26 września 2013

44. O szpiegowaniu, SUMach i środkach przeciwbólowych

            Rose stanęła przed filią Magicznych dowcipów Weasleyów, mieszczącą się w zamkniętym już od dawna starym lokalu Zonka w Hogsmeade. Wejście wyglądało nieco inaczej niż to w sklepie na Pokątnej: nad podwójnymi drzwiami znajdował się jedynie ogromny, czarny cylinder, który pęczniał, kiedy ktoś podchodził do budynku i wybuchał z głośnym hukiem, wyrzucając w powietrze kolorowe konfetti oraz różnego rodzaju cukierki z asortymentu sklepu. Ruda chwyciła jeden prostokącik w dłoń i rozprostowała palce, rozpoznając w słodyczach gigantojęzyczne toffi. Schowała cukierka do kieszeni i podeszła do szklanych drzwi, popychając je do środka.
            Wchodząc do sklepu Weasleyów każdy czuł się tak, jakby wkroczył do cudownej krainy szczęścia i śmiechu. Wnętrze buchało wręcz życiem i kolorami, ze wszystkich stron dochodziły odgłosy rozochoconych klientów, w większości uczniów Hogwartu. Najwidoczniej w sklepie musiała pojawić się nowa dostawa, bo dzieciaków było więcej niż zazwyczaj. Ruda rozejrzała się dookoła, dostrzegając w tłumie Tessę. Przeciskając się między ludźmi, Rose podeszła do drewnianej lady i zawołała ją.
            - Rose! Cześć. Miło cię widzieć. Potrzebujesz czegoś? – spytała Tessa, pakując samosprawdzające pióro, które kupił jakiś pierwszoklasista, w ozdobny papier. Gryfonka przestąpiła z nogi na nogę, stukając nerwowo palcami w blat.
            - Możemy porozmawiać na osobności? – zapytała. Dziewczyna oddała pakunek chłopcu i kiwnęła głową. Rose przyjrzała się jej: Tessa miała idealnie proste, blond włosy, w które zawsze wczepiała kolorowe pasemko; tego dnia było fioletowe. Musiała w dzieciństwie złamać nos, bo teraz był nieco krzywy. Weasley zawsze interesowało dlaczego Tessa nie poddała się żadnemu zabiegowi, który by to naprawił, ale nigdy ją o to nie zapytała. Wychodziła bowiem z założenia, że to nie jej sprawa. Stanęły obok wyjścia na zaplecze, gdzie znalazły nieco wolnej przestrzeni, z dala od wścibskich uczniaków.
            - Co jest? – zapytała Tessa, podpierając się pod boki i zagryzając dolną wargę.
            - Wciąż prowadzicie rejestr sprzedaży produktów niebezpiecznych? – Rose doskonale wiedziała, że odpowiedź będzie twierdząca. To jej matka podsunęła ten pomysł ojcu, kiedy ten zajął się prowadzeniem sklepu wraz z wujkiem Georgem. Nigdy specjalnie nie przepadała za Magicznymi dowcipami Weasleyów, więc kiedy tylko ojciec się na to zgodził, od razu podsunęła mu pod nos gotową listę z produktami, które według niej stanowiły zagrożenie.
            - Tak – odpowiedziała Tessa.
            - Czy swędzący proszek znajduje się na liście? – zapytała. Nie znała dokładnie całego spisu produktów niebezpiecznych, nigdy się tym nie interesowała, bo też rzadko korzystała z magicznych dowcipów, ale znając jej matkę, całkiem możliwe jest, że zmusiła ojca do wciągnięcia proszku na listę.
            - Tak, od niedawna – odparła Tessa, przestępując z nogi na nogę i krzyżując ręce na piersiach. – A co?
            - Mogłabyś mi powiedzieć, kto kupił swędzący proszek w ostatnich dniach?
            Brązowe oczy Tessy zmrużyły się niebezpiecznie, kiedy spojrzała na Rose z naganą.
            - Nie, Rose. Nie mogę ci tego powiedzieć, to poufne dane – powiedziała.
            - Ale to naprawdę ważne, Tessa. – Rose patrzyła na nią błagalnie, ale Tessa była nieugięta. Pokręciła głową.
            - Nie mogę, Rose. Mogłabym stracić pracę, gdyby ktoś się dowiedział.
            - Nikt się nie dowie.
            - Nie. A teraz wybacz, ale mam klientów – powiedziała stanowczo, wymijając ją i podchodząc do grupki zniecierpliwionych dzieciaków. Weasley patrzyła za nią zrezygnowanym wzrokiem. Westchnęła, spoglądając na drewniane drzwi, które miała za sobą. Prowadziły na zaplecze, gdzie oprócz magazynu z nie rozładowanym towarem, mieściła się także toaleta oraz biuro, w którym trzymano wszelka dokumentację. Zmarszczyła czoło, wpadając na szalony pomysł.

            A gdybym tak sama sprawdziła, kto kupił proszek?
            Nie, Rose! Nawet o tym nie myśl. To nie w twoim stylu. Tessa powiedziała, że nie może ci tego powiedzieć i koniec, kropka. Plan nie wypalił. Wracaj do Hogwartu i o tym zapomnij.
            Ale jak mam zapomnieć? O mało nie zdrapałam z siebie skóry! Ba! Niewiele brakowało, a zabiłabym bibliotekarkę!
            Nieważne, Rose. Ty tak nie robisz. Nie możesz nagle włamać się do biura wujka. To jest łamanie zasad!
            Aaa!

            Upewniwszy się, że Tessa jest zajęta, Rose otworzyła drzwi i wślizgnęła się do środka. Rozejrzała się dookoła, na prawo znajdowało się wejście do magazynu, a z lewej strony nieduży korytarz. Skręcając w lewo, minęła toaletę i weszła do gabinetu.
            Gabinet nie należał do dużych pomieszczeń, ale miał pełne wyposażenie. Pod ścianą po prawej znajdowały się półki, zastawione książkami i przedmiotami, z których wujek George był najbardziej dumny, jak prototyp kapelusza obronnego czy złośliwy teleskop. Po lewej zaś stała kanapa obita czerwonym materiałem. Po środku pokoju, tyłem do okna, stało biurko. To właśnie było pierwsze miejsce, w którym Rose zaczęła poszukiwania. Wysunęła szufladę, przeglądając jej zawartość, ale oprócz papierków po bombonierkach, nie znalazła nic interesującego. Już zabierała się do otworzenia szafki, kiedy jej wzrok padł na fotografię, stojącą na blacie.
            - Naprawdę byli identyczni – szepnęła, przyglądając się rozradowanym twarzom bliźniaków. Postacie na fotografii dokazywały, szturchając się i popychając, śmiejąc się wesoło. Zrobiło jej się przykro. W jej domu nie wspominało się imienia Freda. – Przepraszam, wujku George – powiedziała cicho, otwierając szafkę i zaglądając do środka. Znalazła tam grubą księgę, z twarda oprawą i złotymi okuciami.
            Spojrzała na drzwi, upewniając się, że są zamknięte, po czym chwyciła księgę i otworzyła ją. Na białych stronach widniały nazwiska klientów oraz nazwy produktów, które kupili. Uśmiechnęła się pod nosem, wiedząc, że to strzał w dziesiątkę. Nagle poczuła jak jej serce bije mocniej, a na czoło występują kropelki potu. Już zbyt długo znajdowała się w tym gabinecie, Tessa może tu wejść w każdej chwili. Pospiesznie przekartkowała zapiski, odnajdując te z zeszłego tygodnia i kilku następnych dni.
            Tylko trzy osoby kupiły swędzący proszek w ubiegłym tygodniu. Byli to: Phillip Davis, Gail Raven i Myrna Ferec. Rose rozejrzała się po blacie, szukając czegoś na czym mogłaby zapisać te nazwiska. Jak na złość nie znalazła ani jednego wolnego pergaminu, który nie wyglądałby na ważny. Chwyciła więc pióro i pospiesznie wypisała nazwiska na wewnętrznej stronie dłoni. Następnie zatrzasnęła księgę, odłożyła ją na miejsce, zatrzaskując drzwiczki szafki i położyła pióro tam, gdzie leżało. Podeszła do drzwi i jeszcze raz rozejrzała się dookoła, upewniając się, że nie ma tu żadnych śladów jej obecności.
            Była już niemal przy wyjściu do sklepu, kiedy drzwi otworzyły się i do korytarzyka weszła Tessa. Obie zastygły w bezruchu: Tessa zaskoczona widokiem Rose, Rose – przerażona. Myślała, że umrze na zawał, była niemal pewna, że Tessa słyszy bicie jej serca.
            - Co tu robisz, Rose? – spytała Tessa, badawczo obserwując Rudą. Weasley mrugnęła, po czym uśmiechnęła całkiem swobodnie, jak na okoliczności, i powiedziała pierwsze, co przyszło jej na myśl:
            - Byłam w toalecie. – Wskazała dłonią drzwi łazienki. Nie spuszczała wzroku z oczu Tessy i nie przestawała się uśmiechać, choć czuła, jak drgają jej mięśnie w policzku. Blondynka spojrzała w kierunku, który pokazywała Gryfonka i kiwnęła głową, przesuwając się w prawo, by umożliwić dziewczynie wyjście.
            - Jasne. Nie ma sprawy – powiedziała.
            - Już wychodzę. Miło było cię widzieć, Tess – rzekła Rose, wymijając ją pospiesznie i wychodząc ze sklepu.
            Tessa spojrzała na oddalającą się postać, po czym podeszła szybko do gabinetu i zajrzała do środka. Rozejrzała się dookoła, ale wszystko wyglądało tak, jak poprzednim razem. Nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć, machnęła dłonią i poszła do toalety.

~*~

            Rose weszła do Trzech Mioteł, gdzie czekały na nią Nicole i Shila. Obie miały przed sobą wielkie kufle z piwem kremowym. Trzeci kufel stał obok, nietknięty, i Rose domyśliła, że to dla niej. Przysiadła obok Shili i chwyciła napój, łapczywie upijając kilka łyków. Trzęsła się, podniecona faktem, że pierwszy raz złamała zasady z własnej woli.
            - Łoo! Spokojnie – powiedziała Shila, kiedy Weasley zachłysnęła się i odkaszlnęła. Położyła jej dłoń na ramieniu, gotowa pomóc. – Wszystko okej?
            - Nawet lepiej niż okej. – Ruda odstawiła kufel i uśmiechnęła się szeroko. Uniosła do góry dłoń i pokazała przyjaciółkom wewnętrzną stronę, gdzie znajdowały się nazwiska. Były nieco rozmazane, ale wciąż czytelne. – Nie mogę uwierzyć, że naprawdę się udało – powiedziała.
            - Super! Tessa dała ci te nazwiska? – zapytała Nicole, nachylając się nad stołem i opierając o blat łokcie.
            - Noo… niezupełnie – odpowiedziała Rose, kładąc rękę na stole i rozprostowując palce. – Ale je mam, to najważniejsze.
            - Czyżbyś się włamała? No nie poznaję koleżanki – zażartowała Shila, śmiejąc się głośno.
            - Cicho! Nikt nie musi wiedzieć. Poza tym, to był jedyny sposób, żeby je dostać – burknęła Weasley, poprawiając się na krześle. Przyciągnęła do siebie dłoń. – Phillip Davis, Gail Raven, Myrna Ferec. Mówi wam to coś? – spytała. Nicole potrzebowała chwili, żeby uporządkować w głowie wszystkich swoich znajomych, choć na koniec i tak jej odpowiedź pokrywała się z tym, co powiedziała Shila:
            - Nie mam zielonego pojęcia, kim są.
            - Może chociaż, z którego domu? Na pewno nie są z Gryffindoru, wiedziałabym – powiedziała Weasley, przypatrując się rozmazanym słowom.
            - Przykro mi, Rose. Nie znam ich – mruknęła Nicole. Rose westchnęła i przestała się uśmiechać.

            Wiedziałam, że to jest zbyt piękne. Zbyt łatwo poszło.

            - Jest tylko jedno miejsce, w którym mogłabyś się tego dowiedzieć – powiedziała Nicole po chwili ciszy. Rose i Shila podniosły na nią zaciekawione spojrzenia. – Szkolne archiwum.
            - To w szkole jest archiwum? – zapytała Shila. Tym razem to na nią spojrzano z zaskoczeniem. – No co? A niby skąd mam wiedzieć?
            - Archiwum jest ukryte pod biblioteką. Pani Pince ma do niego dostęp. Może jakbyś poprosiła, to by cię wpuściła. Szperania w archiwum nie jest zabronione, z tego co się orientuję – dokończyła Nicole, dopijając swoje kremowe piwo i oblizując usta, na których zebrała się resztka piany. Shila uniosła do góry brew.
            - Jakim cudem ja nic o tym nie wiem? – mruknęła.
            - Nie ma szans. Myślisz, że po wczorajszym pozwoli mi tam wejść? W najlepszym wypadku na mnie nawrzeszczy. To i tak cud, że nie zarobiłam szlabanu – marudziła Rose, okręcając swój kufel dookoła.
            - Zawsze możesz się włamać – zażartowała Shila, uśmiechając się do niej głupkowato i poruszając zabawnie brwiami. Weasley spojrzała na nią z politowaniem.
            - To nie to samo co włamanie się do rodzinnego sklepu. Tu najwyżej ojciec da mi wieczny szlaban. Włam do szkolnego archiwum to raczej prośba o wyrzucenie – powiedziała poważnym tonem, upijając kilka łyków piwa. Nicole westchnęła, przyglądając się blatowi stołu. Zapanowała cisza.
            Rose myślała nad tym, czy nie powinna poddać się i zaprzestać szukania osoby, która ją tak potraktowała. Właściwie nie wiedziała, co by zrobiła z tą wiedzą. Przecież nie jest osobą, która się mści… no, może ta zasada nie dotyczy Malfoya, ale z nim przynajmniej wszystko jest proste i jawne. Nikt się nie ukrywa, a Malfoy zawsze szczyci się swoimi dokonaniami. To nie to samo, co nasmarowanie kogoś swędzącym proszkiem i zniknięcie jak duch.
            - Co to w ogóle za imię „Myrna”? – zażartowała Ishihara i wszystkie zaczęły się śmiać.

~*~

            Hugo uśmiechnął się do Daisy, która przyglądała mu się od kilku minut, bawiąc się swoim wisiorkiem.
            - Myślałem, że go zgubiłaś – powiedział, spoglądając na półksiężyc w jej dłoniach. Otworzyła szerzej oczy i wypuściła zawieszkę z dłoni.
            - E… znalazłam go w łazience pod umywalką. Musiał mi się zerwać, a ja nie zauważyłam. Niezdara ze mnie – odpowiedziała, wywracając oczami i uśmiechając się słodko. Po chwili przekrzywiła głowę i spojrzała na niego niewinnie: - Masz ochotę na mały sparing? – spytała.
            Uniósł do góry brew, rozglądając się dookoła. Siedzieli w starej sali do transmutacji, od dawna nieużywanej. Gruba warstwa kurzu pokrywała stoliki i krzesła, za wyjątkiem tych dwóch, których używali do nauki. Zbliżały się SUMy i wraz z Daisy postanowili razem przygotowywać się do egzaminów, a stara sala była ich bazą.
            - Tutaj? – zapytał. Daisy kiwnęła głową, po czym zeskoczyła ze stolika i machnięciem różdżki zaczęła przesuwać pozostałe meble, aby ustawić je pod ścianą. W ten sposób uzyskała wolną przestrzeń na środku pomieszczenia. Następnie stanęła niedaleko i skinęła na niego. - Poćwiczymy zaklęcia tarczy i podstawowe zaklęcia ofensywne. Nic, co wpakuje nas do Skrzydła Szpitalnego.
            Weasley spojrzał na nią niepewnie, ale mimo to wstał ze swojego miejsca.
            - Chyba że się boisz, że skopię ci tyłek. To zrozumiałe…
            - Zobaczymy kto komu skopie tyłek – powiedział Weasley, nie mogąc ukryć uśmiechu. Stanął naprzeciwko niej i wyjął z kieszeni różdżkę. Crawford uśmiechnęła się niewinnie, a następnie szybko i sprawnie posłała w jego stronę Drętwotę.
            - Protego1. – Hugo zareagował z odpowiednim refleksem i udało mu się uniknąć zaklęcia. Nim jednak zdążył zorientować się w sytuacji, Daisy już wymawiała kolejną formułę:
            - Petrificus totalus2.
            - Protego. Grasz nieczysto, Crawford – zaśmiał się Hugo. – Expelliarmus3! – zawołał, kierując koniec różdżki wprost na Daisy, która zgrabnie odskoczyła w bok. Smuga zaklęcia uderzyła w ścianę za nią. Odwróciła się tylko na moment, aby upewnić się, że mur nie został uszkodzony, ale skończyło się tylko na wzniesieniu chmury kurzu. – Nie mieliśmy przypadkiem ćwiczyć zaklęć tarczy? – zapytał rozbawiony. Daisy wzruszyła ramionami.
            - Jęzlep4powiedziała. Hugo odbił zaklęcie, a potem zaczął się śmiać, czym tylko zdenerwował Daisy. Warknęła cicho i machnęła różdżką. – Expelliarmus! Drętwota!
            - Okej, okej, nie denerwuj się tak! – zawołał, wyczarowując tarczę. Daisy stała niedaleko z naburmuszoną miną.
            - Nie śmiej się ze mnie – powiedziała.
            - Nie śmieję się! – zaoponował, ale zamiast pokazać, że poważnie traktuje jej oskarżenia, nie mógł powstrzymać śmiechu. Uniosła do góry brew.
            - Rictusempra!5Śmiejąc się, Hugo nie zdążył wyczarować tarczy. Udało mu się jednak schylić i uniknąć zaklęcia. Spojrzał za siebie, obserwując jak ławki, które oberwały zaklęciem, przewracają się.
– A co się stało z „nic, co wpakuje nas do Skrzydła Szpitalnego”? – mruknął. Następnie podniósł się z klęczek i rzucił w stronę Daisy:
            - Immobilus!6
            - Protego! Expelliarmus!
            Tym razem Hugonowi nie udało się odbić zaklęcia. Poczuł jak niewidzialna siła uderza w jego dłoń, a następnie wyrywa mu różdżkę. Powędrował za nią wzrokiem, zauważając, że upadła pod drzwiami, jednak nim zdążył podbiec i chwycić ją, Daisy wypowiedziała ostatnie zaklęcie:
            - Levicorpus7.
            Coś chwyciło Weasleya za nogę i nim się spostrzegł, sala zawirowała mu przed oczami, a on – wydając z siebie krótki krzyk zaskoczenia – zawisł głową w dół, trzymany niewidzialną ręką za kostkę. Jego szata zaszeleściła tylko, kiedy opadła w dół, zasłaniając mu widok. Próbując jakoś odnaleźć się w sytuacji, machnął rękami, odgarniając poły szaty. Daisy stała niedaleko, z rękami na biodrach, uśmiechając się szeroko.
            - I kto tu komu skopał tyłek, panie Weasley? – zapytała, zadowolona z faktu, że udało jej się go unieruchomić. Parsknął tylko.
            - Grałaś nie fair – powiedział.
            - A kto powiedział, że w prawdziwym pojedynku wszystko jest fair? – spytała, podchodząc do niego powoli. Uklękła, a jego twarz znalazła się na wysokości jej twarzy. – Musisz przyznać… pokonałam cię.
            - Szczęśliwy traf – powiedział, krzyżując ręce na piersi.
            - Oj, chyba nie – przedrzeźniała go.
            - Właśnie, że tak.
            - Po prostu nie chcesz przyznać się do tego, że przegrałeś z dziewczyną.
            - Dawałem ci fory – mówił dalej, naburmuszony. Uśmiechnęła się i pocałowała go, kładąc swoje dłonie na jego policzkach. Rozluźnił się nieco, a kiedy się odsunęła, zapytał:
            - Mogłabyś mnie już postawić na ziemię? Zaczyna mnie bolec głowa.
            Daisy zaśmiała się głośno, przymykając oczy. Następnie podniosła dłoń z różdżką i powiedziała:
            - Liberacorpus8.
            Hugo stanął znów na własnych nogach.
            - To nie jest zabawne – powiedział, podchodząc do swojej różdżki i podnosząc ją z ziemi. Daisy wstała z klęczek i podeszła do niego, wspinając się na palce i całując go. Mruknął cicho z zadowolenia. – Okej… wybaczam.

~*~

            Scorpius siedział w Pokoju Wspólnym, próbując nie krzywić się z bólu za każdym razem, kiedy musiał się poruszyć. Poprzedniej nocy mocno oberwał, kiedy podczas pojedynku jeden koleś odepchnął go zaklęciem. Spadł w podestu, uderzając w podłogę z taką siłą, że przez chwilę nie był pewny czy wszystkie członki ma na miejscu. Żebra bolały go przy oddychaniu, a kiedy zdejmował koszulkę mógł oglądać fioletowe wzory, szpecące jego bladą skórę. Oczywiście zemścił się na swoim przeciwniku.
            Próbował skupić się na czytaniu książki, którą otrzymał od rodziców na Boże Narodzenie. Minęło już tyle czasu, a on nawet nie skończył pierwszego rozdziału. Każde obrócenie kartki wywoływało kolejny ból ramienia i tak, mógłby pójść do dormitorium i położyć się w wygodnym łóżku, otaczając się miękkimi poduszkami, ale czekał na Damiana, a ten – jak na złość – nie wracał.
            Kiedy po raz setny sapnął, poirytowany czekaniem, podeszła do niego Ivonne Benedict z piątego roku i, siadając na kanapie obok, położyła na stoliku zieloną fiolkę.
            - Proszę – powiedziała, osuwając się na oparcie. Założyła nogę na nogę i uśmiechnęła się do niego. Spojrzał na buteleczkę.
            - Co to jest? – zapytał.
            - Środek przeciwbólowy – oznajmiła z wesołym uśmiechem. Zmrużył powieki, przyglądając się jej i doszukując się złych intencji. – Daj spokój, nie chcę cię otruć. Widzę jak się krzywisz, a sądząc po tym, jak wczoraj potraktował cię ten Puchon, musisz być nieźle poobijany. Oferuję pomoc – powiedziała. Scorpius szybko przewinął w głowie wspomnienia poprzedniej nocy, przywołując obraz Ivonne. Nie brała udziału w turnieju, ale była tam i obserwowała. Sięgnął po fiolkę i przystawił ją do ust. Nie spuszczając wzorku ze spokojnych oczu Benedict, przechylił buteleczkę i wypił jej zawartość.
            Niemal natychmiast odczuł wyraźną ulgę. Wziąwszy głęboki oddech nie poczuł bólu, dzięki czemu humor nieco mu się poprawił. Spojrzał na Ivonne.
            - Dzięki – powiedział.
            - Nie ma za co. – Uśmiechnęła się słodko. Miała owalną twarz, z nieco zbyt mocno wystającym podbródkiem. Mimo to wyglądała ładnie, z brązowymi oczami, zgrabnym nosem i zaróżowionymi policzkami. Całość dopełniały brązowe, gęste włosy, opadające falami na ramiona.
            Machała beztrosko nogą, czym zwróciła jego uwagę. Spojrzał na zgrabne, szczupłe łydki, wystające spod spódniczki szkolnego mundurka, przesuwając wzrokiem w górę aż do krawędzi spódnicy. Przekrzywił głowę, mimowolnie przypominając sobie inne nogi, które od niedawna podziwiał. Sam nie wiedział, dlaczego porównał nogi Ivonne Benedict do nóg Rose Weasley, tak się po prostu stało. Zauważył, że uda Benedict są nieco większe od Weasley i mniej umięśnione.

            Dlaczego w ogóle myślisz o Weasley, mając przed sobą Ivonne Benedict?!

            Odepchnął szybko obraz Weasley, skrycie obawiając się, że mógłby zacząć porównywać ją całą ze Ślizgonką. Bynajmniej nie bał się samego porównania, przerażała go raczej myśl do jakich wniosków mógłby dojść. Ostatnio sny z Weasley były coraz częstsze, nie potrzebował dodatkowo się nakręcać.

            Może Benedict będzie dobrą odskocznią?

            - Masz ochotę na drinka? – spytał, uśmiechając się. Ivonne uniosła do góry brew, również odpowiadając uśmiechem. W jej oku pojawił się zadziorny błysk, który tylko zachęcił Scorpiusa.

~*~

            - I jak wam idzie? – spytała McGonagall, wchodząc do lochów, gdzie w jednej z opuszczonych sal siedzieli Neville Longbottom oraz Berenika Haisting.
            Komnata była słabo oświetlona i niemal całkowicie pozbawiona mebli. Znajdowały się tam jedynie cztery krzesła oraz stół, na którym leżała stara, drewniana skrzynka. Przyglądając się bliżej można było dostrzec symbole i znaki, wyryte w drewnie. Metalowe okucia odbijały światło padające z kilku pochodni, a magiczna aura, chroniąca zawartość, powodowała gnicie stołu.
            - Ani drgnie – powiedział Longbottom, mając na myśli skrzynię. Wyjęli ją z Haisting kilka dni wcześniej z ziemi, z miejsca, w którym trawa była spalona, a zwierzęta martwe. Musieli użyć bardzo mocnych zaklęć ochronnych, ale i tak odczuwali ból i zmęczenie.
            Dyrektorka przyjrzała się skrzynce. Zabezpieczyli całą salę, a mimo to niszczące działanie zaklęcia rzuconego na skrzynię wciąż dało się zauważyć. Oprócz tego pojemnik emanował wrogością. McGonagall nie potrafiła tego dokładnie opisać, ale czuła niepokój, ilekroć spoglądała na drewniany kufer. Coś, co znajdowało się w środku, było złe, przesiąknięte czarną magią i żądne krwi.
            - Może powinniśmy zapytać Fredricka? – spytała Berenika, mając na myśli profesora Obrony Przed Czarną Magią. – W końcu to jego działka… - dodała, spoglądając niepewnie na skrzynię. Ona także wyczuwała zło, czające się w środku. McGonagall pokiwała głową.
            - Dobrze. Spytajcie Fredricka. Jeśli nie uda wam się ustalić, co to jest, skontaktuję się z Ministerstwem Magii. – powiedziała. Neville i Berenika kiwnęli głowami. – Do tego czasu musimy przenieść skrzynię w jakieś bezpieczniejsze miejsce.


1 Protego – zaklęcie tarczy; wyczarowuje niewidzialną tarczę, która pozwala na zatrzymanie zaklęcia
2 Petrificus totalus – paraliżuje przeciwnika
3 Expelliarmus – zaklęcie rozbrajające.
4 Jęzlep – uniemożliwia mówienie poprzez przylepienie języka do podniebienia.
5 Rictusempra – w tym przypadku: odpycha przeciwnika
6 Immobilus – spowalnia
7 Levicorpus – unosi ofiarę za kostkę
8 Liberacorpus – niweluje działanie Levicorpus

Posługując się zaklęciami, wspomagam się wiedzą z Wikipedii. Wszelkie zaklęcia zostały wymyślone przez Rowling :) 

~*~

Przepraszam za zwłokę, ale wciąż coś ktoś ode mnie chce i nie mogę się odpędzić od tych ludzi. A to iść tam, a to zrobić to, masakra jakaś. W końcu udało mi się dokończyć rozdział i jestem z niego nawet zadowolona. 
Stwierdziłam, że zaczęła mi się robić z tego mugolska szkoła, dlatego wrzuciłam trochę czarów. Mam nadzieję, że ten fragment przypadł Wam do gustu. 
Oczywiście sprawa ze swędzącym proszkiem nie została jeszcze zakończona, ale rozłożyłam ją na dwa rozdziały, żeby trochę wydłużyć Licencję. W przeciwnym razie skończyłaby się bardzo szybko. A tak, może kilka rozdziałów więcej uda mi się napisać :) 
Pewnie zastanawiacie się, co - do cholery - robi tam ta cała Ivonne? A więc... musiałam dać Scorpiusowi jakąś laskę, bo się chłopaczyna trochę stęsknił za kobiecym ciałem. Poza tym Scorpius to Scorpius... musi mieć jakąś rozrywkę. Sami rozumiecie... A jak to wpłynie na jego relacje z Rose? Hmm... nie powiem :P

Wiem, że trochę... porozrzucane są te historie. Raz jest Rose, raz Hugo, raz Scorpius, ale to jest Licencja na miłość i głównym jej zamysłem było pokazanie wszystkich postaci i ich miłosnych rozterek (choć niezaprzeczalnie to Rose i Scorpius są tutaj główną parą). Mam nadzieję, że mi to wybaczycie :)

Mam nadzieję, że Wam się podobało. 

A, i muszę się Wam pochwalić: oficjalnie jestem już studentką drugiego roku! Ha! 
Rozwaliłam system, dosłownie, kiedy zarypałam 4 z biochemii :) Nikt się tego nie spodziewał! Bazinga! 



EDIT 17.11.2013   18:51

Co do powtarzających się pytań o nowy rozdział, odpowiadam: już kończę, została mi do napisania strona/dwie. Postaram się dopisać końcówkę na dniach, więc proszę Was o jeszcze trochę cierpliwości. 
A tymczasem, jeśli ktoś bardzo się stęsknił za moimi wypocinami i chciałby poczytać cokolwiek mojego autorstwa, to zapraszam TUTAJ. Stowarzyszenie MP co piątek organizuje Piątki Literackie i tym razem moja praca została opublikowana :) 
Przepraszam. Pozdrawiam.