Rose
stanęła przed filią Magicznych dowcipów
Weasleyów, mieszczącą się w zamkniętym już od dawna starym lokalu Zonka w
Hogsmeade. Wejście wyglądało nieco inaczej niż to w sklepie na Pokątnej: nad
podwójnymi drzwiami znajdował się jedynie ogromny, czarny cylinder, który
pęczniał, kiedy ktoś podchodził do budynku i wybuchał z głośnym hukiem,
wyrzucając w powietrze kolorowe konfetti oraz różnego rodzaju cukierki z
asortymentu sklepu. Ruda chwyciła jeden prostokącik w dłoń i rozprostowała
palce, rozpoznając w słodyczach gigantojęzyczne toffi. Schowała cukierka do
kieszeni i podeszła do szklanych drzwi, popychając je do środka.
Wchodząc do
sklepu Weasleyów każdy czuł się tak, jakby wkroczył do cudownej krainy
szczęścia i śmiechu. Wnętrze buchało wręcz życiem i kolorami, ze wszystkich
stron dochodziły odgłosy rozochoconych klientów, w większości uczniów Hogwartu.
Najwidoczniej w sklepie musiała pojawić się nowa dostawa, bo dzieciaków było
więcej niż zazwyczaj. Ruda rozejrzała się dookoła, dostrzegając w tłumie Tessę.
Przeciskając się między ludźmi, Rose podeszła do drewnianej lady i zawołała ją.
- Rose!
Cześć. Miło cię widzieć. Potrzebujesz czegoś? – spytała Tessa, pakując
samosprawdzające pióro, które kupił jakiś pierwszoklasista, w ozdobny papier.
Gryfonka przestąpiła z nogi na nogę, stukając nerwowo palcami w blat.
- Możemy
porozmawiać na osobności? – zapytała. Dziewczyna oddała pakunek chłopcu i
kiwnęła głową. Rose przyjrzała się jej: Tessa miała idealnie proste, blond
włosy, w które zawsze wczepiała kolorowe pasemko; tego dnia było fioletowe.
Musiała w dzieciństwie złamać nos, bo teraz był nieco krzywy. Weasley zawsze
interesowało dlaczego Tessa nie poddała się żadnemu zabiegowi, który by to
naprawił, ale nigdy ją o to nie zapytała. Wychodziła bowiem z założenia, że to
nie jej sprawa. Stanęły obok wyjścia na zaplecze, gdzie znalazły nieco wolnej
przestrzeni, z dala od wścibskich uczniaków.
- Co jest?
– zapytała Tessa, podpierając się pod boki i zagryzając dolną wargę.
- Wciąż
prowadzicie rejestr sprzedaży produktów niebezpiecznych? – Rose doskonale
wiedziała, że odpowiedź będzie twierdząca. To jej matka podsunęła ten pomysł
ojcu, kiedy ten zajął się prowadzeniem sklepu wraz z wujkiem Georgem. Nigdy specjalnie
nie przepadała za Magicznymi dowcipami
Weasleyów, więc kiedy tylko ojciec się na to zgodził, od razu podsunęła mu
pod nos gotową listę z produktami, które według niej stanowiły zagrożenie.
- Tak –
odpowiedziała Tessa.
- Czy
swędzący proszek znajduje się na liście? – zapytała. Nie znała dokładnie całego
spisu produktów niebezpiecznych, nigdy się tym nie interesowała, bo też rzadko
korzystała z magicznych dowcipów, ale znając jej matkę, całkiem możliwe jest,
że zmusiła ojca do wciągnięcia proszku na listę.
- Tak, od
niedawna – odparła Tessa, przestępując z nogi na nogę i krzyżując ręce na
piersiach. – A co?
- Mogłabyś
mi powiedzieć, kto kupił swędzący proszek w ostatnich dniach?
Brązowe
oczy Tessy zmrużyły się niebezpiecznie, kiedy spojrzała na Rose z naganą.
- Nie,
Rose. Nie mogę ci tego powiedzieć, to poufne dane – powiedziała.
- Ale to
naprawdę ważne, Tessa. – Rose patrzyła na nią błagalnie, ale Tessa była
nieugięta. Pokręciła głową.
- Nie mogę,
Rose. Mogłabym stracić pracę, gdyby ktoś się dowiedział.
- Nikt się
nie dowie.
- Nie. A
teraz wybacz, ale mam klientów – powiedziała stanowczo, wymijając ją i
podchodząc do grupki zniecierpliwionych dzieciaków. Weasley patrzyła za nią
zrezygnowanym wzrokiem. Westchnęła, spoglądając na drewniane drzwi, które miała
za sobą. Prowadziły na zaplecze, gdzie oprócz magazynu z nie rozładowanym
towarem, mieściła się także toaleta oraz biuro, w którym trzymano wszelka
dokumentację. Zmarszczyła czoło, wpadając na szalony pomysł.
A gdybym tak sama sprawdziła, kto kupił
proszek?
Nie, Rose! Nawet o tym nie myśl. To
nie w twoim stylu. Tessa powiedziała, że nie może ci tego powiedzieć i koniec,
kropka. Plan nie wypalił. Wracaj do Hogwartu i o tym zapomnij.
Ale jak mam zapomnieć? O mało nie
zdrapałam z siebie skóry! Ba! Niewiele brakowało, a zabiłabym bibliotekarkę!
Nieważne, Rose. Ty tak nie robisz.
Nie możesz nagle włamać się do biura wujka. To jest łamanie zasad!
Aaa!
Upewniwszy się, że Tessa jest zajęta, Rose otworzyła
drzwi i wślizgnęła się do środka. Rozejrzała się dookoła, na prawo znajdowało
się wejście do magazynu, a z lewej strony nieduży korytarz. Skręcając w lewo,
minęła toaletę i weszła do gabinetu.
Gabinet nie
należał do dużych pomieszczeń, ale miał pełne wyposażenie. Pod ścianą po prawej
znajdowały się półki, zastawione książkami i przedmiotami, z których wujek
George był najbardziej dumny, jak prototyp kapelusza obronnego czy złośliwy
teleskop. Po lewej zaś stała kanapa obita czerwonym materiałem. Po środku
pokoju, tyłem do okna, stało biurko. To właśnie było pierwsze miejsce, w którym
Rose zaczęła poszukiwania. Wysunęła szufladę, przeglądając jej zawartość, ale
oprócz papierków po bombonierkach, nie znalazła nic interesującego. Już
zabierała się do otworzenia szafki, kiedy jej wzrok padł na fotografię, stojącą
na blacie.
- Naprawdę
byli identyczni – szepnęła, przyglądając się rozradowanym twarzom bliźniaków.
Postacie na fotografii dokazywały, szturchając się i popychając, śmiejąc się
wesoło. Zrobiło jej się przykro. W jej domu nie wspominało się imienia Freda. –
Przepraszam, wujku George – powiedziała cicho, otwierając szafkę i zaglądając
do środka. Znalazła tam grubą księgę, z twarda oprawą i złotymi okuciami.
Spojrzała
na drzwi, upewniając się, że są zamknięte, po czym chwyciła księgę i otworzyła
ją. Na białych stronach widniały nazwiska klientów oraz nazwy produktów, które
kupili. Uśmiechnęła się pod nosem, wiedząc, że to strzał w dziesiątkę. Nagle
poczuła jak jej serce bije mocniej, a na czoło występują kropelki potu. Już
zbyt długo znajdowała się w tym gabinecie, Tessa może tu wejść w każdej chwili.
Pospiesznie przekartkowała zapiski, odnajdując te z zeszłego tygodnia i kilku
następnych dni.
Tylko trzy
osoby kupiły swędzący proszek w ubiegłym tygodniu. Byli to:
Phillip Davis, Gail Raven i Myrna Ferec. Rose rozejrzała się po blacie, szukając czegoś na czym
mogłaby zapisać te nazwiska. Jak na złość nie znalazła ani jednego wolnego
pergaminu, który nie wyglądałby na ważny. Chwyciła więc pióro i pospiesznie
wypisała nazwiska na wewnętrznej stronie dłoni. Następnie zatrzasnęła księgę,
odłożyła ją na miejsce, zatrzaskując drzwiczki szafki i położyła pióro tam,
gdzie leżało. Podeszła do drzwi i jeszcze raz rozejrzała się dookoła,
upewniając się, że nie ma tu żadnych śladów jej obecności.
Była już
niemal przy wyjściu do sklepu, kiedy drzwi otworzyły się i do korytarzyka
weszła Tessa. Obie zastygły w bezruchu: Tessa zaskoczona widokiem Rose, Rose –
przerażona. Myślała, że umrze na zawał, była niemal pewna, że Tessa słyszy
bicie jej serca.
- Co tu
robisz, Rose? – spytała Tessa, badawczo obserwując Rudą. Weasley mrugnęła, po
czym uśmiechnęła całkiem swobodnie, jak na okoliczności, i powiedziała
pierwsze, co przyszło jej na myśl:
- Byłam w
toalecie. – Wskazała dłonią drzwi łazienki. Nie spuszczała wzroku z oczu Tessy
i nie przestawała się uśmiechać, choć czuła, jak drgają jej mięśnie w policzku.
Blondynka spojrzała w kierunku, który pokazywała Gryfonka i kiwnęła głową,
przesuwając się w prawo, by umożliwić dziewczynie wyjście.
- Jasne.
Nie ma sprawy – powiedziała.
- Już
wychodzę. Miło było cię widzieć, Tess – rzekła Rose, wymijając ją pospiesznie i
wychodząc ze sklepu.
Tessa
spojrzała na oddalającą się postać, po czym podeszła szybko do gabinetu i
zajrzała do środka. Rozejrzała się dookoła, ale wszystko wyglądało tak, jak
poprzednim razem. Nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć, machnęła dłonią i
poszła do toalety.
~*~
Rose weszła
do Trzech Mioteł, gdzie czekały na nią Nicole i Shila. Obie miały przed sobą
wielkie kufle z piwem kremowym. Trzeci kufel stał obok, nietknięty, i Rose
domyśliła, że to dla niej. Przysiadła obok Shili i chwyciła napój, łapczywie
upijając kilka łyków. Trzęsła się, podniecona faktem, że pierwszy raz złamała
zasady z własnej woli.
- Łoo!
Spokojnie – powiedziała Shila, kiedy Weasley zachłysnęła się i odkaszlnęła.
Położyła jej dłoń na ramieniu, gotowa pomóc. – Wszystko okej?
- Nawet
lepiej niż okej. – Ruda odstawiła kufel i uśmiechnęła się szeroko. Uniosła do
góry dłoń i pokazała przyjaciółkom wewnętrzną stronę, gdzie znajdowały się
nazwiska. Były nieco rozmazane, ale wciąż czytelne. – Nie mogę uwierzyć, że
naprawdę się udało – powiedziała.
- Super!
Tessa dała ci te nazwiska? – zapytała Nicole, nachylając się nad stołem i
opierając o blat łokcie.
- Noo…
niezupełnie – odpowiedziała Rose, kładąc rękę na stole i rozprostowując palce.
– Ale je mam, to najważniejsze.
- Czyżbyś
się włamała? No nie poznaję koleżanki – zażartowała Shila, śmiejąc się głośno.
- Cicho!
Nikt nie musi wiedzieć. Poza tym, to był jedyny sposób, żeby je dostać –
burknęła Weasley, poprawiając się na krześle. Przyciągnęła do siebie dłoń. –
Phillip Davis, Gail Raven, Myrna Ferec. Mówi wam to coś? – spytała. Nicole
potrzebowała chwili, żeby uporządkować w głowie wszystkich swoich znajomych,
choć na koniec i tak jej odpowiedź pokrywała się z tym, co powiedziała Shila:
- Nie mam
zielonego pojęcia, kim są.
- Może
chociaż, z którego domu? Na pewno nie są z Gryffindoru, wiedziałabym –
powiedziała Weasley, przypatrując się rozmazanym słowom.
- Przykro mi,
Rose. Nie znam ich – mruknęła Nicole. Rose westchnęła i przestała się
uśmiechać.
Wiedziałam, że to jest zbyt piękne. Zbyt
łatwo poszło.
- Jest tylko jedno miejsce, w którym mogłabyś się
tego dowiedzieć – powiedziała Nicole po chwili ciszy. Rose i Shila podniosły na
nią zaciekawione spojrzenia. – Szkolne archiwum.
- To w
szkole jest archiwum? – zapytała Shila. Tym razem to na nią spojrzano z
zaskoczeniem. – No co? A niby skąd mam wiedzieć?
- Archiwum
jest ukryte pod biblioteką. Pani Pince ma do niego dostęp. Może jakbyś
poprosiła, to by cię wpuściła. Szperania w archiwum nie jest zabronione, z tego
co się orientuję – dokończyła Nicole, dopijając swoje kremowe piwo i oblizując
usta, na których zebrała się resztka piany. Shila uniosła do góry brew.
- Jakim
cudem ja nic o tym nie wiem? – mruknęła.
- Nie ma
szans. Myślisz, że po wczorajszym pozwoli mi tam wejść? W najlepszym wypadku na
mnie nawrzeszczy. To i tak cud, że nie zarobiłam szlabanu – marudziła Rose,
okręcając swój kufel dookoła.
- Zawsze
możesz się włamać – zażartowała Shila, uśmiechając się do niej głupkowato i
poruszając zabawnie brwiami. Weasley spojrzała na nią z politowaniem.
- To nie to
samo co włamanie się do rodzinnego sklepu. Tu najwyżej ojciec da mi wieczny
szlaban. Włam do szkolnego archiwum to raczej prośba o wyrzucenie – powiedziała
poważnym tonem, upijając kilka łyków piwa. Nicole westchnęła, przyglądając się
blatowi stołu. Zapanowała cisza.
Rose
myślała nad tym, czy nie powinna poddać się i zaprzestać szukania osoby, która
ją tak potraktowała. Właściwie nie wiedziała, co by zrobiła z tą wiedzą.
Przecież nie jest osobą, która się mści… no, może ta zasada nie dotyczy
Malfoya, ale z nim przynajmniej wszystko jest proste i jawne. Nikt się nie
ukrywa, a Malfoy zawsze szczyci się swoimi dokonaniami. To nie to samo, co
nasmarowanie kogoś swędzącym proszkiem i zniknięcie jak duch.
- Co to w
ogóle za imię „Myrna”? – zażartowała Ishihara i wszystkie zaczęły się śmiać.
~*~
Hugo
uśmiechnął się do Daisy, która przyglądała mu się od kilku minut, bawiąc się
swoim wisiorkiem.
- Myślałem,
że go zgubiłaś – powiedział, spoglądając na półksiężyc w jej dłoniach.
Otworzyła szerzej oczy i wypuściła zawieszkę z dłoni.
- E…
znalazłam go w łazience pod umywalką. Musiał mi się zerwać, a ja nie
zauważyłam. Niezdara ze mnie – odpowiedziała, wywracając oczami i uśmiechając
się słodko. Po chwili przekrzywiła głowę i spojrzała na niego niewinnie: - Masz
ochotę na mały sparing? – spytała.
Uniósł do
góry brew, rozglądając się dookoła. Siedzieli w starej sali do transmutacji, od
dawna nieużywanej. Gruba warstwa kurzu pokrywała stoliki i krzesła, za
wyjątkiem tych dwóch, których używali do nauki. Zbliżały się SUMy i wraz z
Daisy postanowili razem przygotowywać się do egzaminów, a stara sala była ich
bazą.
- Tutaj? –
zapytał. Daisy kiwnęła głową, po czym zeskoczyła ze stolika i machnięciem
różdżki zaczęła przesuwać pozostałe meble, aby ustawić je pod ścianą. W ten
sposób uzyskała wolną przestrzeń na środku pomieszczenia. Następnie stanęła
niedaleko i skinęła na niego. - Poćwiczymy zaklęcia tarczy i podstawowe
zaklęcia ofensywne. Nic, co wpakuje nas do Skrzydła Szpitalnego.
Weasley
spojrzał na nią niepewnie, ale mimo to wstał ze swojego miejsca.
- Chyba że
się boisz, że skopię ci tyłek. To zrozumiałe…
- Zobaczymy
kto komu skopie tyłek – powiedział Weasley, nie mogąc ukryć uśmiechu. Stanął
naprzeciwko niej i wyjął z kieszeni różdżkę. Crawford uśmiechnęła się
niewinnie, a następnie szybko i sprawnie posłała w jego stronę Drętwotę.
- Protego1. – Hugo zareagował z
odpowiednim refleksem i udało mu się uniknąć zaklęcia. Nim jednak zdążył zorientować
się w sytuacji, Daisy już wymawiała kolejną formułę:
- Petrificus totalus2.
- Protego. Grasz nieczysto, Crawford – zaśmiał
się Hugo. – Expelliarmus3! – zawołał,
kierując koniec różdżki wprost na Daisy, która zgrabnie odskoczyła w bok. Smuga
zaklęcia uderzyła w ścianę za nią. Odwróciła się tylko na moment, aby upewnić
się, że mur nie został uszkodzony, ale skończyło się tylko na wzniesieniu
chmury kurzu. – Nie mieliśmy przypadkiem ćwiczyć zaklęć tarczy? – zapytał
rozbawiony. Daisy wzruszyła ramionami.
- Jęzlep4 – powiedziała. Hugo
odbił zaklęcie, a potem zaczął się śmiać, czym tylko zdenerwował Daisy.
Warknęła cicho i machnęła różdżką. – Expelliarmus!
Drętwota!
- Okej, okej, nie denerwuj się tak! – zawołał,
wyczarowując tarczę. Daisy stała niedaleko z naburmuszoną miną.
- Nie śmiej
się ze mnie – powiedziała.
- Nie
śmieję się! – zaoponował, ale zamiast pokazać, że poważnie traktuje jej
oskarżenia, nie mógł powstrzymać śmiechu. Uniosła do góry brew.
- Rictusempra!5 – Śmiejąc się,
Hugo nie zdążył wyczarować tarczy. Udało mu się jednak schylić i uniknąć
zaklęcia. Spojrzał za siebie, obserwując jak ławki, które oberwały zaklęciem,
przewracają się.
– A co się stało z „nic, co wpakuje
nas do Skrzydła Szpitalnego”? – mruknął. Następnie podniósł się z klęczek i
rzucił w stronę Daisy:
- Immobilus!6
- Protego!
Expelliarmus!
Tym razem Hugonowi nie udało się odbić zaklęcia.
Poczuł jak niewidzialna siła uderza w jego dłoń, a następnie wyrywa mu różdżkę.
Powędrował za nią wzrokiem, zauważając, że upadła pod drzwiami, jednak nim
zdążył podbiec i chwycić ją, Daisy wypowiedziała ostatnie zaklęcie:
- Levicorpus7.
Coś
chwyciło Weasleya za nogę i nim się spostrzegł, sala zawirowała mu przed
oczami, a on – wydając z siebie krótki krzyk zaskoczenia – zawisł głową w dół,
trzymany niewidzialną ręką za kostkę. Jego szata zaszeleściła tylko, kiedy opadła
w dół, zasłaniając mu widok. Próbując jakoś odnaleźć się w sytuacji, machnął
rękami, odgarniając poły szaty. Daisy stała niedaleko, z rękami na biodrach,
uśmiechając się szeroko.
- I kto tu
komu skopał tyłek, panie Weasley? – zapytała, zadowolona z faktu, że udało jej
się go unieruchomić. Parsknął tylko.
- Grałaś
nie fair – powiedział.
- A kto
powiedział, że w prawdziwym pojedynku wszystko jest fair? – spytała, podchodząc
do niego powoli. Uklękła, a jego twarz znalazła się na wysokości jej twarzy. –
Musisz przyznać… pokonałam cię.
-
Szczęśliwy traf – powiedział, krzyżując ręce na piersi.
- Oj, chyba
nie – przedrzeźniała go.
- Właśnie,
że tak.
- Po prostu
nie chcesz przyznać się do tego, że przegrałeś z dziewczyną.
- Dawałem
ci fory – mówił dalej, naburmuszony. Uśmiechnęła się i pocałowała go, kładąc
swoje dłonie na jego policzkach. Rozluźnił się nieco, a kiedy się odsunęła,
zapytał:
- Mogłabyś
mnie już postawić na ziemię? Zaczyna mnie bolec głowa.
Daisy
zaśmiała się głośno, przymykając oczy. Następnie podniosła dłoń z różdżką i
powiedziała:
- Liberacorpus8.
Hugo stanął
znów na własnych nogach.
- To nie
jest zabawne – powiedział, podchodząc do swojej różdżki i podnosząc ją z ziemi.
Daisy wstała z klęczek i podeszła do niego, wspinając się na palce i całując
go. Mruknął cicho z zadowolenia. – Okej… wybaczam.
~*~
Scorpius
siedział w Pokoju Wspólnym, próbując nie krzywić się z bólu za każdym razem,
kiedy musiał się poruszyć. Poprzedniej nocy mocno oberwał, kiedy podczas
pojedynku jeden koleś odepchnął go zaklęciem. Spadł w podestu, uderzając w
podłogę z taką siłą, że przez chwilę nie był pewny czy wszystkie członki ma na
miejscu. Żebra bolały go przy oddychaniu, a kiedy zdejmował koszulkę mógł
oglądać fioletowe wzory, szpecące jego bladą skórę. Oczywiście zemścił się na
swoim przeciwniku.
Próbował
skupić się na czytaniu książki, którą otrzymał od rodziców na Boże Narodzenie.
Minęło już tyle czasu, a on nawet nie skończył pierwszego rozdziału. Każde
obrócenie kartki wywoływało kolejny ból ramienia i tak, mógłby pójść do
dormitorium i położyć się w wygodnym łóżku, otaczając się miękkimi poduszkami,
ale czekał na Damiana, a ten – jak na złość – nie wracał.
Kiedy po
raz setny sapnął, poirytowany czekaniem, podeszła do niego Ivonne Benedict z piątego
roku i, siadając na kanapie obok, położyła na stoliku zieloną fiolkę.
- Proszę –
powiedziała, osuwając się na oparcie. Założyła nogę na nogę i uśmiechnęła się
do niego. Spojrzał na buteleczkę.
- Co to
jest? – zapytał.
- Środek
przeciwbólowy – oznajmiła z wesołym uśmiechem. Zmrużył powieki, przyglądając
się jej i doszukując się złych intencji. – Daj spokój, nie chcę cię otruć.
Widzę jak się krzywisz, a sądząc po tym, jak wczoraj potraktował cię ten
Puchon, musisz być nieźle poobijany. Oferuję pomoc – powiedziała. Scorpius
szybko przewinął w głowie wspomnienia poprzedniej nocy, przywołując obraz
Ivonne. Nie brała udziału w turnieju, ale była tam i obserwowała. Sięgnął po
fiolkę i przystawił ją do ust. Nie spuszczając wzorku ze spokojnych oczu Benedict,
przechylił buteleczkę i wypił jej zawartość.
Niemal
natychmiast odczuł wyraźną ulgę. Wziąwszy głęboki oddech nie poczuł bólu,
dzięki czemu humor nieco mu się poprawił. Spojrzał na Ivonne.
- Dzięki –
powiedział.
- Nie ma za
co. – Uśmiechnęła się słodko. Miała owalną twarz, z nieco zbyt mocno wystającym
podbródkiem. Mimo to wyglądała ładnie, z brązowymi oczami, zgrabnym nosem i
zaróżowionymi policzkami. Całość dopełniały brązowe, gęste włosy, opadające
falami na ramiona.
Machała
beztrosko nogą, czym zwróciła jego uwagę. Spojrzał na zgrabne, szczupłe łydki,
wystające spod spódniczki szkolnego mundurka, przesuwając wzrokiem w górę aż do
krawędzi spódnicy. Przekrzywił głowę, mimowolnie przypominając sobie inne nogi,
które od niedawna podziwiał. Sam nie wiedział, dlaczego porównał nogi Ivonne
Benedict do nóg Rose Weasley, tak się po prostu stało. Zauważył, że uda
Benedict są nieco większe od Weasley i mniej umięśnione.
Dlaczego w ogóle myślisz o Weasley, mając
przed sobą Ivonne Benedict?!
Odepchnął szybko obraz Weasley, skrycie obawiając
się, że mógłby zacząć porównywać ją całą ze Ślizgonką. Bynajmniej nie bał się
samego porównania, przerażała go raczej myśl do jakich wniosków mógłby dojść.
Ostatnio sny z Weasley były coraz częstsze, nie potrzebował dodatkowo się
nakręcać.
Może Benedict będzie dobrą odskocznią?
- Masz ochotę na drinka? – spytał, uśmiechając się.
Ivonne uniosła do góry brew, również odpowiadając uśmiechem. W jej oku pojawił
się zadziorny błysk, który tylko zachęcił Scorpiusa.
~*~
- I jak wam
idzie? – spytała McGonagall, wchodząc do lochów, gdzie w jednej z opuszczonych
sal siedzieli Neville Longbottom oraz Berenika Haisting.
Komnata
była słabo oświetlona i niemal całkowicie pozbawiona mebli. Znajdowały się tam
jedynie cztery krzesła oraz stół, na którym leżała stara, drewniana skrzynka.
Przyglądając się bliżej można było dostrzec symbole i znaki, wyryte w drewnie.
Metalowe okucia odbijały światło padające z kilku pochodni, a magiczna aura,
chroniąca zawartość, powodowała gnicie stołu.
- Ani
drgnie – powiedział Longbottom, mając na myśli skrzynię. Wyjęli ją z Haisting
kilka dni wcześniej z ziemi, z miejsca, w którym trawa była spalona, a
zwierzęta martwe. Musieli użyć bardzo mocnych zaklęć ochronnych, ale i tak
odczuwali ból i zmęczenie.
Dyrektorka
przyjrzała się skrzynce. Zabezpieczyli całą salę, a mimo to niszczące działanie
zaklęcia rzuconego na skrzynię wciąż dało się zauważyć. Oprócz tego pojemnik
emanował wrogością. McGonagall nie potrafiła tego dokładnie opisać, ale czuła niepokój,
ilekroć spoglądała na drewniany kufer. Coś, co znajdowało się w środku, było
złe, przesiąknięte czarną magią i żądne krwi.
- Może
powinniśmy zapytać Fredricka? – spytała Berenika, mając na myśli profesora
Obrony Przed Czarną Magią. – W końcu to jego działka… - dodała, spoglądając
niepewnie na skrzynię. Ona także wyczuwała zło, czające się w środku.
McGonagall pokiwała głową.
- Dobrze.
Spytajcie Fredricka. Jeśli nie uda wam się ustalić, co to jest, skontaktuję się
z Ministerstwem Magii. – powiedziała. Neville i Berenika kiwnęli głowami. – Do
tego czasu musimy przenieść skrzynię w jakieś bezpieczniejsze miejsce.
1 Protego – zaklęcie tarczy;
wyczarowuje niewidzialną tarczę, która pozwala na zatrzymanie zaklęcia
2 Petrificus totalus –
paraliżuje przeciwnika
3 Expelliarmus – zaklęcie
rozbrajające.
4 Jęzlep – uniemożliwia
mówienie poprzez przylepienie języka do podniebienia.
5 Rictusempra – w tym
przypadku: odpycha przeciwnika
6 Immobilus – spowalnia
7 Levicorpus – unosi ofiarę za
kostkę
8 Liberacorpus – niweluje
działanie Levicorpus
Posługując się zaklęciami, wspomagam się wiedzą z Wikipedii. Wszelkie zaklęcia zostały wymyślone przez Rowling :)
~*~
Przepraszam za zwłokę, ale wciąż coś ktoś ode mnie chce i nie mogę się odpędzić od tych ludzi. A to iść tam, a to zrobić to, masakra jakaś. W końcu udało mi się dokończyć rozdział i jestem z niego nawet zadowolona.
Stwierdziłam, że zaczęła mi się robić z tego mugolska szkoła, dlatego wrzuciłam trochę czarów. Mam nadzieję, że ten fragment przypadł Wam do gustu.
Oczywiście sprawa ze swędzącym proszkiem nie została jeszcze zakończona, ale rozłożyłam ją na dwa rozdziały, żeby trochę wydłużyć Licencję. W przeciwnym razie skończyłaby się bardzo szybko. A tak, może kilka rozdziałów więcej uda mi się napisać :)
Pewnie zastanawiacie się, co - do cholery - robi tam ta cała Ivonne? A więc... musiałam dać Scorpiusowi jakąś laskę, bo się chłopaczyna trochę stęsknił za kobiecym ciałem. Poza tym Scorpius to Scorpius... musi mieć jakąś rozrywkę. Sami rozumiecie... A jak to wpłynie na jego relacje z Rose? Hmm... nie powiem :P
Wiem, że trochę... porozrzucane są te historie. Raz jest Rose, raz Hugo, raz Scorpius, ale to jest Licencja na miłość i głównym jej zamysłem było pokazanie wszystkich postaci i ich miłosnych rozterek (choć niezaprzeczalnie to Rose i Scorpius są tutaj główną parą). Mam nadzieję, że mi to wybaczycie :)
Mam nadzieję, że Wam się podobało.
A, i muszę się Wam pochwalić: oficjalnie jestem już studentką drugiego roku! Ha!
Rozwaliłam system, dosłownie, kiedy zarypałam 4 z biochemii :) Nikt się tego nie spodziewał! Bazinga!
EDIT 17.11.2013 18:51
Co do powtarzających się pytań o nowy rozdział, odpowiadam: już kończę, została mi do napisania strona/dwie. Postaram się dopisać końcówkę na dniach, więc proszę Was o jeszcze trochę cierpliwości.
A tymczasem, jeśli ktoś bardzo się stęsknił za moimi wypocinami i chciałby poczytać cokolwiek mojego autorstwa, to zapraszam TUTAJ. Stowarzyszenie MP co piątek organizuje Piątki Literackie i tym razem moja praca została opublikowana :)
Przepraszam. Pozdrawiam.
EDIT 17.11.2013 18:51
Co do powtarzających się pytań o nowy rozdział, odpowiadam: już kończę, została mi do napisania strona/dwie. Postaram się dopisać końcówkę na dniach, więc proszę Was o jeszcze trochę cierpliwości.
A tymczasem, jeśli ktoś bardzo się stęsknił za moimi wypocinami i chciałby poczytać cokolwiek mojego autorstwa, to zapraszam TUTAJ. Stowarzyszenie MP co piątek organizuje Piątki Literackie i tym razem moja praca została opublikowana :)
Przepraszam. Pozdrawiam.