Perspektywa Shili
Bawiłam się doprawdy wyśmienicie. Raz
po raz podchodzili do mnie ludzie, których w ogóle nie znałam. Ale to się nie
liczyło. Byłam na wypasionej imprezie wraz z moją przyjaciółką i…
Rose.
Rozejrzałam się za rudowłosą
czupryną, ale niegdzie jej nie widziałam. Przestraszyłam się, że może została
napadnięta i siłą zaciągnięto ją do tych pokoi na górze. Zdezorientowana
przepchnęłam się przez tłum ludzi, blokujących mi dostęp do baru, skąd miałabym
lepszy widok.
Dotarłam do baru i niemal rzuciłam
się na ladę. Odwróciłam się i jeszcze raz, gorączkowo przeszukiwałam wzrokiem
parkietu. Po krótkich chwilach zobaczyłam ją tańczącą z Benem. Odetchnęłam z
ulgą, że jednak nic jej się nie stało. Z drugiej strony, jak mogłam przypuszczać,
że Ben pozwoliłby zrobić jej krzywdę. Patrzył na nią jak na najpiękniejszy cud
świata.
Rose mogła wypierać się wszystkiego:
że nie jest nim zainteresowana, że nie jest w jej typie. Ale ona najwyraźniej
była w typie Bena… i temu nikt nie mógł zaprzeczyć.
Uśmiechnęłam się, widząc jak dobrze
się bawi. Chyba w końcu wyluzowała. Tańczyła, nawet nie wiedziałam, że potrafi
w jakikolwiek sposób się ruszać, co dopiero tak… seksownie. Postanowiłam im nie przeszkadzać i powróciłam
na parkiet, dołączając do grupki tańczących.
- Hej, ludziska! – Zawołał w pewnym
momencie DJ. Odpowiedziała mu wrzawa i oklaski. Zaśmiał się tubalnie do
mikrofonu. – Jak się bawicie? – I ponowne krzyki. – Nie słyszę! – Myślałam, że
ogłuchnę od tych wrzasków.
- To chyba znaczy, że dobrze –
powiedział, wchodząc z powrotem za konsolę. Trochę ściszył muzykę i z powrotem
wyszedł na przód. Bez żadnego skrępowania włożył sobie rękę w spodnie. Nie w
kieszeń, w spodnie! Tak… no w kierunku krocza. A najdziwniejsze było to, że po
chwili wyjął stamtąd różdżkę!
Fuj.
- Słuchajcie… nadszedł czas – mówił,
machając różdżką – by nasz król pokazał nam swoje umiejętności wokalne. Wiecie,
co mam na myśli? – Na środku sceny pojawił się statyw z mikrofonem, a publika
zaczęła wrzeszczeć jeszcze głośniej. – Tak, tak, tak! Ben! – Wrzasnął DJ, a ja
uniosłam brwi do góry. Ben? Ben Ben? Niesamowite.
Obejrzałam się, żeby zobaczyć minę
Rose i Bena. Rudzielec wydawała się zaskoczona, ale uśmiechnięta, a Ben,
popychany przez ludzi, uśmiechał się jeszcze szerzej, kierując się w stronę
sceny. A jednak to ten Ben.
*
Rose zaśmiała się i wraz z innymi
zaczęła klaskać, zachęcając Bena do występu.
- Słuchajcie, to jest facet – mówił
DJ – dzięki któremu możemy się tutaj spotykać! – Fala wrzasku nieco ją
ogłuszyła, ale wzięła się w garść.
- Tak, tak, mów mi jeszcze, Troy –
powiedział Ben do mikrofonu, stając na scenie. Przybił z nim „żółwika” i DJ
usunął się za konsolę. Puścił muzykę i rzucił mikrofon drugiemu chłopakowi,
który pojawił się na scenie zaraz za Benem. Ben i ten drugi przywitali się.
Mikrofon został przechwycony w locie
i niemal od razu dało się słyszeć jego głos: mocny, głęboki, męski.
Baby, you're looking fine
I have you open all night like aha
I take you home baby let you keep me
company
You gimme some of you, I give you
some of me*
Rozległ się wrzask i ludzie niemal
od razu załapali rytm. Rose rozejrzała się dookoła i nagle poczuła się jak w
pułapce. Tańczący napierali na nią z każdej strony, ściskając, dotykając, bijąc
łokciami. Jęknęła, czując czyjś łokieć miedzy żebrami i zaczęła przesuwać się w
stronę baru, gdzie wyjątkowo nikogo nie było i mogła zaczerpnąć powietrza.
Alkohol już niemal wyparował z jej
organizmu. Wciąż jeszcze go w sobie czuła, ale wiedziała, że to chwilowe
zamroczenie. Nie piła od długiego czasu, więc nie było mowy, żeby była pijana.
Nim zdążyła podnieść głowę i ominąć
przeszkodę, wpadła na coś. Coś miękkiego, miłego w dotyku, ciepłego i dużego.
Byłaby się odbiła i upadła, gdyby nie czyjeś silne ramiona, przytrzymujące ją w
talii. Zdziwiona podniosła twarz do góry i spojrzała na, nie mniej zdziwionego,
Malfoya.
*
Perspektywa
Scorpiusa
Już miałem przekląć osobę, która tak
bezceremonialnie na mnie wpadła, kiedy zdałem sobie sprawę z faktu, iż jest to
drobne ciało, niewątpliwie dziewczęce, o czym uświadomiła mnie zgrabna talia.
Chcąc dowiedzieć się więcej o
nieznajomej i – w głębi duszy – mając nadzieję na udany romans, przywołałem na
twarz rozbrajający uśmiech numer 24, zarezerwowany tylko dla nieznajomych. I
omal nie zadławiłem się własną śliną, kiedy ową nieznajomą okazała się być
Weasley.
Tak, TA Wesley. Ruda, niska,
przemądrzała kujonica, z przerostem ego, która zawsze musi mieć rację, nawet,
jak tej racji nie ma. Ale teraz wyglądała całkowicie inaczej. No dobra, może
wciąż była rudą, niską, przemądrzałą kujonicą, ale swój nienaganny szkolny
mundurek zamieniła na bardziej dziewczęce ubranie. Nawet nie wiedziałem, że
może wyglądać… tak, jak wygląda. Ba! Ja nawet nie wiedziałem, że ona ma takie
ubrania. Sądziłem, że poza dżinsami i sweterkami, których lata świetności były
młodzieńczymi latami mojego ojca, nie miała żadnych innych ubrań. Proszę,
proszę…
Jednak największym zaskoczeniem
było…
- Wesley, ty masz cycki –
powiedziałem zdziwiony, przyglądając się odzianemu w czerwony stanik biustowi.
To było dopiero odkrycie. Wesley, codziennie ubrana w mundurek, nigdy nie
pokazywała cycków! Schowana pod warstwami ubrań wyglądała płasko jak decha! A
tymczasem skrywała przed światem – wcale nie płaski - biust! Proszę, proszę… I
rozpuściła włosy… Nie trudno zauważyć tak małą zmianę, gdy na co dzień widzi
się koński ogon.
Jak przystało na totalną dziewicę,
pod względem… każdym względem… Weasley spłonęła rubinowym rumieńcem i
wyszarpnęła się z mojego uścisku. Zaczarowany dokonanym odkryciem, zapomniałem,
że wciąż ją przytrzymuję. Zabrałem ręce i wsadziłem je nonszalancko do kieszeni
spodni. Pojawił się Zabini.
- O Boże, ona ma cycki! – Zawołał
Damian, a zabrzmiało to niemal przerażająco. Zaśmiałem się, a Weasley, oburzona
naszym zachowaniem, spłonęła jeszcze bardziej i przepchnęła się między nami,
nie zapominając, by dźgnąć mnie łokciem w żebra.
Damian spojrzał na mnie zdziwiony.
Przybiłem z nim „żółwika” i ruszyliśmy w poszukiwaniu Jose. Miał dla mnie coś
załatwić, ale zniknął gdzieś na początku imprezy, i tyle go widziałem.
*
Dupek! Kretyn! Ignorant!
Tak, Malfoy, mam cycki! Sobie wyobraź, że gdybyś widział coś więcej poza
czubkiem swojego nosa, to dostrzegłbyś, że jestem DZIEWCZYNĄ! A w naturze
dziewczyn jest, by mieć CYCKI!
Bufon.
Rose przedarła się do baru i
poprosiła o szklankę wody, zimnej, bo potrzebowała zamrozić na chwilę swój
mózg. Na scenie Ben czuł się jak ryba w wodzie, zostawiając ją – biedną
antylopę – na pożarcie takich hien, jak Malfoy!
Number one, I take two number threes
That's a whole lotta you and a side
of me
Now is it full of myself to want you
full of me
And if its room for dessert then I
want a piece*
Wypiła niemal całą szklankę naraz,
czując mróz przedzierający się przez jej przełyk. Kłuł ją w gardło, sprawiał
przyjemny ból. Barman spojrzał na nią zaciekawiony, kiedy ostawiła napój i
spojrzała na Bena.
Piosenka w końcu dobiegła końca.
Rozbrzmiały oklaski i wiwaty, a wokaliści przybili ze sobą piątki.
- Też mi coś. To było mistrzostwo? –
Zapytał ktoś i niemal cała sala stała się zupełnie cicha. Ktoś kwestionował
talent Bena. Rose spojrzała w kierunku, gdzie spoglądali wszyscy, wyciągając
szyje i stając na palcach. W kręgu osób stała Shila, z założonymi na biodrach
rękami. Patrzyła wyzywająco na Bena.
- Potrafisz lepiej? – Spytał do
mikrofonu. Prychnęła. – Więc zapraszamy – zrobił zachęcający gest dłonią. Shila
uśmiechnęła się ironicznie i pewnym siebie krokiem przemierzyła salę,
docierając do sceny. – Co zaśpiewasz?
- Niech ta myśl nie zaprząta twojej
ślicznej główki, Ben – Shila wyjęła różdżkę z gorsetu (Rose zastanawiała się,
jak ona ją tam zmieściła) i zaczarowała sprzęt DJ’a. – Wybacz, skarbie, na
chwilę wypadasz – powiedziała. DJ zaśmiał się, ale odsunął od konsoli.
I’m a real Wild Child! **
Shila zaczęła mocnym akcentem. Rose
uniosła brew do góry. Wiedziała, że Shila śpiewa, i wiedziała, że robi to
dobrze, ale to wykonanie było wręcz… nieziemskie!
*
Kiedy Shila skończyła, rozbrzmiały
oklaski. Uśmiechnęła się niewinnie, niczym dziewczynka prosząca mamę o lizaka i
oddała mikrofon Benowi. Uściskali się i Ishihara zbiegła ze sceny.
- Hej! – Odwróciła się i omal nie
zemdlała. Przed nią stał Ivan. Prawdziwy, najprawdziwszy z Ivanów!
- Hej – powiedziała, choć sądziła,
że nie będzie w stanie wyrzucić z siebie nawet słowa. Uśmiechnęła się, czując
drganie kącików ust. Denerwowała się, jakby co najmniej chodziło o zaliczenie
transmutacji, a nie rozmowę z chłopakiem.
- Naprawdę dobry występ –
powiedział, podchodząc bliżej. Czuła szybkie bicie serca, a gdyby nie muzyka,
za pewne każdy na sali mógłby je usłyszeć. Przełknęła ślinię, i niezdolna do
jakiegokolwiek słowa, skinęła głową. Była zbyt szczęśliwa! – Masz ochotę na
drinka?
Jezu! Boże, dzięki ci! Jesteś wspaniały, Boże!
- Jasne – powiedziała, starając się
rozluźnić. Ivan uśmiechnął się szeroko, a ona niemal nie straciła przytomności.
Poprowadził ją do baru.
*
Ben zszedł ze sceny i odszukał Rose.
Siedziała na jednej z kanap i popijała – o ile dobrze widział – wodę.
- Hej – powiedział, siadając obok.
Uśmiechnęła się do niego i usiadła wygodniej, twarz kierując w jego stronę.
Machinalnie, nie zastanawiając się nad tym, założyła nogę na nogę. Ben
uśmiechnął się, widząc ten kobiecy gest. Był on na tyle rzadkim widokiem u
Rose, zazwyczaj siedzącej z kolanami przy sobie, że wywołał w nim zachwyt.
Uważał, że Rose to naprawdę ładna dziewczyna i nie mógł pojąć, dlaczego
ukrywała się za swetrami i golfami.
- Hej – powiedziała, przeciągając
lekko literkę „e”. Uśmiechnęła się słodko. – Nie wiedziałam, że śpiewasz! –
Zawołała nagle, zachwycona.
- Umie się to i owo – zażartował,
wywracając oczami. Zaśmiała się perliście. – Ale twoja koleżanka też jest
niezła – dodał.
- Niezła? Pobiła cię po całości –
powiedziała Wesley.
- Tak uważasz? – Spytał. Rose nie
zwróciła nawet uwagi, że znalazł się bliżej niej. Uśmiechnęła się i pokiwała
głową, a gdy Ben uniósł do góry brew, zbliżając się jeszcze bardziej, zaśmiała
się uroczo.
- Mocno bijesz? – Zapytał, utkwiwszy
wzrok w ustach dziewczyny. Zmarszczyła brwi.
- Nie rozumiem?
- Zaraz się przekonam – i pocałował
ją. Tak po prostu ją pocałował! Bez żadnej zapowiedzi! Najciekawsze było to, że
Rose tylko przez ułamek sekundy zdawała się być zaskoczona. Po chwili
przymknęła powieki i uśmiechając się, oddała pocałunek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o kulturalne wyrażanie swojej opinii. Wszystkie przypadki wulgarnego wypowiadania się będą usuwane.