…śmierć…
Ścieżka z ludzkich ciał. Wszyscy są martwi.
Przelana krew broczy trawy, ulice, domy.
…mrok…
Ci, którzy pozostali przy życiu – boją się.
Przerażenie spogląda oczami tych, którzy przetrwali.
…krew…
Oceany przybrały barwę szkarłatu.
…zagłada…
Świat jest okupowany.
…panowanie…
Jeden władca. Jedno wyznanie. On.
…jestem białym motylem na zielonej łące…
jestem białym rumakiem… jestem bladym uśmiechem… larwą w martwym ciele, guzem
mózgu… jestem Tobą… jesteś mną… krew… szkarłatne oceany… mrok… motyl… jestem
różą na wietrze… przerażenie spogląda oczami… panowanie… zagłada… krew broczy
ulice… świat… nie istnieje… dobro i zło… lewo i prawo… dzień i noc… krew…
zagłada… motyl na łące… róża na wietrze… stopa i ręka… góra i dół… świadomość
i… nieświadomość…
Kim jestem?
Kim jesteś?
Co ja tu robię?
Gdzie jestem?
…śmierć…
- Pani
dyrektor, co jej jest? – spytał Hugo, kiedy chuda kobieta pochylała się nad
ciałem Daisy. Krukonka leżała spokojnie i tak nieruchomo, że przez chwilę
wydawało mu się, że nie żyje. Była blada, nawet malinowe usta przybrały barwę
kilka tonów jaśniejszą.
- Hugo,
myślę, że powinieneś wrócić do swojego pokoju – powiedziała McGonagall,
delikatnie kładąc rękę na głowie dziewczyny. Powoli uniosła jedną jej powiekę,
a następnie westchnęła.
- Nie
ma mowy. Przyjaźnię się z nią i to ja ją tu przyniosłem. Chcę wiedzieć, co się
z nią dzieje – powiedział stanowczo, podchodząc do łóżka Daisy i dotykając jej
ramienia. Spojrzał hardo w oczy dyrektorki i wytrzymał jej srogie spojrzenie.
Kobieta ponownie westchnęła, po czym zerknęła ponad ramieniem na pielęgniarkę, jakby
ta miała jej powiedzieć, co powinny z nim zrobić.
- No
dobrze – mruknęła McGonagall. Jeszcze raz uniosła lekko powiekę Daisy. –
Widzisz to?
Hugo
nachylił się nad ciałem dziewczyny, uzmysławiając sobie, jak bardzo jest zimna
w dotyku. Spojrzał na odsłonięte oko, krzywiąc się. Gałka oczna była cała
przekrwiona, jakby kilka naczynek krwionośnych pękło w jednej chwili, ale mimo
to wciąż się poruszała. To w lewo, to znów w prawo, by za chwilę spojrzeć
niewidzącym wzrokiem w górę lub w dół. Wyglądało to brzydko i strasznie.
- Co
jej jest? – spytał, z trudem panując nad swoim głosem.
- To
tylko moje przypuszczenie, ale wydaje mi się, że panna Crawford ma wizję –
powiedziała spokojnie McGonagall. Opuściła powiekę Daisy i schowała dłonie za
sobą.
Hugo
przez moment myślał, że się przesłyszał. Zmarszczył czoło i przyjrzał się
dyrektorce.
-
Przepraszam… powiedziała pani „wizję”?
- Tak,
Hugo. Wizję. Wierzę, że Daisy jest wróżbitką – oznajmiła takim tonem, jakby
mówiła o liściach, które naturalnie każdej jesieni spadają z drzew. Hugo
wpatrywał się w nią jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
- Nie
rozumiem…
- Jej
prababka, Adalind Foster, potrafiła przewidzieć przyszłość na trzy minuty do
przodu. To było imponujące, ale nieokiełznane. Adalind nie była w stanie zapanować
nad swoim darem, dlatego miewała napady podobne do tych – dyrektorka kiwnęła
głową w kierunku Daisy. – Uważam, że Daisy odziedziczyła po niej tą
umiejętność. Choć muszę przyznać, że trwa to znacznie dłużej niż w przypadku
Adalind.
Hugo
miał wrażenie, że świat z niego kpi. Przyglądał się nieruchomej Daisy, próbując
zrozumieć sens w tym, co się wydarzyło. Krukonka nigdy nie mówiła mu o swojej
prababce, nie wspomniała o jej umiejętnościach. Czy była taka możliwość, by
sama nie wiedziała?
Nim
zdążył zareagować, dłoń Daisy zacisnęła się na jego palcach z taką siłą, że
mimowolnie jęknął z bólu. Dyrektorka drgnęła, zrobiła krok w stronę łóżka
Crawford, dokładnie w tym samym momencie dziewczyna otworzyła oczy i podniosła
się do pozycji siedzącej. Jej oddech pędził, głowę miała lekko odchyloną do
tyłu.
-
Daisy?! – spytał przerażony Gryfon.
- Co
widziałaś? Daisy, skup się! – powiedziała McGonagall, nachylając się i kładąc
dłonie na trzęsących się ramionach Krukonki. Blondynka nie próbowała się
wyrywać, na kilka sekund utkwiła rozbiegane, upiornie zakrwawione oczy w starej
twarzy. – Daisy, musisz powiedzieć, co widziałaś…
Hugo ze
strachem przyglądał się rozgrywanej scenie. Przez chwilę miał nadzieję, że to
mu się śniło. Wszystko wyglądało nieprawdopodobnie. Najpierw to dziwne
omdlenie, następnie przebudzenie z wizji… sam nie wiedział, czy powinien w to
wierzyć.
- Hugo,
wyjdź stąd! – zażądała dyrektorka. On jednak się nie ruszył.
- Nie
ma mowy. Nie zostawię jej!
I
właśnie wtedy Daisy przemówiła. Jej głos brzmiał tak samo jak zawsze.
- Świat
pogrąży się w chaosie, biały motyl na zielonej łące, larwa w martwym ciele…
krew… mrok… śmierć… śmierć… śmierć i zagłada… On… On… On… - mówiła. Choć dla
Hugo jej słowa brzmiały jak majaczenie rozgorączkowanej nastolatki, McGonagall
zdawało się to nie przeszkadzać. Wyraz jej twarzy był nieprzenikniony,
wyglądała na spokojną i opanowaną. – Krew zabarwiła oceany, niewielu przeżyło.
Jedna religia, wiara w Niego… On…
- Kim
on jest? Widziałaś go? – spytała dyrektorka.
- Jestem Tobą, a ty jesteś Mną –
wyszeptała Daisy, po czym zgięła się w pół i zwymiotowała. Hugo instynktownie
odsunął się, McGonagall również. Odeszła od łóżka, pozwalając pielęgniarce
zająć się dziewczyną, a sama stanęła obok. Zamyśliła się nad czymś,
przyglądając się otwartemu oknu po drugiej stronie pomieszczenia. Hugo patrzył
na nią tylko chwilkę.
Pielęgniarka
podała Daisy coś na uspokojenie i zawroty głowy. Razem z Hugo pomogli jej
przenieść się na czyste łóżko. Kiedy sytuacja została opanowana, kobieta
zostawiła ich samych, stwierdziwszy wcześniej, że oprócz przekrwionych oczu,
które szybko powinny wrócić do normy, nic nie dolegało Krukonce.
Hugo
siedział przy jej boku, głaszcząc lekko jej dłoń. Daisy była osłabiona i
zamroczona lekarstwami, ale z całych sił próbowała nie zasypiać.
-
Przepraszam – powiedziała. Spojrzał na nią, unosząc brew. – Napędziłam ci
stracha – dodała.
- I to
nie małego – odparł.
Daisy
uśmiechnęła się słabo.
-
Odpoczywaj.
- Nawet
nie wiem, co się stało – stwierdziła, dotykając dłonią czoła. Masowała chwilę
miejsce między oczami, po czym westchnęła cicho. – Chciałam… tylko…
- Cii,
nic nie mów. Postaraj się zasnąć – powiedział, delikatnie dotykając jej
policzka. Jej uśmiech na moment stał się szerszy, zaraz jednak zmalał. Zamknęła
oczy i po chwili spała.
Hugo
przez chwilę spoglądał na nią, po czym odwrócił się i odszukał wzrokiem
dyrektorkę. Obie z pielęgniarką siedziały w gabinecie przy wejściu do Skrzydła
Szpitalnego, widział je przez szybę. Ostrożnie wyswobodził dłoń z uścisku Daisy
i ruszył w tamtą stronę. Starał się być niezauważalny, stąpał cicho, zbliżając
się do pomieszczenia. Musiał dowiedzieć się czegoś więcej o tym, co się
wydarzyło. Chciał wiedzieć, jakie były plany dyrektorki. Po tym, co wszyscy
troje usłyszeli, miał wrażenie, że Daisy nie będzie miała spokojnego
zakończenie roku. Powoli zbliżył się do drzwi gabinetu. Były zamknięte, dlatego
musiał przysunąć się bardzo blisko nich, by cokolwiek usłyszeć. Udało mu się
wychwycić tylko kilka strzępków toczącej się w pomieszczeniu rozmowy:
- …co
to znaczy…
-…powinniśmy
ich zawiadomić…
- To
może nie mieć związku.
Hugo
zmrużył powieki, jakby miało mu to pomóc usłyszeć więcej. Tak bardzo skupił się
na głosie dyrektorki, że nie zauważył odgłosów kroków. Nim zdążył zareagować,
ktoś otworzył drzwi, a on prawie wpadł do gabinetu. Łapiąc równowagę, spojrzał
niepewnie na McGonagall.
- Hugo
– mruknęła. W jej głosie nie było słychać zaskoczenia, raczej rozczarowanie.
- Pani
dyrektor – powiedział, prostując się i poprawiając szatę.
McGonagall
rzuciła krótkie spojrzenie pielęgniarce. Nie wiedział, co kryło się w jej
oczach, ale kiedy ponownie odwróciła się w jego stronę, wyraz twarzy miała
nieprzenikniony.
- Hugo,
czy panna Crawford mówiła ci coś o swoich umiejętnościach?
- Nie –
odparł bez namysłu.
Dyrektorka
zastanowiła się chwilę.
- A czy
powiedziała ci coś… niespodziewanego?
Weasley
zmarszczył czoło, myśląc nad odpowiedzą. Jego cała rozmowa z Daisy tuż przed
„wypadkiem” była niespodziewana. Ale o czym dokładnie rozmawiali? Krzyk Daisy i
jej upadek Hugo pamiętał najlepiej. To wspomnienie było jak obraz, który miał
tuż przed oczami.
- Em…
mówiła coś o Zakazanym Lesie – powiedział powoli. – I coś o krukach, że
zachowywały się dziwnie…
McGonagall
drgnęła powieka.
- Tak…
z pewnością panna Crawford jest bardzo wrażliwą osobą – szepnęła kobieta. –
Patricio, dopilnuj, by pan Weasley nie przeszkadzał pannie Crawford zbyt długo.
Ja muszę coś załatwić – dodała stanowczym tonem, po czym wyminęła Gryfona i
wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Jej kroki były szybkie i ciężkie, wyraźnie się
spieszyła.
- No,
kochanieńki, nic tu po tobie… Dziewczyna śpi – powiedziała pielęgniarka. Hugo
nawet na nią nie spojrzał. Obejrzał się ponad ramieniem na pogrążoną we śnie
Krukonkę.
- Do
widzenia – powiedział, odchodząc.
Miał
mętlik w głowie.
Daisy
była wróżbitką. Przepowiedziała przyszłość, która nie jawiła się w jasnych
barwach. Widziała śmierć i krew. Jak to
szło? Świat pogrąży się w chaosie… śmierć i zagłada. Nie wiedział, czy
powinien obawiać się tej „wizji”… nie wiedział nawet, czy to naprawdę była wizja.
Cokolwiek to było, przeraziło Daisy do tego stopnia, że nie była w stanie
wypowiedzieć składnego zdania. McGonagall wyglądała, jakby wiedziała coś
więcej, ale z pewnością nie była skłonna podzielić się swoją wiedzą z nim.
Lecz
oprócz niepewności, Hugo odczuwał też coś innego. To był strach. Nie dotyczył
on „świata pogrążonego w chaosie”. Jego podświadomość podpowiadała mu, że
obawiał się całkowicie czegoś innego. Obawiał się…
Daisy
Jeśli
naprawdę była wróżbitką, czy to oznaczało, że była w stanie przewidzieć los
każdego człowieka? Jego? Jak bardzo niebezpieczna mogłaby być taka wiedza?
Wiedział, że w jakiś sposób Daisy jest połączona z przeznaczeniem, ma więź ze
światem, której on nigdy nie zrozumie. I przerażała go ta myśl.
***
Nie
było dla niego zaskoczeniem, kiedy następnego ranka Hugo otrzymał wiadomość, że
powinien pilnie zgłosić się do dyrektorki. Spodziewał się tego, jednak sądził,
że będzie mógł przynajmniej zjeść śniadanie. Przecież wszyscy wiedzą, że to
najważniejszy posiłek dnia i nie ma nic lepszego niż maślane bułeczki, jeśli
chce się uspokoić rozbiegane myśli. Niestety, ton, w jakim napisano liścik,
świadczył o tym, że McGonagall oczekuje go w gabinecie jak najszybciej. Ubrał
się więc i wyszedł z Wieży Gryffindoru, ignorując zaciekawione spojrzenia
kolegów i koleżanek.
Nie spał wiele tej nocy. Wciąż rozmyślał o
Daisy i jej wizji. Nie mógł połapać się w niektórych szczegółach, w kółko
odtwarzał w głowie wszystkie rozmowy z nią, zastanawiał się, czy gdzieś kryła się
jakaś wskazówka. Nie mógł jednak wychwycić w pamięci żadnych konkretnych
szczegółów, dotyczących przewidywania przyszłości. Nadal słyszał jej głos… tak
dobrze mu znany, a jednak jakby inny. Wypowiadała te wszystkie straszne słowa,
opisywała przerażający świat. Na samo wspomnienie odczuwał strach. Jeśli to się
ma wydarzyć, powinni wszyscy szukać jakiegoś schronienia.
Kiedy
był już niedaleko kamiennego gargulca, ten właśnie się poruszył. Hugo zatrzymał
się w pół kroku, obserwując dziewczynę wychodząca zza stwora. Czarna szata
Daisy załopotała, gdy gargulec wskoczył na swoje miejsce. Obejrzała się za
siebie, chowając dłonie w kieszeniach. Wyglądała na przybitą, ramiona miała
zaokrąglone i wydawała się drobniejsza, niż zazwyczaj. Odwróciła się i
dostrzegła go.
- Hugo
– powiedziała cicho, uśmiechając się. Wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany.
Nigdy wcześniej tego nie zauważył i nie był pewien, czy czegoś sobie nie
ubzdurał, ale oczy Daisy pojaśniały na jego widok, a jej uśmiech wydawał się
być najprawdziwszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widział. Wyglądała tak, jakby
jego pojawienie się rozweseliło jej dzień.
-
Cześć, Daisy – odpowiedział, nie ruszając się nawet o krok.
Dziewczyna
zrobiła dwa kroki w jego stronę i stanęła na palcach. Chciała go pocałować, ale
Hugo mimowolnie odwrócił twarz tak, że cmoknęła go tylko w policzek. Przygryzła
dolną wargę i odsunęła się, speszona. Właściwie sam nie wiedział, dlaczego to
zrobił. Od razu poczuł się głupio z tego powodu, a gdy dostrzegł jej
smutniejące oczy, przeklął w myślach.
Idiota!
- Co
powiedziała McGonagall? – spytał pospiesznie, przełamując niezręczność.
- Em… -
zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią. Patrzyła w podłogę, a gdy pozbierała
myśli, uniosła twarz. – Chcą, żebym zgłosiła się do Ministerstwa Magii.
Uważają, że mogę mieć jakieś powiązania z Czarną Magią.
-
Oskarżają cię? – zapytał, otwierając szerzej oczy ze zdumienia.
- Nie… Ale
ta cała sprawa z końcem świata… to skomplikowane – wyjaśniła wymijająco. – Nie
chcę cię w to mieszać, i tak już za bardzo na tobie polegałam – powiedziała.
Zapadła
cisza.
- Kiedy
wyjeżdżasz?
-
Jutro.
Hugo
poczuł się nieswojo. Zastanawiał się, co było tego przyczyną. Daisy przestała
się uśmiechać i nie próbowała podejść bliżej niego. On również nie poruszył się
nawet o centymetr. Wiedział, że zachowywał się irracjonalnie, że zranił ją,
odsuwając od niej, ale nie mógł nic na to poradzić. Zadziałał instynktownie.
Jakby podświadomie obawiał się tego, że mogłaby poznać jego przyszłość.
- Kiedy
wracasz?
- Gdy
wszystko zostanie wyjaśnione.
- A co
z SUM-ami? – zapytał, zaskoczony.
Daisy
wzruszyła ramionami.
- Idź
już, pani dyrektor cię oczekuje – powiedziała. Wymijając go, postarała się, by
go nie dotknąć. Obejrzał się za nią, ale nic nie powiedział. Wciąż trzymając
dłonie w kieszeniach, podszedł do kamiennego gargulca. Wypowiedziawszy hasło,
wspiął się po schodach.
McGonagall
siedziała przy swoim biurku, czytając jakiś list. Małe, półokrągłe okulary
chyba tylko dzięki magii trzymały się na czubku jej nosa. Kiedy wszedł do środka,
podniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się blado.
- Hugo
– powiedziała niezwykle wesołym tonem. – Usiądź, proszę.
Posłusznie
zajął miejsce przed panią dyrektor i splótł dłonie na kolanach. Nie był
zdenerwowany, zwyczajnie nie wiedział, co powinien powiedzieć.
- Hugo,
czy rozumiesz, co się wczoraj wydarzyło? – spytała łagodnie. Powstrzymał się
przed uniesieniem brwi.
- Daisy
jest wróżbitką i widziała coś wczoraj – odparł spokojnie, choć serce zabiło mu
żwawiej.
- Tak…
słyszałeś, co powiedziała po przebudzeniu… Nie było to nic optymistycznego –
mówiła kobieta. Zdjęła okulary, kładąc je na bok biurka. Wstała z zajmowanego
przez siebie fotela i zrobiła kilka kroków, opierając się biodrem o blat. –
Dlatego bardzo ważne jest, żebyś nikomu tego nie powtórzył.
Hugo
zmrużył powieki.
- Czy
to, co zobaczyła w swojej wizji, jest możliwe? – spytał. To pytanie tłukło mu
się po głowie od wczoraj.
McGonagall
westchnęła, na chwilę spuszczając wzrok, jakby zastanawiała się nad
odpowiedzią. W końcu zaczerpnęła powietrza i powiedziała:
- Nie
wiemy, co jest możliwe, a co nie. Daisy nigdy wcześniej nie przejawiała
zdolności wróżbiarskich, więc nie mamy punktu odniesienia. Należy jednak
rozważyć taką możliwość…
Serce
Hugo na chwilę znów przyśpieszyło. Rozważyć
taką możliwość? Czyli jednak coś w tym może być.
-
Powinniśmy jednak ostrożnie obchodzić się z tą informacją. Nie chcemy wzbudzać
paniki. Ministerstwo Magii zbada sprawę i podejmie odpowiednie kroki –
wyjaśniła kobieta.
Hugo
zdobył się na kiwnięcie głową. Ciekawiło go, co zrobiłoby Ministerstwo, gdyby
okazało się, że wizja Daisy jest jak najbardziej realna. Według niej, świat
czekała zagłada. Czy jest coś, co mogłoby do tego nie dopuścić? Powstrzymał się
jednak przed zadaniem tych pytań.
-
Cieszę się, że zrozumiałeś – powiedziała dyrektorka. Odsunęła się od biurka i
wróciła na swoje miejsce, siadając w fotelu. Hugo zaczął zbierać się do
wyjścia.
-
Jeszcze jedno, Hugo…
Odwrócił
się i spojrzał na kobietę.
- Ważne
jest, żeby nie traktować Daisy inaczej. To, co się stało, wstrząsnęło nią…
powinna teraz być z przyjacielem – powiedziała.
Weasley
nie odpowiedział. Odwrócił się i wyszedł, przy drzwiach rzucając krótkie „do
widzenia”.
Chyba już za późno.
~*~