27 lipca 2011

23. Dwudzieste piąte pytanie


Pierwszego grudnia ogromna Sala Jadalna zamieniła się w wielką klasę z pojedynczymi ławeczkami. Na każdym blacie znalazła się karteczka z numerkiem oraz pergamin i kałamarz z piórem. Dookoła sali stały krzesła, mnóstwo drewnianych krzeseł, z bardzo wysokimi oparciami, na których siedziały wyrzeźbione z drewna kruki. Na podwyższeniu ze stołem nauczycieli nic się nie zmieniło oprócz pojawienia się dużej, zielonej tablicy. Rose, trochę niespokojna, odwróciła się za siebie i spojrzała na siedzącego trzy rzędy dalej Clouda. Uśmiechnął się do niej niepewnie i przeniósł wzrok na Elizabeth, która wylosowała numer trzydziesty, sadowiąc się kilka ławek przed nim. Rose wyprostowała się i wpatrzyła w swój kałamarz. Czarny atrament odbijał w sobie światło słońca, wpadające przez okna Sali Jadalnej. Wspominała dzień, kiedy zostało ogłoszone pierwsze zadanie.

Równo o godzinie dwunastej w południe rozbrzmiał gong, a zaraz po nim, z nikąd rozszedł się po zamku głos dyrektora. Rose siedziała akurat na ławce na dziedzińcu, czytając najnowsze wydanie „Proroka Codziennego”, którego otrzymała rano sowią pocztą. Na usłyszane słowa zareagowała zamknięciem gazety i skupieniem się na komunikacie.
- Drodzy uczniowie, nadszedł czas na przedstawienie pierwszego zadania konkursu. Będzie nim trzygodzinny test sprawdzający waszą wiedzę teoretyczną z zakresu eliksirów, obrony przed czarną magią, zaklęć transmutacyjnych i innych oraz zielarstwa. Wszelkie dokładniejsze instrukcje poznacie jutro przy rozpoczęciu konkursu. Prowadzącym pierwsze zadanie jest profesor Tara Poof. Jednocześnie informujemy, że nastąpiły niewielkie zmiany. W związku z dużą liczebnością uczestników, postanowiliśmy wraz z Komitetem Organizacyjnym, że pierwsze zadanie będzie decydujące. Jeśli waszej drużynie nie uda się zdobyć co najmniej pięćdziesięciu punktów, odpadniecie. Miłego dnia – dodał na koniec. Rose otworzyła szeroko oczy i niemal natychmiast udała się biblioteki.

            Czego mogła się spodziewać? Czy będzie znała odpowiedzi na zadane pytania? Czy test będzie trudny? Jak poradzą sobie inny uczniowie? Czy jej drużyna przejdzie do następnego etapu?
            Weasley przełknęła ślinę, kiedy rozbrzmiał gong, a do środka wkroczyła wysoka postać. Ruda spojrzała ponad ramieniem na wejście do sali. Nauczycielka Tara Poof szła pewnym i raźnym krokiem, z wysoko uniesioną głową. Miała na sobie czarny płaszcz, ozdobiony srebrną nicią, która układała się w drobne półksiężyce, widoczne tylko pod pewnym kątem. Włosy ułożyła w bardzo ciasnego kucyka, sztywne opadały na jej plecy i kończyły się przed pasem. Czasem można było odnieść wrażenie, że gumka tak mocno ściągała włosy do tyłu, że w każdej chwili oczy pani profesor mogły wyskoczyć z orbit. Miała bardzo długi nos, który zabierał wdzięk jej ładnej twarzy. Odgłos jej kroków odbijał się echem po cichej sali. Rose zauważyła, że nikt nie ośmielił się powiedzieć nawet słowa. Profesorka stanęła przed tablicą i odwróciła się do wszystkich przodem. Weasley spojrzała ukradkiem na siedzącą obok dziewczynę, która zasłoniła dłonią usta, by nie wybuchnąć śmiechem. To ogromny nos kobiety był obiektem jej cichych drwin.
            - Jestem Tara Poof – powiedziała nauczycielka, chowając dłonie za sobą i przebiegając spojrzeniem po twarzach uczestników konkursu. – I mam nadzorować wasze pierwsze zadanie. – Zrobiła kilka kroków w prawo, powolnych i podobnych do przechadzki dowódcy wojska. – Przed wami znajduje się pergamin, na którym po rozpoczęciu konkursu, pojawi się dwadzieścia pięć pytań. Każde warte jest jeden cenny punkt. Całą drużyną możecie zdobyć ich sto. Musicie odpowiedzieć na jak najwięcej z nich i zgarnąć możliwie jak najwięcej punktów, minimalnie pięćdziesiąt, by być branym pod uwagę w następnym etapie konkursu. Macie na to trzy godziny i ani sekundy dłużej ni mniej. Nie wolno wam oddać kartki przed upływem czasu inaczej wy i wasza drużyna zostaniecie zdyskwalifikowani. Podobnie rzecz się ma, jeśli ktoś zostanie przyłapany na ściąganiu. Przedstawiam wam moich pomocników, którzy wraz ze mną będą mieli oko na wasze poczynania. – W jej dłoni znikąd pojawiła się ciemna, lekko zakrzywiona różdżka. Machnęła nią raz w lewo, raz w prawo, a wtedy kruki, siedzące na oparciach krzeseł zaczęły się kruszyć. Po chwili jednak wszyscy mogli zaobserwować, że kruszyła się tylko ich zewnętrzna powłoka, uwalniając żywe ptaki, które kracząc przeraźliwie, wzlatywały ku sufitowi i krążyły nad ich głowami.
            - Przed ich wzrokiem niczego nie da się ukryć, więc nawet nie próbujcie oszukiwać – powiedziała profesorka, z dziwnym, ironicznym uśmiechem. – Na tablicy zapiszę czas, w jakim będziecie pracować – dodała. Podeszła do tablicy i różdżką napisała koślawe liczby. Po chwili narysowała też koło i dwie kreski w środku, które po użyciu odpowiedniego zaklęcia zaczęły poruszać się niczym wskazówki zegara. Ustawiły się tak, jakby na godzinie rozpoczęcia i stanęły. Rose domyśliła się, że to będzie ich zegar. – Jeśli nie ma żadnych pytań – zerknęła na kieszonkowy zegarek – możecie zaczynać – powiedziała. Machnęła różdżką, a na pergaminach zaczęły pojawiać się litery, układające się w wyrazy, a później zdania. Rose chwyciła swój arkusz w dłoń i czytała po kolei wszystko, co się ukazywało. Pierwsze pytanie było dość proste, ale z każdym następnym poziom stawał się trudniejszy. Kiedy doszło do pytania dwudziestego czwartego, literki przestały się pokazywać.
            - E, pani profesor – powiedziała jakaś dziewczyna z pierwszego rzędu, unosząc dłoń do góry. – Chyba jest jakiś błąd, mówiła pani, że pojawi się dwadzieścia pięć pytań, tymczasem u mnie jest zaledwie dwadzieścia cztery. – Więc to nie tylko Weasley miała taki arkusz.
            - No tak, zapomniałam wspomnieć. Dwudzieste piąte pytanie zostanie ogłoszone dziesięć minut przed końcem pierwszego zadania. – Uśmiechnęła się. – Wracajcie do pisania.

Perspektywa Rose

            Dziwne były te zasady. Dwudzieste piąte pytanie zostanie ogłoszone dopiero dziesięć minut przed końcem? Kto to w ogóle wymyślił? Może będzie tak trudne, że dziesięć minut nie wystarczy? Lubię się dobrze wypowiedzieć na jakiś temat, czasem potrzebuję czasu… a dziesięć minut to naprawdę nie wiele!
            Och i jeszcze te wielkie ptaszyska, latające pod sufitem! Nie mogę się przez nie skupić! Nie kłapią już dziobami, ale słyszę trzepot ich skrzydeł. Są przerażające! Takie duże i czarne… Mają puste oczy… Och! Skup się, Rose!

            Pierwsze pytanie: Jakie zaklęcie wywołuje retrospekcję zaklęć danej różdżki, do których rzucenia posłużyła?
            Przecież to proste. Oczywiście, że  Priori Incantatem*.

            Uśmiechnęłam się i płynnie napisałam nazwę zaklęcia. Czarny atrament popłynął po końcówce pióra wsiąkając mocno w papier. Przeniosłam spojrzenie na pytanie drugie, które brzmiało:
            Jeden z najtrudniejszych eliksirów na świecie, Eliksir Wieloskokowy, pozwala człowiekowi na zamianę w inną osobę, której fragment ciała znajduje się w tym wywarze. Działa przez godzinę i może być stosowany tylko przez ludzi. Stosowanie go przez istoty nie w pełni ludzkie może nie przynieść oczekiwanych skutków. Niebezpieczna może okazać się również próba zmiany człowieka w zwierzę. Wypisz składniki potrzebne do przygotowania Eliksiru Wieloskokowego i dokładnie opisz czynności przy jego gotowaniu.**
            Mama opowiadała mi kiedyś, jak przygotowała ten eliksir, by wkraść się do pokoju Ślizgonów. Chcieli dowiedzieć się czegoś o Komnacie Tajemnic, którą to otworzył Dziedzic Slytherina. Podejrzewali wtedy Dracona Malfoya…

            Dracon Malfoy… czy to nie ojciec Malfoya?

            Dyskretnie rozejrzałam się po sali. Blondyn siedział w rogu, wyprostowany jak struna. Wypisywał coś na swoim pergaminie. Nie widziałam jego twarzy, bo siedział tyłem do mnie.

*

            Perspektywa Scorpiusa

             Mimbulus mimbletonia to roślina, wyglądem przypominająca kaktus, który zamiast kolców posiada wypustki. Przyglądając się jej bliżej, można zauważyć nieznaczne pulsowanie. W obliczu zagrożenia, wypluwa na drapieżcę gęsty i cuchnący odorosok, który konsystencją przypomina błoto. Jest niezmiernie rzadka, przypuszczalnym miejscem jej występowania jest Asyria.***

            Postawiłem kropkę i jeszcze raz przeczytałem to, co napisałem. Zajęło mi to zaledwie cztery linijki. Od zawsze miałem ładny charakter pisma, matka zadbała, bym nie pisał jak smok pazurem****. Uśmiechnąłem się pod nosem. Pamiętam tę roślinę z gabinetu Longbottoma. Właściwie gdzieś wyczytałem, że był jedynym udokumentowanym jej hodowcą. Kiedyś chcieliśmy z Zabinim zrobić mu psikusa i ściąć to paskudztwo. Mieliśmy może dwanaście lat i nie wiedzieliśmy, że gdy tylko się ją dotknie, eksploduje tym śmierdzącym odorosokiem. Biedny Zabini, bo to oczywiście on miał ją ściąć, cuchnął przez następny tydzień i nie pomagały żadne pachnące mydełka, które przysyłała mu jego matka. Ale miałem z niego ubaw, nikt nie chciał z nim rozmawiać, a posiłki musiał jadać w samotności. A ta przeklęta roślina nadal żyje, dopieszczana przez naszego profesora zielarstwa.
            Uśmiechnąłem się, kiedy nagle po sali rozszedł się przeraźliwy skrzek tych obleśnych kruków. Zerknąłem w lewo, gdzie jeden z nich siedział na ławce jakiegoś chłopaka i szarpał go za rękaw bluzy. Wyglądało to jednocześnie komicznie i strasznie. Zabawna była cała ta sytuacja, ale przerażał mnie fakt, że kruk mógłby usiąść sobie na moim blacie i dziobać mnie tym ogromnym… dziobem.
            Nauczycielka szybko przeszła przez salę i stanęła nad chłopakiem. Kruk się uspokoił, odlatując, a szatyn patrzył na nią ze strachem w oczach. Cała krew odpłynęła mu z głowy do stóp, bo pobladł tak bardzo, że nawet biały pergamin wydawał się być bardziej kolorowy od niego. Zachciało mi się śmiać, kiedy kobieta schyliła się i przyjrzała jego oczom. Jej nos był tak długi, że musiała uważać, żeby za bardzo się nie zbliżyć, bo mogłaby nim zrobić dziurę w czole szatyna.
            - Mówiłam, że przed nimi nic się nie ukryje – powiedziała władczym tonem. Uspokoiłem się i przysłuchiwałem jej dalszym słowom. – Z jakiej szkoły jesteś? – spytała.
            - Brujería***** – wychlipał ze łzami. Westchnąłem, wywracając oczami młynka. Mięczak.
            - Dobrze więc… Twoi koledzy mogą ci podziękować, ponieważ Brujería z Hiszpanii zostaje zdyskwalifikowana. Cała czwórka, proszę, do wyjścia – zakomenderowała. Przyglądałem się jak czwórka z Hiszpanii wstaje i, ze spuszczonymi głowami, kieruje się w stronę wyjścia. Trójka, która została zdyskwalifikowana przez tego kretyna, zaciskała pięści. Coś mi się wydaje, że mu podziękują. Bardzo mocno.
            - Wracajcie do swoich zadań – powiedziała, obracając się na pięcie i kierując w stronę krzesła, na którym dotychczas siedziała.

*

            Do końca pierwszego zadania zostało pół godziny. W tym czasie kruki jeszcze dwa razy doprowadziły do dyskwalifikacji. Najpierw przyłapały drobną blondynkę z Włoch, która próbowała wyjąć karteczkę z kieszeni spodni, a następnie grubego chłopca, który od zerkania w prawo dostał chwilowego zeza. Odpadło już dwanaście osób. Reszta, nie chcąc zostać wydalonym z konkursu, powstrzymywała się przed ściąganiem.
            Rose szło całkiem dobrze; nie odpowiedziała tylko na dwa pytania. Odpowiedzi do trzynastego po prostu nie znała, choć piętnaście minut przeszukiwała zakamarki swojej pamięci, natomiast dwudzieste piąte jeszcze nie zostało podane. Siedziała spokojnie, bawiąc się stosiną pióra i czytała spokojnie wszystkie pytania i odpowiedzi, jakie udzieliła. Musiała być pewna w stu procentach, że napisała wszystko poprawnie.
            Dziesięć minut przed końcem Tara Poof wstała ze swojego krzesła.
            - Odłóżcie pióra na bok – powiedziała. Po sali rozszedł się cichy szum odkładanych piór. Każda para oczu zwróciła się w kierunku pani profesor, słuchając uważnie tego, co miała im do powiedzenia. – Za chwilę podam ostatnie pytanie. – Zrobiła krok do przodu. – Jednak zanim to zrobię, muszę was poinformować, że nie odpowiedzenie na nie poprawnie dyskwalifikuje waszą drużynę z dalszego konkursu.

            Że jak? To już lekka przesada! Ciągle tylko groźba dyskwalifikacji!

            - Pytanie jest bardzo trudne, nawet najlepsi nauczyciele z waszych szkół nie potrafili udzielić na nie jednoznacznej odpowiedzi.

            No to mamy przerąbane.

            - Jeśli ktoś nie czuje się na siłach, może podnieść rękę i odejść już teraz – powiedziała na koniec, stając po środku sali i chowając ręce za sobą. Rose rozejrzała się przerażona po zgromadzonych. Kilka dłoni niepewnie powędrowało ku górze. Weasley patrzyła jak kolejne dwanaście osób wychodzi. Spojrzała na Elizabeth, która miała strach w oczach. Widziała, jak zmaga się z wielką pokusą podniesienia dłoni. Ruda sama chciała to zrobić, ale pokiwała przecząco głową. Elizabeth uspokoiła się i schowała ręce pod stół. Cloud wyglądał, jakby było mu wszystko obojętne, a Malfoy chyba nawet nie przejął się słowami profesorki.

            Zawsze istnieje szansa, że odpowiemy dobrze.

            Kolejne osoby wychodziły ze spuszczonymi głowami. Odsuwane krzesła robiły hałasu, cichy szloch przyprawiał o dreszcze. W końcu wszystko się uspokoiło. Drzwi sali zostały na powrót zamknięte, a kobieta milczała uparcie, przyprawiając ich o szybsze bicie serca.
            - Gratulacje – powiedziała w końcu z uśmiechem. – Wszyscy przechodzicie do następnego etapu.
            - Że jak? – spytał ktoś.
            - Czy to jakieś żarty? – Jakaś dziewczyna podniosła się z miejsca.
            - O co w tym wszystkim chodzi?
            Rose była zdezorientowana. Spojrzała na Clouda, który uniósł do góry brew.
            - Dwudzieste piąte pytanie miało za zadanie sprawdzić, kto z was nadaje się do kolejnego etapu. Ci, którzy odeszli, nie poznając jego treści byli zwykłymi tchórzami. Nie przetrwaliby nawet minuty przy kolejnym zadaniu. Wy, którzy zostaliście, pokazaliście, że jesteście zdolni poświęcić wszystko, nawet punkty, które zebraliście, by tylko przejść dalej.
            - Czyli wszyscy, jak tu siedzimy, przechodzimy do kolejnego etapu? – spytał Cloud.
            - Tak. 84 osoby – odpowiedziała profesorka. Wyjęła różdżkę i jednym machnięciem sprowadziła kruki z powrotem na oparcia krzeseł. Rose przyglądała się, jak zwierzęta obrastają drewnem, zamieniając się z powrotem tylko w rzeźby. W końcu ktoś uwierzył w słowa kobiety i dało się słyszeć głośne wiwaty. Zaraz po nim orzeźwiły się inne osoby, a nawet Rose uśmiechnęła się i uściskała Elizabeth, która znikąd pojawiła się przy niej.

*

            Podczas kolacji nie było końca rozmowom o pierwszym zadaniu. Każdy chciał się pochwalić ilością pytań na jakie odpowiedział. Liam z uśmiechem wysłuchiwał relacji Clouda i Elizabeth, którzy, podekscytowani machali dłońmi na lewo i prawo. Rose uśmiechała się, rozmawiając cicho z Olive. Wesołej atmosferze towarzyszyły również smutne miny tych, którzy zostali zdyskwalifikowani. Dyrektor szkoły wyszedł na środek i odchrząknął. Chwilę trwało zanim rozmowy ucichły całkowicie.
            - Witam wszystkich po pierwszym zadaniu konkursu. Widzę, że humory wam dopisują. – Uśmiechnął się. – Do następnego etapu przechodzi 21 szkół, czyli 84 osoby. Poznajmy zatem tych, którzy odpadli. – Kiedy to powiedział, jedna z flag wiszących nad nimi odczepiła się od sufitu i powoli zaczęła sunąć w dół. Rose widziała różę na herbie, ale nie wiedziała, jakiej szkoły to znak. Kiedy flaga znalazła się tuż nad ich głowami, zapłonęła niebieskim płomieniem, spalając się doszczętnie. I tak po kolei jeszcze osiem kolorowych flag spłonęło. Wśród ciszy, jaka nastała, dało się słyszeć szloch. Weasley współczuła tym, którzy pokonali taki kawał drogi, a odpadli w pierwszym zadaniu. To na pewno nie było przyjemne.

*

Droga Shi,
Jestem już po pierwszym etapie konkursu i z dumą muszę Ci powiedzieć, że przeszliśmy dalej. Miałam lekkiego stracha, że nam się nie uda, tym bardziej, że nauczycielka prowadząca to zadanie groziła nam okropnie trudnym dwudziestym piątym pytaniem, którego, tak na dobrą sprawę, w ogóle nie było. Odpadło dziewięć szkół, a z kolejnym zadaniem może odpaść więcej. Trzymaj kciuki, żeby to nie był Hogwart.
Dogaduję się z Elizabeth, z którą dzielę pokój. Wydaje się być miła, nie robi żadnych uwag. W ogóle rzadko się odzywa. Co innego Cloud, z nim mogłabym rozmawiać godzinami. A Malfoy, jak to Malfoy, ciągle narzeka i wygaduje te swoje dowcipy od siedmiu boleści. Nie uwierzyłabyś, ale już pierwszego wieczoru miałam z nim kolejną sprzeczkę! On chyba specjalnie wyszukuje takich momentów, by się pokłócić.
A co u Ciebie? Jak sprawują się chłopcy? Pozdrów wszystkich i odpisz jak najszybciej.
Tęsknię.
           
Całuję,
Rose.


* W tomie „Harry Potter i Czara Ognia” po finale Mistrzostw Świata w Quidditchu Amos Diggory za pomocą tego zaklęcia sprawdza, czy Mroczny Znak został wyczarowany z różdżki Pottera.
** Informacje zaczerpnięte z Wikipedii.
*** Informacje zaczerpnięte z Wikipedii.
**** W świecie magii kura mi nie pasowała.
***** Z hiszpańskiego „czary”.

1 komentarz:

Proszę o kulturalne wyrażanie swojej opinii. Wszystkie przypadki wulgarnego wypowiadania się będą usuwane.