„Miłość
to dym jest, spłodzony westchnieniem;
W
szczęściu – jest w oczach błyszczącym płomieniem,
W
męce – jest morzem, karmionym łez rzeką;
Jest
i mądrością miłość – szalejącą,
Zatrutą
żółcią, słodyczą leczącą…” 1
Shila przez
chwilę wpatrywała się w błękitny kartonik, po raz kolejny odczytując
wykaligrafowane czarnym atramentem słowa. Brzmiały pięknie, nawet szeptane.
Palcem
przejechała po krawędzi listu, czując na skórze jego ostrość. Uśmiechnęła się
pod nosem i przygryzła dolną wargę, dyskretnie rozglądając się po Wielkiej
Sali. Nie zauważyła niczego niezwykłego; uczniowie zajęci byli sobą lub swoim
śniadaniem. Na próżno szukała wzrokiem kogoś, kto dawałby jej jakieś sygnały.
Nikt nie spoglądał w jej stronę, nikt się nią nie interesował. Poczuła lekki
zawód. Z westchnięciem chwyciła leżącą obok kopertę, kolorystycznie dobraną do
barwy listu i wsadziła do niej kartonik, jeszcze raz oglądając ją dokładnie z
każdej strony. Oprócz równie pięknie wykaligrafowanego jej imienia na froncie, nigdzie
nie było nadawcy.
- I muszę
ci powiedzieć, że jestem w ciąży – powiedziała Rose, opierając się łokciami o
blat stołu i spoglądając na nią ponad talerzem pełnym chlebowych okruchów.
- Yhm. To
bardzo interesujące, to co mówisz – stwierdziła Shila, kładąc swoją torbę na
kolana i chowając kopertę z liścikiem między książki. Zaraz jednak zastygła w
bezruchu, jedynie przenosząc wzrok na poważną Weasley. – Zaraz, co? Jak to w
ciąży? – zapytała.
- Więc
jednak słuchasz co do ciebie mówię. – Rose uśmiechnęła się, otrzepała dłonie i
wstała, chwytając torbę. Shila szybko zatrzasnęła klamry w swojej i zerwała się
z miejsca.
- Czekaj!
Rose! – zawołała, biegnąc za nią. – Chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia? –
zapytała. Ruda obróciła się na pięcie z wesołym uśmiechem.
- Tylko
żartowałam. Chciałam zwrócić twoją uwagę – powiedziała. Shila dobiegła do niej
i położyła sobie dłoń na piersiach, oddychając głęboko.
-
Żartowałaś? Dobrze. Bardzo dobrze. – Kiwała głową, starając się złapać oddech
po tych kilku metrach biegu. Rose zaśmiała się.
- Gdybyś
tylko widziała swoją minę – stwierdziła, łapiąc Shilę pod ramię.
- Ciekawe
jak ty byś wyglądała. – Odgryzła się Shila. Rose tylko roześmiała się szczerze.
*
„Zejdź,
piękne słońce, zabij blask księżyca,
Który już pobladł
z zazdrości i gniewu,
Że piękniej
jego jaśnieje kapłanka (…)
To pani moja,
to miłość jest moja!
Ach, gdyby o
tym, ach, gdyby wiedziała!” 2
Westchnęła,
obracając kartonik w dłoniach. Próbowała znaleźć jakiś znak szczególny,
inicjał, który pomógłby jej odnaleźć autora tych słów. Po południu dostała
kolejny liścik. Sprawa z ukrytym wielbicielem była dość intrygująca i musiała
przyznać – nawet jeśli jej się to nie podobało – że kręciła ją taka zabawa.
Jednak o wiele ciekawiej by było, gdyby owy wielbiciel miał zamiar się ujawnić.
Mogłaby mu w końcu osobiście podziękować i może umówić się na kawę. Jednak nic
nie wskazywało na to, aby ktokolwiek chciał się przyznać do wysyłania tych
krótkich notek.
Kucnęła na
podłodze i sięgnęła pod łóżko. Wyciągnęła stamtąd metalową skrzynkę, w
brunatnym kolorze, zamkniętą na małą kłódkę. Różdżką stuknęła w zameczek i
wypowiedziała ciche „alohomora”, zdejmując zabezpieczenie. Otwarła wieko i
włożyła do środka niebieską kopertę z listem w środku. W skrzynce znajdowało się
już trzynaście takich samych kopert: błękitnych z wykaligrafowanym jej
imieniem, skrywających w środku również błękitny kartonik, wielkości wizytówki,
z liścikami. Nie powiedziała o nich nikomu, nawet Rose. Chciała mieć coś dla
siebie, taką małą tajemnicę. Pierwszy list otrzymała tydzień temu i od razu
stwierdziła, że znalezienie nadawcy wcale nie będzie trudne. Teraz jednak coraz
częściej myślała, że może Rose byłaby lepsza w tych poszukiwaniach.
Zatrzasnęła skrzynkę i schowała ją z
powrotem pod łóżko. Podniosła się, otrzepała kolana i wyszła z pokoju, chowając
wcześniej różdżkę do wewnętrznej kieszeni płaszczyka. Obiecała Rose, że
przyjdzie pokibicować jej na treningu. Za kilka dni Gryfoni mieli zmierzyć się w
quidditchu z Krukonami, musieli być w formie. Przeskoczyła kilka ostatnich
stopni, które dzieliły ją od wyjścia z zamku, kiedy niespodziewanie z wnęki po
prawej stronie wyszła niewysoka szatynka, zaczytana w jakimś czarodziejskim
czasopiśmie. Rozpędzona Shila nie miała możliwości zmiany kierunku, a pogrążona
w lekturze nieznajoma dostrzegła ją dopiero w ostatnim momencie. Tym momentem
było bolesne zderzenie się dwóch dziewczęcych ciał i głośne uderzenie w
posadzkę. Uczniowie, którzy znajdowali się na tej kondygnacji wybuchli
śmiechem, obserwując całą sytuację. Shila podparła się rękami po obu stronach
głowy nieznanej dziewczyny, znajdując się bardzo blisko niej. Niemal stykały
się nosami. Szatynka wyglądała na zarówno zszokowaną jak i przestraszoną.
Otworzyła szeroko oczy i ani drgnęła.
- Sorry – mruknęła Shila,
niezgrabnie podnosząc się do pozycji stojącej. Otrzepała spodnie i płaszczyk z
niewidzialnego kurzu i spojrzała na nieznajomą, która dopiero podnosiła się na
łokciach, żeby usiąść. Podała jej rękę, zauważając herb Ravenclaw na piersi. –
Krukonka, ha? – spytała. Szatynka, stojąc już na nogach, zdezorientowana
spojrzała na swój herb. – Który rok?
- E… czwarty – odpowiedziała,
zająknąwszy się. Shila posłała jej wesoły uśmiech.
- Przepraszam, że tak na ciebie
wpadłam… - przerwała, spoglądając na nią wyczekująco. Krukonka wpatrywała się w
nią jakby nie rozumiała ani jednego słowa. Zaraz jednak potrząsnęła głową i,
uśmiechając się niepewnie i jakby niezręcznie, dopowiedziała:
- Willow. I to ja… przepraszam,
powinnam była… patrzeć… przed siebie. – Jąkała się, uciekając wzrokiem na boki.
Ishihara uśmiechnęła się.
- Ładne imię, Willow. Muszę lecieć,
pa – powiedziała, machnąwszy ręką na pożegnanie. Zniknęła za drzwiami głównymi
i już całkiem zapomniała, że spotkała kogoś takiego.
*
Shila
przechadzała się między regałami w bibliotece szkolnej, z palcem przytkniętym
do grzbietów książek. Szukała jakiegoś opracowania, które pomogłoby jej napisać
kolejne nudne wypracowanie na historię magii. Zastanawiała się właśnie nad
jednym tytułem, kiedy po całym pomieszczeniu rozniósł się głuchy odgłos
spadających książek i krótkie, ale jękliwe: „ałć”. Zainteresowana Ishihara
wychyliła głowę zza regału, dostrzegając w alejce nieopodal stertę zrzuconych
ksiąg i czyjeś ręce wystające z niej w pewien komiczny sposób. Uśmiechnęła się
i już chciała podejść bliżej, aby dowiedzieć się, któż to taki zakłócił spokój
czytelni i zniszczył drogocenne woluminy, ale na horyzoncie pojawiła się pani
Pincent, nowa bibliotekarka, już śpiesząca ukarać łobuza. Ishihara schowała się
więc za regałem i obserwowała. Nie widziała twarzy nieszczęśnika, ale wyraźnie
słyszała oburzony głos bibliotekarki. Z piskliwego pojękiwania wywnioskowała,
że owym rozrabiaką była dziewczyna. Pani Pincent kazała jej wszystko posprzątać
i wyprostować każdą zgniecioną kartkę, a na koniec rozkazała jej zostać po
zamknięciu biblioteki i poodkładać wszystkie nie schowane księgi na miejsce.
Nie kryjąc swojej złości, tupnęła nogą jak rozwydrzone dziecko i obróciła się
na pięcie, odchodząc do swojego biurka. Gryfonka wyszła z ukrycia i podeszła do dziewczyny.
-
Przerąbane, co? – spytała. Szatynka podskoczyła, nie spodziewając się usłyszeć
kogokolwiek i spojrzała na nią wystraszonymi, szeroko otwartymi oczami. – Hej,
to na ciebie wpadłam wczoraj na schodach – zawołała Azjatka, wskazując na nią
palcem. Krukonka kiwnęła głową i odwróciła wzrok, nie patrząc na nią.
- Willow.
Tak – odparła, schylając się pospiesznie po jedną z książek. Opierając ją na
przedramieniu, wolną dłonią starała się wyprostować kartki.
- Jestem Shila
– powiedziała Gryfonka, przyglądając się jej nerwowym ruchom.
- Wiem –
odpowiedziała Willow, nieco za szybko, niżby wymagały tego maniery. Ishihara
zmarszczyła brwi, a Krukonka przyglądała jej się wystraszona. – To znaczy…
wiem… jesteś raczej znana… w Hogwarcie – wyjąkała. Ishihara jeszcze bardziej
się zdziwiła.
- Czy ty
się mnie boisz? – spytała, opierając się ramieniem o regał.
- Co? Nie.
Skąd.
Gryfonka
uniosła do góry brew i przejechała językiem po dolnej wardze. Zaraz jednak
odsunęła się od regału i schyliła się, podnosząc kilka książek.
- Co
ty robisz? – zapytała przestraszona
Willow.
- Pomagam
ci. Pokażę, że jestem miła i uprzejma i nie masz się czego bać – powiedziała.
Krukonka przyglądała jej się dłuższą chwilę i podniosła kilka następnych ksiąg.
Chwilę później rozmowa sama zaczęła się kleić, a Willow coraz bardziej
rozluźniała się w towarzystwie Shili. Wciąż jednak czujnie ją obserwowała i
uważała na słowa, ale kilka razy nawet uśmiechnęła się i powiedziała jakiś
żart.
Willow nie
była wysoka, sięgała Shili do brody i musiała podnosić głowę, żeby na nią
spojrzeć, ale wydawała się być bardzo miła. Miała ciemne, prawie czarne włosy i
zielone, kocie oczy. Czasem, kiedy odbiło się w nich jakieś światło, sprawiały
wrażenie, jakby zawarte w nich były różnokolorowe iskierki. Shili bardzo się to
podobało i kilka razy specjalnie kazała Willow spojrzeć pod pewnym kątem.
Krukonka była ładnie opalona, na miedziany kolor, który komponował się z jej
smukłą twarzyczką i mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi.
- Przyszedł do ciebie list, kiedy
się kąpałaś – powiedziała Rose, siedząc na swoim łóżku z tubką kremu na
stłuczenia i wcierała go w obolałe nogi. Tego wieczoru również trenowali i Rose
kilka razy oberwała tłuczkiem. Wielki siniak na jej łydce potwierdzał jedynie z
jak wielką prędkością poruszały się te okropne piłki. – Leży na twoim łóżku –
dodała. Shila poprawiła ręcznik, którym owinęła włosy i podeszła do łóżka,
zabierając z niego niebieską kopertę.
„Niech sen
twe oczy, pokój pierś owieje!” 2
Shila uśmiechnęła się pod nosem i
schowała list pod poduszkę, siadając na krawędzi łóżka.
- Kto napisał? – zapytała Rose,
krzywiąc się, kiedy mocniej nacisnęła na bolące mięśnie. Shila spojrzała na
nią, szukając jakiegoś wytłumaczenia. Nie chciała jej zdradzać swojej
tajemnicy. Jeszcze nie.
- Nikt taki – odparła. Weasley
wzruszyła ramionami. – Ten sport jest brutalny – powiedziała Ishihara,
odciągając temat od jej tajemniczego wielbiciela.
- Mi to mówisz…
*
Rose stała
w szatni gryfońskiej drużyny i przyglądała się kartce, na której zgrabnym
pismem rozpisała sobie cały turniej. Miała tam zaznaczone wszystkie mecze i
zwycięzców. To był ostatni mecz Gryfonów w tym sezonie.
- Dobra,
ludzie… Słuchajcie – powiedział James Potter, kapitan drużyny. Ubrany w czerwono-złotą
szatę, stanął obok zielonej tablicy, na której kilka minut wcześniej ktoś
narysował trolla. Rose zgięła kartkę i schowała ją do kieszeni. Wraz z innymi
usiadła na ławce. – Pewien ptaszek doniósł mi, że Krukoni mają zamiar grać
nieczysto… - W szatni dało się słyszeć burczenie i niezadowolone głosy drużyny.
– Rose, ty jesteś szczególnie narażona. – Weasley podniosła wzrok na kapitana.
- Podobno mają w planach cię unieszkodliwić. Szybuj ponad boiskiem, unikaj
tłuczków i wszelkich fizycznych kontaktów z innymi graczami, jasne? – Ruda
pokiwała głową na znak, że zrozumiała. – Potter, będziesz jej pilnował. Żaden
tłuczek nie może jej dotknąć. – James wskazał palcem na swojego brata. Nikogo
nie zdziwiło, że nazwał go po nazwisku, było to tak samo naturalne jak obrót
ziemi wokół słońca.
- Nie bawmy
się w żadne uniki! Zawalczmy! – zawołał Craig, ścigający.
- Pewnie!
Rozkwaszę im wszystkim nosy! – dołączył się Klemens, podrzucając do góry swoją
drewnianą pałkę.
- Nie
będzie żadnego rozkwaszania nosów – powiedział wyraźnie James. – Gramy czysto i
dajemy z siebie wszystko.
- Co to za
zabawa bez złamanego nosa? – zapytaj Jackson. Nikt już nie zdążył mu
odpowiedzieć, ponieważ rozległ się dzwonek, zwołujący drużyny na boisko.
Podnieśli się ze swoich miejsc i ustawili się przy wyjściu.
- Weasley,
lepiej złap ten znicz – powiedział James, nachylając się do jej ucha. Ruda
spojrzała na niego i kiwnęła głową. James odszedł na przód, aby poprowadzić
swoją drużynę, a Rose zastanowiła się chwilę nad tym, co właśnie im powiedział.
To było trochę dziwne, że postanowili uciekać się do przemocy. Krukoni nigdy
nie używali siły, nie jeśli nie była potrzebna. Co prawda mieli kiepskiego
szukającego, ale za to nadrabiali świetną strategią. Na każdy mecz mieli
przygotowane co najmniej cztery i potrafili je zmieniać w trakcie gry. To było
niesamowite, kiedy nagle, na czyjś niewidoczny znak, wszyscy ścigający
zmieniali kierunek. Drużyna przeciwna zazwyczaj nie wiedziała co się tak
naprawdę stało. Nawet Ślizgoni się ich obawiali, bo pokonanie Krukonów zależało
jedynie od szukającego. Jednak teraz musiało się coś stać, jeżeli zamierzali
grać brutalniej niż zazwyczaj.
- … oraz Gryffindor! – Rozległo się ze
stadionu. Otwarły się drzwi i szum wrzasków uczniów wleciał do szatni. Gryfoni
wybiegli na boisko. – W skład drużyny
Gryfonów wchodzą: obrońca, a zarazem kapitan James Potter! Ścigający Craig
Levitt, Jackson Maxwell, Quinn Glenn! Niesamowici pałkarze Albus Potter i
Klemens Halley! A także wspaniała szukająca Rose Weasley, która w zeszłym roku
łapała znicze na każdym meczu swojej drużyny!
Ruda rozejrzała się po trybunach. Niemal wszystkie
miejsca były zajęte. Ludzie krzyczeli, machali, rozkładali ręcznie robione
plakaty i proporczyki. Boisko błyszczało barwami Gryffindoru i Ravenclawu.
Szkarłat mieszał się z błękitem.
Podeszła do
wszystkich zgromadzonych na środku boiska. Czuła w dłoni gładką powierzchnię
trzonka swojej miotły. Spojrzała na Irmę Bach, dziewczynę będącą kapitanem
drużyny Krukonów, i przełknęła cicho ślinę. Irma nie wyglądała jak dziewczyna;
była szeroka w barach i wąska w biodrach, prawie w ogóle nie miała biustu, a
krótkie włosy miała zaczesane do tyłu. Rose była niemal pewna, że gdyby
przyjrzeć się jej bliżej, można by dostrzec zarost na jej kwadratowej szczęce.
Krukonka podała dłoń Jamesowi i uśmiechnęła się dość przyjaźnie, co w
połączeniu z jej męską twarzą dało raczej odwrotny efekt.
- Nie życzę
sobie żadnych nokautów. Gra ma być czysta i przyjemna – powiedziała pani Hooch.
-
Oczywiście.
- Ostatnie instrukcje od sędziego i za chwilę
zaczynamy. A ja chciałbym przypomnieć wam, drogie koleżanki i koledzy, że w
trakcie meczu po trybunach chodzić będą nasi sprzedawcy, mający w swoim zapasie
słodkości prosto z Magicznych Dowcipów Weasleyów. Czekoladki Q-py Blok3
możecie dziś zakupić po promocyjnej cenie15 knutów! Tylko dzisiaj, moi drodzy,
15 knutów. Taka okazja może się już nie powtórzyć. – Rose zaśmiała się, słysząc reklamę,
jaką Matt Flint wplótł w swoją wypowiedź. Na znak pani Hooch, przełożyła nogę
przez miotłę, a gdy usłyszała gwizdek, wystrzeliła w powietrze, chcąc jak
najszybciej znaleźć się ponad boiskiem. – Weasley
ruszyła jak z procy, zajmując swoja stałą pozycje obserwatorską. Oby dziś
złapała znicz. Kafel w grze, rozpoczęli Gryfoni. Jackson Maxwell pruje
powietrze, ale dopadają go ścigający Krukonów, Soul i Herper…
Rose zawisła i przez chwilę obserwowała grę. Starała
się znaleźć tłuczki, ale nigdzie żadnego nie widziała. Albus kręcił się w
pobliżu, przygotowany na ewentualny atak piłki.
- Rose! Patrz!
– zawołał do niej, wskazując coś palcem. Ruda podniosła wzrok, dostrzegając
Merlina, szukającego Krukonów, który niewyraźnie kręcił się nad trybunami,
wychylając się na boki, jakby czegoś szukał.
- To
idiota! Nie zwracaj na niego uwagi! – odkrzyknęła.
- Nie! On
chyba naprawdę coś znalazł! – wrzasnął. Jeszcze raz przyjrzała się Merlinowi.
Wykonywał dziwne ruchy na tej miotle, jakby chciał wylądować między ściśniętym
tłumem. Nie darowałaby sobie, gdyby złapał teraz znicz, dlatego pochyliła się
do przodu i poleciała w jego stronę. Zostało jej tylko kilka metrów, kiedy
dostrzegła to, co tak zainteresowało Merlina. Między głowami uczniów unosił się
znicz, mała, złota piłeczka. Rose zauważyła, że Merlin próbuje jej dosięgnąć,
ale z marnym skutkiem, co tylko potwierdziło jej przekonanie o jego niskim
poziomie inteligencji. Złapanie znicza w takiej sytuacji, gdzie wcale się nie
ruszał, było dziecinnie proste. Nim jednak zdążyła podlecieć bliżej, piłeczka
zamigotała w słońcu i znikła. Odleciała tak szybko, że tylko bystre oko Rose
zarejestrowało kierunek. Ona poszybowała w prawo, za to Merlin postanowił
polecieć w lewo.
*
Shila stała
tuż przy barierce, oglądając mecz. Ściskała w dłoniach jeden z końców wielkiego
transparentu, który wcześniej wykonała Lily. Podobno namalowała na nim
ryczącego lwa, choć Ishihara była pewna, że wyglądał bardziej jak żółtobrązowa
jaszczurka z grzywą. Panna Potter bardzo żywo i głośno kibicowała drużynie
swojego domu. Kilka razy nawet gwizdnęła na palcach i przeklęła, wyzywając
Krukonów, którzy zdobyli do tej pory trzydzieści punktów. Gryfoni wciąż
pozostawali przy zerze.
- Niech was
kałamarnica zeżre, kujony jedne! – wrzeszczała, podskakując i wymachując
groźnie pięścią. Azjatka stała niedaleko i spoglądała na nią z wesołym
uśmiechem. Zachowanie Lily było zabawne, a jednocześnie w duchu przyznawała
rację jej słowom.
Shila
rozejrzała się dookoła. Na trybunie po prawej stronie dostrzegła znajomą
postać. Przy barierce, od jej strony stała Willow, bacznie obserwując mecz.
Miała w ręce malutką chorągiewkę w barwach swojego domu, choć wcale nie
wyglądała na taką, która by kibicowała. Ona po prostu tam stała i patrzyła.
Ishihara uśmiechnęła się pod nosem, a kiedy jej natarczywe spojrzenie zdołało
oderwać wzrok Krukonki od graczy, pomachała jej. Znajdująca się kilkanaście
metrów dalej Willow również uśmiechnęła się i lekko podniosła rękę.
- Coś się dzieje, moi drodzy! Weasley nie może
się ruszyć, bo ze wszystkich stron atakują ją tłuczki! Pałkarze Ravenclawu
urządzili sobie z niej worek treningowy, wzięli ją w krzyżowy ogień i odbijają
do siebie oba tłuczki naraz! To bardzo niebezpieczne! Weasley broni się jak
może, a w tym czasie Merlin Kowalsky korzysta z okazji i fruuunie nad naszymi
głowami, próbując złapać tę sprytną piłeczkę! Moi drodzy, ale co się dzieje, co
tam się dzieje. Soul przy kaflu, podaje do Herpera, Maxwell szarżuje na niego,
ale Herper oddaje kafla Soul. Soul przymierza się do strzału i… Potter obronił!
Obronił! Tak!
Shila podskoczyła wraz z resztą Gryfonów, a zaraz
potem wyszukała wzrokiem Rose. Nie wyglądało to dobrze.
*
- I co,
Weasley, nie jesteś już taka cwana?! – zawołał do niej Rich, uderzając pałką w
tłuczek, który przeleciał szybko obok jej głowy.
- Nie ciesz
się tak, Rich, i tak my wygramy mecz! – odkrzyknęła, zabierając nogi, bo drugi
pałkarz, Cast, wycelował tłuczkiem właśnie tam.
- Bez
ciebie nic nie zrobią, a ty jesteś zdana na nas!
Weasley
stęknęła, niemal kładąc się na miotle, by uniknąć uderzenia. Odleciała kawałek,
ale na nic się to zdało, gdyż polecieli za nią.
-Nie byłbym
taki pewny! – krzyknął Albus Potter, pojawiając się obok niej i wybijając
tłuczek daleko poza boisko. Z drugiej strony Rose nadleciał Klemens.
- Dzięki
chłopaki – powiedziała.
- Leć i
złap tego cholernego znicza – stwierdził Halley, uśmiechając się szyderczo do
Richa. Pałkarze Krukonów zawarczeli jak wściekłe psy i odlecieli, a Rose
pochyliła się do przodu i wystrzeliła w kierunku Merlina. Szukający Ravenclawu
znalazł znicz, ale wciąż brakowało mu dobrych trzech metrów, aby go dogonić.
Weasley obserwowała migający złoty błysk. W pewnym momencie piłka zmieniła
kierunek lotu w górę. Gryfonka zadarła trzon miotły i poleciała za nim,
zostawiając daleko z tyłu Merlina.
*
- Glenn trzyma kafla, podaje do Levitta.
Herper próbuje mu go odebrać, ale Levitt robi unik. Leci dalej, wymija Soula,
który szarżuje na niego, podaje do Maxwella, Maxwell znów do Levitta. Strzela
i… trafił! Tak! 10 punktów dla Gryffindoru!
- Tak trzymać, chłopaki! – darła się Lily, skacząc z
radości wraz z resztą kibiców gryfońskiej drużyny.
- Weasley znalazła znicz! Pruje powietrze,
chcąc złapać go jak najszybciej! Kawałek za nią leci Kowalsky, próbuje ją
dogonić, ale nie jest tak szybki. Przypomnę wam tylko, że stara Kometa, którą
dosiada Kowalsky nijak ma się do najnowszej generacji Błyskawicy Weasley.
- Dalej Rose! Pokaż im! Tak! Dalej!
*
Rose
leciała właśnie kilka metrów nad ziemią, wzdłuż długiej ściany boiska, ścigając
znicz, kiedy ni stąd ni zowąd, usłyszała z prawej strony świst powietrza i
kątem oka zauważyła niebiesko-brązową szatę. Jakiś zawodnik Ravenclawu leciał
wprost na nią, prostopadle do jej miotły. Zdążyła jedynie zadrzeć trzonek do
góry, jednak nim miotła odleciała, Weasley została z niej zrzucona. Z głuchym
jękiem, czując silne ramiona trzymające jej szatę, upadła na murawę.
Rozdzielili się z napastnikiem, ale słyszała jego stęknięcia, kiedy – podobnie
jak ona – zrobił na ziemi kilka bolesnych fikołków.
Leżała
chwilę na plecach, próbując ocenić, czy niczego nie złamała.
- Weasley leży na ziemi! Louis Rich powalił
ją, rozłożył na łopatki! Dziwna taktyka, ale na pewno skutecznie ją tym
spowolnił.
Rose zamrugała oczami, przewracając się na bok i
biorąc głęboki wdech. Bolały ją żebra, ale chyba nie były złamane. Skrzywiła
się, powracając z powrotem na plecy. Rich,
pomyślała zrzędliwie.
- Weasley,
nie pozwolę ci złapać znicza – powiedział. Wygięła głowę i spojrzała na niego.
Widziała go „do góry nogami”, bo wciąż trudno jej było się podnieść po tym
upadku, ale wyraźnie dostrzegła, że klęczał, trzymając się za prawe ramię.
- Nie uda
ci się to – odparła. Przewróciła się na brzuch, jęcząc cicho z bólu i również
uklękła. Louis podniósł się już i, lekko się zataczając, podchodził do niej.
- Mogę cię
zatrzymać dopóki Merlin nie zakończy gry – stwierdził, stając nad nią.
- Akurat!
Merlin nigdy nie złapie znicza, jest na to za tępy, za wolny i mogłabym się
założyć, że jest również ślepy – powiedziała odważnie, oddychając krótko i
urywanie. Niezgrabnie wstała i zatoczyła się. – A teraz zejdź mi z drogi, mam
robotę. – Ruszyła z miejsca, odnajdując wzrokiem swoją Błyskawicę, leżącą
niedaleko. Rich jednak wcale się nie przesunął. Zastąpił jej drogę. Spróbowała
go wyminąć, ale podążył zaraz za nią. Po kilku razach Weasley zaklęła cicho,
zatrzymując się.
- I co,
chcesz bawić się w kotka i myszkę? – zapytała. – Odsuń się, Rich – powiedziała
ostro.
- Jeśli to
ty będziesz myszką, czemu nie. – Rich wzruszył ramionami.
- Merlin znowu ściga znicz! Weasley,
przestań flirtować i wskakuj na miotłę!
- Zamknij się, Flint! – wrzasnęła, napierając na
Richa. Odepchnął ją, a ona przewróciła się na plecy.
- Chyba
jednak tym razem to ślepy Merlin złapie znicz – powiedział. Rose już wcześniej
zauważyła jego miotłę, leżącą bliżej niej, dlatego bez zastanowienia sięgnęła
po nią i przywaliła Louisowi prosto w twarz. Szkolna Kometa, na której latał,
miała rozszczepione gałązki, więc nieco poharatała mu policzki. Zatoczył się i
odsunął. Weasley w tym czasie szybko się podniosła.
- Uważaj z
kim zadzierasz, Rich. Ja też umiem być kotkiem – warknęła, odchodząc w kierunku
swojej miotły. Cały czas trzymała jego Kometę w rękach. Była pewna, że
zadrapała mu oko, więc tak szybko się nie otrząśnie, chciała jednak
wyeliminować go do końca gry. Przerzuciła nogę przez trzonek Błyskawicy i
odepchnęła się od podłogi. Poleciała w górę, zatrzymując się przy trybunach z
gryfońskimi kibicami i podała Kometę Shili. – Dopilnuj, żeby jej nie dostał –
powiedziała, a kiedy tylko oddała miotłę, przyspieszyła i poleciała w stronę
Merlina. Dość szybko się z nim zrównała.
- Hej,
Merlin! Następnym razem sam mi się postaw i nie nasyłaj na mnie swoich osiłków!
– krzyknęła. Pomachała mu i prześcignęła. Skręciła ostro w prawo za zniczem i
wyciągnęła przed siebie rękę. Został jej jeszcze kawałek. Słyszała świst
powietrza w uszach, mrużyła oczy przed wiatrem. Czuła już delikatne muśnięcia
skrzydełek na palcach. Zacisnęła mocno dłoń.
- Weasley złapała znicz! 150 punktów dla
Gryffindoru! Mecz kończy się z wynikiem dwustu dziesięciu dla Gryffindoru i
osiemdziesięciu dla Ravenclawu. Koniec gry! Zwyciężyli Gryfoni! Tak! Tak!
*
- Hura!
Hura! – Trybuna Gryffindoru wybuchła okrzykiem radości, kiedy na koncie ich
drużyny pojawiło się kolejne zwycięstwo. Shila z wrażenia wypuściła z dłoni
transparent, który powoli osunął się wzdłuż wieżyczki. Podskakując i piszcząc
przytuliła się do Lily, która krzyczała równie głośno.
- Shi! –
Rose pojawiła się tuż przy nich. Gryfoni zaraz zaczęli jej gratulować i
krzyczeć coś do niej niezrozumiale. – Daj mi tę miotłę! – krzyknęła, starając
się zagłuszyć hałas na trybunach. Ishihara kiwnęła głową i schyliła się, aby
podnieść z podłogi Kometę. Podała ją Weasley, a ta podziękowała i odleciała.
Wylądowała
na środku boiska i podeszła do Richa, który wciąż trzymał się za obolałą twarz.
Spojrzał na nią między palcami. Za jego plecami pojawili się inni z jego
drużyny, taksując ją wzrokiem. Patrzyła na nich odważnie, unosząc lekko
podbródek do góry.
- Zapłacisz
mi za to, Weasley – wysyczał Rich.
- Serio?
Coś mi się nie wydaje, Rich – odparła. Podeszła do niego i oddała mu miotłę. –
Lepiej znajdźcie sobie lepszego szukającego – spojrzała na Merlina – Mniej
zachodu z eliminowaniem innych graczy – dodała mściwie, odchodząc do swojej
drużyny.
Wcale nie
wyglądali lepiej. Albus i Klemens mieli podbite oczy, a Glenn miał chyba
złamaną rękę, bo zwisała mu pod dziwnym kątem.
- Ostro
było, co? – zagadnęła.
- Chcieli
mieć drugie zwycięstwo. Wtedy byłyby dogrywki, bo ze Slytherinem na pewno
przegrają. Ale dzięki tobie, najdroższa – powiedział Jackson, podchodząc do
niej i otaczając ją ramieniem – mogą pocałować nas w tyłki – dodał.
Zaśmiali
się wszyscy, ale zaraz przerodziło się to w jęki boleści. Rose oparła się o
Jacksona.
- Uhm…
muszę iść do pielęgniarki po jakieś ziółka – powiedziała, łapiąc się za żebra.
– Głupek Rich zrzucił mnie z miotły…
*
„Ach, jak od
wszystkich świateł jaśniej płonie!
Piękność jej
wisi na ciemności łonie,
Jak perła
droga w uszach Etiopa;
Dla biednej
ziemi zbyt kosztowne lice!
W kole
rówiennic unosi ją stopa,
Jak w stadzie
kruków białą gołębicę.” 5
Shila
nerwowym ruchem schowała kopertę do kieszeni. Miała już dość tych tajemniczych
wiadomości, chciała się w końcu dowiedzieć, kim jest nadawca. Schyliła się i
wyjęła spod łóżka skrzynkę. Wyciągnęła z niej wszystkie listy, które dotychczas
otrzymała i wstała z zamiarem zejścia do Pokoju Wspólnego. Chciała zmusić
przyjaciół, aby pomogli jej w odnalezieniu tajemniczego wielbiciela.
- O, Shila…
co tam? – zapytała Lily, grająca w gargulce z Hugo. Albus siedział obok i
obserwował rozgrywkę, czekając na swoją kolej. Rose zajęła miejsce na krześle
nieopodal i pisała jakieś wypracowanie.
- Musicie
mi pomóc – powiedziała Ishihara, kładąc koperty na planszy do gargulców. – Od
dwóch tygodni dostaję listy i nie wiem od kogo.
- Uu… Shila
ma tajemniczego wielbiciela! – zawołał Hugo, śmiejąc się pod nosem. Potter
sięgnął po pierwszą kopertę i wyjął z niej liścik.
- I co cię
tak cieszy? To nie jest zabawne.
- Daj
spokój, to miło, że ktoś cię lubi – powiedział Albus.
- Tak,
gdybym jeszcze wiedziała kto, może bym się ucieszyła – odparła kąśliwie,
krzyżując ramiona na piersi. Hugo wyjął inny liścik i przeczytał na głos:
Gdyby te
gwiazdy świeciły w jej czole,
Jasne jej
lica ich blask by zgasiły,
Jak dzień
blask lampy, oczy jej na niebie
Taką by
strugę światłości rozlały,
Żeby się
ptactwo zbudziło, jak we dnie… 2
- Patrz, patrz, jak lica oparła na
dłoni! Czemuż nie jestem, czemuż rękawiczką, By lic tych dotknąć! 2
Wszyscy spojrzeli na Rose, która
odłożyła pióro i obróciła się w ich stronę. Hugo zerknął na karteczkę, którą
trzymał w dłoni.
- Tak, zgadza się – powiedział. Ruda
uniosła do góry brew.
- To Romeo i Julia. Nie wierzę, że nie rozpoznaliście od razu –
stwierdziła.
- A ja nie wierzę, że znasz to na
pamięć – odgryzł się Hugo, poprawiając się na pufie. Rose spojrzała na niego z
politowaniem.
- Co tam jeszcze jest? – spytała,
opierając łokcie o kolana. Lily przeczytała kawałek, następnie Albus przeczytał
swoje. – Wszystkie te listy to wypowiedzi Romea.
- Och, jakie to romantyczne! –
zawołała Lily, przyciskając do piersi jedną z kopert, jakby co najmniej
należały do niej.
- Raczej straszne. Zapomniałaś, że
na końcu oboje popełnili samobójstwo? – zapytała Weasley. Cała czwórka
spojrzała na nią z niedowierzaniem.
- Rose Weasley, morderca wszelkiego
romantyzmu – zakpił Hugo. Jego siostra jedynie prychnęła, zwracając oczy ku
przyjaciółce.
- Nie masz pomysłu, kto może je
wysyłać? – zapytała
- Nie prosiłabym o pomoc, gdybym
wiedziała – powiedziała, zgarniając koperty i układając je w równy stosik.
- Może idź do biblioteki i zapytaj
kto ostatnio wypożyczył Shakespeare’a – zaproponował Albus.
- To dobry pomysł – stwierdziła
Rose.
- A po co ci to w ogóle wiedzieć?
Czy zabawa w tajemniczego wielbiciela nie polega na tym, że pozostaje on
tajemniczy? – zapytał Hugo, ustawiając na nowo figurki, które rozsypały się po
tym, jak Shila położyła na nich listy.
- Można wysłać dwa, góra trzy listy,
ale po dwudziestu robi się niezręcznie. Chce się umówić na kawę, po prostu –
odparła.
- Potrzebuje randki, dawno żadnej
nie miała – uzupełnił Albus, za co oberwał od Shili w tył głowy.
- A ty jesteś randkowym bogiem –
odcięła się. Potterowi mina zrzedła, a przyjaciele wybuchli smiechem.
~~
Wszystkie
fragmenty z Romea i Julii w
przekładzie Leona Ulricha; są to tylko kwestie Romea.
1 Romeo i Julia,
akt pierwszy, scena I
2 Romeo
i Julia, akt drugi, scena II
3 Q-Py-Blok - czekolada wywołująca
zatwardzenie. Jeden z genialnych pomysłów bliźniaków Weasley.
4 Romeo
i Julia, akt pierwszy, scena V.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o kulturalne wyrażanie swojej opinii. Wszystkie przypadki wulgarnego wypowiadania się będą usuwane.