21 kwietnia 2014

49. Groteskowe lody

Zakręciła wodę i wyszła spod prysznica, stając przed lustrem. Dłonią przejechała po zaparowanej tafli, spoglądając w swoje odbicie. Uśmiechnęła się, ręcznikiem wycierając końcówki włosów. Ubrawszy się w piżamę, odświeżona i rozluźniona wróciła do pokoju. Shila siedziała na swoim łóżku z książką w dłoni, co było tak niezwykłym widokiem, że Weasley na chwilę zastygła w miejscu. Przyjaciółka spojrzała na nią.
- No co? Lily mi to poleciła. Wciągające – powiedziała, wzruszając ramionami. Rose nic nie odpowiedziała, siadając na krawędzi łóżka. Związała mokre włosy gumką, żeby jej nie przeszkadzały i sięgnęła po księgę z runami, którą mieli przetłumaczyć wraz z Malfoyem. Choć odkryli podstęp, Rose postanowiła i tak przebrnąć przez swoją część. Znalazła czysty pergamin i pióro, otworzyła wolumin na ostatnio czytanej stronie i zaczęła wodzić wzrokiem po czarnych znakach. Nic jeszcze dzisiaj nie przetłumaczyła i zamierzała to nadrobić.
Nie docierał jednak do niej sens czytanych runów. Choć widziała wszystko poprawnie i rozpoznawała kształty, jej umysł nie współgrał z odczytywaną treścią. Wciąż wracała myślami do wizyty w Hogsmeade i miny Scorpiusa Malfoya, gdy oznajmiła mu, że świetnie się bawiła. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, widząc jak zacisnął usta w wąską linię. Nie do końca wiedziała, co mogło to oznaczać, ale i tak uważała ten obrazek za niezwykle komiczny.
- Tylko mi nie mów, że runy są aż tak zabawne.
Weasley zerknęła na Azjatkę, unosząc do góry brew.
- Co?
- Od jakichś pięciu minut wpatrujesz się w tą samą stronę i uśmiechasz się do niej jak wariatka – powiedziała Shila. Rose zaśmiała się krótko i odwróciła spojrzenie, czym podsyciła tylko ciekawość przyjaciółki.
Ishihara zmarszczyła brwi.
- Czekaj… czy to nie dzisiaj miałaś iść na randkę z Malfoyem? – spytała, przypominając sobie ich rozmowę z przed kilku dni. Rose wybuchła krótkim, szczerym śmiechem, ponownie przypominając sobie całą zaistniałą sytuację. – Nie gadaj! Byłaś z nim na randce?!
Shila zatrzasnęła książką i przesunęła się na łóżku, by być bliżej przyjaciółki. Rose uśmiechała się, kręcąc przecząco głową.
- Więc nie rozumiem… Co cię tak rozbawiło? – spytała Shila, odchylając się lekko.
- Twoja mina – odpowiedziała krótko Rose.
Ishihara naburmuszyła się, lecz tylko na chwilkę. Zaraz uświadomiła sobie coś interesującego.
- Skoro nie byłaś z Malfoyem na randce… to gdzie byłaś przez cały dzień? – spytała.
- Na randce – odparła Ruda.
- No i weź tu gadaj z taką! – zawołała Azjatka, wznosząc dłonie ku niebu. – To w końcu byłaś czy nie?
- Byłam, ale nie z Malfoyem – powiedziała Rose. – Wykiwał mnie, krótko mówiąc. Ale miło było zobaczyć jego minę, gdy to ja utarłam mu nosa.
- Opowiadaj – poprosiła Shila. Rose uśmiechnęła się, usiadła wygodniej i zastanowiła się chwilę.



Perspektywa Rose

Od pół godziny stałam przed szafą, zastanawiając się, co powinnam założyć. Z jednej strony nie chciałam się stroić, bo w końcu wychodziłam z Malfoyem, ale z drugiej, jakby nie patrzeć, szłam na randkę, więc wypadałoby wyglądać przystępnie. Wiedziałam też, że Ślizgon na pewno nie powstrzyma się przed rzuceniem jakiegoś komentarza, dotyczącego mojego wyglądu, a nie chciałam mu dawać powodów do budowania długich i obraźliwych epitetów. Wybór ubioru był więc kluczową sprawą i na tyle trudną, że wydawało mi się to niemal niemożliwe.
Spojrzałam na zegarek, westchnąwszy. Co się ze mną działo? Wcześniej nie zastanawiałam się zbytnio nad tym, co założyć. Nawet jeśli mi się to zdarzyło, to nigdy ze względu na to, co mógłby sobie pomyśleć Malfoy. No bo przecież nie interesowało mnie jego zdanie. Zawsze miał coś do powiedzenia i po pewnym czasie zrobiło się to po prostu nudne. Dlaczego więc teraz nie mogłam się zdecydować, co włożyć? A czasu zostało niewiele, umówiłam się z nim przed bramą o dziesiątej.
 Wzdychając ze zrezygnowaniem, postanowiłam nie przeciągać tego, co nieuniknione. Wiedziałam, że nie ważne co bym na sobie miała, Ślizgon i tak uraczyłby mnie niemiłym komentarzem. Wybrałam więc dżinsy i łososiową bluzkę.
Zobaczyłam go już z daleka. Nie trudno było go dostrzec, gdyż stał z boku, udając, że nie zna ludzi tłoczących się pod bramą niczym stadko wygłodniałych hipogryfów. Jak zwykle pozował na kogoś ważniejszego, lepszego, kto nie powinien zadawać się z gawiedzią.
Prychnęłam cicho pod nosem, wkładając dłonie w kieszenie spodni. Nie podobał mi się pomysł spędzenia z nim choćby dwóch minut, a co dopiero kilku godzin. Jednak było już za późno na żale. Musiałam zapłacić za jego pomoc. Bo przecież nie mógł zrobić czegoś z dobroci serca.

Z dobroci serca! Ha, a to dobre!

- Spóźniłaś się – powiedział na wstępie. No oczywiście.
- Ciebie też nie miło widzieć – burknęłam, w duchu przyznając, że wyglądał przystojnie w czarnej koszulce, którą miał na sobie. Natychmiast skierowałam swoje myśli na inny tor, wyśmiewając cicho jego nieuczesane włosy. Chyba nie wystarczyło mu czasu, żeby coś z nimi zrobić.
- Ze wszystkich kolorów świata musiałaś wybrać akurat łososiowy – mówił, ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam skupiona na jego włosach. Sterczały we wszystkich kierunkach i choć bardzo chciałam się z tego naśmiewać, mimowolnie myślałam o tym, że wyglądało to bardzo seksownie. Łobuzersko… Na brodę Merlina, Weasley opanuj się!  

Nienawidzę cię, Malfoy.

Otrząsnęłam się z tego stanu zawieszenia i spojrzałam w jego błękitne oczy.
- Idziemy? – spytałam, chcąc mieć to już za sobą.
- Jeszcze chwila. Podobnie jak ty, twoja randka też lubi się spóźniać – odpowiedział, uśmiechając się ironicznie.
- Moje co? – spytałam zaskoczona.
- Twoja randka, Weasley. Osoba, z którą idziesz na ran…
- Wiem, o co ci chodziło. Tylko myślałam, że… - zawiesiłam głos, marszcząc brwi.
- Że co? Że idziesz ze mną? – zapytał, wybuchając krótkim śmiechem. Spojrzał na mnie rozbawiony, a ja poczułam, że się czerwienię. – Zwariowałaś?
- Gdy powiedziałeś, że twoja pomoc będzie mnie kosztować randkę, założyłam, że z tobą, idioto! Winisz mnie? Nie wnikałeś w szczegóły – burknęłam, czując jak moja twarz płonie. Było mi gorąco.

Oczywiście! Zrobił to specjalnie, żeby zobaczyć, jak zareaguję. Co za… Agr!
Czego się spodziewałaś? Że Scorpius Malfoy zaprosi cię na randkę? Przecież go znasz. To Scorpius Malfoy, on się nie zadaje z takimi jak ty.

Poczułam się oszukana. Dlaczego dokładnie nie powiedział, o co chodziło? Jak zwykle, ze Scorpiusem Malfoyem nic nie może być proste i zrozumiałe. Musiał zgrać nie fair. Musiał mnie ośmieszyć i zobaczyć, jak sobie z tym poradzę. Musiał się napawać swoim kolejnym małym zwycięstwem.
Przełknęłam złość.
- Na kogo czekamy? – spytałam. Miałam nieodparte wrażenie, że Malfoy wyglądał na jeszcze bardziej rozbawionego. Nie wiem, co go tak śmieszyło, ale podejrzewałam, że cokolwiek wymyślił, nie spodoba mi się.
- Na mnie – odpowiedział jakiś cienki głos. Zmarszczyłam czoło, odwracając się. Za mną stał niski chłopiec o pucułowatych policzkach, otoczonych złotymi loczkami. Miał wygląd uroczego aniołka, lecz coś mi podpowiadało, że nie warto było z nim zadzierać. Uniosłam do góry brwi. – Milton Amadeus Theodore William Coleman. Do usług.
Chłopiec ukłonił się lekko, a mnie zatkało. Otworzyłam usta ze zdziwienia, nie będąc w stanie wypowiedzieć choćby słowa. Zerknęłam ponad ramieniem na Malfoya, który z powagą oświadczył:
- Nawet ja nie mam tylu imion.
Odwróciłam się i spojrzałam na Miltona. Mógł mieć może trzynaście lat! Co ten Malfoy znów wymyślił?!
- Ee… cześć… Rose Weasley – powiedziałam, choć moje krótkie przedstawienie się brzmiało idiotycznie przy rozwiniętej wypowiedzi Miltona. – Jesteś…
- Jaki? Młody? Zapewniam cię, że wiek nie ma dla mnie znaczenia – odpowiedział. Wybałuszyłam oczy. Miał gadane. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc zwróciłam się do Malfoya.
- Nie wiem w co ty grasz, ale to już lekka przesada. Kazałeś temu dziecku iść ze mną do Hogsmeade? Odbiło ci? – szepnęłam, nachylając się w jego stronę, żeby lepiej mnie słyszał.
- Do niczego go nie zmuszałem. Sam chciał z tobą wyjść – powiedział Malfoy. Uniosłam do góry obie brwi, zszokowana. – Nie patrz tak na mnie. Załatwił, co chciałaś i zażądał randki.
Spojrzała na Miltona, nie wiedząc, co powinnam zrobić.
- Czy możemy już iść? – spytał chłopiec.

Załatwił, co chciałam? On!?

- E… jasne – powiedziałam, uśmiechając się drętwo. Usłyszałam śmiech Malfoya, a gdy na niego spojrzałam, schylił się w parodii ukłonu.
- Bawcie się dobrze – zaświergolił. Zmierzyłam go wzrokiem. Chciałam wyglądać groźnie, ale po tym, jak Milton wziął mnie pod rękę, zmuszając do zgarbienia się, mogłam o tym zapomnieć.


~*~

Albus spóźnił się pół godziny. Nie dlatego, że zaspał. Wręcz przeciwnie, wstał bardzo wcześnie, obudzony przez ścisk żołądka. Stresował się tym wyjściem i najchętniej zostałby w pokoju cały dzień. Dlatego wszystkie poranne czynności wykonywał bardzo powoli i mozolnie, chcąc jak najbardziej wydłużyć moment, w którym definitywnie musiałby wyjść.
Kiedy nie miał już nic do roboty, a bezczynne siedzenie zaczynało doprowadzać go do szału, ubrał buty i wyszedł.
Julia chodziło w kółko ze zniecierpliwienia, ale powitała go wesołym uśmiechem, gdy tylko się pojawił. Wyłgał się ze swojego spóźnienia prostym: „Zaspałem”, a ona przyjęła to spokojnie, szczęśliwa, że w ogóle przyszedł.
- Al, poznaj Brandona – powiedziała, wskazując otwartą dłonią wysokiego chłopaka, o szerokich ramionach. Blond włosy miał krótko ścięte, a ściągnięte brwi i wydęte usta wskazywały na jego zdenerwowanie. Nie podobało mu się, że musieli czekać.
Potter wyciągnął dłoń z kieszeni dżinsów. Chłopak uścisnął ją nieco za mocno, jak na przyjazne powitanie. Albus zmrużył powieki, wytrzymując ostre spojrzenie Brandona. Już wiedział, że popełnił błąd, zgadzając się na wspólny wypad do Hogsmeade.

To będzie ciężki dzień.

Julia natomiast wyglądała, jakby spełniło się jej największe marzenie. Uśmiechała się szeroko, a jej oczy niemal świeciły szczęściem. Stanęła pomiędzy nimi i, ku ich niezadowoleniu, pochwyciła ich pod łokcie, ciągnąc w stronę bramy.
- Będzie zabawa! – powiedziała.

Na pewno.

Albus nie chciał psuć jej dobrego humoru, dlatego nie odezwał się słowem. Brandon pewnie myślał podobnie, bo też milczał, zaciskając usta w wąską kreskę.
Patrząc na roześmianą Julię, pełną nadziei, budziło się w nim ciepło. Jej brązowe włosy podskakiwały w rytm jej kroków, okalając delikatną twarz, a zdrowy rumieniec dodawał jej dziecięcego uroku. Uśmiechnął się pod nosem, wiedząc, że dla niej jest w stanie wytrzymać towarzystwo Brandona.

~*~

Perspektywa Rose

Siedzieliśmy w kawiarni, otoczeni zapachem świeżo zmielonej kawy. Dwie przyjaciółki, siedzące niedaleko nas zajadały się sernikiem, a starszy pan, zajmujący miejsce w rogu, czytał książkę, pijąc gorącą czekoladę. O dziwo Milton sam wybrał to miejsce, co było dla mnie całkowicie nie zrozumiałe. Zdążyłam się już dowiedzieć, że miał 12 lat i należał do Slytherinu, dlatego spodziewałam się, że zabierze mnie do Magicznych dowcipów. Najwyraźniej jednak chłopca nie interesowały figle i zabawa.

Albo próbuje mi zaimponować, jaki to jest dorosły.

Było dość niezręcznie. Nie bardzo wiedziałam, o czym mogłabym z nim rozmawiać. Cały czas zastanawiał mnie fakt, że w ogóle chciał gdzieś ze mną wyjść. Wydawało mi się to niemożliwe i chyba lepiej przyjęłabym wiadomość, że został do tego zmuszony przez Malfoya. Ale nic nie wskazywało na to, żeby starszy Ślizgon mu groził, bo Milton wyglądał na autentycznie zadowolonego z mojej obecności. Puścił nawet do mnie oczko!
- Wiesz już, co byś chciała? – spytała, przeglądając swoje menu. Uniosła do góry brwi, zdziwiona jego poważnym tonem i zastanowiłam się chwilkę.
- Myślę, że czekolada będzie dobrym pomysłem – powiedziałam. Kiwnął głową i spojrzał w bok, gdzie akurat za szybą przebiegała grupka chłopaków w jego wieku. Podążyłam za jego wzrokiem, przez chwilę obserwując jak dzieciaki wbiegają do sklepu mojego wujka, śmiejąc się.
Niezręczność całej sytuacji stawała się nieznośna, więc rozejrzałam się za kelnerką. Kiedy przyszła, Milton wciąż wpatrywał się w widoki za oknem. Wydawało mi się, że dosłownie przez sekundę na jego twarzy pojawił się lekki zawód.

Chyba jednak nie do końca tak chciałby spędzić ten dzień.

Uśmiechnęłam się do pulchnej kobietki, ubranej w biały fartuszek.
- Co podać? – spytała wesoło.
Zerknęłam na Miltona, który odwrócił się szybko od szyby, jakby właśnie uświadomił sobie, że wpadł w zamyślenie. Pomyślałam, że może i sam wpadł na pomysł tej całej „randki”, ale – choć świetnie udawał, że nie interesują go zabawy – wciąż był dwunastoletnim chłopcem. Postanowiłam więc, że trzeba przejąć kontrolę nad sytuacją i skierować ją na przyjemniejsze dla niego tory, bo sam by tego nie zrobił.
- Poprosimy największą porcję lodów, jaką macie – powiedziałam z uśmiechem. Otworzył szeroko oczy, spoglądając na mnie.
- Jakie smaki? – spytała kelnerka.
- Wszystkie – wyrwał się Milton ochoczo. Chyba perspektywa ogromnej góry lodów podziałała na niego ożywczo. Kiwnęłam głową, a kelnerka zanotowała wszystko w swoim kajecie i odeszła.
Wróciła kilka minut później, niosąc wielką, kryształową misę, wypełnioną po brzegi gałkami lodów. Widziałam zielone o smaku pistacji, różowe truskawkowe, niebieskie miętowe, białe śmietankowe, brązowe czekoladowe i wiele innych, których smaków nie znałam. Wszystko to obsypane wiórkami kokosowymi i płatkami ciasteczek. Gdzieniegdzie powciskane zostały jeszcze słone krakersy i słodkie cukierki. Dwie srebrne łyżeczki wystawały z boków misy.

Istna bomba cukrowa.

Kobieta sapnęła. Podejrzewałam, że nie był to najlżejszy deser lodowy. Przetarła dłonią czoło i wróciła na zaplecze.
Spojrzałam na Miltona. Jego oczy dosłownie błyszczały szczęściem, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wyglądał jak najszczęśliwsze dziecko na świecie. Uśmiechnęłam się lekko, łapiąc za łyżeczkę.
- Chyba nie damy rady tyle zjeść – powiedziałam, nabierając trochę lodów truskawkowych.
- Mów za siebie – odparł chłopiec, wypełniając usta czekoladowym smakiem.
Ucieszyłam się, kiedy się rozluźnił. Choć już zaczynał mnie boleć brzuch na myśl o czekającym mnie lodowym wyzwaniu.

~*~

Julia, jeśli w ogóle zauważyła napięcie, rosnące pomiędzy Brandonem i Albusem, nie zwracała na nie uwagi. Cały czas opowiadała różne historie z udziałem ich obu, chcąc najwyraźniej przybliżyć im postać tego drugiego. Nawet nie brała pod uwagę, że mogli nie chcieć ich słuchać. Jednak żaden z nich nie powiedział ani słowa. Kiedy Roberro się zmęczyła, postanowili wejść do Trzech Mioteł by napić się kremowego piwa.
Albus cały czas obserwował Brandona i wiedział, że i on obserwował jego. I może Julia nie widziała, jakim zaborczym ruchem blondyn oplatał jej talię, albo jak delikatnie odciągał ją od Albusa, gdy za bardzo się do niego zbliżyła. Ale on widział. Podobnie jak dostrzegał każde spojrzenie Brandona, które posyłał mu przy pocałunku z dziewczyną. Wiedział, że blondyn dawał mu tym do zrozumienia, gdzie jego miejsce, że jest tylko głupim chłopakiem, który dał się złapać w to całe friendzone.
Zaciskał więc dłonie w kieszeniach dżinsów i starał się nie zwracać na to uwagi.
Przepuścili Julię w drzwiach, a wtedy Brandon stanął przed Albusem i zatrzymał go pchnięciem w klatkę piersiową. Albus wywrócił oczami młynka, cofając się o krok. Spojrzał na Brandona, którego mina wyrażała niezadowolenie.
- Myślisz, że nie wiem, o co ci chodzi? – spytał blondyn.
Potter zmrużył powieki, przechylając lekko głowę.
- A o co mi chodzi?
- Chcesz ją wykorzystać. Ale ci na to nie pozwolę. Ona jest moja, rozumiesz? – warknął Brandon.
Albus uniósł do góry brew. Nie spodobał mu się ton z jakim odzywał się do niego Brandon. I nie tylko to, blondyn nie miał prawa nazywać Julii „swoją”.

Ciekawe co powiedziałaby na to Julia.

Gryfon zbliżył się do chłopaka.
- Nie wiesz, o czym mówisz – powiedział spokojnie. – I zapewniam cię, że Julia nie jest twoją własnością.
- Trzymaj się od niej z daleka! – wysyczał Brandon, wprost do ucha Albusa. Szatyn spojrzał w jego szare oczy, uśmiechając się półgębkiem.
- Bo co? – zapytał zadziornie, a następnie szturchnął blondyna ramieniem, wchodząc do knajpy. Usłyszał jeszcze jak ten przeklina, po czym odszukał wzrokiem dziewczynę. Zamawiała właśnie trzy kufle piwa. Obejrzała się i pomachała do niego, wskazując palcem wolne miejsce pod oknem.
Odmachał jej, ale nie usiadł na drewnianej ławie. Zamiast tego podszedł do niej i pomógł jej zanieść napoje na stół. Brandon zjawił się chwilę później, zaciskając usta w wąską linię.
Julia uśmiechnęła się do niego i dała mu całusa, na co Albus dyskretnie odwrócił wzrok, udając, że zaciekawiło go coś innego.
- Coś się stało? – spytała dziewczyna, dostrzegając napięcie, w jakim znajdował się jej chłopak.
- Wszystko w porządku – powiedział, uśmiechając się sztywno. Patrzył na Albusa, który spokojnie pił swoje piwo. Po scenie przed drzwiami zyskał w obecności Brandona nieco pewności siebie.
- Na pewno?
- Tak – odpowiedział przez zaciśnięte zęby.
Julia przestała drążyć temat i napiła się piwa. Albus uśmiechnął się i mrugnął do niej, czym jeszcze bardziej zdenerwował Brandona. Blondyn położył swoją dłoń na biodrze Julii, a Albus przełknął ślinę.

~*~

Perspektywa Rose

 Byłam pełna i miałam wrażenie, że nie będę w stanie podnieść się z krzesła. Tymczasem Milton najwyraźniej jeszcze nie skończył. Jadł i jadł, wcale nie myśląc o bólu brzucha. Sapnęłam, odchylając się na oparcie.
- Nie dam rady zjeść więcej – powiedziałam. Chłopiec uśmiechnął się, wpychając do buzi kolejną porcję. – Gdzie ty to mieścisz? – spytałam, szczerze zaciekawiona. Zjadł więcej ode mnie i nawet się przy tym nie zmęczył!
- Cienias jesteś – stwierdził. Otworzyłam usta w zadziwieniu i zaśmiałam się głośno.
- Jasne – powiedziałam.
- To… co chcesz robić później? – spytał, spoglądając na mnie niebieskimi oczami. Miał twarz ubrudzoną lodami, ale mimo tego wyglądał uroczo.

Najmilszy Ślizgon jakiego znam.

Zmrużyłam powieki, zastanawiając się nad odpowiedzią. Tak naprawdę dokładnie wiedziałam, co chcę robić. Coś, co i jemu sprawi przyjemność.
- Co myślisz o przeglądzie nowości w „Magicznych dowcipach”?
Błysk w jego oku był tym, czego potrzebowałam.

~*~

W Trzech Miotłach siedzieli dobrą godzinę. Kiedy mieli już zbierać się do wyjścia, Brandon wstał z zamiarem skorzystania z toalety. Niechętnie zostawiał Albusa i Julię samych, ale nie mógł nic poradzić na potrzeby natury fizjologicznej. Na odchodnym pocałował Julię namiętnie, po raz kolejny pokazując Albusowi, gdzie jego miejsce.
- Więc… jak wam się układa? – zagadnął Gryfon, kiedy blondyn zniknął z zasięgu ich wzroku.
- Jest dobrze. Brandon się o mnie troszczy i rozpieszcza mnie upominkami – odpowiedziała Julia z uśmiechem.
Albus na krótko uniósł brwi, sygnalizując zdziwienie. Dopił resztki piwa.
– Co? – zapytała Julia, dostrzegając zmianę w wyrazie jego twarzy. Zmrużyła powieki, kiedy pokręcił głową. – No mów! – zawołała wesoło.
- Nie wydaje ci się, że jest… no nie wiem… trochę zaborczy? – spytał, niby od niechcenia.
- Nie. Dlaczego? – zdziwiła się.
Potter odstawił kufel z cichym stuknięciem. Okręcił go dwa razy dookoła i podniósł wzrok na brązowe tęczówki Julii.
- Nie wiem… Po prostu sposób w jaki cię trzyma… Jakbyś była jego własnością – powiedział spokojnie, choć czuł jak serce wali mu w piersiach. Nie wiedział, czego spodziewać się po Julii.
Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się badawczo.
- Co chcesz powiedzieć? – spytała.
- To, że nie traktuje cię tak, jak na to zasługujesz. Daje ci upominki, troszczy się o ciebie… tylko ci się tak wydaje. Dla mnie wygląda to na zwykłe, perfidne zagranie, żeby dostać to, czego chce – odpowiedział.
- A czego mógłby chcieć?
Julia spojrzała w jego oczy, wytrzymując twarde spojrzenie.
- Myślę, że wiesz – powiedział Albus, próbując nie opuścić wzroku.
Parsknęła, ni to ze śmiechu, ni z zażenowania.
- To niedorzeczne – stwierdziła. – Znam Brandona i wiem, że nie zrobiłby czegoś takiego.
- Jak długo go znasz? – zapytał.
- Wystarczająco!
- Za krótko, żeby stwierdzać, o co mu tak naprawdę chodzi – powiedział.
- A ty skąd możesz wiedzieć? – zapytała, dostając rumieńców. – Też go nie znasz. I ciebie znam równie długo, jak jego, więc skąd mam mieć pewność, że ty niczego ode mnie nie chcesz? Brandon mówił mi, że jesteś podejrzany, ale mu nie wierzyłam! Jednak teraz widzę, że mógł mieć rację – powiedziała, wstając. Albus zareagował bardzo szybko. Chwycił ja za dłoń, zmuszając, by się zatrzymała.
- Zaczekaj – powiedział. Wziął głęboki oddech i spróbował uspokoić szybko bijące serce. Przymknął powieki. – Chodziło mi o to, że zasługujesz na kogoś, kto cię będzie doceniał.
- Na kogoś takiego jak ty? – prychnęła, pełna irytacji.
Albus otworzył oczy, spoglądając na nią. Uderzyło ją z jaką namiętnością na nią patrzył. Cofnęła się o krok, kiedy dotarło do niej, dlaczego dostrzegła w jego tęczówkach tyle skrywanych do tej pory emocji.
- Oh… - szepnęła, tracąc rezon. – Al… wiesz, że… Myślałam, że się przyjaźnimy.
Potter zaśmiał się krótko, z zażenowaniem. Puścił jej dłoń, przecierając palcami twarz. Tragizm tej sytuacji był wręcz komiczny.

Groteskowy.

 Poczuł się, jakby wymierzyła mu policzek. Mogła jeszcze splunąć, tak dla lepszego efektu końcowego.
Spojrzał na nią, nie odzywając się ani słowem. Ona też na niego patrzyła, przez chwilę zastanawiając się, co powinna powiedzieć.
- Jestem z Brandonem.
- Nie dało się tego przeoczyć – burknął w odpowiedzi, mając na myśli wszystkie pocałunki i pieszczoty, jakie Julia i blondyn wymienili w przeciągu tych kilku godzin.
Roberro westchnęła.
- Przepraszam – szepnęła tylko, zanim dołączył do nich Brandon.
- Idziemy? – zapytał ponuro. Chwycił dziewczynę za dłoń i pociągnął w stronę wyjścia.
Albus nie ruszył się nawet na krok, a oni się nie odwrócili. Wyszli, zostawiając go samego.

~*~

Perspektywa Rose

Wracaliśmy do zamku, kiedy natknęliśmy się na Albusa. Siedział przed Trzema Miotłami, najwyraźniej niezbyt zainteresowany tym, co działo się dookoła niego. Zatrzymałam się na chwilę, prosząc Miltona, by na mnie poczekał.
- Hej, Al. Wszystko okej? Wyglądasz na przybitego – powiedziałam, podchodząc do kuzyna. Drgnął, jakbym wyrwała go z drzemki i spojrzał na mnie zamglonymi oczami. Po chwili patrzył już bardziej przytomnie.
- W porządku – stwierdził. – A właściwie to nic nie jest w porządku – dodał po chwili.
- Chcesz o tym porozmawiać? – spytałam.
Zerknął na chłopca, stojącego za mną.
- Nie specjalnie – odparł. Kiwnęłam głową.
- Odprowadzę Miltona i wracam do Pokoju Wspólnego, gdybyś zmienił zdanie – powiedziałam. Pokiwał głową, jak ja wcześniej, i znów zagłębił się w swoich myślach.
Westchnęłam i wróciłam do Ślizgona.
- Wiesz, że nie musisz mnie odprowadzać – powiedział chłopiec. Objęłam go ramieniem, uśmiechając się.
- Wiem, ale chcę zobaczyć minę Malfoya, kiedy mu powiesz, że świetnie się bawiliśmy – odparłam. Milton zaśmiał się głośno. Zdążył mi opowiedzieć o swoich relacjach ze Scorpiusem Malfoyem, dzięki czemu wiedziałam, że wcale się go nie bał. Za samo to miał u mnie wielkiego plusa.
 Ostatni raz spojrzałam ponad ramieniem na Pottera. Siedział tam, gdzie go zostawiliśmy. Tylko przez chwilę zastanowiłam się, co mogło spowodować jego smutek, ale zaraz potem Ślizgon zaczął opowiadać dowcipy.

~*~

- Nie odprowadziłam go do lochów, oczywiście. Byłoby to podejrzane, gdybym się tam z nim pojawiła. Poza tym… nie będę odprowadzać dwunastolatka – powiedziała Rose, poprawiając się na łóżku.
- A co z Malfoyem? – spytała Shila, zafascynowana opowieścią.
- Nie spotkałam go, ale mogę przypuszczać, jak to się potoczyło w Slytherinie – odparła, uśmiechając się pod nosem. – Jakby nie było, sądził, że to będzie totalna katastrofa. Tymczasem naprawdę miło spędziłam czas. Będę się tym napawać w poniedziałek na lekcjach.
Shila zaśmiała się, ale zaraz obie spoważniały.
- Ciekawe co się stało Albusowi – powiedziała Shi.
- Porozmawiam z nim jutro.
Ishihara pokiwała głową.
- Myślisz, że to miało coś wspólnego z tą… jak jej tam… Julią? – zapytała.
Rose wzruszyła ramionami, choć przeszło jej to przez myśl. Wiedziały z Shilą, co czuł chłopak i przypuszczały, że spotkanie z Julią i jej chłopakiem niekoniecznie musiało być dobrym pomysłem.
- Nie wiem. Prawdopodobnie – powiedziała Rose. – Jestem zmęczona. Idę spać – dodała po chwili, ziewając. Odłożyła księgę z runami i weszła pod kołdrę.
- Jasne. Dobranoc.

- Dobranoc.


***

Tak, jestem okropna, wiem. Notki nie było 2 miesiące i nagle wyskakuję Wam z czymś, gdzie prawie w ogóle nie ma Scorpiusa!? Jak Wy to przeżyjecie? :) Mam nadzieję, że choć trochę się Wam podobało. Ja osobiście jestem zadowolona. Choć muszę przyznać, że pisanie tego szło mi bardzo mozolnie. Niemal tak mozolnie jak Albusowi zbieranie się do wyjścia :)

Życzę Wesołego Alleluja wszystkim!

I zapraszam na mojego FACEBOOKA, gdzie najszybciej dowiecie się o nowościach, postępach w pisaniu i ogólnie - co u mnie słychać. Możecie mnie tam zasypywać pytaniami, odpowiem na (chyba) wszystkie :) I nie wstydźcie się komentować i lajkować, to naprawdę motywuje :) 

Pozdrawiam i dobrej nocy życzę.