23 grudnia 2010

14. Zwyczajnie


            Julia stawała na palcach, by dosięgnąć księgę, która znajdowała się na jednej z wyższych półek. Albus stał kilka kroków dalej i przyglądał się tym staraniom z lekkim uśmiechem. Doskonale wiedział, że wystarczyło podejść i wyciągnąć rękę, by pomóc dziewczynie. Jednak patrzenie jak wyciąga się w górę, odsłaniając przy tym skrawek swojego brzuszka, było o wiele ciekawsze niż pomaganie w potrzebie. W końcu jednak, gdy Julia stęknęła po raz kolejny, postanowił wkroczyć do akcji.
            Nie dane mu jednak było wykonać żadnego gestu, gdyż w tym właśnie momencie, w którym odrywał stopę od ziemi, do Julii podszedł ktoś inny. Wysoki blondyn – choć nie tak blondziasty jak ten knypek Malfoy. Z daleka było widać, że był wysportowany – pewnie grał w quidditcha. Wyciągnął rękę i zdjął książkę, a kiedy Julia odwróciła się, by zobaczyć, kto ją wybawił z opresji, uśmiechnął się szelmowsko. Dziewczyna również się uśmiechnęła i wystawiła dłoń, by odzyskać księgę. Blondyn zaśmiał się i uniósł książkę wysoko nastawiając policzek.
            Albus rozszerzył ze zdziwienia oczy, kiedy Julia, lekko zarumieniona, stanęła na palcach i cmoknęła nieznajomego. Zaraz potem spłonęła mocniejszym rumieńcem i odebrała księgę, a nieznajomy założył jej rękę na ramię i poprowadził do stolika. Rozmawiali i głośno się śmiali, aż w pewnym momencie bibliotekarka zwróciła im uwagę.
            Potter zacisnął pięści i wyszedł szybko z biblioteki, by nie musieć oglądać flirtowania nieznajomego z jego Julią.
            Chwila, stop! Jego Julią?
            Pluł sobie w twarz, że nie podszedł do niej szybciej. Teraz pewnie to on siedziałby obok niej. Rozmawialiby, śmialiby się, może zaprosiłby ją do Hogsmeade… Ale nie. Wolał stać i patrzeć, jak się męczy, aż w końcu stracił swoją szansę. I płonął z zazdrości!
            Tak – był zazdrosny. Cholernie zazdrosny!
            Cholera.
            Wyszedł ze szkoły i skierował się na pomost nad jeziorem. Zwolnił dopiero, gdy zdał sobie sprawę, że wpadłby do wody. Pogoda nie była już najlepsza, więc wolał nie ryzykować kąpieli. Zacisnął mocniej pieści i usiadł. Zachowywał się jak robot, w jego ruchach nie było zwykłej spontaniczności, luzu…
            Na powierzchnie wychynęło jedno z ramion kałamarnicy mieszkającej w jeziorze. Wzdrygnął się, kiedy kropelki wzburzonej przez nią wody ochlapały jego twarz.

            *

            Shila weszła do dormitorium i pognała do łazienki. Rose, leżąca na łóżku i czytająca książkę podniosła zaciekawiony wzrok i utkwiła go w zamykających się drzwiach. Zmarszczyła brwi i przestała przeżuwać fasolki wszystkich smaków. Odstawiła kartonik na pobliski stolik nocny i niezbyt zgrabnie zsunęła się z łóżka. Podeszła do drzwi łazienki i zapukała.
            - Shi, wszystko dobrze? – Spytała, przykładając ucho do drewna. Słyszała szum wody i jakby ciche chichotanie Azjatki. – Dobrze się czujesz? – Spytała, jeszcze mocniej marszcząc brwi.
            - Tak, tak! – Odpowiedział jej stłumiony przez wodę i drzwi, ale rozbawiony głos Shili. Rose wzruszyła ramionami i wróciła na łóżko. Położyła się na brzuchu, wzięła pudełeczko z fasolkami i otworzyła książkę na stronie, na której skończyła.
            Po kilkunastu minutach zamek od łazienki strzelił i wyszła z niej owinięta w ręcznik Shila. Włosy również miała przewinięte ręcznikiem, a po jej ramionach i nogach spływała jeszcze woda. Stanęła w progu i oparła się o framugę, rozmarzonym wzrokiem spoglądając na przyjaciółkę. Westchnęła przeciągle.
            - Shi, zachowujesz się dziwnie. Gdzie byłaś przez całą noc? Myślałam, że poszłaś spać, ale jak wróciłam to ciebie nie było… - Rose przerwała, bo Shila ponownie zachichotała. Oderwała się od framugi i rzuciła się na swoje łóżko, nie zważając na ręcznik, który podwinął się i już prawie ukazywał to, czego nie powinien.
            - Zasłoń się! – Powiedziała Wesley, wstając z łóżka i podchodząc do niej. Naciągnęła jej lekko ręcznik i usiadła obok. Shila miała rozanielony wyraz twarzy i rozmarzone oczy. – Ostatni raz widziałam cię taką w sierpniu, kiedy ten miły Francuz… - Oczy Rose nagle się rozszerzyły , a wyraz twarzy uległ zmianie: z zatroskanej w zamyślony. Wydawało się, jakby łączyła fakty, układała puzzle. W końcu jednak ponownie spojrzała na Shilę i otworzyła lekko usta, a Azjatka zaczęła chichotać niczym głupiutka blondyneczka. – Nie! No nie gadaj! – Zawołała Rose. Shila wybuchła głośnym śmiechem. – Robiłaś to! Ty jędzo! I nawet nie powiedziałaś tylko kazałaś mi się domyślać! – Krzyknęła Weasley, uśmiechając się szeroko i przygniatając Shilę poduszką. Ishihara zaśmiała się szczerze i odsunęła materiał od twarzy.
            - Przepraszam, ale tak słodko wyglądasz, kiedy myślisz – powiedziała, osłaniając się przed kolejnym atakiem poduszki. – Tak śmiesznie marszczysz nos. A! – Wrzasnęła, kiedy poducha uderzyła ją w głowę, powodując zsunięcie się ręcznika. Mokre włosy opadły jej na nagie ramiona.
            - Śmiesznie? – Zapytała Rose, uśmiechając się szatańsko. Chciała ponownie rzucić się na Shilę, ale ta wstała gwałtownie z zamiarem ucieczki. Nim jednak zrobiła krok ręcznik owijający jej ciało rozwiązał się i spadł. Rose otworzyła szeroko usta i odwróciła spojrzenie śmiejąc się głośno.
            - Bardzo zabawne! – Zawołała Shila, pospiesznie schylając się i ponownie owijając puchatym ręcznikiem. Mimo że udawała oburzoną nie mogła ukryć uśmiechu. W końcu jednak zaczęła się śmiać wraz z przyjaciółką.
            - Mój brzuch! – Zawołała Rose, niemal płacząc ze śmiechu. Przeturlała się po łóżku i spadła na podłogę. Huk spowodował kolejną falę śmiechu. Do dormitorium weszła jedna ze współmieszkanek Weasley i Ishihary, ale widząc roznegliżowaną Shilę, całą czerwoną ze śmiechu i tarzającą się po podłodze Rose, szybko wyszła.
            W końcu po długim i męczącym śmiechu dziewczyny siedziały na podłodze obok siebie, opierając się plecami o łóżko Weasley. Zarumienione i zdyszany wpatrywały się w pudełeczko fasolek leżące na podłodze. Drażetki rozsypały się po dywanie, niektóre zostały zmiażdżone przez czyjeś turlające się po ziemi ciało.
            - Opowiadaj – powiedziała Rose, spoglądając na przyjaciółkę.
            - Och! Było bosko! – Shila odchyliła głowę do tyłu i wyrzuciła w górę ręce. – Boże, jakie to było wspaniałe! Te dłonie, dotykające mojego ciała! – Niemal rozpływała się na wspomnienie upojnej nocy. Swoimi dłońmi wodziła po swojej szyi i mruczała z zadowolenia. Rose szturchnęła ją łokciem w bok. Usiadła wyprostowana i uśmiechnęła się. – Musisz to przeżyć, żeby zrozumieć. – Dodała.
            - Nie spieszy mi się – powiedziała Rose, siadając po turecku.
            - Ale może już niedługo, co? – Shila poruszyła zabawnie brwiami, szturchając ja w bok. – No, mów jak z Benem? Widziałam was na kanapie.
            - Tylko się całowaliśmy – powiedziała Rose.
            - Ale podobało ci się.
            - Może – Rose odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na sufit.
            - Szaleńczo ci się podobało! Widziałam to! – Zawołała Shila. – Przyznaj! – Rose spojrzała na nią i uśmiechnęła się lekko.

            *

            To było dziwne uczucie. Stali naprzeciw siebie, sztywno wyprostowani, z dłońmi wzdłuż tułowi i zakłopotaniem na twarzach. Wyglądali jak pięcioletnie dzieci, był tego pewien. Jednak nie mógł temu zaradzić, gdyż całkowicie nie umiał się odnaleźć w nowej sytuacji.
            Widział po Daisy, że ona jest równie zakłopotana, co on. Nerwowo skubała krawędź sweterka, zastanawiając się, czy przypadkiem nie powinna uciec.
            Najchętniej też by zwiał…
            To było całkiem nowe uczucie. Nie wiedział, co powinien zrobić, nigdy wcześniej nie miał dziewczyny. Ale czy Daisy była jego dziewczyną? Całowali się, więc… Tak?
            Ludzie dookoła nich zdawali się w ogóle nie zwracać na nich uwagi. Jakby wcale nie stali na środku korytarza i nie uciekali wzrokiem, zawstydzeni.
            - Cześć – powiedział w końcu Hugo, czując gorąco na policzkach i szybko bijące serce. Daisy podniosła lekko głowę i przeniosła spojrzenie z podłogi na jego oczy.
            - Hej – uśmiechnęła się nieśmiało i potarła lewą ręką prawe ramię. Znowu odwróciła wzrok i przygryzła wargę, jakby się nad czymś zastanawiając. Po chwili jednak chyba coś wymyśliła, bo szybko, zanim zdążyłaby się rozmyślić, podeszła do niego, wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek. Po tym odsunęła się pospiesznie i uciekając wzrokiem w bok, ponownie przygryzła dolną wargę.
            Hugo uśmiechnął się lekko i – dziwnie ośmielony – podszedł do Daisy i również cmoknął ją w policzek, chwytając ją delikatnie za dłoń i prowadząc w stronę wyjścia z zamku. Crawford zarumieniła się leciutko i pozwoliła poprowadzić na błonia. Wolną ręką szczelniej otuliła się jesiennym płaszczem i z uśmiechem wyszła na chłodne powietrze.

            *

            Wszedł do biblioteki z zamiarem znalezienia swojego kumpla. Wątpił jednak, aby go tam znalazł, ale musiał sprawdzić wszystkie możliwości. Jose był mu bardzo potrzebny.
            Rozejrzał się przy wejściu i niemal od razu zauważył Weasley, siedzącą samotnie przy stoliku i czytając spokojnie książkę. Jako, że w soboty biblioteka nie jest aktywnym miejscem, łatwo było ją dostrzec. Nie można było powiedzieć tego o Jose, który przepadł niczym kamień w wodę.
            Zawiedziony kolejnym nietrafionym miejscem poszukiwań, postanowił wycofać się i poszukać gdzie indziej. Nawet nie miał czasu podokuczać Weasley (choć ostatni wieczór, w którym pokazała się z innej strony, mógł być świetnym tematem „rozmowy”), śpieszyło mu się znaleźć Gonzalesa. Już robił krok, by się odwrócić, kiedy jego uwagę przykuł Benjamin Franklin zbliżający się do Gryfonki.
            Damian zatrzymał się i zmarszczył brwi, obserwując przebieg wydarzeń. Puchon, uśmiechnięty od ucha do ucha, dopadł krzesło obok Gryfonki i odwrócił je, siadając na nim okrakiem i opierając się łokciami o drewniane oparcie. Weasley z początku wyglądała na zdziwioną, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko i odłożyła książkę. Tak, odłożyła książkę, to nie w jej stylu. Następnie odwróciła się w stronę Franklina i nachyliła się delikatnie, pozwalając, by ten namiętnie ją pocałował.
            - Nie do wiary! – Wymsknęło mu się oglądając pocałunek Weasley z Franklinem. Zmarszczył brwi jeszcze bardziej, i całkowicie zapominając o Jose, podszedł nieco bliżej. Nic mu to jednak nie dało, wcale nie słyszał o czym rozmawiali. Mógł jednak zrozumieć, że tych dwoje ma się ku sobie, to było wręcz widać.
            Widzieć Weasley w towarzystwie chłopaka, całującą się namiętnie w niewątpliwie publicznym miejscu, było niemałym zaskoczeniem. To niemal jakby zobaczyć McGonagall w falbaniastej sukni tańczącą kankana. Jednak, widzieć Weasley w towarzystwie TEGO jednego konkretnego chłopaka, to było niczym… brakowało mu określeń.
            Kiedy tylko Scorp się dowie…
            Uśmiechnął się chytrze i w tym momencie Ben spojrzał w jego stronę. W jego oczach nie zobaczył niczego, tylko zwykłą obojętność. Weasley zauważyła, że przestał ją słuchać i powędrowała spojrzeniem za jego wzrokiem.
            Damian wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i pomachał w jej stronę. Zdziwiona uniosła jedną brew do góry. Zabiniego uderzył fakt, że niemal identycznie unosił brew Scorpius. Odegnał od siebie te dziwne myśli i spojrzał na Weasley, zarysowując na swojej klatce piersiowej wybrzuszenie, mające imitować jej cycki. Gryfonka zaczerwieniła się delikatnie, a Zabini się zaśmiał. W końcu jednak spojrzał na Franklina i rozbawiony wyszedł z biblioteki. 

1 komentarz:

  1. OOO.... Coraz lepiej.... Jestem ciekawa reakcji Malfoy'a ... Czy będzie obojętna ? XD :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę o kulturalne wyrażanie swojej opinii. Wszystkie przypadki wulgarnego wypowiadania się będą usuwane.