien gruby Puchon, którego nigdy nikt nie lubił, zawsze nosił w torbie małe opakowania z pasztecikami. Snowy podkradał mu je, kiedy ten był zajęty czym innym. Puchon łatwo się rozpraszał, więc zabranie mu jednego czy dwóch pasztecików było dziecinnie proste. Wystarczyło go tylko znaleźć. Zazwyczaj przesiadywał na kamiennej ławie na dziedzińcu i tam też się udał. Nie zszedł nawet na drugie piętro, kiedy poczuł jak sierść na grzbiecie unosi się. Wydał wrzask przerażenia w momencie, w którym ze ściany wyleciał Irytek i złapał go jedną ręką, unosząc do góry.
- HAHAHA! – śmiał się duch, podczas gdy Snowy rozpaczliwie próbował wydostać się z jego uścisku. Jakby tego było mało, Irytek przywiązał mu coś do ogona i dopiero wtedy puścił. Pers spadł na cztery łapy, ale niemal od razu zaczął kręcić się w kółko próbując złapać czerwoną wstążeczkę. Irytek w tym czasie zniknął. Snowy denerwował się coraz bardziej. Wstążka uwierała go, a poza tym wywoływała w nim tą niepohamowaną chęć złapania jej.
- Hej, spokojnie, młody! Zrobisz sobie krzywdę. – Usłyszał i po chwili został podniesiony do góry. Zdezorientowany nagłym znalezieniem się metr nad ziemią, Snowy przestał na moment myśleć o czerwonej wstążce. – Ale cię Irytek urządził. – Spojrzał na znajomą twarz. To Scorpius Malfoy odwiązywał właśnie materiał z jego ogona. – Cóż, nie tylko ciebie.
Snowy spojrzał na niego. Czuł lochy i ten dziwny zapach, co ludzie nazywają perfumami. Przygotowany na kolejny atak dziwnego niepokoju, który odczuwał przy tamtym Ślizgonie, Snowy odchylił się. Nic jednak takiego nie poczuł, a w zamian zrozumiał, że lubi tego chłopaka.
- No i po kłopocie – powiedział Malfoy, opuszczając go z powrotem bezpiecznie na ziemię. Kiedy kucał z jego kieszeni coś wypadło. Zaalarmowany Snowy rzucił się na to, dostrzegając po chwili kolorową kostkę Rubika. Kilka razy przeturlał ją po podłodze, między swoimi nogami, ganiając za nią. Rose miała taką samą. Często się nią bawił. Zaraz jednak Ślizgon złapał ją i schował z powrotem. Kot usiadł, patrząc na niego. Doskonale wiedział kim jest Scorpius Malfoy, choć rzadko miał z nim do czynienia. Jego nazwisko często padało w rozmowach jego pani z Rose. Niezbyt przychylnie się o nim wyrażały. Raz nawet Shila zabroniła mu się do niego zbliżać. Jakby nie wiedziała, że nie zrobi to na nim wrażenia. Jednak Snowy nie miał ochoty zadawać się z żadnym Ślizgonem. Tym bardziej zaciekawił go fakt, że przy tym chłopaku czuł się lekko i swobodnie. Lubił go. I wiedział, że zamiast tamtego chłopaka, Rose mogłaby polubić Malfoya. 

__

Wkurzyłam się na Onet. Ten rozdział został opublikowany wczoraj przed północą, ale przez 12 godzin nie pojawił się na blogu. Mam już tego dość. Postanowiłam zamknąć tamtą Licencję i całkowicie odciąć się od Onetu na rzecz Blogspota. Robię to z ciężkim sercem, ale chyba nie mam wyboru.
Ten rozdział jest trochę inny. Po raz pierwszy macie fragment z perspektywy kota. Nie wiem, czy przypadnie Wam do gustu, ale musiałam jakoś urozmaicić opowieść, a ten pomysł wydawał się oryginalny. Jest też głęboki look w oczy i Damian Zabini, bo może ktoś się stęsknił.
Za błędy przepraszam.
Jeśli macie jakieś pytania, prośby, sugestie, chcecie w następnym odcinku kogoś konkretnego, piszcie w komentarzach.
Pozdrawiam.