Julia stawała na palcach, by
dosięgnąć księgę, która znajdowała się na jednej z wyższych półek. Albus stał
kilka kroków dalej i przyglądał się tym staraniom z lekkim uśmiechem. Doskonale
wiedział, że wystarczyło podejść i wyciągnąć rękę, by pomóc dziewczynie. Jednak
patrzenie jak wyciąga się w górę, odsłaniając przy tym skrawek swojego
brzuszka, było o wiele ciekawsze niż pomaganie w potrzebie. W końcu jednak, gdy
Julia stęknęła po raz kolejny, postanowił wkroczyć do akcji.
Nie dane mu
jednak było wykonać żadnego gestu, gdyż w tym właśnie momencie, w którym
odrywał stopę od ziemi, do Julii podszedł ktoś inny. Wysoki blondyn – choć nie
tak blondziasty jak ten knypek Malfoy. Z daleka było widać, że był wysportowany
– pewnie grał w quidditcha. Wyciągnął rękę i zdjął książkę, a kiedy Julia
odwróciła się, by zobaczyć, kto ją wybawił z opresji, uśmiechnął się
szelmowsko. Dziewczyna również się uśmiechnęła i wystawiła dłoń, by odzyskać
księgę. Blondyn zaśmiał się i uniósł książkę wysoko nastawiając policzek.
Albus
rozszerzył ze zdziwienia oczy, kiedy Julia, lekko zarumieniona, stanęła na
palcach i cmoknęła nieznajomego. Zaraz potem spłonęła mocniejszym rumieńcem i
odebrała księgę, a nieznajomy założył jej rękę na ramię i poprowadził do
stolika. Rozmawiali i głośno się śmiali, aż w pewnym momencie bibliotekarka
zwróciła im uwagę.
Potter
zacisnął pięści i wyszedł szybko z biblioteki, by nie musieć oglądać
flirtowania nieznajomego z jego Julią.
Chwila, stop! Jego Julią?
Pluł sobie
w twarz, że nie podszedł do niej szybciej. Teraz pewnie to on siedziałby obok
niej. Rozmawialiby, śmialiby się, może zaprosiłby ją do Hogsmeade… Ale nie.
Wolał stać i patrzeć, jak się męczy, aż w końcu stracił swoją szansę. I płonął
z zazdrości!
Tak – był
zazdrosny. Cholernie zazdrosny!
Cholera.
Wyszedł ze szkoły i skierował się na pomost nad
jeziorem. Zwolnił dopiero, gdy zdał sobie sprawę, że wpadłby do wody. Pogoda
nie była już najlepsza, więc wolał nie ryzykować kąpieli. Zacisnął mocniej
pieści i usiadł. Zachowywał się jak robot, w jego ruchach nie było zwykłej
spontaniczności, luzu…
Na
powierzchnie wychynęło jedno z ramion kałamarnicy mieszkającej w jeziorze.
Wzdrygnął się, kiedy kropelki wzburzonej przez nią wody ochlapały jego twarz.
*
Shila
weszła do dormitorium i pognała do łazienki. Rose, leżąca na łóżku i czytająca
książkę podniosła zaciekawiony wzrok i utkwiła go w zamykających się drzwiach.
Zmarszczyła brwi i przestała przeżuwać fasolki wszystkich smaków. Odstawiła
kartonik na pobliski stolik nocny i niezbyt zgrabnie zsunęła się z łóżka.
Podeszła do drzwi łazienki i zapukała.
- Shi,
wszystko dobrze? – Spytała, przykładając ucho do drewna. Słyszała szum wody i
jakby ciche chichotanie Azjatki. – Dobrze się czujesz? – Spytała, jeszcze
mocniej marszcząc brwi.
- Tak, tak!
– Odpowiedział jej stłumiony przez wodę i drzwi, ale rozbawiony głos Shili.
Rose wzruszyła ramionami i wróciła na łóżko. Położyła się na brzuchu, wzięła
pudełeczko z fasolkami i otworzyła książkę na stronie, na której skończyła.
Po
kilkunastu minutach zamek od łazienki strzelił i wyszła z niej owinięta w
ręcznik Shila. Włosy również miała przewinięte ręcznikiem, a po jej ramionach i
nogach spływała jeszcze woda. Stanęła w progu i oparła się o framugę,
rozmarzonym wzrokiem spoglądając na przyjaciółkę. Westchnęła przeciągle.
- Shi,
zachowujesz się dziwnie. Gdzie byłaś przez całą noc? Myślałam, że poszłaś spać,
ale jak wróciłam to ciebie nie było… - Rose przerwała, bo Shila ponownie
zachichotała. Oderwała się od framugi i rzuciła się na swoje łóżko, nie
zważając na ręcznik, który podwinął się i już prawie ukazywał to, czego nie
powinien.
- Zasłoń
się! – Powiedziała Wesley, wstając z łóżka i podchodząc do niej. Naciągnęła jej
lekko ręcznik i usiadła obok. Shila miała rozanielony wyraz twarzy i rozmarzone
oczy. – Ostatni raz widziałam cię taką w sierpniu, kiedy ten miły Francuz… -
Oczy Rose nagle się rozszerzyły , a wyraz twarzy uległ zmianie: z zatroskanej w
zamyślony. Wydawało się, jakby łączyła fakty, układała puzzle. W końcu jednak
ponownie spojrzała na Shilę i otworzyła lekko usta, a Azjatka zaczęła chichotać
niczym głupiutka blondyneczka. – Nie! No nie gadaj! – Zawołała Rose. Shila
wybuchła głośnym śmiechem. – Robiłaś to! Ty jędzo! I nawet nie powiedziałaś
tylko kazałaś mi się domyślać! – Krzyknęła Weasley, uśmiechając się szeroko i
przygniatając Shilę poduszką. Ishihara zaśmiała się szczerze i odsunęła
materiał od twarzy.
-
Przepraszam, ale tak słodko wyglądasz, kiedy myślisz – powiedziała, osłaniając
się przed kolejnym atakiem poduszki. – Tak śmiesznie marszczysz nos. A! –
Wrzasnęła, kiedy poducha uderzyła ją w głowę, powodując zsunięcie się ręcznika.
Mokre włosy opadły jej na nagie ramiona.
-
Śmiesznie? – Zapytała Rose, uśmiechając się szatańsko. Chciała ponownie rzucić
się na Shilę, ale ta wstała gwałtownie z zamiarem ucieczki. Nim jednak zrobiła
krok ręcznik owijający jej ciało rozwiązał się i spadł. Rose otworzyła szeroko
usta i odwróciła spojrzenie śmiejąc się głośno.
- Bardzo
zabawne! – Zawołała Shila, pospiesznie schylając się i ponownie owijając
puchatym ręcznikiem. Mimo że udawała oburzoną nie mogła ukryć uśmiechu. W końcu
jednak zaczęła się śmiać wraz z przyjaciółką.
- Mój
brzuch! – Zawołała Rose, niemal płacząc ze śmiechu. Przeturlała się po łóżku i
spadła na podłogę. Huk spowodował kolejną falę śmiechu. Do dormitorium weszła
jedna ze współmieszkanek Weasley i Ishihary, ale widząc roznegliżowaną Shilę,
całą czerwoną ze śmiechu i tarzającą się po podłodze Rose, szybko wyszła.
W końcu po
długim i męczącym śmiechu dziewczyny siedziały na podłodze obok siebie,
opierając się plecami o łóżko Weasley. Zarumienione i zdyszany wpatrywały się w
pudełeczko fasolek leżące na podłodze. Drażetki rozsypały się po dywanie,
niektóre zostały zmiażdżone przez czyjeś turlające się po ziemi ciało.
- Opowiadaj
– powiedziała Rose, spoglądając na przyjaciółkę.
- Och! Było
bosko! – Shila odchyliła głowę do tyłu i wyrzuciła w górę ręce. – Boże, jakie
to było wspaniałe! Te dłonie, dotykające mojego ciała! – Niemal rozpływała się
na wspomnienie upojnej nocy. Swoimi dłońmi wodziła po swojej szyi i mruczała z
zadowolenia. Rose szturchnęła ją łokciem w bok. Usiadła wyprostowana i
uśmiechnęła się. – Musisz to przeżyć, żeby zrozumieć. – Dodała.
- Nie
spieszy mi się – powiedziała Rose, siadając po turecku.
- Ale może
już niedługo, co? – Shila poruszyła zabawnie brwiami, szturchając ja w bok. –
No, mów jak z Benem? Widziałam was na kanapie.
- Tylko się
całowaliśmy – powiedziała Rose.
- Ale
podobało ci się.
- Może –
Rose odchyliła głowę do tyłu i spojrzała na sufit.
- Szaleńczo
ci się podobało! Widziałam to! – Zawołała Shila. – Przyznaj! – Rose spojrzała
na nią i uśmiechnęła się lekko.
*
To było
dziwne uczucie. Stali naprzeciw siebie, sztywno wyprostowani, z dłońmi wzdłuż
tułowi i zakłopotaniem na twarzach. Wyglądali jak pięcioletnie dzieci, był tego
pewien. Jednak nie mógł temu zaradzić, gdyż całkowicie nie umiał się odnaleźć w
nowej sytuacji.
Widział po
Daisy, że ona jest równie zakłopotana, co on. Nerwowo skubała krawędź sweterka,
zastanawiając się, czy przypadkiem nie powinna uciec.
Najchętniej
też by zwiał…
To było
całkiem nowe uczucie. Nie wiedział, co powinien zrobić, nigdy wcześniej nie
miał dziewczyny. Ale czy Daisy była jego dziewczyną? Całowali się, więc… Tak?
Ludzie
dookoła nich zdawali się w ogóle nie zwracać na nich uwagi. Jakby wcale nie
stali na środku korytarza i nie uciekali wzrokiem, zawstydzeni.
- Cześć –
powiedział w końcu Hugo, czując gorąco na policzkach i szybko bijące serce.
Daisy podniosła lekko głowę i przeniosła spojrzenie z podłogi na jego oczy.
- Hej –
uśmiechnęła się nieśmiało i potarła lewą ręką prawe ramię. Znowu odwróciła
wzrok i przygryzła wargę, jakby się nad czymś zastanawiając. Po chwili jednak
chyba coś wymyśliła, bo szybko, zanim zdążyłaby się rozmyślić, podeszła do
niego, wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek. Po tym odsunęła się
pospiesznie i uciekając wzrokiem w bok, ponownie przygryzła dolną wargę.
Hugo
uśmiechnął się lekko i – dziwnie ośmielony – podszedł do Daisy i również
cmoknął ją w policzek, chwytając ją delikatnie za dłoń i prowadząc w stronę
wyjścia z zamku. Crawford zarumieniła się leciutko i pozwoliła poprowadzić na
błonia. Wolną ręką szczelniej otuliła się jesiennym płaszczem i z uśmiechem
wyszła na chłodne powietrze.
*
Wszedł do
biblioteki z zamiarem znalezienia swojego kumpla. Wątpił jednak, aby go tam
znalazł, ale musiał sprawdzić wszystkie możliwości. Jose był mu bardzo
potrzebny.
Rozejrzał
się przy wejściu i niemal od razu zauważył Weasley, siedzącą samotnie przy
stoliku i czytając spokojnie książkę. Jako, że w soboty biblioteka nie jest
aktywnym miejscem, łatwo było ją dostrzec. Nie można było powiedzieć tego o
Jose, który przepadł niczym kamień w wodę.
Zawiedziony
kolejnym nietrafionym miejscem poszukiwań, postanowił wycofać się i poszukać
gdzie indziej. Nawet nie miał czasu podokuczać Weasley (choć ostatni wieczór, w
którym pokazała się z innej strony, mógł być świetnym tematem „rozmowy”),
śpieszyło mu się znaleźć Gonzalesa. Już robił krok, by się odwrócić, kiedy jego
uwagę przykuł Benjamin Franklin zbliżający się do Gryfonki.
Damian
zatrzymał się i zmarszczył brwi, obserwując przebieg wydarzeń. Puchon,
uśmiechnięty od ucha do ucha, dopadł krzesło obok Gryfonki i odwrócił je,
siadając na nim okrakiem i opierając się łokciami o drewniane oparcie. Weasley
z początku wyglądała na zdziwioną, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko i
odłożyła książkę. Tak, odłożyła książkę, to nie w jej stylu. Następnie
odwróciła się w stronę Franklina i nachyliła się delikatnie, pozwalając, by ten
namiętnie ją pocałował.
- Nie do
wiary! – Wymsknęło mu się oglądając pocałunek Weasley z Franklinem. Zmarszczył
brwi jeszcze bardziej, i całkowicie zapominając o Jose, podszedł nieco bliżej.
Nic mu to jednak nie dało, wcale nie słyszał o czym rozmawiali. Mógł jednak
zrozumieć, że tych dwoje ma się ku sobie, to było wręcz widać.
Widzieć
Weasley w towarzystwie chłopaka, całującą się namiętnie w niewątpliwie
publicznym miejscu, było niemałym zaskoczeniem. To niemal jakby zobaczyć
McGonagall w falbaniastej sukni tańczącą kankana. Jednak, widzieć Weasley w
towarzystwie TEGO jednego konkretnego chłopaka, to było niczym… brakowało mu
określeń.
Kiedy tylko Scorp się dowie…
Uśmiechnął się chytrze i w tym momencie Ben spojrzał
w jego stronę. W jego oczach nie zobaczył niczego, tylko zwykłą obojętność.
Weasley zauważyła, że przestał ją słuchać i powędrowała spojrzeniem za jego
wzrokiem.
Damian
wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i pomachał w jej stronę. Zdziwiona uniosła
jedną brew do góry. Zabiniego uderzył fakt, że niemal identycznie unosił brew
Scorpius. Odegnał od siebie te dziwne myśli i spojrzał na Weasley, zarysowując
na swojej klatce piersiowej wybrzuszenie, mające imitować jej cycki. Gryfonka
zaczerwieniła się delikatnie, a Zabini się zaśmiał. W końcu jednak spojrzał na
Franklina i rozbawiony wyszedł z biblioteki.
OOO.... Coraz lepiej.... Jestem ciekawa reakcji Malfoy'a ... Czy będzie obojętna ? XD :)
OdpowiedzUsuń