21 listopada 2010

13. Odkrycia i zaskoczenia


            Perspektywa Shili

            Bawiłam się doprawdy wyśmienicie. Raz po raz podchodzili do mnie ludzie, których w ogóle nie znałam. Ale to się nie liczyło. Byłam na wypasionej imprezie wraz z moją przyjaciółką i…
            Rose.
Rozejrzałam się za rudowłosą czupryną, ale niegdzie jej nie widziałam. Przestraszyłam się, że może została napadnięta i siłą zaciągnięto ją do tych pokoi na górze. Zdezorientowana przepchnęłam się przez tłum ludzi, blokujących mi dostęp do baru, skąd miałabym lepszy widok.
Dotarłam do baru i niemal rzuciłam się na ladę. Odwróciłam się i jeszcze raz, gorączkowo przeszukiwałam wzrokiem parkietu. Po krótkich chwilach zobaczyłam ją tańczącą z Benem. Odetchnęłam z ulgą, że jednak nic jej się nie stało. Z drugiej strony, jak mogłam przypuszczać, że Ben pozwoliłby zrobić jej krzywdę. Patrzył na nią jak na najpiękniejszy cud świata.
Rose mogła wypierać się wszystkiego: że nie jest nim zainteresowana, że nie jest w jej typie. Ale ona najwyraźniej była w typie Bena… i temu nikt nie mógł zaprzeczyć.
Uśmiechnęłam się, widząc jak dobrze się bawi. Chyba w końcu wyluzowała. Tańczyła, nawet nie wiedziałam, że potrafi w jakikolwiek sposób się ruszać, co dopiero tak… seksownie.  Postanowiłam im nie przeszkadzać i powróciłam na parkiet, dołączając do grupki tańczących.
- Hej, ludziska! – Zawołał w pewnym momencie DJ. Odpowiedziała mu wrzawa i oklaski. Zaśmiał się tubalnie do mikrofonu. – Jak się bawicie? – I ponowne krzyki. – Nie słyszę! – Myślałam, że ogłuchnę od tych wrzasków.
- To chyba znaczy, że dobrze – powiedział, wchodząc z powrotem za konsolę. Trochę ściszył muzykę i z powrotem wyszedł na przód. Bez żadnego skrępowania włożył sobie rękę w spodnie. Nie w kieszeń, w spodnie! Tak… no w kierunku krocza. A najdziwniejsze było to, że po chwili wyjął stamtąd różdżkę!
Fuj.
- Słuchajcie… nadszedł czas – mówił, machając różdżką – by nasz król pokazał nam swoje umiejętności wokalne. Wiecie, co mam na myśli? – Na środku sceny pojawił się statyw z mikrofonem, a publika zaczęła wrzeszczeć jeszcze głośniej. – Tak, tak, tak! Ben! – Wrzasnął DJ, a ja uniosłam brwi do góry. Ben? Ben Ben? Niesamowite.
Obejrzałam się, żeby zobaczyć minę Rose i Bena. Rudzielec wydawała się zaskoczona, ale uśmiechnięta, a Ben, popychany przez ludzi, uśmiechał się jeszcze szerzej, kierując się w stronę sceny. A jednak to ten Ben.

*

Rose zaśmiała się i wraz z innymi zaczęła klaskać, zachęcając Bena do występu.
- Słuchajcie, to jest facet – mówił DJ – dzięki któremu możemy się tutaj spotykać! – Fala wrzasku nieco ją ogłuszyła, ale wzięła się w garść.
- Tak, tak, mów mi jeszcze, Troy – powiedział Ben do mikrofonu, stając na scenie. Przybił z nim „żółwika” i DJ usunął się za konsolę. Puścił muzykę i rzucił mikrofon drugiemu chłopakowi, który pojawił się na scenie zaraz za Benem. Ben i ten drugi przywitali się.
Mikrofon został przechwycony w locie i niemal od razu dało się słyszeć jego głos: mocny, głęboki, męski.

Baby, you're looking fine
I have you open all night like aha
I take you home baby let you keep me company
You gimme some of you, I give you some of me*

Rozległ się wrzask i ludzie niemal od razu załapali rytm. Rose rozejrzała się dookoła i nagle poczuła się jak w pułapce. Tańczący napierali na nią z każdej strony, ściskając, dotykając, bijąc łokciami. Jęknęła, czując czyjś łokieć miedzy żebrami i zaczęła przesuwać się w stronę baru, gdzie wyjątkowo nikogo nie było i mogła zaczerpnąć powietrza.
Alkohol już niemal wyparował z jej organizmu. Wciąż jeszcze go w sobie czuła, ale wiedziała, że to chwilowe zamroczenie. Nie piła od długiego czasu, więc nie było mowy, żeby była pijana.
Nim zdążyła podnieść głowę i ominąć przeszkodę, wpadła na coś. Coś miękkiego, miłego w dotyku, ciepłego i dużego. Byłaby się odbiła i upadła, gdyby nie czyjeś silne ramiona, przytrzymujące ją w talii. Zdziwiona podniosła twarz do góry i spojrzała na, nie mniej zdziwionego, Malfoya.

*

Perspektywa Scorpiusa

Już miałem przekląć osobę, która tak bezceremonialnie na mnie wpadła, kiedy zdałem sobie sprawę z faktu, iż jest to drobne ciało, niewątpliwie dziewczęce, o czym uświadomiła mnie zgrabna talia.
Chcąc dowiedzieć się więcej o nieznajomej i – w głębi duszy – mając nadzieję na udany romans, przywołałem na twarz rozbrajający uśmiech numer 24, zarezerwowany tylko dla nieznajomych. I omal nie zadławiłem się własną śliną, kiedy ową nieznajomą okazała się być Weasley.
Tak, TA Wesley. Ruda, niska, przemądrzała kujonica, z przerostem ego, która zawsze musi mieć rację, nawet, jak tej racji nie ma. Ale teraz wyglądała całkowicie inaczej. No dobra, może wciąż była rudą, niską, przemądrzałą kujonicą, ale swój nienaganny szkolny mundurek zamieniła na bardziej dziewczęce ubranie. Nawet nie wiedziałem, że może wyglądać… tak, jak wygląda. Ba! Ja nawet nie wiedziałem, że ona ma takie ubrania. Sądziłem, że poza dżinsami i sweterkami, których lata świetności były młodzieńczymi latami mojego ojca, nie miała żadnych innych ubrań. Proszę, proszę…
Jednak największym zaskoczeniem było…
- Wesley, ty masz cycki – powiedziałem zdziwiony, przyglądając się odzianemu w czerwony stanik biustowi. To było dopiero odkrycie. Wesley, codziennie ubrana w mundurek, nigdy nie pokazywała cycków! Schowana pod warstwami ubrań wyglądała płasko jak decha! A tymczasem skrywała przed światem – wcale nie płaski - biust! Proszę, proszę… I rozpuściła włosy… Nie trudno zauważyć tak małą zmianę, gdy na co dzień widzi się koński ogon.
Jak przystało na totalną dziewicę, pod względem… każdym względem… Weasley spłonęła rubinowym rumieńcem i wyszarpnęła się z mojego uścisku. Zaczarowany dokonanym odkryciem, zapomniałem, że wciąż ją przytrzymuję. Zabrałem ręce i wsadziłem je nonszalancko do kieszeni spodni. Pojawił się Zabini.
- O Boże, ona ma cycki! – Zawołał Damian, a zabrzmiało to niemal przerażająco. Zaśmiałem się, a Weasley, oburzona naszym zachowaniem, spłonęła jeszcze bardziej i przepchnęła się między nami, nie zapominając, by dźgnąć mnie łokciem w żebra.
Damian spojrzał na mnie zdziwiony. Przybiłem z nim „żółwika” i ruszyliśmy w poszukiwaniu Jose. Miał dla mnie coś załatwić, ale zniknął gdzieś na początku imprezy, i tyle go widziałem.

*

Dupek! Kretyn! Ignorant!
Tak, Malfoy, mam cycki! Sobie wyobraź, że gdybyś widział coś więcej poza czubkiem swojego nosa, to dostrzegłbyś, że jestem DZIEWCZYNĄ! A w naturze dziewczyn jest, by mieć CYCKI!
Bufon.

Rose przedarła się do baru i poprosiła o szklankę wody, zimnej, bo potrzebowała zamrozić na chwilę swój mózg. Na scenie Ben czuł się jak ryba w wodzie, zostawiając ją – biedną antylopę – na pożarcie takich hien, jak Malfoy!

Number one, I take two number threes
That's a whole lotta you and a side of me
Now is it full of myself to want you full of me
And if its room for dessert then I want a piece*

Wypiła niemal całą szklankę naraz, czując mróz przedzierający się przez jej przełyk. Kłuł ją w gardło, sprawiał przyjemny ból. Barman spojrzał na nią zaciekawiony, kiedy ostawiła napój i spojrzała na Bena.
Piosenka w końcu dobiegła końca. Rozbrzmiały oklaski i wiwaty, a wokaliści przybili ze sobą piątki.
- Też mi coś. To było mistrzostwo? – Zapytał ktoś i niemal cała sala stała się zupełnie cicha. Ktoś kwestionował talent Bena. Rose spojrzała w kierunku, gdzie spoglądali wszyscy, wyciągając szyje i stając na palcach. W kręgu osób stała Shila, z założonymi na biodrach rękami. Patrzyła wyzywająco na Bena.
- Potrafisz lepiej? – Spytał do mikrofonu. Prychnęła. – Więc zapraszamy – zrobił zachęcający gest dłonią. Shila uśmiechnęła się ironicznie i pewnym siebie krokiem przemierzyła salę, docierając do sceny. – Co zaśpiewasz?
- Niech ta myśl nie zaprząta twojej ślicznej główki, Ben – Shila wyjęła różdżkę z gorsetu (Rose zastanawiała się, jak ona ją tam zmieściła) i zaczarowała sprzęt DJ’a. – Wybacz, skarbie, na chwilę wypadasz – powiedziała. DJ zaśmiał się, ale odsunął od konsoli.

I’m a real Wild Child! **

Shila zaczęła mocnym akcentem. Rose uniosła brew do góry. Wiedziała, że Shila śpiewa, i wiedziała, że robi to dobrze, ale to wykonanie było wręcz… nieziemskie!

*

Kiedy Shila skończyła, rozbrzmiały oklaski. Uśmiechnęła się niewinnie, niczym dziewczynka prosząca mamę o lizaka i oddała mikrofon Benowi. Uściskali się i Ishihara zbiegła ze sceny.
- Hej! – Odwróciła się i omal nie zemdlała. Przed nią stał Ivan. Prawdziwy, najprawdziwszy z Ivanów!
- Hej – powiedziała, choć sądziła, że nie będzie w stanie wyrzucić z siebie nawet słowa. Uśmiechnęła się, czując drganie kącików ust. Denerwowała się, jakby co najmniej chodziło o zaliczenie transmutacji, a nie rozmowę z chłopakiem.
- Naprawdę dobry występ – powiedział, podchodząc bliżej. Czuła szybkie bicie serca, a gdyby nie muzyka, za pewne każdy na sali mógłby je usłyszeć. Przełknęła ślinię, i niezdolna do jakiegokolwiek słowa, skinęła głową. Była zbyt szczęśliwa! – Masz ochotę na drinka?
Jezu! Boże, dzięki ci! Jesteś wspaniały, Boże!
- Jasne – powiedziała, starając się rozluźnić. Ivan uśmiechnął się szeroko, a ona niemal nie straciła przytomności. Poprowadził ją do baru.

*

Ben zszedł ze sceny i odszukał Rose. Siedziała na jednej z kanap i popijała – o ile dobrze widział – wodę.
- Hej – powiedział, siadając obok. Uśmiechnęła się do niego i usiadła wygodniej, twarz kierując w jego stronę. Machinalnie, nie zastanawiając się nad tym, założyła nogę na nogę. Ben uśmiechnął się, widząc ten kobiecy gest. Był on na tyle rzadkim widokiem u Rose, zazwyczaj siedzącej z kolanami przy sobie, że wywołał w nim zachwyt. Uważał, że Rose to naprawdę ładna dziewczyna i nie mógł pojąć, dlaczego ukrywała się za swetrami i golfami.
- Hej – powiedziała, przeciągając lekko literkę „e”. Uśmiechnęła się słodko. – Nie wiedziałam, że śpiewasz! – Zawołała nagle, zachwycona.
- Umie się to i owo – zażartował, wywracając oczami. Zaśmiała się perliście. – Ale twoja koleżanka też jest niezła – dodał.
- Niezła? Pobiła cię po całości – powiedziała Wesley.
- Tak uważasz? – Spytał. Rose nie zwróciła nawet uwagi, że znalazł się bliżej niej. Uśmiechnęła się i pokiwała głową, a gdy Ben uniósł do góry brew, zbliżając się jeszcze bardziej, zaśmiała się uroczo.
- Mocno bijesz? – Zapytał, utkwiwszy wzrok w ustach dziewczyny. Zmarszczyła brwi.
- Nie rozumiem?
- Zaraz się przekonam – i pocałował ją. Tak po prostu ją pocałował! Bez żadnej zapowiedzi! Najciekawsze było to, że Rose tylko przez ułamek sekundy zdawała się być zaskoczona. Po chwili przymknęła powieki i uśmiechając się, oddała pocałunek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o kulturalne wyrażanie swojej opinii. Wszystkie przypadki wulgarnego wypowiadania się będą usuwane.