Dla tych, co dziś zaczęli nowy rok
szkolny.
Willow stała
za regałem w bibliotece, trzymając dłonie na jednej z półek. Między książkami i
deską znajdowała się niewielka przestrzeń, z której widok rozpościerał się na
tę część czytelni, w której siedziała Shila. Azjatka, pochylona nad kolejnym
trudnym wypracowaniem, nie zwracała uwagi na ludzi krzątających się dookoła.
Nie zauważyła też Willow, która obserwowała ją ze swojego ukrycia. Przestąpiła
z nogi na nogę, śledząc drogę jaką pokonała dłoń Ishihary, aby założyć za ucho
kosmyk włosów. Westchnęła i obróciła się plecami, opierając się o półkę.
Rozejrzała się dookoła, uśmiechając się delikatnie. Wzięła głęboki wdech i
wyszła zza regału, kierując się w stronę koleżanki, raźnym, sprężystym krokiem.
- Hej, co
robisz? – zapytała, siadając na krześle obok i, opierając się o blat, zerknęła
na pergamin, w połowie zapisany drobnymi, koślawymi literkami. Shila nigdy nie
była zadowolona ze swojego charakteru pisma, wiele razy próbowała je zmienić,
ale w końcu się poddała, kiedy po kolejnej próbie znów musiała robić szybkie notatki
na lekcjach.
- Próbuję
ogarnąć obronę przed czarną magią – powiedziała, przerzucając kartki jakiejś
opasłej księgi. Willow uniosła do góry brew i od niechcenia spojrzała na torbę
Gryfonki, leżącą obok nogi krzesła. Była otwarta, przez co kilka rzeczy się z
niej wysypało. Krukonka zauważyła niebieską kopertę, wystającą spomiędzy
książek i pergaminów.
- Co to? –
spytała, schylając się i pakując rozrzucone rzeczy, przy okazji wyjmując
kopertę. Shila spojrzała na nią przelotnie, marszcząc brwi. Wyrwała jej lekko
list z ręki, obracając go w dłoni. Zerknęła na Willow, robiąc z ust dzióbek. W
końcu jednak podała jej kopertę.
- Mój
prześladowca – powiedziała.
-
Tajemniczy wielbiciel? – zapytała Krukonka, wyjmując z koperty niebieski
kartonik. Przebiegła wzrokiem po linijkach tekstu i uśmiechnęła się. – Dlaczego
zaraz prześladowca? Romeo i Julia, to
chyba romantyczne…
- Rose
twierdzi, że nienormalne – powiedziała Shila, zatrzaskując księgę. Zrobiła
dziwną minę, marszcząc brwi i ściskając usta w wąską linię. – Uważa, że to
jakiś psychol, bo Romeo i Julia popełnili samobójstwo.
Willow
uniosła do góry brew, chowając kartonik z powrotem. Oddała list, opierając się
łokciem o stół. Wzruszyła ramieniem, wznosząc wzrok.
- Ja tam
nie wiem.
- Ja też
nie – mruknęła Gryfonka, zabierając kopertę. – Ale faktem jest, że nie mam
pojęcia kto to wysyła. Nie mogę nawet zapytać listownie, bo sowa zaraz
odlatuje. Zwykły tchórz – powiedziała, chowając list do torby.
Przez
chwilę panowało milczenie, w czasie którym Willow rozglądała się po bibliotece,
a Shila przyglądała się jej. Jej spojrzenie niespodziewanie zatrzymało się na
herbie Ravenclawu, widniejącym na piersi szatynki.
– Chwila
moment. – Wyprostowała się i wskazała palcem na herb. – To jest to!
- Co? –
zapytała Willow, obserwując ją z szeroko otwartymi oczami.
-
Ravenclaw! Że też wcześniej na to nie wpadłam. – Shila schyliła się, grzebiąc w
torbie, którą przed chwilą odłożyła. – Jest niebieski. To barwa Krukonów,
prawda? – zapytała, podnosząc się tak entuzjastycznie, że uderzyła głową w spód
stolika. Trzymała w dłoni kartonik z listem.
- Tak –
odparła zaskoczona szatynka.
- Więc
ktokolwiek je wysyła jest z twojego domu – zakończyła uradowana Gryfonka.
Uśmiechnęła się szeroko. – Musisz mi pomóc go znaleźć.
- Ło! Weź
na wstrzymanie – powiedziała Willow, unosząc do góry obie dłonie, jakby chciała
zatrzymać ją przed atakiem. – Nie masz pewności, że ten ktoś jest z Ravenclawu.
Niebieski to popularny kolor, wiele osób go lubi.
- Willow…
to Hogwart. Tutaj nic nie dzieje się bez przyczyny – powiedziała Shila takim
tonem, jakby tłumaczyła dziecku, że dwa plus dwa nie może równać się inaczej
jak tylko cztery. – Pomożesz mi? Możesz popytać znajomych, może coś wiedzą.
Jeżeli jest z Ravenclawu to mamy szczęście, a jeśli nie, to i tak nic nie
tracisz.
Willow
spojrzała na nią, wciąż zaskoczona przedstawionym pomysłem. W końcu jednak
uśmiechnęła się i oparła luźno na krześle.
- A co mi
tam.
- Jupi! –
zawołała Shila, za co została upomniana przez bibliotekarkę.
*
Pokój Wspólny
tonął w mroku. Jeszcze tylko jedna samotna świeczka, dopalając się, dawała tyle
światła, aby oświetlić kawałek blatu i kilka niebieskich kartek. Ciszę
przerywało chrobotanie gęsiego pióra sunącego po bileciku. Blady cień skrywał
twarz osoby piszącej. Siedziała lekko się pochylając, palcami przytrzymywała
karteczkę, aby się nie przemieszczała.
Dłoń na chwilę się zatrzymała, a
końcówka pióra zawisła nad błękitnym kartonikiem. Wystarczyła sekunda nieuwagi
i kropla atramentu roztrzaskała się na zgrabnych literkach.
- Szlag – mruknęła postać, podnosząc
karteczkę i przyglądając jej się. Po chwili przesunęła ją nad migoczący ogień i
patrzyła jak płonie. Przez pokój potoczyło się ciche westchnienie, a po chwili
szum przewracanych kartek.
- Czy ty nigdy nie śpisz? – zapytał
jakiś chłopak. Stał na środku ubrany w satynową, męską piżamę. Miał
rozczochrane włosy i na wpół zamknięte oczy. Trzymał coś w ręce, ale w mroku
nie można było dostrzec, co takiego.
- Zaraz się położę.
Chłopak wzruszył ramionami i ruszył w
kierunku męskich dormitoriów. Ciche kliknięcie zamka w drzwiach zagłuszyło
chrobotanie pióra po niebieskim kartoniku.
*
- Czy ty nigdy nie śpisz? – spytał
Albus, spoglądając na swoją kuzynkę, która stanęła przed nimi delikatnie
pochylona, z lekko otwartymi ustami i ciemnymi workami pod oczami. Mimowolnie
wyobraził sobie ją w roli zombiaka powłóczącego nogami i krzyczącego coś o
smacznych mózgach. Wzdrygnął się.
- Wyglądasz gównianie – powiedział
Hugo, tylko przelotnie na nią patrząc. Zajęty był bowiem smarowaniem chleba.
Rose posłała mu mordercze spojrzenie, po czym klapnęła na ławkę.
- Dziękuję, braciszku. Od razu
lepiej się czuję – burknęła, kładąc swoją torbę na kolanach i zaglądając do
środka. – Rozumiem, że to nie jest ci potrzebne? – spytała, spoglądając na
brata i wyjmując z torby pergamin, zapisany wąskimi literkami, stylizowanymi na
charakter pisma młodszego Weasleya. Hugo otworzył szerzej oczy i sięgnął po
wypracowanie, ale Rose uśmiechnęła się tylko wrednie i odsunęła dłoń. – A
jednak…
- Dobra, przepraszam – powiedział. –
Potrzebuję tego.
- Wiem, dlatego mam zamiar
wykorzystać moją przewagę – odparła, zadziornie unosząc podbródek. Hugo
naburmuszył się, opuszczając ramiona i krzyżując ręce na piersi. Pokręcił
nosem, spojrzał na siostrę, przesunął talerzyk, zerknął na kuzyna, aż w końcu w
geście kapitulacji uniósł dłonie.
- Okej, niech będzie.
Ruda uśmiechnęła się szeroko, a
Albus ponownie mimowolnie wzdrygnął się na myśl o zombie i ich ciągotach do
mózgów.
- Co straciłam? – zapytała Shila,
dosiadając się. Wyglądała rześko i radośnie, z wesołym uśmiechem na ustach,
delikatnym makijażem na oczach i czerwonej apaszce na szyi zamiast
standardowego krawatu.
- Właśnie żądam zapłaty od mojego
ukochanego braciszka za napisanie jego wypracowania – odparła Rose, uśmiechając
się jeszcze szerzej.
- Boże. Wyglądasz gównianie –
powiedziała Shila, spoglądając na przyjaciółkę. Weasley przestała się uśmiechać
i przeniosła spojrzenie na Hugona.
- Chcę paczkę miętusów świstusów i
fasolek wszystkich smaków – burknęła, podając mu pergamin. Po chwili wyjęła z
torby jeszcze jeden plik kartek i wręczyła je Albusowi. Przełknął kęs kanapki i
sięgnął w jej stronę.
- Ej, dlaczego od niego niczego nie
chcesz?! – zawołał niezadowolony Hugo.
- Milcz, albo następnym razem sam
będziesz zarywał noc – warknęła, wlewając do kielicha soku dyniowego aż po sam
brzeg. Albus spojrzał na kuzyna i pokiwał zabawnie brwiami, żując kawałek sera.
Hugo naburmuszył się, zaglądając w swój talerz.
- Sowia poczta! – wykrzyknął ktoś
przy ich stole. Rose sięgnęła do kieszeni, wyjmując drobniaki dla sowy z
gazetą, która usiadła w chwilę później obok niej. Weasley wrzuciła pieniądze do
sakiewki i odebrała Proroka Codziennego.
Nie
spodziewali się wielkiej, czarnej sowy, która wylądowała po środku stołu,
rzucając niebieską kopertę w stronę Azjatki. Nim jednak ktokolwiek się odezwał,
ptaszysko poderwało się do lotu, zrzucając przy okazji serwetki. Rose spojrzała
na przyjaciółkę ponad kielichem. Shila nie wydawała się zadowolona.
- Już mnie
to irytuje – powiedziała cicho, trzymając list w dłoni.
- To nie
czytaj – stwierdziła Ruda, wzruszając ramionami.
Shila
jednak rozerwała kopertę i przeleciała wzrokiem po tekście, unosząc do góry
brew. Spojrzała po kolei na każdego, po czym podała kartonik Rose.
„Gdy stąpa,
piękna, jakże przypomina
Gwiaździste
niebo bez śladu obłoku:
Ciemność i
jasność — każda z nich zaklina
W nią swój
osobny czar, i jest w jej oku
To miękkie
światło, które zna godzina
Nocy, gdy
blaski dnia zagasną w mroku.” 1
Rose zmarszczyła brwi, jeszcze raz
czytając strofę.
- To nie jest Romeo – powiedziała,
obracając kartonik. Cała czwórka spojrzała po sobie. Ishihara zabrała liścik i
przyjrzała się kształtnym literom. – Ciekawe skąd ta nagła zmiana… -
zastanowiła się Ruda.
- Rozmawiałam o tym wczoraj z
Willow… Pewnie ten, kto pisze listy, musiał nas podsłuchać. Zdaje się, że
użyłam słowa „psychol” i „nienormalne” w odniesieniu do Romea i Julii.
- To znaczy, że masz prześladowcę,
który wszędzie za tobą łazi – stwierdził Albus, oblizując usta. Shila zmrużyła
oczy, obserwując go. Zrobiła z ust dzióbek, jakby nad czymś intensywnie się
zastanawiała.
- Jak mogę zmusić go, żeby się
ujawnił? – zapytała.
- Najlepiej będzie jak czymś go
wkurzysz – powiedział Hugo. Shila spojrzała na niego.
- Ale jak to zrobić…
- Podrzyj list – mruknął Albus. – Tu
i teraz, na oczach całej szkoły. Na pewno cię obserwuje – dodał. Rose kiwnęła
głową z uznaniem.
- Nie… to musi być coś
wstrząsającego… - zamyśliła się Shila. Chwilę rozglądała się po Wielkiej Sali
aż jej wzrok padł na wstającego od stołu Slytherinu Jose. Zastanowiła się przez
moment, po czym w jej głowie narodził się pewien pomysł. Zmarszczyła brwi,
odrywając spojrzenie od chłopaka i przenosząc je na przyjaciół. Uśmiechnęła się
chytrze, coraz bardziej będąc przekonaną do swojego planu zniszczenia
tajemniczego wielbiciela.
- Mam pewien pomysł – powiedziała.
Spojrzeli na nią zaskoczeni. – Patrzcie i podziwiajcie jak niszczę zauroczenie
tego świra – dodała, wstając.
- Czekaj, gdzie idziesz? – zawołała
za nią Rose, ale Ishihara nie odwróciła się. Sprężystym, raźnym krokiem ruszyła
w kierunku Gonzalesa. Nie musiała nawet go wołać, od razu ją zauważył.
Uśmiechnął się i przystanął, czekając aż go dogoni.
- Cześć Shila. Dawno nie… - Nie
dokończył, ponieważ Gryfonka podeszła do niego, zarzuciła mu rękę na kark i
przyciągnęła bliżej siebie, namiętnie całując. Stali po środku Wielkiej Sali,
więc wywołali niemałe zainteresowanie. Rose upuściła z wrażenia widelec, który
brzdęknął cicho, spadając na podłogę.
- O ja cię… - mruknął Albus,
zastygając w bezruchu. Hugo zarechotał głośno, wskazując ich palcem. Większość
uczniów zaczęła od razu plotkować, inni nie mogli wyjść z szoku, a jeszcze inni
narzekali na brak manier. Jednak Shili to nie przeszkadzało. Z ulgą przyjęła
odpowiedź Jose, który położył swoje dłonie na jej biodrach i pogłębił
pocałunek. Ucieszyła się, kiedy Jose okazał się być w tym dobry.
- Czy ja śpię? – zapytała Rose,
nawet nie interesując się widelcem. Hugo zaśmiał się i spojrzał na siostrę
rozbawiony.
- To jakiś żart. – Po stronie
Slytherinu również wrzało. Scorpius siedział spokojnie, wpatrzony w
przyjaciela, z uniesioną brwią. Zerknął na rozbawionego Damiana, który
szczerzył się w uśmiechu. Jeszcze chwila,
a zacznie im bić brawa.
Shila odsunęła się powoli od Jose,
spoglądając w jego brązowe oczy. Widziała w nich swoje odbicie i była niemal
pewna, że jeśli zaraz czegoś nie wymyśli, obleje się rumieńcem. Uśmiechnęła się
więc delikatnie.
- Cześć – powiedziała tylko w
odpowiedzi na jego wcześniejsze słowa. Nie odrywając od niego wzroku wyminęła
go powoli i wyszła z Wielkiej Sali. Co ty
na to, świrze?
Jose obejrzał się za nią,
uśmiechając się. Pokręcił głową i spojrzał na uczniów, którzy wciąż się na
niego gapili. Roześmiałby się na cały głos, widząc ich miny, ale akurat podszedł
do niego Malfoy. Jak zwykle uśmiechał się ironicznie. Nic jednak nie
powiedział, wymijając go. Gonzales uniósł do góry brew i, obróciwszy się na
pięcie, poszedł za nim.
- I jak? I co? – zapytała podekscytowana
Shila, w przerwie podbiegając do Willow i chwytając ją pod ramię. Szatynka
spojrzała na nią zaciekawiona. – Jak ci się podobał mój występ dzisiaj na
śniadaniu? – spytała, zadowolona z siebie, poprawiając dłonią włosy.
- Interesujący – bąknęła Krukonka,
mrugając szybko powiekami, jakby ta cała sytuacja tylko jej się przywidziała.
- Zauważyłaś coś później? Któryś z
twoich kolegów inaczej się zachowywał? Coś podejrzanego? – dopytywała Ishihara,
przypatrując się koleżance. Dziewczyna zmarszczyła czoło, uciekając wzrokiem w
bok.
- Niech się zastanowię… -
powiedziała, przystanąwszy. – Em… nie, chyba nic się nie działo. To znaczy to
była sensacja i wszyscy o tym gadają, ale to nic nadzwyczajnego – wytłumaczyła
Willow, spoglądając na Shilę. Azjatka tylko ściągnęła usta i opuściła ramiona.
Poczuła zawód, bo od samego początku spodziewała się jakiejś reakcji ze strony
swojego tajemniczego wielbiciela. Westchnęła jedynie i wzruszyła ramionami,
uśmiechając się.
- Trudno. Któregoś dnia i tak się
dowiem, kto to – stwierdziła pewnym siebie głosem, po czym ponownie chwyciła
Willow pod ramię i podprowadziła pod salę, w której Krukonka miała mieć
następną lekcję.
*
- Jak to się stało? – pytała Rose,
dłubiąc widelcem w ziemniakach i obserwując stojących w progu Wielkiej Sali
Shilę i Jose. Rozmawiali, śmiejąc się i stojąc bardzo blisko siebie. Działo się
to już od tygodnia, od kiedy Ishihara pocałowała Gonzalesa na oczach całej
szkoły. - Przeoczyłam coś? – mruczała dalej, ścigając brwi i dźgając sztućcem
tak mocno, że z ziemniaków zostało puree.
- Rose, te ziemniaki też mają
uczucia – powiedział Hugo, wskazując nożem jej zmasakrowane jedzenie. Spojrzała
na niego zdezorientowana, po czym zerknęła na swój talerz i skrzywiła się.
Odłożyła widelec i odsunęła od siebie zmiażdżone ziemniaki, sięgając
jednocześnie po puchar z sokiem malinowym.
- Czemu cię to tak ruszyło? – spytał
Albus, przełknąwszy kęs.
- Wcale mnie nie ruszyło – mruknęła,
kręcąc się na ławce. Jeszcze raz spojrzała na przyjaciółkę, która właśnie w tym
momencie wspięła się na palce i cmoknęła Jose, z uśmiechem ruszając w ich stronę.
- Co tam? – spytała, siadając obok
Rose. Weasley uśmiechnęła się tylko, spoglądając na brata i kuzyna. Hugo
wpychał sobie właśnie do ust kawałek mięsa, a Albus obserwował rozbawiony Rose
i Shilę. – Co jest? – zapytała Azjatka.
- Rose się trochę naburmuszyła, że
jej nie powiedziałaś o Jose – powiedział, spuszczając wzrok na swój talerz i
zajmując się jedzeniem.
- Wcale nie – zaoponowała Rose.
Shila już chciała coś powiedzieć, kiedy do Rudej podszedł jakiś
pierwszoklasista i wręczył jej małą, białą karteczkę. Zdziwiona wzięła liścik i
przebiegła wzrokiem po jego treści. – Em… muszę iść. Porozmawiamy później –
powiedziała, klepiąc Shilę po ramieniu i wstając od stołu.
- Wiem, że na pewno nie to
chcieliście robić w czasie wolnym od zajęć, ale niestety zdarzył się pewien
incydent – powiedziała profesor Haisting, nauczycielka opieki nad magicznymi
stworzeniami. Miała surowy wyraz twarzy, z orlim nosem, wąskimi ustami i
ciemnymi oczami. Wzrostem prawie dorównywała Hagridowi, który stał za nią z
pochyloną głową, skubiąc skrawek koszuli. Spojrzała na niego ostro, a potem
znów przeniosła spojrzenie na zgromadzonych w sali prefektów. – Mój asystent
przez przypadek wypuścił z klatki ghula2, którego pożyczyłam od
zaprzyjaźnionej rodziny, żeby pokazać go na zajęciach z drugoroczniakami.
-
Drugoroczniakami? – szepnął ktoś za plecami Rose. Spojrzała na nich kątem oka,
po czym wróciła do słuchania nauczycielki.
-
Chciałabym, żebyście go znaleźli.
- Ale ghule
nie są niebezpieczne, nie ma powodu do paniki – powiedziała Hazel Stark,
prefekt Hufflepuffu. – Za pewne zaszył się gdzieś, gdzie mu będzie wygodnie.
Jestem pewna, że nikomu nie będzie przeszkadzał. Przecież to Hogwart – dodała.
- Jak już wspominałam
chcę go pokazać na zajęciach, a trudno będzie to zrobić bez niego – powiedziała
profesor Haisting. – W dodatku ten okaz nie należy do mnie, o czym również
mówiłam i o czym byś wiedziała, gdybyś dokładnie słuchała tego co mówię. –
Hazel spuściła wzrok na podłogę, onieśmielona srogim spojrzeniem nauczycielki.
– Jego właściciele chcą go z powrotem w przyszłym tygodniu. Zdaje się, że są
bardzo przywiązani do swojego ghula. Rozdzielcie cię i przeszukajcie cały
zamek, również wszystkie wam znane tajne przejścia.
- Tajne
przejścia to nasza specjalność – powiedział James, nachylając się do Rose.
Uśmiechnęła się. Gryfoni znali większość tajemnych korytarzy i ukrytych drzwi.
- Jak już
go znajdziecie, oszołomcie go i przyprowadźcie do mnie – dodała nauczycielka,
po czym wyszła z sali, obracając się na pięcie. Rose uśmiechnęła się do Jamesa
i razem wyszli na korytarz.
- Ja
przeszukam korytarze na drugim piętrze – powiedział Potter.
- To ja
pójdę na trzecie – odparła Ruda, obracając się i odchodząc. Na trzecim piętrze
były dwa tajne tunele, o których istnieniu wiedziała od pierwszej klasy. Raz
znalazła się w jednym całkowicie przez przypadek, gdyż nieświadomie oparła się
o kamień, który otwierał przejście. Drugi poznała dzięki bratu i kuzynom.
Rose wyszła
z korytarza, wyplątując z włosów pajęczynę, w którą weszła przez przypadek.
Cicho marudząc pod nosem oparła się o ścianę. Wcale nie uśmiechało jej się
chodzenie po zamku w poszukiwaniu jakiegoś ghula. Gdyby to było jakieś
niebezpieczne zwierzę, a jego szukanie przyprawiałoby ją o dreszczyk emocji,
może podeszłaby do tej sprawy inaczej. Jednak na poszukiwanie nudnego ghula,
któremu pewnie wszystko jedno gdzie śpi, i którego jedynym groźnym zachowaniem
było rzucanie w ludzi znalezionymi rzeczami, jakoś nie potrafiła wykrzesać
energii. Słysząc czyjeś kroki, z wolna
podniosła wzrok, dostrzegając zbliżającego się Malfoya. Nie odezwał się do niej
i nie spojrzał na nią, jakby wcale jej tam nie było. Podszedł do ściany i
zaczął ją oglądać.
- Co ty
robisz? – zapytała szczerze zaciekawiona, rozczesując włosy palcami.
- Szukam
kamienia, który otwierał tunel – odpowiedział spokojnie, nadal wpatrując się w
ścianę. Weasley wydawało się, że dopowiedział pod nosem coś w stylu: „Nigdy nie
pamiętam, który to”.
- Już
sprawdzałam na tym piętrze. Nie ma go tutaj.
- Sam to
sprawdzę – burknął i wyciągnął dłoń, chcąc otworzyć przejście. Rose otworzyła
szeroko oczy i ruszyła w jego stronę.
- Nie! – zawołała, wyciągając rękę,
żeby go powstrzymać, jednak było już za późno. Ślizgon wcisnął owalny kamień, a
wtedy podłoga pod ich stopami zatrzęsła się. Malfoy faktycznie otworzył drzwi,
jednak nie te, o które mu chodziło. Posadzka rozstąpiła się i oboje z głośnym
wrzaskiem wpadli do wąskiego tunelu, ułożonego pod skosem i bardzo śliskiego.
1 George Gordon Byron – Gdy stąpa,
piękna fragment
2 Ghul (ang. Ghoul)
– zamieszkują zazwyczaj strychy lub stodoły czarodziejów. Często zawodzą lub
pojękują, nie są jednak niebezpieczne i najwyżej mogą nawarczeć na człowieka
lub czymś w niego rzucić. Ghule są brzydkie i głupie, jednak jako nieszkodliwe,
służą czasem jako domowe zwierzątko. / Wikipedia
~~
Jestem zrozpaczona! Ten rozdział
wyglądał całkowicie inaczej w mojej głowie. Było pełno wspaniałych opisów,
zabawne dialogi i w ogóle! A to co? Jakiś popromienny mutant! Nie wiem, chyba
straciłam swój dar. Gdzie są moje opisy?!
Miałam pociągnąć sytuację ze Scorpem
i Rose, ale postanowiłam, że trochę Was powkurzam. A co! I obiecuję, że
następna notka będzie… lepsza. O wiele. Po prostu chyba się pochlastam, jeśli
mi nie wyjdzie. Więc lepiej, żeby wyszło. Nie chcę się chlastać.
Przepraszam za tego mutanta. I za
błędy.
Pozdrawiam.
[EDIT]
I jak się podoba nowy look?
Sama robiłam xD Jestem z siebie duuuuumna :)
[EDIT]
I jak się podoba nowy look?
Sama robiłam xD Jestem z siebie duuuuumna :)
No ja mam nadzieję, że się poprawisz! Ale nie chodzi mi o jakość postu tylko o jego długość! Czytam, czytam, myślę sobie, że o! To będzie dobra akcja! A tu nagle konieeec.
OdpowiedzUsuńDobrze mówiłam ze Willow kocha się w Shili :D juuuu!
Nie wyprzedzaj zdarzeń, hę! xD
UsuńPoprawię się. Już dzisiaj zacznę pisać następny rozdział.
Pisz! Czekam aż nadrobisz ten, taki krótki.
UsuńEjejejejejej! Pani ładna, tak się po prostu nie robi, żeby kończyć rozdział w tak fascynującym momencie! Wiem, że chcesz nas pomęczyć, ale szkoła się zaczęła, nie bądź zbytnią sadystką :D Pisz, pisz, bo się naprawdę zrobiło interesująco... Tylko szybko, BŁAGAM, bo nie wytrzymam :*
OdpowiedzUsuńZgodzę się, że rozdział krótki. Krótki i pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że trochę, ee... odstający od reszty? A może to przez to, że działo się tak wiele? Liściki, całowanie się, trochę dziwne zachowanie Willow (no bo w porównaniu np. do Rose wydaje się bronić czy nawet kryć tajemniczego wielbiciela)...
OdpowiedzUsuńKońcówka bardzo obiecująca! Jak Rose i Scorpius wydostaną się z tego tunelu? Chyba że spędzą tam wieczność, a za sto lat ktoś odnajdzie ich szkielety? Romantico, nie? <3
Romantyczne szkielety? Chociaż w sumie ostatnio widziałam takie zdjęcie, gdzie właśnie znaleziono dwa szkielety ułożone obok siebie i bodajże trzymające się za dłonie. Jakoś tak.
UsuńTia... rozdział chaotyczny, że tak powiem. Ale przynajmniej coś się działo.
Podoba mi się panny koncepcja ze szkieletami, muszę przyznać :D A szablon się zrobił taki... ciepły. Nie wiem, jak to inaczej powiedzieć. Ogólnie ślicznie się zrobiło na Licencji :)
UsuńMiło to słyszeć :)
UsuńWidzieć xD
UsuńJak tu przyjemnie na tym blogu ;D
OdpowiedzUsuńBo mi pomogłaś z kolorami :P xD Dziękować :*
UsuńNie ma sprawy! Polecam się na przyszłość ;)
UsuńJednak skomentuję teraz. Myslę, ze tajemniczym wielbicielem willow jest jose. Biedna dziewczyna. Nie dosc, ze nie trafiła na lesbijkę, to jeszcze z powodu tych liścików I.S. Znacznie zbilizyla się do Josego. Ale to akurat chyba dobrze. Chłopak chyba naprawdę ją lubi. A malfoy musi się nauczyć, ze ludzie nie chodzą i nie grają tak, jak on tego chce, no chyba ze ich intelekt jest nie za wielki....
OdpowiedzUsuńNo i ciekawe, ile Rose i Scor beda siedzieć w tym tunelu. Gdyby nie prolog i nie te przebłyski ludzkiego zachowania czy myślenia, to naprawdę bym go nie cierpiała.... A tak, to do konca nie moge.