Zakręciła wodę i wyszła spod
prysznica, stając przed lustrem. Dłonią przejechała po zaparowanej tafli,
spoglądając w swoje odbicie. Uśmiechnęła się, ręcznikiem wycierając końcówki
włosów. Ubrawszy się w piżamę, odświeżona i rozluźniona wróciła do pokoju.
Shila siedziała na swoim łóżku z książką w dłoni, co było tak niezwykłym
widokiem, że Weasley na chwilę zastygła w miejscu. Przyjaciółka spojrzała na
nią.
- No co? Lily mi to poleciła.
Wciągające – powiedziała, wzruszając ramionami. Rose nic nie odpowiedziała,
siadając na krawędzi łóżka. Związała mokre włosy gumką, żeby jej nie
przeszkadzały i sięgnęła po księgę z runami, którą mieli przetłumaczyć wraz z
Malfoyem. Choć odkryli podstęp, Rose postanowiła i tak przebrnąć przez swoją
część. Znalazła czysty pergamin i pióro, otworzyła wolumin na ostatnio czytanej
stronie i zaczęła wodzić wzrokiem po czarnych znakach. Nic jeszcze dzisiaj nie
przetłumaczyła i zamierzała to nadrobić.
Nie docierał jednak do niej sens
czytanych runów. Choć widziała wszystko poprawnie i rozpoznawała kształty, jej
umysł nie współgrał z odczytywaną treścią. Wciąż wracała myślami do wizyty w
Hogsmeade i miny Scorpiusa Malfoya, gdy oznajmiła mu, że świetnie się bawiła.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu, widząc jak zacisnął usta w wąską linię. Nie do
końca wiedziała, co mogło to oznaczać, ale i tak uważała ten obrazek za
niezwykle komiczny.
- Tylko mi nie mów, że runy są aż
tak zabawne.
Weasley zerknęła na Azjatkę, unosząc
do góry brew.
- Co?
- Od jakichś pięciu minut wpatrujesz
się w tą samą stronę i uśmiechasz się do niej jak wariatka – powiedziała Shila.
Rose zaśmiała się krótko i odwróciła spojrzenie, czym podsyciła tylko ciekawość
przyjaciółki.
Ishihara zmarszczyła brwi.
- Czekaj… czy to nie dzisiaj miałaś
iść na randkę z Malfoyem? – spytała, przypominając sobie ich rozmowę z przed
kilku dni. Rose wybuchła krótkim, szczerym śmiechem, ponownie przypominając
sobie całą zaistniałą sytuację. – Nie gadaj! Byłaś z nim na randce?!
Shila zatrzasnęła książką i
przesunęła się na łóżku, by być bliżej przyjaciółki. Rose uśmiechała się,
kręcąc przecząco głową.
- Więc nie rozumiem… Co cię tak
rozbawiło? – spytała Shila, odchylając się lekko.
- Twoja mina – odpowiedziała krótko
Rose.
Ishihara naburmuszyła się, lecz
tylko na chwilkę. Zaraz uświadomiła sobie coś interesującego.
- Skoro nie byłaś z Malfoyem na
randce… to gdzie byłaś przez cały dzień? – spytała.
- Na randce – odparła Ruda.
- No i weź tu gadaj z taką! –
zawołała Azjatka, wznosząc dłonie ku niebu. – To w końcu byłaś czy nie?
- Byłam, ale nie z Malfoyem –
powiedziała Rose. – Wykiwał mnie, krótko mówiąc. Ale miło było zobaczyć jego
minę, gdy to ja utarłam mu nosa.
- Opowiadaj – poprosiła Shila. Rose
uśmiechnęła się, usiadła wygodniej i zastanowiła się chwilę.
Perspektywa Rose
Od pół godziny stałam przed szafą,
zastanawiając się, co powinnam założyć. Z jednej strony nie chciałam się
stroić, bo w końcu wychodziłam z Malfoyem, ale z drugiej, jakby nie patrzeć,
szłam na randkę, więc wypadałoby wyglądać przystępnie. Wiedziałam też, że
Ślizgon na pewno nie powstrzyma się przed rzuceniem jakiegoś komentarza,
dotyczącego mojego wyglądu, a nie chciałam mu dawać powodów do budowania
długich i obraźliwych epitetów. Wybór ubioru był więc kluczową sprawą i na tyle
trudną, że wydawało mi się to niemal niemożliwe.
Spojrzałam na zegarek, westchnąwszy.
Co się ze mną działo? Wcześniej nie zastanawiałam się zbytnio nad tym, co
założyć. Nawet jeśli mi się to zdarzyło, to nigdy ze względu na to, co mógłby
sobie pomyśleć Malfoy. No bo przecież nie interesowało mnie jego zdanie. Zawsze
miał coś do powiedzenia i po pewnym czasie zrobiło się to po prostu nudne.
Dlaczego więc teraz nie mogłam się zdecydować, co włożyć? A czasu zostało
niewiele, umówiłam się z nim przed bramą o dziesiątej.
Wzdychając ze zrezygnowaniem, postanowiłam nie
przeciągać tego, co nieuniknione. Wiedziałam, że nie ważne co bym na sobie
miała, Ślizgon i tak uraczyłby mnie niemiłym komentarzem. Wybrałam więc dżinsy
i łososiową bluzkę.
Zobaczyłam go już z daleka. Nie
trudno było go dostrzec, gdyż stał z boku, udając, że nie zna ludzi tłoczących
się pod bramą niczym stadko wygłodniałych hipogryfów. Jak zwykle pozował na
kogoś ważniejszego, lepszego, kto nie powinien zadawać się z gawiedzią.
Prychnęłam cicho pod nosem,
wkładając dłonie w kieszenie spodni. Nie podobał mi się pomysł spędzenia z nim
choćby dwóch minut, a co dopiero kilku godzin. Jednak było już za późno na
żale. Musiałam zapłacić za jego pomoc. Bo przecież nie mógł zrobić czegoś z
dobroci serca.
Z dobroci serca! Ha, a to dobre!
- Spóźniłaś się – powiedział na
wstępie. No oczywiście.
- Ciebie też nie miło widzieć –
burknęłam, w duchu przyznając, że wyglądał przystojnie w czarnej koszulce,
którą miał na sobie. Natychmiast skierowałam swoje myśli na inny tor,
wyśmiewając cicho jego nieuczesane włosy. Chyba
nie wystarczyło mu czasu, żeby coś z nimi zrobić.
- Ze wszystkich kolorów świata
musiałaś wybrać akurat łososiowy – mówił, ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam
skupiona na jego włosach. Sterczały we wszystkich kierunkach i choć bardzo
chciałam się z tego naśmiewać, mimowolnie myślałam o tym, że wyglądało to
bardzo seksownie. Łobuzersko… Na brodę
Merlina, Weasley opanuj się!
Nienawidzę cię, Malfoy.
Otrząsnęłam się z tego stanu
zawieszenia i spojrzałam w jego błękitne oczy.
- Idziemy? – spytałam, chcąc mieć to
już za sobą.
- Jeszcze chwila. Podobnie jak ty,
twoja randka też lubi się spóźniać –
odpowiedział, uśmiechając się ironicznie.
- Moje co? – spytałam zaskoczona.
- Twoja randka, Weasley. Osoba, z
którą idziesz na ran…
- Wiem, o co ci chodziło. Tylko
myślałam, że… - zawiesiłam głos, marszcząc brwi.
- Że co? Że idziesz ze mną? –
zapytał, wybuchając krótkim śmiechem. Spojrzał na mnie rozbawiony, a ja
poczułam, że się czerwienię. – Zwariowałaś?
- Gdy powiedziałeś, że twoja pomoc
będzie mnie kosztować randkę, założyłam, że z tobą, idioto! Winisz mnie? Nie
wnikałeś w szczegóły – burknęłam, czując jak moja twarz płonie. Było mi gorąco.
Oczywiście! Zrobił to specjalnie, żeby zobaczyć, jak zareaguję. Co za… Agr!
Czego się spodziewałaś? Że Scorpius Malfoy zaprosi cię na randkę?
Przecież go znasz. To Scorpius Malfoy, on się nie zadaje z takimi jak ty.
Poczułam się oszukana. Dlaczego
dokładnie nie powiedział, o co chodziło? Jak zwykle, ze Scorpiusem Malfoyem nic
nie może być proste i zrozumiałe. Musiał zgrać nie fair. Musiał mnie ośmieszyć
i zobaczyć, jak sobie z tym poradzę. Musiał się napawać swoim kolejnym małym
zwycięstwem.
Przełknęłam złość.
- Na kogo czekamy? – spytałam.
Miałam nieodparte wrażenie, że Malfoy wyglądał na jeszcze bardziej
rozbawionego. Nie wiem, co go tak śmieszyło, ale podejrzewałam, że cokolwiek
wymyślił, nie spodoba mi się.
- Na mnie – odpowiedział jakiś
cienki głos. Zmarszczyłam czoło, odwracając się. Za mną stał niski chłopiec o
pucułowatych policzkach, otoczonych złotymi loczkami. Miał wygląd uroczego
aniołka, lecz coś mi podpowiadało, że nie warto było z nim zadzierać. Uniosłam
do góry brwi. – Milton Amadeus Theodore William Coleman. Do usług.
Chłopiec ukłonił się lekko, a mnie
zatkało. Otworzyłam usta ze zdziwienia, nie będąc w stanie wypowiedzieć choćby
słowa. Zerknęłam ponad ramieniem na Malfoya, który z powagą oświadczył:
- Nawet ja nie mam tylu imion.
Odwróciłam się i spojrzałam na
Miltona. Mógł mieć może trzynaście lat! Co ten Malfoy znów wymyślił?!
- Ee… cześć… Rose Weasley –
powiedziałam, choć moje krótkie przedstawienie się brzmiało idiotycznie przy
rozwiniętej wypowiedzi Miltona. – Jesteś…
- Jaki? Młody? Zapewniam cię, że
wiek nie ma dla mnie znaczenia – odpowiedział. Wybałuszyłam oczy. Miał gadane.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc zwróciłam się do Malfoya.
- Nie wiem w co ty grasz, ale to już
lekka przesada. Kazałeś temu dziecku iść ze mną do Hogsmeade? Odbiło ci? –
szepnęłam, nachylając się w jego stronę, żeby lepiej mnie słyszał.
- Do niczego go nie zmuszałem. Sam
chciał z tobą wyjść – powiedział Malfoy. Uniosłam do góry obie brwi,
zszokowana. – Nie patrz tak na mnie. Załatwił, co chciałaś i zażądał randki.
Spojrzała na Miltona, nie wiedząc,
co powinnam zrobić.
- Czy możemy już iść? – spytał
chłopiec.
Załatwił, co chciałam? On!?
- E… jasne – powiedziałam,
uśmiechając się drętwo. Usłyszałam śmiech Malfoya, a gdy na niego spojrzałam,
schylił się w parodii ukłonu.
- Bawcie się dobrze – zaświergolił.
Zmierzyłam go wzrokiem. Chciałam wyglądać groźnie, ale po tym, jak Milton wziął
mnie pod rękę, zmuszając do zgarbienia się, mogłam o tym zapomnieć.
~*~
Albus spóźnił się pół godziny. Nie
dlatego, że zaspał. Wręcz przeciwnie, wstał bardzo wcześnie, obudzony przez
ścisk żołądka. Stresował się tym wyjściem i najchętniej zostałby w pokoju cały
dzień. Dlatego wszystkie poranne czynności wykonywał bardzo powoli i mozolnie,
chcąc jak najbardziej wydłużyć moment, w którym definitywnie musiałby wyjść.
Kiedy nie miał już nic do roboty, a
bezczynne siedzenie zaczynało doprowadzać go do szału, ubrał buty i wyszedł.
Julia chodziło w kółko ze
zniecierpliwienia, ale powitała go wesołym uśmiechem, gdy tylko się pojawił.
Wyłgał się ze swojego spóźnienia prostym: „Zaspałem”, a ona przyjęła to
spokojnie, szczęśliwa, że w ogóle przyszedł.
- Al, poznaj Brandona – powiedziała,
wskazując otwartą dłonią wysokiego chłopaka, o szerokich ramionach. Blond włosy
miał krótko ścięte, a ściągnięte brwi i wydęte usta wskazywały na jego
zdenerwowanie. Nie podobało mu się, że musieli czekać.
Potter wyciągnął dłoń z kieszeni
dżinsów. Chłopak uścisnął ją nieco za mocno, jak na przyjazne powitanie. Albus
zmrużył powieki, wytrzymując ostre spojrzenie Brandona. Już wiedział, że
popełnił błąd, zgadzając się na wspólny wypad do Hogsmeade.
To będzie ciężki dzień.
Julia natomiast wyglądała, jakby
spełniło się jej największe marzenie. Uśmiechała się szeroko, a jej oczy niemal
świeciły szczęściem. Stanęła pomiędzy nimi i, ku ich niezadowoleniu, pochwyciła
ich pod łokcie, ciągnąc w stronę bramy.
- Będzie zabawa! – powiedziała.
Na pewno.
Albus nie chciał psuć jej dobrego
humoru, dlatego nie odezwał się słowem. Brandon pewnie myślał podobnie, bo też
milczał, zaciskając usta w wąską kreskę.
Patrząc na roześmianą Julię, pełną
nadziei, budziło się w nim ciepło. Jej brązowe włosy podskakiwały w rytm jej kroków,
okalając delikatną twarz, a zdrowy rumieniec dodawał jej dziecięcego uroku.
Uśmiechnął się pod nosem, wiedząc, że dla niej jest w stanie wytrzymać
towarzystwo Brandona.
~*~
Perspektywa Rose
Siedzieliśmy w kawiarni, otoczeni
zapachem świeżo zmielonej kawy. Dwie przyjaciółki, siedzące niedaleko nas
zajadały się sernikiem, a starszy pan, zajmujący miejsce w rogu, czytał
książkę, pijąc gorącą czekoladę. O dziwo Milton sam wybrał to miejsce, co było
dla mnie całkowicie nie zrozumiałe. Zdążyłam się już dowiedzieć, że miał 12 lat
i należał do Slytherinu, dlatego spodziewałam się, że zabierze mnie do Magicznych dowcipów. Najwyraźniej jednak
chłopca nie interesowały figle i zabawa.
Albo próbuje mi zaimponować, jaki to jest dorosły.
Było dość niezręcznie. Nie bardzo
wiedziałam, o czym mogłabym z nim rozmawiać. Cały czas zastanawiał mnie fakt,
że w ogóle chciał gdzieś ze mną wyjść. Wydawało mi się to niemożliwe i chyba
lepiej przyjęłabym wiadomość, że został do tego zmuszony przez Malfoya. Ale nic
nie wskazywało na to, żeby starszy Ślizgon mu groził, bo Milton wyglądał na
autentycznie zadowolonego z mojej obecności. Puścił nawet do mnie oczko!
- Wiesz już, co byś chciała? –
spytała, przeglądając swoje menu. Uniosła do góry brwi, zdziwiona jego poważnym
tonem i zastanowiłam się chwilkę.
- Myślę, że czekolada będzie dobrym
pomysłem – powiedziałam. Kiwnął głową i spojrzał w bok, gdzie akurat za szybą
przebiegała grupka chłopaków w jego wieku. Podążyłam za jego wzrokiem, przez
chwilę obserwując jak dzieciaki wbiegają do sklepu mojego wujka, śmiejąc się.
Niezręczność całej sytuacji stawała
się nieznośna, więc rozejrzałam się za kelnerką. Kiedy przyszła, Milton wciąż
wpatrywał się w widoki za oknem. Wydawało mi się, że dosłownie przez sekundę na
jego twarzy pojawił się lekki zawód.
Chyba jednak nie do końca tak chciałby spędzić ten dzień.
Uśmiechnęłam się do pulchnej
kobietki, ubranej w biały fartuszek.
- Co podać? – spytała wesoło.
Zerknęłam na Miltona, który odwrócił
się szybko od szyby, jakby właśnie uświadomił sobie, że wpadł w zamyślenie. Pomyślałam,
że może i sam wpadł na pomysł tej całej „randki”, ale – choć świetnie udawał,
że nie interesują go zabawy – wciąż był dwunastoletnim chłopcem. Postanowiłam
więc, że trzeba przejąć kontrolę nad sytuacją i skierować ją na przyjemniejsze
dla niego tory, bo sam by tego nie zrobił.
- Poprosimy największą porcję lodów,
jaką macie – powiedziałam z uśmiechem. Otworzył szeroko oczy, spoglądając na
mnie.
- Jakie smaki? – spytała kelnerka.
- Wszystkie – wyrwał się Milton
ochoczo. Chyba perspektywa ogromnej góry lodów podziałała na niego ożywczo.
Kiwnęłam głową, a kelnerka zanotowała wszystko w swoim kajecie i odeszła.
Wróciła kilka minut później, niosąc
wielką, kryształową misę, wypełnioną po brzegi gałkami lodów. Widziałam zielone
o smaku pistacji, różowe truskawkowe, niebieskie miętowe, białe śmietankowe,
brązowe czekoladowe i wiele innych, których smaków nie znałam. Wszystko to
obsypane wiórkami kokosowymi i płatkami ciasteczek. Gdzieniegdzie powciskane
zostały jeszcze słone krakersy i słodkie cukierki. Dwie srebrne łyżeczki wystawały
z boków misy.
Istna bomba cukrowa.
Kobieta sapnęła. Podejrzewałam, że
nie był to najlżejszy deser lodowy. Przetarła dłonią czoło i wróciła na
zaplecze.
Spojrzałam na Miltona. Jego oczy
dosłownie błyszczały szczęściem, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Wyglądał jak najszczęśliwsze dziecko na świecie. Uśmiechnęłam się lekko, łapiąc
za łyżeczkę.
- Chyba nie damy rady tyle zjeść –
powiedziałam, nabierając trochę lodów truskawkowych.
- Mów za siebie – odparł chłopiec,
wypełniając usta czekoladowym smakiem.
Ucieszyłam się, kiedy się rozluźnił.
Choć już zaczynał mnie boleć brzuch na myśl o czekającym mnie lodowym wyzwaniu.
~*~
Julia, jeśli w ogóle zauważyła
napięcie, rosnące pomiędzy Brandonem i Albusem, nie zwracała na nie uwagi. Cały
czas opowiadała różne historie z udziałem ich obu, chcąc najwyraźniej
przybliżyć im postać tego drugiego. Nawet nie brała pod uwagę, że mogli nie
chcieć ich słuchać. Jednak żaden z nich nie powiedział ani słowa. Kiedy Roberro
się zmęczyła, postanowili wejść do Trzech Mioteł by napić się kremowego piwa.
Albus cały czas obserwował Brandona
i wiedział, że i on obserwował jego. I może Julia nie widziała, jakim zaborczym
ruchem blondyn oplatał jej talię, albo jak delikatnie odciągał ją od Albusa,
gdy za bardzo się do niego zbliżyła. Ale on widział. Podobnie jak dostrzegał
każde spojrzenie Brandona, które posyłał mu przy pocałunku z dziewczyną.
Wiedział, że blondyn dawał mu tym do zrozumienia, gdzie jego miejsce, że jest
tylko głupim chłopakiem, który dał się złapać w to całe friendzone.
Zaciskał więc dłonie w kieszeniach
dżinsów i starał się nie zwracać na to uwagi.
Przepuścili Julię w drzwiach, a
wtedy Brandon stanął przed Albusem i zatrzymał go pchnięciem w klatkę
piersiową. Albus wywrócił oczami młynka, cofając się o krok. Spojrzał na
Brandona, którego mina wyrażała niezadowolenie.
- Myślisz, że nie wiem, o co ci
chodzi? – spytał blondyn.
Potter zmrużył powieki, przechylając
lekko głowę.
- A o co mi chodzi?
- Chcesz ją wykorzystać. Ale ci na
to nie pozwolę. Ona jest moja, rozumiesz? – warknął Brandon.
Albus uniósł do góry brew. Nie
spodobał mu się ton z jakim odzywał się do niego Brandon. I nie tylko to,
blondyn nie miał prawa nazywać Julii „swoją”.
Ciekawe co powiedziałaby na to Julia.
Gryfon zbliżył się do chłopaka.
- Nie wiesz, o czym mówisz –
powiedział spokojnie. – I zapewniam cię, że Julia nie jest twoją własnością.
- Trzymaj się od niej z daleka! –
wysyczał Brandon, wprost do ucha Albusa. Szatyn spojrzał w jego szare oczy,
uśmiechając się półgębkiem.
- Bo co? – zapytał zadziornie, a
następnie szturchnął blondyna ramieniem, wchodząc do knajpy. Usłyszał jeszcze
jak ten przeklina, po czym odszukał wzrokiem dziewczynę. Zamawiała właśnie trzy
kufle piwa. Obejrzała się i pomachała do niego, wskazując palcem wolne miejsce
pod oknem.
Odmachał jej, ale nie usiadł na
drewnianej ławie. Zamiast tego podszedł do niej i pomógł jej zanieść napoje na
stół. Brandon zjawił się chwilę później, zaciskając usta w wąską linię.
Julia uśmiechnęła się do niego i
dała mu całusa, na co Albus dyskretnie odwrócił wzrok, udając, że zaciekawiło
go coś innego.
- Coś się stało? – spytała
dziewczyna, dostrzegając napięcie, w jakim znajdował się jej chłopak.
- Wszystko w porządku – powiedział,
uśmiechając się sztywno. Patrzył na Albusa, który spokojnie pił swoje piwo. Po
scenie przed drzwiami zyskał w obecności Brandona nieco pewności siebie.
- Na pewno?
- Tak – odpowiedział przez
zaciśnięte zęby.
Julia przestała drążyć temat i
napiła się piwa. Albus uśmiechnął się i mrugnął do niej, czym jeszcze bardziej
zdenerwował Brandona. Blondyn położył swoją dłoń na biodrze Julii, a Albus
przełknął ślinę.
~*~
Perspektywa Rose
Byłam pełna i miałam wrażenie, że nie będę w
stanie podnieść się z krzesła. Tymczasem Milton najwyraźniej jeszcze nie
skończył. Jadł i jadł, wcale nie myśląc o bólu brzucha. Sapnęłam, odchylając
się na oparcie.
- Nie dam rady zjeść więcej –
powiedziałam. Chłopiec uśmiechnął się, wpychając do buzi kolejną porcję. –
Gdzie ty to mieścisz? – spytałam, szczerze zaciekawiona. Zjadł więcej ode mnie
i nawet się przy tym nie zmęczył!
- Cienias jesteś – stwierdził.
Otworzyłam usta w zadziwieniu i zaśmiałam się głośno.
- Jasne – powiedziałam.
- To… co chcesz robić później? –
spytał, spoglądając na mnie niebieskimi oczami. Miał twarz ubrudzoną lodami,
ale mimo tego wyglądał uroczo.
Najmilszy Ślizgon jakiego znam.
Zmrużyłam powieki, zastanawiając się
nad odpowiedzią. Tak naprawdę dokładnie wiedziałam, co chcę robić. Coś, co i
jemu sprawi przyjemność.
- Co myślisz o przeglądzie nowości w
„Magicznych dowcipach”?
Błysk w jego oku był tym, czego
potrzebowałam.
~*~
W Trzech Miotłach siedzieli dobrą
godzinę. Kiedy mieli już zbierać się do wyjścia, Brandon wstał z zamiarem
skorzystania z toalety. Niechętnie zostawiał Albusa i Julię samych, ale nie
mógł nic poradzić na potrzeby natury fizjologicznej. Na odchodnym pocałował
Julię namiętnie, po raz kolejny pokazując Albusowi, gdzie jego miejsce.
- Więc… jak wam się układa? –
zagadnął Gryfon, kiedy blondyn zniknął z zasięgu ich wzroku.
- Jest dobrze. Brandon się o mnie
troszczy i rozpieszcza mnie upominkami – odpowiedziała Julia z uśmiechem.
Albus na krótko uniósł brwi, sygnalizując
zdziwienie. Dopił resztki piwa.
– Co? – zapytała Julia, dostrzegając
zmianę w wyrazie jego twarzy. Zmrużyła powieki, kiedy pokręcił głową. – No mów!
– zawołała wesoło.
- Nie wydaje ci się, że jest… no nie
wiem… trochę zaborczy? – spytał, niby od niechcenia.
- Nie. Dlaczego? – zdziwiła się.
Potter odstawił kufel z cichym
stuknięciem. Okręcił go dwa razy dookoła i podniósł wzrok na brązowe tęczówki
Julii.
- Nie wiem… Po prostu sposób w jaki
cię trzyma… Jakbyś była jego własnością – powiedział spokojnie, choć czuł jak
serce wali mu w piersiach. Nie wiedział, czego spodziewać się po Julii.
Zmarszczyła brwi, przyglądając mu
się badawczo.
- Co chcesz powiedzieć? – spytała.
- To, że nie traktuje cię tak, jak
na to zasługujesz. Daje ci upominki, troszczy się o ciebie… tylko ci się tak
wydaje. Dla mnie wygląda to na zwykłe, perfidne zagranie, żeby dostać to, czego
chce – odpowiedział.
- A czego mógłby chcieć?
Julia spojrzała w jego oczy,
wytrzymując twarde spojrzenie.
- Myślę, że wiesz – powiedział Albus,
próbując nie opuścić wzroku.
Parsknęła, ni to ze śmiechu, ni z
zażenowania.
- To niedorzeczne – stwierdziła. –
Znam Brandona i wiem, że nie zrobiłby czegoś takiego.
- Jak długo go znasz? – zapytał.
- Wystarczająco!
- Za krótko, żeby stwierdzać, o co
mu tak naprawdę chodzi – powiedział.
- A ty skąd możesz wiedzieć? –
zapytała, dostając rumieńców. – Też go nie znasz. I ciebie znam równie długo,
jak jego, więc skąd mam mieć pewność, że ty niczego ode mnie nie chcesz? Brandon
mówił mi, że jesteś podejrzany, ale mu nie wierzyłam! Jednak teraz widzę, że mógł
mieć rację – powiedziała, wstając. Albus zareagował bardzo szybko. Chwycił ja
za dłoń, zmuszając, by się zatrzymała.
- Zaczekaj – powiedział. Wziął
głęboki oddech i spróbował uspokoić szybko bijące serce. Przymknął powieki. –
Chodziło mi o to, że zasługujesz na kogoś, kto cię będzie doceniał.
- Na kogoś takiego jak ty? –
prychnęła, pełna irytacji.
Albus otworzył oczy, spoglądając na
nią. Uderzyło ją z jaką namiętnością na nią patrzył. Cofnęła się o krok, kiedy
dotarło do niej, dlaczego dostrzegła w jego tęczówkach tyle skrywanych do tej
pory emocji.
- Oh… - szepnęła, tracąc rezon. – Al…
wiesz, że… Myślałam, że się przyjaźnimy.
Potter zaśmiał się krótko, z
zażenowaniem. Puścił jej dłoń, przecierając palcami twarz. Tragizm tej sytuacji
był wręcz komiczny.
Groteskowy.
Poczuł się, jakby wymierzyła mu policzek. Mogła
jeszcze splunąć, tak dla lepszego efektu końcowego.
Spojrzał na nią, nie odzywając się
ani słowem. Ona też na niego patrzyła, przez chwilę zastanawiając się, co
powinna powiedzieć.
- Jestem z Brandonem.
- Nie dało się tego przeoczyć –
burknął w odpowiedzi, mając na myśli wszystkie pocałunki i pieszczoty, jakie
Julia i blondyn wymienili w przeciągu tych kilku godzin.
Roberro westchnęła.
- Przepraszam – szepnęła tylko,
zanim dołączył do nich Brandon.
- Idziemy? – zapytał ponuro. Chwycił
dziewczynę za dłoń i pociągnął w stronę wyjścia.
Albus nie ruszył się nawet na krok,
a oni się nie odwrócili. Wyszli, zostawiając go samego.
~*~
Perspektywa Rose
Wracaliśmy do zamku, kiedy
natknęliśmy się na Albusa. Siedział przed Trzema Miotłami, najwyraźniej niezbyt
zainteresowany tym, co działo się dookoła niego. Zatrzymałam się na chwilę,
prosząc Miltona, by na mnie poczekał.
- Hej, Al. Wszystko okej? Wyglądasz
na przybitego – powiedziałam, podchodząc do kuzyna. Drgnął, jakbym wyrwała go z
drzemki i spojrzał na mnie zamglonymi oczami. Po chwili patrzył już bardziej
przytomnie.
- W porządku – stwierdził. – A właściwie
to nic nie jest w porządku – dodał po chwili.
- Chcesz o tym porozmawiać? –
spytałam.
Zerknął na chłopca, stojącego za
mną.
- Nie specjalnie – odparł. Kiwnęłam
głową.
- Odprowadzę Miltona i wracam do
Pokoju Wspólnego, gdybyś zmienił zdanie – powiedziałam. Pokiwał głową, jak ja
wcześniej, i znów zagłębił się w swoich myślach.
Westchnęłam i wróciłam do Ślizgona.
- Wiesz, że nie musisz mnie
odprowadzać – powiedział chłopiec. Objęłam go ramieniem, uśmiechając się.
- Wiem, ale chcę zobaczyć minę
Malfoya, kiedy mu powiesz, że świetnie się bawiliśmy – odparłam. Milton zaśmiał
się głośno. Zdążył mi opowiedzieć o swoich relacjach ze Scorpiusem Malfoyem,
dzięki czemu wiedziałam, że wcale się go nie bał. Za samo to miał u mnie
wielkiego plusa.
Ostatni raz spojrzałam ponad ramieniem na
Pottera. Siedział tam, gdzie go zostawiliśmy. Tylko przez chwilę zastanowiłam
się, co mogło spowodować jego smutek, ale zaraz potem Ślizgon zaczął opowiadać
dowcipy.
~*~
- Nie odprowadziłam go do lochów,
oczywiście. Byłoby to podejrzane, gdybym się tam z nim pojawiła. Poza tym… nie
będę odprowadzać dwunastolatka – powiedziała Rose, poprawiając się na łóżku.
- A co z Malfoyem? – spytała Shila,
zafascynowana opowieścią.
- Nie spotkałam go, ale mogę
przypuszczać, jak to się potoczyło w Slytherinie – odparła, uśmiechając się pod
nosem. – Jakby nie było, sądził, że to będzie totalna katastrofa. Tymczasem
naprawdę miło spędziłam czas. Będę się tym napawać w poniedziałek na lekcjach.
Shila zaśmiała się, ale zaraz obie
spoważniały.
- Ciekawe co się stało Albusowi –
powiedziała Shi.
- Porozmawiam z nim jutro.
Ishihara pokiwała głową.
- Myślisz, że to miało coś wspólnego
z tą… jak jej tam… Julią? – zapytała.
Rose wzruszyła ramionami, choć
przeszło jej to przez myśl. Wiedziały z Shilą, co czuł chłopak i przypuszczały,
że spotkanie z Julią i jej chłopakiem niekoniecznie musiało być dobrym
pomysłem.
- Nie wiem. Prawdopodobnie –
powiedziała Rose. – Jestem zmęczona. Idę spać – dodała po chwili, ziewając.
Odłożyła księgę z runami i weszła pod kołdrę.
- Jasne. Dobranoc.
- Dobranoc.
***
Tak, jestem okropna, wiem. Notki nie było 2 miesiące i nagle wyskakuję Wam z czymś, gdzie prawie w ogóle nie ma Scorpiusa!? Jak Wy to przeżyjecie? :) Mam nadzieję, że choć trochę się Wam podobało. Ja osobiście jestem zadowolona. Choć muszę przyznać, że pisanie tego szło mi bardzo mozolnie. Niemal tak mozolnie jak Albusowi zbieranie się do wyjścia :)
Życzę Wesołego Alleluja wszystkim!
I zapraszam na mojego FACEBOOKA, gdzie najszybciej dowiecie się o nowościach, postępach w pisaniu i ogólnie - co u mnie słychać. Możecie mnie tam zasypywać pytaniami, odpowiem na (chyba) wszystkie :) I nie wstydźcie się komentować i lajkować, to naprawdę motywuje :)
Pozdrawiam i dobrej nocy życzę.