24 lutego 2014

48. Ofiara własnych uczuć

Początki zawsze są trudne. Człowiek siedzi nad kartką, z piórem w dłoni, i nie jest w stanie nic wymyślić. Co z tego, że ma w głowie zarys tego, co chciałby napisać? Co z tego, że wcześniej poczynił wszelkie przygotowania, by było mu wygodnie? Co z tego, że przeprowadził badania, najadł się ulubionych czekoladek i wypił herbatę o smaku mango? Jak tylko przychodzi co do czego, nie ma pojęcia, co naskrobać. I właśnie tak było i tym razem.
Albus siedział już od godziny nad swoim wypracowaniem z Obrony Przed Czarną Magią. A właściwie siedział nad pustym pergaminem, rwąc włosy z głowy i mrucząc pod nosem coś o terminie końcowym. Nie miał zielonego pojęcia jak rozpocząć temat o wilkołakach, mimo że wiedzę miał o nich obszerną. Dlatego też zwiesił głowę, przecierając twarz palcami. Atrament na jego piórze zdążył już zaschnąć, ale zdawał się nie zwracać na to uwagi.
Westchnął po raz kolejny w ciągu kilku minut, czym najwyraźniej zirytował Rose, siedzącą niedaleko, gdyż sapnęła cicho i z trzaskiem zamknęła książkę. Wstała z fotela i oddaliła się do swojego dormitorium, nie zaszczycając kuzyna nawet spojrzeniem. Odprowadził ją wzrokiem, po czym jeszcze raz przyjrzał się pustej, białej kartce.
Siedziałby tak pewnie kolejną godzinę, gdyby nie stukanie sowiego dzioba o szybę. Zerwał się z miejsca radośnie, podbiegając do okna.
- Uratowany przez sowę – powiedział Hugo, który wraz ze swoim kolegą z klasy, grał w gargulce. Zaśmiał się pod nosem, wygrywając kolejną partię gry.
Albus odebrał od sowy kartkę, którą trzymała w wyciągniętej nóżce. Nim zdążył choćby ją rozwinąć, ptaszysko wyleciało na zewnątrz, a jego ogromne skrzydła zmłóciły powietrze. Potter rozwinął liścik i pospiesznie przeleciał wzrokiem po zgrabnym piśmie. Przeczytał tekst dwa razy, dla pewności, czy dobrze wszystko zrozumiał, po czym wrócił na swoje miejsce i zaczął zbierać książki. Pochował je do torby, odnosząc ją do dormitorium i, bez zbędnego balastu, wyszedł z Pokoju Wspólnego.
Hugo ustawił następną rozgrywkę, odprowadzając kuzyna wzrokiem. Albus zrobi wszystko, byle tylko nie pisać tego wypracowania, pomyślał, uśmiechając się lekko. Nie wiedział, kto też do szatyna napisał, ale miał swoje podejrzenia.

*

Albus zbiegł po schodach, rozglądając się w poszukiwaniu Julii. Stała nieopodal, z rękami skrzyżowanymi z tyłu. Kiwała głową, jakby w rytm muzyki, którą tylko ona słyszała. Uczniowie przechodzili obok, nie zwracając na nią uwagi. Zatrzymał się na ostatnim stopniu i przyjrzał jej. Miała na sobie szkolny mundurek: spódniczkę w kratę i białą bluzkę, ale nie założyła szaty. Wyglądała ślicznie, jak zawsze. Uśmiechnął się lekko pod nosem, podchodząc do niej.
- Cześć – powiedział, posyłając jej wesoły uśmiech. Podniosła na niego wzrok, który dotychczas wbijała w podłogę. Rozpromieniła się na jego widok i przytuliła go mocno.
- Cześć – zawołała radośnie. – Przejdźmy się – poprosiła. Kiwnął głową i ruszyli spokojnie w stronę wyjścia z zamku. Zmierzchało już i błonia powoli pustoszały. Wciąż jednak można było zauważyć spacerujących uczniów, chcących nacieszyć się ciszą i spokojem.
- Myślałam, że nie przyjdziesz – wyznała, po chwili milczenia. Spojrzał na nią zaskoczony. Brązowe włosy miała związane w wysokiego kucyka i tylko nieliczne, krótsze kosmyki otaczały jej twarz. – Ostatnio nie bardzo się dogadywaliśmy.
- Chwilowa awaria – powiedział. Uśmiechnęła się do niego, a był to jeden z najładniejszych uśmiechów, jakie widział.
Nie powiedział nic więcej, przyglądając się jej. Miała rację, ostatnimi czasy nie spotykali się tak często, jak wcześniej. Nie, żeby tego nie chciał. Uwielbiał spędzać z nią czas, uwielbiał jej uśmiech, uwielbiał ją rozśmieszać i uszczęśliwiać. Chciał się z nią spotykać… Po prostu nie potrafił słuchać, jak mówiła o Brandonie. I może było to z jego strony samolubne i dziecinne, ale wolał myśleć, że Julia z nikim się nie widuje. Tylko z nim. Wiedział, że to głupie, ale robił się zazdrosny, kiedy wspominała Brandona. Nie miał żadnych praw być zazdrosnym, przecież on i Julia byli tylko przyjaciółmi, ale samo wyobrażenie sobie, że uśmiecha się do innego, całuje innego i innemu wyznaje miłość po prostu bardzo go irytowało. Dlatego zaczął jej unikać. Bał się, że mogłaby powiedzieć coś, co bardzo by go zdenerwowało, a wtedy… Nie chciał jej skrzywdzić. Nie fizycznie, rzecz jasna. Nigdy by jej nie uderzył. Bał się po prostu, że sam mógłby powiedzieć kilka niemiłych słów. Albo zdradziłby się z tym, że bywa o nią zazdrosny. A tego by nie chciał… tylko wszystko by się skomplikowało. Lepiej było trzymać się z daleka.
Ale nie mógł już dłużej wytrzymać, musiał z nią porozmawiać. Po to, by zobaczyć jej uśmiech, usłyszeć jej głos. Choćby miał znów usłyszeć, jakim to wspaniałym czarodziejem jest Brandon. No i miał wymówkę, żeby odłożyć napisanie wypracowania na później.
- Wszystko w porządku? – spytał. Kierowali się w stronę pomostu. Jezioro wydawało się być spokojne, tylko niewielkie fale uderzały o brzeg. Mieszkająca w głębinach kałamarnica musiała być w dobrym humorze. – Jesteś jakaś cicha.
Wzruszyła ramionami, jakby od niechcenia.
- Po prostu cieszę się twoim towarzystwem – powiedziała, spoglądając na niego. Zapanowała cisza. Przypatrywał się jej, widząc, że coś ewidentnie było na rzeczy. Nie chciał jednak naciskać. Wiedział, że jeśli będzie chciała, sama mu powie. I znając ją, nie będzie to trwało dłużej niż dziesięć minut.
- Pokłóciłam się z Brandonem – wypaliła nagle. Uniósł do góry brwi, z trudem powstrzymując się przed szerokim uśmiechem triumfu. Wiedział, że nie powinien się z tego cieszyć, ale wewnętrznie niemal skakał z radości. Jeśli się z nim pokłóciła to znaczyło, że między nimi się nie układało. A skoro się nie układało, istniała szansa, że to zakończą. A jeśli zakończą swój związek, będzie mógł odetchnąć z ulgą wiedząc, że Julia już z nikim się nie spotyka.

Po kolei, Potter. Nie ekscytuj się tak. To tylko kłótnia, może nic nie znaczyć.
A teraz bądź dobrym przyjacielem i zapytaj, co się stało. I lepiej, żeby uwierzyła, że naprawdę ci zależy. Postaraj się.

Przybrał na twarz zaskoczoną minę.
- Wow. Co się stało? – spytał. Julia najwyraźniej nawet nie zauważyła jego drgającej wargi. Z całych sił próbował powstrzymać się przed uśmiechem. Jednak ona od razu zaczęła odpowiadać na jego pytanie, prawie w ogóle na niego nie patrząc. A była przy tym tak rozentuzjazmowana, jakby właśnie opowiadała najlepszą przygodę, jaka spotkała ją w życiu.
- Jest zazdrosny! Próbowałam mu wytłumaczyć, że nie ma o co, ale on się wciąż upiera, że między nami coś jest – mówiła, żwawo gestykulując. – Aż mnie głowa boli od jego oskarżeń.
Przyłożyła dłonie do głowy i spróbowała pokazać, że jej mózg zaczyna eksplodować. Uniósł do góry brew, przyglądając się jej. Doszli już na pomost i teraz stali przy poręczy.
- Już nie wiem jak mam mu wytłumaczyć. Jak tylko zaczynam twój temat, zaraz mówi, że gadam tylko o tobie…
- Mówisz o mnie? Ekhm, to znaczy… jest zazdrosny o mnie? – spytał Albus, uśmiechając się kątem oka.
- Tak, całkowicie bezpodstawnie. Próbowałam mu wytłumaczyć, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Brakuje mi już argumentów – powiedziała, opierając się o balustradę i przyglądając przez chwilę tafli wody. Powiódł za jej spojrzeniem.

Mówi o mnie. To znaczy, że o mnie myśli. Brawo, Potter!

- Nie wiem co ci doradzić – powiedział. – Właściwie trochę go rozumiem. Też bym czuł się niepewnie, gdyby moja dziewczyna spędzała czas z nieznajomym facetem…
- Czekaj… - ożywiła się. Wyprostowała plecy i spojrzała na niego, jakby powiedział coś mądrego. Uniosła do góry palec wskazując, dźgając go lekko w klatkę piersiową. – To jest to!
- Co?
- Musi cię poznać! – zawołała, spoglądając na niego.
- Co?! – Otworzył szeroko oczy, ale jego pytanie zostało całkowicie zignorowane.
- Pójdziemy razem do Hogsmeade. Brandon zobaczy jakim jesteś świetnym przyjacielem! I tylko przyjacielem!
- Nie, Julia, zaczekaj… Nie o to mi cho…
- Udowodnimy mu, że nic między nami nie ma. Sam się przekona… na własne oczy zobaczy. Proszę, pójdziesz z nami do Hogsmeade? Zgódź się! Al, proszę! – Złożyła dłonie jak do modlitwy i podeszła do niego, robiąc błagalną minę. Jej brązowe oczy błyszczały z podekscytowania. Czaiło się w nich oczekiwanie i niepewność. Wstrzymał oddech.

Co się właśnie stało?

- Ee… okej – powiedział, wzdychając. Zaklaskała w dłonie, śmiejąc się radośnie.
- Tak! Jesteś ekstra! – zawołała, rzucając mu się na szyję. Skrzywił się, niezbyt zadowolony z obrotu sprawy. Kiedy się odsuwała, przybrał na twarz wesoły uśmiech. – Muszę już iść. Zgadamy się jeszcze, dobrze?
Zdołał tylko pokiwać głową. Pomachała mu na odchodne i ruszyła w stronę zamku. Kiedy była już dostatecznie daleko, że prawie jej nie widział, obrócił się w stronę jeziora, rozkładając dłonie i próbując zrozumieć, na co tak w ogóle się zgodził.
Wcale nie chodziło mu o to, żeby poznawać Brandona! Tak naprawdę to nigdy nie chciał go poznawać! Chciał tylko, żeby zniknął z życia jego i Julii. Skąd w ogóle wpadła na pomysł, że powinna ich sobie przedstawić? Jak on zniesie obecność tego drugiego chłopaka? Będzie musiał się nieźle postarać.
Czując nagły przypływ złości, kopnął najbliższą rzecz. Okazała się nią być belka balustrady. Twarda belka. Krzyknął krótko, odskakując w tył. Kopanie nie było najlepszym pomysłem. Jeszcze bardziej zdenerwowany, wrócił do zamku, czując pulsujący ból w dużym palcu u stopy.

*

Rzucił się na fotel, wzdychając ciężko i odchylając głowę do tyłu. Rose, siedząca obok i obserwująca do tej pory swojego brata, spojrzała na niego.
- Wszystko w porządku? – spytała. Hugo chował właśnie gargulce do woreczka, jednym uchem nasłuchując odpowiedzi kuzyna.
- Taaa…
- Coś nie brzmisz w porządku – powiedziała. Albus przetarł palcami twarz, po czym uniósł głowę i utkwił wzrok przed sobą.
- Julia chce żebym poznał Brandona.
- A kto to jest Julia? – zapytała Shila, która pojawiła się nagle za jego plecami. Przeskoczyła nad oparciem sofy i wylądowała obok Hugo. Weasley spojrzał na nią, posyłając jej wesoły uśmiech.
- Jego dziewczyna – zaśmiał się.
- Julia nie jest moją dziewczyną. Jest dziewczyną Brandona – burknął Potter.
- Lipa, stary – stwierdził Hugo, odkładając woreczek z gargulcami i planszę na stolik obok. Zerknął na kuzyna, uśmiechając się wcale współczująco.
- Więc kim jest Julia dla ciebie? – spytała Rose, przyglądając się kuzynowi bacznie.
- Jesteśmy przyjaciółmi – wyznał. Coś w jego głosie spowodowało, że Rose i Shila powiedziały równocześnie:
- Och.
Chłopcy spojrzeli na nie.
- Dlaczego „och”? – spytał Hugo z tępym wyrazem twarzy.
- Lubisz ją, prawda? – Shila uśmiechnęła się, prostując nogi i odchylając się do tyłu.
- Jasne, przecież się z nią przyjaźnię…
- Nie. Shila miała na myśli, że ją LUBISZ. – Rose nachyliła się do przodu, podpierając łokcie na kolanach. Uniosła do góry brwi, w bardzo sugestywnym geście. Hugo spojrzał to na nią, to na Shilę, w końcu na Albusa, po czym połączył kropki i zawołał:
- Aaa!
Albus skrzywił się. Zakrył dłońmi twarzy, wzdychając głośno. Jego głos był przytłumiony, kiedy dobył się zza palców.
- Agr! I co ja mam zrobić?
Uzyskał aż trzy odpowiedzi, które nastąpiły równocześnie.
- Powiedz jej.
- Nie mów jej.
- Znajdź sobie inną.
Rose spojrzała zaskoczona na Shilę, która była twórcą porady o znalezieniu sobie innej dziewczyny. Ishihara wzruszyła ramionami.
- No co? To zawsze działa. Zapomni o Julii i będzie miał spokój.
- Powinien jej powiedzieć! – stwierdziła Rose.
- Nie ma mowy, jak jej powie, może się do niego więcej nie odezwać, jeśli nie odwzajemnia jego uczuć. – Hugo był bardzo pewny swojej racji. Albus zazgrzytał zębami.
- Nie mówcie o mnie, jakby mnie tu nie było.
- Przepraszam. Al, posłuchaj. Powinieneś jej powiedzieć. Dziewczyna musi wiedzieć, że coś do niej czujesz, zanim na poważnie zwiąże się z tym Brandonem. Później może być za późno, a ty będziesz żałował. A nie wiesz, co może ci odpowiedzieć. Może jest tak samo zakochana w tobie, jak ty w niej? – mówiła Rose łagodnym tonem. Przyglądała się Potterowi ze zrozumieniem. Albus westchnął cicho.
- Może masz rację…
- Absolutnie nie ma racji! – zawołał Hugo. Rose zmierzyła go srogim wzrokiem. – Stary, jeśli jej powiesz, a ona nie czuje tego samego, to stracisz ją na zawsze. Tego chcesz? Zrujnować waszą przyjaźń.
- Och, zamknij się Hugo. Co ty możesz o tym wiedzieć? – burknęła Rose.
- O, no znalazła się znawczyni od związków. – Hugo spojrzał na nią bardzo wymownym wzrokiem. Zmrużyła powieki, ciskając w niego gromy. Nie pozostawał jej dłużny.
- A ty jesteś lepszy? Jedna dziewczyna nie czyni cię mistrzem w tej dziedzinie.
- Za to…
- Zamknijcie się. -  W sprzeczkę włączyła się Shila. Stwierdziła, że lepiej jest zakończyć ją teraz, niż gdyby komuś miało wymsknąć się coś naprawdę obraźliwego. Spojrzeli na nią, a ona kiwnęła głową, wskazując im Albusa, który w zamyśleniu siedział obok. Mina Rose złagodniała. Nachyliła się i położyła dłoń na kolanie Pottera, by dodać mu otuchy.
- Słuchaj, Al. Zrobisz jak zechcesz. Powiesz jej lub nie… może znajdziesz sobie jakąś inną dziewczynę, twój wybór. Ale gdybym to ja była na miejscu Julii, chciałabym wiedzieć… I tobie też by ulżyło.
- Tak, Rose ma rację. Może mój sposób jest dobry, ale mimo wszystko… lepiej wiedzieć – poparła ją Shila. Rose uśmiechnęła się do niej. Po chwili ich trójka: Hugo, Rose i Shila, wstali ze swoich miejsc i wrócili do pokoi, zostawiając Albusa samego z jego myślami.
Jeszcze długo siedział w fotelu, wpatrując się beznamiętnym wzrokiem w przestrzeń przed sobą. Nie zauważył nawet, jak Pokój Wspólny zaczął pustoszeć. Po prostu tam siedział, jakby odcięty od otaczającego go świata. Zamknięty w swojej głowie, w klatce bez wyjścia, targany sprzecznymi uczuciami.
Tak, lubił Julię… Ale czy lubił ją tak, jak sugerowali to jego przyjaciele? Była jego przyjaciółką. Miała piękny uśmiech, lśniące oczy i potrafiła go rozbawić. On również umiał ją rozweselić. Rozumiał ją i ona rozumiała jego. Lubił ją. Bardzo ją lubił. Czy chciałby z nią być? Nie wiedział…
Ale czy powiedzenie jej, że nie chce, żeby spotykała się z Brandonem, nie byłoby samolubne? No bo przecież sam nie wiedział, czy chciałby z nią być. Dlaczego jej to komplikować? Dlaczego sobie to komplikować… Gdyby jej to powiedział i zerwałaby dla niego z Brandonem, a on by ją wystawił… Znienawidziłaby go. To było pewne. Nie chciał, żeby go nienawidziła. Ale nie chciał też, żeby spotykała się z Brandonem. Chciał, żeby była jego. Na wyłączność.

O Merlinie! Zabijcie mnie…

Dopiero kiedy świtało zauważył, że wciąż siedzi w tej samej pozycji, w tym samym fotelu. Ocknął się i wstał, rozprostowując zesztywniałe kości. Przeciągając się ruszył w stronę dormitorium. Nie zostało mu wiele czasu, za dwie godziny powinien schodzić na śniadanie, ale i tak położył się na łóżku. Zasnął bardzo szybko, mimo wciąż kłębiących się w jego głowie myśli.

*

- No, kochanieńki. Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. Naprawdę czułeś się dzisiaj źle? Czy tylko zaspałeś na lekcje i próbujesz wyciągnąć ode mnie zwolnienie? – spytała pielęgniarka, zakładając dłonie na biodra i przyglądając mu się z wydętymi ustami. Albus otworzył szeroko oczy, udając zaskoczonego jej oskarżeniem.
- Droga pani, jakbym śmiał? Naprawdę źle się czuję. Gardło mnie boli i głowa mi pulsuje. Raz mi zimno, a za chwilę gorąco. Nie wiem co mi dolega – powiedział Albus, kłamiąc jak z nut. Wachlował przy tym dłonią twarz, jakby chciał udowodnić, że faktycznie odczuwał gorąco. Prawda była jednak taka, że zaspał. I to porządnie, gdyż obudził się dopiero przed obiadem. Nie mógł jednak powiedzieć tego nauczycielom, bo zadaliby mu tyle pracy domowej, że nie wygrzebał by się z niej do końca roku szkolnego. Jedynym jego wyjściem było zatem udawanie chorego i zmuszenie pielęgniarki do wypisania mu lekarskiego zwolnienia. Średnio mu to wychodziło, gdyż aktorem był marnym.
Kobieta popatrzyła na niego sceptycznie, mrucząc coś, co miało brzmieć: „Mhm, jasne”, po czym odwróciła się i poczłapała ciężko do swojej kanciapy. Potter wyciągnął szyję, by widzieć, co robiła w środku. Nic jednak nie dostrzegł, a po chwili pielęgniarka wróciła do niego z kartką.
- Tylko niech to się więcej nie powtórzy – powiedziała. Albus wyrwał jej zwolnienie w obawie, że mogłaby zmienić zdanie.
- Oczywiście. Nigdy więcej – obiecał gorliwie i wybiegł ze Skrzydła Szpitalnego. Kierował się w stronę Wielkiej Sali, pewny, że znajdzie w niej Julię. Miał plan, który chciał od razu wprowadzić w życie. Polegał on na odnalezieniu przyjaciółki i wyperswadowaniu jej wspólnej wizyty w Hogsmeade. Tak, właśnie tak. Postanowił na razie, że nie będzie jej nic mówił o swoich uczuciach, ale na spacer z jej chłopakiem namówić się nie da. Co to, to nie!
Musiał być twardy i stanowczy. Tak sobie pomyślał, kiedy się obudził, i tego się trzymał. Nie da się manipulować, jej piękne oczy na nią nie podziałają. Nie będzie słuchał błagań. Znajdzie ją i powie, co o tym myśli.
Wszedł do Wielkiej Sali i od progu rozejrzał się, szukając wzrokiem tej jednej, konkretnej twarzy. Uśmiechnął się, dostrzegając ją wśród znajomych. Nie zauważyła go, więc chwilę stał w bezruchu, podziwiając jej urodę.

Opanuj się, Potter! Masz być stanowczy.

Podszedł do niej i klepnął lekko w ramię, by zwrócić na siebie jej uwagę. Obejrzała się i uśmiechnęła szeroko, widząc go.
- Al! – zawołała wesoło. Podniosła się z ławki i stanęła przed nim, przytulając go lekko. Poczuł słodki zapach jej perfum, który na chwilę go zamroczył. – Cieszę się, że cię widzę. Gotowy na jutro? Idziemy do Hogsmeade, pamiętasz?
- Julia, co do tego…
- Już nie mogę się doczekać, aż w końcu poznasz Brandona. Polubicie się, jestem tego pewna. Brandon też grał kiedyś w quidditcha, ale odszedł z drużyny, bo doznał kontuzji. Będziecie mieli o czym rozmawiać. Och, to takie ekscytujące! – mówiła, rozentuzjazmowana. Albus kilka razy próbował jej przerwać, ale tak się nakręciła, że nawet go nie słyszała. Postanowił więc poczekać do końca jej przemowy. – Tak się cieszę. A ty? Chciałeś mi coś powiedzieć?
Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, mrugając powiekami. Jej tęczówki błyszczały radośnie, pełne szczęścia. Albus zająknął się.
- Ee… tak, odnośnie tego wyjścia do Hogsmeade – powiedział niepewnie.
- Taaak?
- Bo… ja… - Jak mam jej powiedzieć, że nie chcę iść? Wydaje się taka szczęśliwa! – Też nie mogę się doczekać – dokończył przez zaciśnięte zęby, siląc się na uśmiech. Julia najwyraźniej nie zauważyła z jaką niechęcią wypowiedział te słowa, gdyż jeszcze raz go przytuliła, mówiąc do ucha, że bardzo się cieszy. Skrzywił się, tuląc ją do siebie i powstrzymując się przed wydaniem z siebie jęku rozpaczy.
- Spotykamy się jutro o dziesiątej pod bramą, okej? – spytała, kiedy się od niego odsunęła. Pokiwał sztywno głową i pomachał jej na odchodnym.

Brawo, Potter! Byłeś stanowczy jak nigdy.
Nawet dziecko lepiej poradziłoby sobie z tym zadaniem!

Niezbyt zadowolony odszedł w stronę stołu Gryffindoru. Usiadł obok Rose, która właśnie nakładała sobie na talerz puree ziemniaczane.
- Czemu masz taką zkwaszoną minę? – spytała, odkładając miseczkę na bok.
- Próbowałem powiedzieć Julii, że nie chcę iść jutro z nimi do Hogsmeade… Nie poszło za dobrze – wyjaśnił. Rose i Shila spojrzały na niego, podczas gdy Hugo pakował sobie do ust kolejny spory kęs pulpetów. Zamiłowanie do jedzenia z pewnością odziedziczył po ojcu.
- Zdenerwowała się? – spytała Shila.
- Skąd… była tak szczęśliwa, że w końcu jej nie powiedziałem. – Albus zakrył dłońmi twarz. Shila przełknęła łyk soku dyniowego i spojrzała na przyjaciela.
- Ale jak to jej nie powiedziałeś?
- Zwyczajnie… Spojrzała na mnie tymi swoimi błyszczącymi oczami i mnie zamurowało.
- Och – mruknęła Rose. Zerknęła na Shilę, która uniosła do góry brew. – A… masz zamiar powiedzieć jej co… no wiesz… co czujesz? – spytała niepewnie. Albus podniósł na nią wzrok.
- Żartujesz?
- Ne potlafił nafet pofedzeć, że nie fce iść…
Rose zgromiła brata wzrokiem, zaś Shila spojrzała na niego z obrzydzeniem. Młody Weasley wytarł usta wierzchem dłoni i, przełknąwszy najpierw, powtórzył:
- Mówiłem, że nie potrafił…
- Wiemy co powiedziałeś. I wierz mi, nie rób tego nigdy więcej – mruknęła Shila, potrząsając głową. Hugo wzruszył ramionami i wypił cały kielich soku.
- Nie przejmuj się, Al. – Rose poklepała kuzyna po ramieniu. – Dasz radę. A kto wie? Może będziecie się dobrze bawić. – Uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Tak, bo trójkąty miłosne są takie odjazdowe – szepnęła Shila. Rose spojrzała na nią, więc chwyciła szybko swój kielich.
- Mówiłaś coś? – zapytała Ruda.
- Nie, skąd – powiedziała Azjatka, uśmiechając się lekko i upijając łyk soku.

~*~

Jeest! Udało mi się dokończyć ten rozdział. Trudno było mi go w ogóle zacząć, stąd pierwszy akapit opisuje raczej moje zmagania xD Jak już mówiłam kilkakrotnie: pojawił się Albus, bo dawno go nie było. Co ja gadam, nie "pojawił się", a jest obecny w całym rozdziale! Cały rozdział o Albusie, cieszycie się? 
Al wybiera się do Hogsmeade na randkę z chłopakiem Julii :) Haha, nieźle brzmi. Zaś Rose wybiera się na randkę z Miltonem. Nie możecie się doczekać? Ja też :D Ale nie wiem kiedy napiszę następny odcinek. Muszę się na razie przystosować do nowego planu zajęć... A co Wam powiem, to Wam powiem, ale Wam powiem, że mam niemal codziennie na 8! Tragedia jakaś. 
Zaraz poinformuję kogo miałam poinformować. A tymczasem żegnam się i do napisania :*  

EDIT 2.03.2014

Jeśli ktoś jest zainteresowany to na E-prozac pojawił się mój tekst. Zapraszam chętnych do czytania :)


EDIT 16.04.2014

Hej! Wiem, przepraszam! Dawno nic nie napisałam. Ale obiecuję, że na święta się coś pojawi :) Chciałam nawet zmienić szablon, ale wszystko szlag trafił po tym, jak mój komputer się zawiesił. Dlatego na szablon będziecie musieli jeszcze zaczekać. Tymczasem powstał mój profil na facebooku :) Jeśli chcecie mnie szybko i łatwo znaleźć, zachęcam do polubienia tej strony. Tam najszybciej dowiecie się co u mnie, jak idą prace nad nowym rozdziałem i co już się pojawiło. A, no i jeszcze jedna informacja. Jeśli brakuje Wam mojej twórczości (buahaha) to zapraszam też na mojego nowego bloga "W szufladzie", gdzie będą się pojawiać krótkie opowiadania, często jednoczęściowe, dla których łatwiej jest wygospodarować czas. No, więc to tyle. Dobranoc :)