3 września 2012

37. Moment zniszczenia


Dla tych, co dziś zaczęli nowy rok szkolny.

            Willow stała za regałem w bibliotece, trzymając dłonie na jednej z półek. Między książkami i deską znajdowała się niewielka przestrzeń, z której widok rozpościerał się na tę część czytelni, w której siedziała Shila. Azjatka, pochylona nad kolejnym trudnym wypracowaniem, nie zwracała uwagi na ludzi krzątających się dookoła. Nie zauważyła też Willow, która obserwowała ją ze swojego ukrycia. Przestąpiła z nogi na nogę, śledząc drogę jaką pokonała dłoń Ishihary, aby założyć za ucho kosmyk włosów. Westchnęła i obróciła się plecami, opierając się o półkę. Rozejrzała się dookoła, uśmiechając się delikatnie. Wzięła głęboki wdech i wyszła zza regału, kierując się w stronę koleżanki, raźnym, sprężystym krokiem.
            - Hej, co robisz? – zapytała, siadając na krześle obok i, opierając się o blat, zerknęła na pergamin, w połowie zapisany drobnymi, koślawymi literkami. Shila nigdy nie była zadowolona ze swojego charakteru pisma, wiele razy próbowała je zmienić, ale w końcu się poddała, kiedy po kolejnej próbie znów musiała robić szybkie notatki na lekcjach.
            - Próbuję ogarnąć obronę przed czarną magią – powiedziała, przerzucając kartki jakiejś opasłej księgi. Willow uniosła do góry brew i od niechcenia spojrzała na torbę Gryfonki, leżącą obok nogi krzesła. Była otwarta, przez co kilka rzeczy się z niej wysypało. Krukonka zauważyła niebieską kopertę, wystającą spomiędzy książek i pergaminów.
            - Co to? – spytała, schylając się i pakując rozrzucone rzeczy, przy okazji wyjmując kopertę. Shila spojrzała na nią przelotnie, marszcząc brwi. Wyrwała jej lekko list z ręki, obracając go w dłoni. Zerknęła na Willow, robiąc z ust dzióbek. W końcu jednak podała jej kopertę.
            - Mój prześladowca – powiedziała.
            - Tajemniczy wielbiciel? – zapytała Krukonka, wyjmując z koperty niebieski kartonik. Przebiegła wzrokiem po linijkach tekstu i uśmiechnęła się. – Dlaczego zaraz prześladowca? Romeo i Julia, to chyba romantyczne…
            - Rose twierdzi, że nienormalne – powiedziała Shila, zatrzaskując księgę. Zrobiła dziwną minę, marszcząc brwi i ściskając usta w wąską linię. – Uważa, że to jakiś psychol, bo Romeo i Julia popełnili samobójstwo.
            Willow uniosła do góry brew, chowając kartonik z powrotem. Oddała list, opierając się łokciem o stół. Wzruszyła ramieniem, wznosząc wzrok.
            - Ja tam nie wiem.
            - Ja też nie – mruknęła Gryfonka, zabierając kopertę. – Ale faktem jest, że nie mam pojęcia kto to wysyła. Nie mogę nawet zapytać listownie, bo sowa zaraz odlatuje. Zwykły tchórz – powiedziała, chowając list do torby.
            Przez chwilę panowało milczenie, w czasie którym Willow rozglądała się po bibliotece, a Shila przyglądała się jej. Jej spojrzenie niespodziewanie zatrzymało się na herbie Ravenclawu, widniejącym na piersi szatynki.
            – Chwila moment. – Wyprostowała się i wskazała palcem na herb. – To jest to!
            - Co? – zapytała Willow, obserwując ją z szeroko otwartymi oczami.
            - Ravenclaw! Że też wcześniej na to nie wpadłam. – Shila schyliła się, grzebiąc w torbie, którą przed chwilą odłożyła. – Jest niebieski. To barwa Krukonów, prawda? – zapytała, podnosząc się tak entuzjastycznie, że uderzyła głową w spód stolika. Trzymała w dłoni kartonik z listem.
            - Tak – odparła zaskoczona szatynka.
            - Więc ktokolwiek je wysyła jest z twojego domu – zakończyła uradowana Gryfonka. Uśmiechnęła się szeroko. – Musisz mi pomóc go znaleźć.
            - Ło! Weź na wstrzymanie – powiedziała Willow, unosząc do góry obie dłonie, jakby chciała zatrzymać ją przed atakiem. – Nie masz pewności, że ten ktoś jest z Ravenclawu. Niebieski to popularny kolor, wiele osób go lubi.
            - Willow… to Hogwart. Tutaj nic nie dzieje się bez przyczyny – powiedziała Shila takim tonem, jakby tłumaczyła dziecku, że dwa plus dwa nie może równać się inaczej jak tylko cztery. – Pomożesz mi? Możesz popytać znajomych, może coś wiedzą. Jeżeli jest z Ravenclawu to mamy szczęście, a jeśli nie, to i tak nic nie tracisz.
            Willow spojrzała na nią, wciąż zaskoczona przedstawionym pomysłem. W końcu jednak uśmiechnęła się i oparła luźno na krześle.
            - A co mi tam.
            - Jupi! – zawołała Shila, za co została upomniana przez bibliotekarkę.

*

            Pokój Wspólny tonął w mroku. Jeszcze tylko jedna samotna świeczka, dopalając się, dawała tyle światła, aby oświetlić kawałek blatu i kilka niebieskich kartek. Ciszę przerywało chrobotanie gęsiego pióra sunącego po bileciku. Blady cień skrywał twarz osoby piszącej. Siedziała lekko się pochylając, palcami przytrzymywała karteczkę, aby się nie przemieszczała.
Dłoń na chwilę się zatrzymała, a końcówka pióra zawisła nad błękitnym kartonikiem. Wystarczyła sekunda nieuwagi i kropla atramentu roztrzaskała się na zgrabnych literkach.
- Szlag – mruknęła postać, podnosząc karteczkę i przyglądając jej się. Po chwili przesunęła ją nad migoczący ogień i patrzyła jak płonie. Przez pokój potoczyło się ciche westchnienie, a po chwili szum przewracanych kartek.
- Czy ty nigdy nie śpisz? – zapytał jakiś chłopak. Stał na środku ubrany w satynową, męską piżamę. Miał rozczochrane włosy i na wpół zamknięte oczy. Trzymał coś w ręce, ale w mroku nie można było dostrzec, co takiego.
- Zaraz się położę.
Chłopak wzruszył ramionami i ruszył w kierunku męskich dormitoriów. Ciche kliknięcie zamka w drzwiach zagłuszyło chrobotanie pióra po niebieskim kartoniku.

*

- Czy ty nigdy nie śpisz? – spytał Albus, spoglądając na swoją kuzynkę, która stanęła przed nimi delikatnie pochylona, z lekko otwartymi ustami i ciemnymi workami pod oczami. Mimowolnie wyobraził sobie ją w roli zombiaka powłóczącego nogami i krzyczącego coś o smacznych mózgach. Wzdrygnął się.
- Wyglądasz gównianie – powiedział Hugo, tylko przelotnie na nią patrząc. Zajęty był bowiem smarowaniem chleba. Rose posłała mu mordercze spojrzenie, po czym klapnęła na ławkę.
- Dziękuję, braciszku. Od razu lepiej się czuję – burknęła, kładąc swoją torbę na kolanach i zaglądając do środka. – Rozumiem, że to nie jest ci potrzebne? – spytała, spoglądając na brata i wyjmując z torby pergamin, zapisany wąskimi literkami, stylizowanymi na charakter pisma młodszego Weasleya. Hugo otworzył szerzej oczy i sięgnął po wypracowanie, ale Rose uśmiechnęła się tylko wrednie i odsunęła dłoń. – A jednak…
- Dobra, przepraszam – powiedział. – Potrzebuję tego.
- Wiem, dlatego mam zamiar wykorzystać moją przewagę – odparła, zadziornie unosząc podbródek. Hugo naburmuszył się, opuszczając ramiona i krzyżując ręce na piersi. Pokręcił nosem, spojrzał na siostrę, przesunął talerzyk, zerknął na kuzyna, aż w końcu w geście kapitulacji uniósł dłonie.
- Okej, niech będzie.
Ruda uśmiechnęła się szeroko, a Albus ponownie mimowolnie wzdrygnął się na myśl o zombie i ich ciągotach do mózgów.
- Co straciłam? – zapytała Shila, dosiadając się. Wyglądała rześko i radośnie, z wesołym uśmiechem na ustach, delikatnym makijażem na oczach i czerwonej apaszce na szyi zamiast standardowego krawatu.
- Właśnie żądam zapłaty od mojego ukochanego braciszka za napisanie jego wypracowania – odparła Rose, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Boże. Wyglądasz gównianie – powiedziała Shila, spoglądając na przyjaciółkę. Weasley przestała się uśmiechać i przeniosła spojrzenie na Hugona.
- Chcę paczkę miętusów świstusów i fasolek wszystkich smaków – burknęła, podając mu pergamin. Po chwili wyjęła z torby jeszcze jeden plik kartek i wręczyła je Albusowi. Przełknął kęs kanapki i sięgnął w jej stronę.
- Ej, dlaczego od niego niczego nie chcesz?! – zawołał niezadowolony Hugo.
- Milcz, albo następnym razem sam będziesz zarywał noc – warknęła, wlewając do kielicha soku dyniowego aż po sam brzeg. Albus spojrzał na kuzyna i pokiwał zabawnie brwiami, żując kawałek sera. Hugo naburmuszył się, zaglądając w swój talerz.
- Sowia poczta! – wykrzyknął ktoś przy ich stole. Rose sięgnęła do kieszeni, wyjmując drobniaki dla sowy z gazetą, która usiadła w chwilę później obok niej. Weasley wrzuciła pieniądze do sakiewki i odebrała Proroka Codziennego.
            Nie spodziewali się wielkiej, czarnej sowy, która wylądowała po środku stołu, rzucając niebieską kopertę w stronę Azjatki. Nim jednak ktokolwiek się odezwał, ptaszysko poderwało się do lotu, zrzucając przy okazji serwetki. Rose spojrzała na przyjaciółkę ponad kielichem. Shila nie wydawała się zadowolona.
            - Już mnie to irytuje – powiedziała cicho, trzymając list w dłoni.
            - To nie czytaj – stwierdziła Ruda, wzruszając ramionami.
            Shila jednak rozerwała kopertę i przeleciała wzrokiem po tekście, unosząc do góry brew. Spojrzała po kolei na każdego, po czym podała kartonik Rose.

„Gdy stąpa, piękna, jakże przypomina
Gwiaździste niebo bez śladu obłoku:
Ciemność i jasność — każda z nich zaklina
W nią swój osobny czar, i jest w jej oku
To miękkie światło, które zna godzina
Nocy, gdy blaski dnia zagasną w mroku.” 1

Rose zmarszczyła brwi, jeszcze raz czytając strofę.
- To nie jest Romeo – powiedziała, obracając kartonik. Cała czwórka spojrzała po sobie. Ishihara zabrała liścik i przyjrzała się kształtnym literom. – Ciekawe skąd ta nagła zmiana… - zastanowiła się Ruda.
- Rozmawiałam o tym wczoraj z Willow… Pewnie ten, kto pisze listy, musiał nas podsłuchać. Zdaje się, że użyłam słowa „psychol” i „nienormalne” w odniesieniu do Romea i Julii.
- To znaczy, że masz prześladowcę, który wszędzie za tobą łazi – stwierdził Albus, oblizując usta. Shila zmrużyła oczy, obserwując go. Zrobiła z ust dzióbek, jakby nad czymś intensywnie się zastanawiała.
- Jak mogę zmusić go, żeby się ujawnił? – zapytała.
- Najlepiej będzie jak czymś go wkurzysz – powiedział Hugo. Shila spojrzała na niego.
- Ale jak to zrobić…
- Podrzyj list – mruknął Albus. – Tu i teraz, na oczach całej szkoły. Na pewno cię obserwuje – dodał. Rose kiwnęła głową z uznaniem.
- Nie… to musi być coś wstrząsającego… - zamyśliła się Shila. Chwilę rozglądała się po Wielkiej Sali aż jej wzrok padł na wstającego od stołu Slytherinu Jose. Zastanowiła się przez moment, po czym w jej głowie narodził się pewien pomysł. Zmarszczyła brwi, odrywając spojrzenie od chłopaka i przenosząc je na przyjaciół. Uśmiechnęła się chytrze, coraz bardziej będąc przekonaną do swojego planu zniszczenia tajemniczego wielbiciela.
- Mam pewien pomysł – powiedziała. Spojrzeli na nią zaskoczeni. – Patrzcie i podziwiajcie jak niszczę zauroczenie tego świra – dodała, wstając.
- Czekaj, gdzie idziesz? – zawołała za nią Rose, ale Ishihara nie odwróciła się. Sprężystym, raźnym krokiem ruszyła w kierunku Gonzalesa. Nie musiała nawet go wołać, od razu ją zauważył. Uśmiechnął się i przystanął, czekając aż go dogoni.
- Cześć Shila. Dawno nie… - Nie dokończył, ponieważ Gryfonka podeszła do niego, zarzuciła mu rękę na kark i przyciągnęła bliżej siebie, namiętnie całując. Stali po środku Wielkiej Sali, więc wywołali niemałe zainteresowanie. Rose upuściła z wrażenia widelec, który brzdęknął cicho, spadając na podłogę.
- O ja cię… - mruknął Albus, zastygając w bezruchu. Hugo zarechotał głośno, wskazując ich palcem. Większość uczniów zaczęła od razu plotkować, inni nie mogli wyjść z szoku, a jeszcze inni narzekali na brak manier. Jednak Shili to nie przeszkadzało. Z ulgą przyjęła odpowiedź Jose, który położył swoje dłonie na jej biodrach i pogłębił pocałunek. Ucieszyła się, kiedy Jose okazał się być w tym dobry.
- Czy ja śpię? – zapytała Rose, nawet nie interesując się widelcem. Hugo zaśmiał się i spojrzał na siostrę rozbawiony.
- To jakiś żart. – Po stronie Slytherinu również wrzało. Scorpius siedział spokojnie, wpatrzony w przyjaciela, z uniesioną brwią. Zerknął na rozbawionego Damiana, który szczerzył się w uśmiechu. Jeszcze chwila, a zacznie im bić brawa.
Shila odsunęła się powoli od Jose, spoglądając w jego brązowe oczy. Widziała w nich swoje odbicie i była niemal pewna, że jeśli zaraz czegoś nie wymyśli, obleje się rumieńcem. Uśmiechnęła się więc delikatnie.
- Cześć – powiedziała tylko w odpowiedzi na jego wcześniejsze słowa. Nie odrywając od niego wzroku wyminęła go powoli i wyszła z Wielkiej Sali. Co ty na to, świrze?
Jose obejrzał się za nią, uśmiechając się. Pokręcił głową i spojrzał na uczniów, którzy wciąż się na niego gapili. Roześmiałby się na cały głos, widząc ich miny, ale akurat podszedł do niego Malfoy. Jak zwykle uśmiechał się ironicznie. Nic jednak nie powiedział, wymijając go. Gonzales uniósł do góry brew i, obróciwszy się na pięcie, poszedł za nim.




- I jak? I co? – zapytała podekscytowana Shila, w przerwie podbiegając do Willow i chwytając ją pod ramię. Szatynka spojrzała na nią zaciekawiona. – Jak ci się podobał mój występ dzisiaj na śniadaniu? – spytała, zadowolona z siebie, poprawiając dłonią włosy.
- Interesujący – bąknęła Krukonka, mrugając szybko powiekami, jakby ta cała sytuacja tylko jej się przywidziała.
- Zauważyłaś coś później? Któryś z twoich kolegów inaczej się zachowywał? Coś podejrzanego? – dopytywała Ishihara, przypatrując się koleżance. Dziewczyna zmarszczyła czoło, uciekając wzrokiem w bok.
- Niech się zastanowię… - powiedziała, przystanąwszy. – Em… nie, chyba nic się nie działo. To znaczy to była sensacja i wszyscy o tym gadają, ale to nic nadzwyczajnego – wytłumaczyła Willow, spoglądając na Shilę. Azjatka tylko ściągnęła usta i opuściła ramiona. Poczuła zawód, bo od samego początku spodziewała się jakiejś reakcji ze strony swojego tajemniczego wielbiciela. Westchnęła jedynie i wzruszyła ramionami, uśmiechając się.
- Trudno. Któregoś dnia i tak się dowiem, kto to – stwierdziła pewnym siebie głosem, po czym ponownie chwyciła Willow pod ramię i podprowadziła pod salę, w której Krukonka miała mieć następną lekcję.

*

- Jak to się stało? – pytała Rose, dłubiąc widelcem w ziemniakach i obserwując stojących w progu Wielkiej Sali Shilę i Jose. Rozmawiali, śmiejąc się i stojąc bardzo blisko siebie. Działo się to już od tygodnia, od kiedy Ishihara pocałowała Gonzalesa na oczach całej szkoły. - Przeoczyłam coś? – mruczała dalej, ścigając brwi i dźgając sztućcem tak mocno, że z ziemniaków zostało puree.
- Rose, te ziemniaki też mają uczucia – powiedział Hugo, wskazując nożem jej zmasakrowane jedzenie. Spojrzała na niego zdezorientowana, po czym zerknęła na swój talerz i skrzywiła się. Odłożyła widelec i odsunęła od siebie zmiażdżone ziemniaki, sięgając jednocześnie po puchar z sokiem malinowym.
- Czemu cię to tak ruszyło? – spytał Albus, przełknąwszy kęs.
- Wcale mnie nie ruszyło – mruknęła, kręcąc się na ławce. Jeszcze raz spojrzała na przyjaciółkę, która właśnie w tym momencie wspięła się na palce i cmoknęła Jose, z  uśmiechem ruszając w ich stronę.
- Co tam? – spytała, siadając obok Rose. Weasley uśmiechnęła się tylko, spoglądając na brata i kuzyna. Hugo wpychał sobie właśnie do ust kawałek mięsa, a Albus obserwował rozbawiony Rose i Shilę. – Co jest? – zapytała Azjatka.
- Rose się trochę naburmuszyła, że jej nie powiedziałaś o Jose – powiedział, spuszczając wzrok na swój talerz i zajmując się jedzeniem.
- Wcale nie – zaoponowała Rose. Shila już chciała coś powiedzieć, kiedy do Rudej podszedł jakiś pierwszoklasista i wręczył jej małą, białą karteczkę. Zdziwiona wzięła liścik i przebiegła wzrokiem po jego treści. – Em… muszę iść. Porozmawiamy później – powiedziała, klepiąc Shilę po ramieniu i wstając od stołu.


- Wiem, że na pewno nie to chcieliście robić w czasie wolnym od zajęć, ale niestety zdarzył się pewien incydent – powiedziała profesor Haisting, nauczycielka opieki nad magicznymi stworzeniami. Miała surowy wyraz twarzy, z orlim nosem, wąskimi ustami i ciemnymi oczami. Wzrostem prawie dorównywała Hagridowi, który stał za nią z pochyloną głową, skubiąc skrawek koszuli. Spojrzała na niego ostro, a potem znów przeniosła spojrzenie na zgromadzonych w sali prefektów. – Mój asystent przez przypadek wypuścił z klatki ghula2, którego pożyczyłam od zaprzyjaźnionej rodziny, żeby pokazać go na zajęciach z drugoroczniakami.
            - Drugoroczniakami? – szepnął ktoś za plecami Rose. Spojrzała na nich kątem oka, po czym wróciła do słuchania nauczycielki.
            - Chciałabym, żebyście go znaleźli.
            - Ale ghule nie są niebezpieczne, nie ma powodu do paniki – powiedziała Hazel Stark, prefekt Hufflepuffu. – Za pewne zaszył się gdzieś, gdzie mu będzie wygodnie. Jestem pewna, że nikomu nie będzie przeszkadzał. Przecież to Hogwart – dodała.
            - Jak już wspominałam chcę go pokazać na zajęciach, a trudno będzie to zrobić bez niego – powiedziała profesor Haisting. – W dodatku ten okaz nie należy do mnie, o czym również mówiłam i o czym byś wiedziała, gdybyś dokładnie słuchała tego co mówię. – Hazel spuściła wzrok na podłogę, onieśmielona srogim spojrzeniem nauczycielki. – Jego właściciele chcą go z powrotem w przyszłym tygodniu. Zdaje się, że są bardzo przywiązani do swojego ghula. Rozdzielcie cię i przeszukajcie cały zamek, również wszystkie wam znane tajne przejścia.
            - Tajne przejścia to nasza specjalność – powiedział James, nachylając się do Rose. Uśmiechnęła się. Gryfoni znali większość tajemnych korytarzy i ukrytych drzwi.
            - Jak już go znajdziecie, oszołomcie go i przyprowadźcie do mnie – dodała nauczycielka, po czym wyszła z sali, obracając się na pięcie. Rose uśmiechnęła się do Jamesa i razem wyszli na korytarz.
            - Ja przeszukam korytarze na drugim piętrze – powiedział Potter.
            - To ja pójdę na trzecie – odparła Ruda, obracając się i odchodząc. Na trzecim piętrze były dwa tajne tunele, o których istnieniu wiedziała od pierwszej klasy. Raz znalazła się w jednym całkowicie przez przypadek, gdyż nieświadomie oparła się o kamień, który otwierał przejście. Drugi poznała dzięki bratu i kuzynom.

            Rose wyszła z korytarza, wyplątując z włosów pajęczynę, w którą weszła przez przypadek. Cicho marudząc pod nosem oparła się o ścianę. Wcale nie uśmiechało jej się chodzenie po zamku w poszukiwaniu jakiegoś ghula. Gdyby to było jakieś niebezpieczne zwierzę, a jego szukanie przyprawiałoby ją o dreszczyk emocji, może podeszłaby do tej sprawy inaczej. Jednak na poszukiwanie nudnego ghula, któremu pewnie wszystko jedno gdzie śpi, i którego jedynym groźnym zachowaniem było rzucanie w ludzi znalezionymi rzeczami, jakoś nie potrafiła wykrzesać energii.  Słysząc czyjeś kroki, z wolna podniosła wzrok, dostrzegając zbliżającego się Malfoya. Nie odezwał się do niej i nie spojrzał na nią, jakby wcale jej tam nie było. Podszedł do ściany i zaczął ją oglądać.
            - Co ty robisz? – zapytała szczerze zaciekawiona, rozczesując włosy palcami.
            - Szukam kamienia, który otwierał tunel – odpowiedział spokojnie, nadal wpatrując się w ścianę. Weasley wydawało się, że dopowiedział pod nosem coś w stylu: „Nigdy nie pamiętam, który to”.
            - Już sprawdzałam na tym piętrze. Nie ma go tutaj.
            - Sam to sprawdzę – burknął i wyciągnął dłoń, chcąc otworzyć przejście. Rose otworzyła szeroko oczy i ruszyła w jego stronę.
- Nie! – zawołała, wyciągając rękę, żeby go powstrzymać, jednak było już za późno. Ślizgon wcisnął owalny kamień, a wtedy podłoga pod ich stopami zatrzęsła się. Malfoy faktycznie otworzył drzwi, jednak nie te, o które mu chodziło. Posadzka rozstąpiła się i oboje z głośnym wrzaskiem wpadli do wąskiego tunelu, ułożonego pod skosem i bardzo śliskiego.


1 George Gordon Byron – Gdy stąpa, piękna fragment
2 Ghul (ang. Ghoul) – zamieszkują zazwyczaj strychy lub stodoły czarodziejów. Często zawodzą lub pojękują, nie są jednak niebezpieczne i najwyżej mogą nawarczeć na człowieka lub czymś w niego rzucić. Ghule są brzydkie i głupie, jednak jako nieszkodliwe, służą czasem jako domowe zwierzątko. / Wikipedia

~~

Jestem zrozpaczona! Ten rozdział wyglądał całkowicie inaczej w mojej głowie. Było pełno wspaniałych opisów, zabawne dialogi i w ogóle! A to co? Jakiś popromienny mutant! Nie wiem, chyba straciłam swój dar. Gdzie są moje opisy?!
Miałam pociągnąć sytuację ze Scorpem i Rose, ale postanowiłam, że trochę Was powkurzam. A co! I obiecuję, że następna notka będzie… lepsza. O wiele. Po prostu chyba się pochlastam, jeśli mi nie wyjdzie. Więc lepiej, żeby wyszło. Nie chcę się chlastać.
Przepraszam za tego mutanta. I za błędy.
Pozdrawiam. 

[EDIT]
I jak się podoba nowy look? 
Sama robiłam xD Jestem z siebie duuuuumna :) 

13 komentarzy:

  1. No ja mam nadzieję, że się poprawisz! Ale nie chodzi mi o jakość postu tylko o jego długość! Czytam, czytam, myślę sobie, że o! To będzie dobra akcja! A tu nagle konieeec.
    Dobrze mówiłam ze Willow kocha się w Shili :D juuuu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyprzedzaj zdarzeń, hę! xD
      Poprawię się. Już dzisiaj zacznę pisać następny rozdział.

      Usuń
    2. Pisz! Czekam aż nadrobisz ten, taki krótki.

      Usuń
  2. Ejejejejejej! Pani ładna, tak się po prostu nie robi, żeby kończyć rozdział w tak fascynującym momencie! Wiem, że chcesz nas pomęczyć, ale szkoła się zaczęła, nie bądź zbytnią sadystką :D Pisz, pisz, bo się naprawdę zrobiło interesująco... Tylko szybko, BŁAGAM, bo nie wytrzymam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgodzę się, że rozdział krótki. Krótki i pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że trochę, ee... odstający od reszty? A może to przez to, że działo się tak wiele? Liściki, całowanie się, trochę dziwne zachowanie Willow (no bo w porównaniu np. do Rose wydaje się bronić czy nawet kryć tajemniczego wielbiciela)...
    Końcówka bardzo obiecująca! Jak Rose i Scorpius wydostaną się z tego tunelu? Chyba że spędzą tam wieczność, a za sto lat ktoś odnajdzie ich szkielety? Romantico, nie? <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romantyczne szkielety? Chociaż w sumie ostatnio widziałam takie zdjęcie, gdzie właśnie znaleziono dwa szkielety ułożone obok siebie i bodajże trzymające się za dłonie. Jakoś tak.
      Tia... rozdział chaotyczny, że tak powiem. Ale przynajmniej coś się działo.

      Usuń
    2. Podoba mi się panny koncepcja ze szkieletami, muszę przyznać :D A szablon się zrobił taki... ciepły. Nie wiem, jak to inaczej powiedzieć. Ogólnie ślicznie się zrobiło na Licencji :)

      Usuń
  4. Jak tu przyjemnie na tym blogu ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo mi pomogłaś z kolorami :P xD Dziękować :*

      Usuń
    2. Nie ma sprawy! Polecam się na przyszłość ;)

      Usuń
  5. Jednak skomentuję teraz. Myslę, ze tajemniczym wielbicielem willow jest jose. Biedna dziewczyna. Nie dosc, ze nie trafiła na lesbijkę, to jeszcze z powodu tych liścików I.S. Znacznie zbilizyla się do Josego. Ale to akurat chyba dobrze. Chłopak chyba naprawdę ją lubi. A malfoy musi się nauczyć, ze ludzie nie chodzą i nie grają tak, jak on tego chce, no chyba ze ich intelekt jest nie za wielki....
    No i ciekawe, ile Rose i Scor beda siedzieć w tym tunelu. Gdyby nie prolog i nie te przebłyski ludzkiego zachowania czy myślenia, to naprawdę bym go nie cierpiała.... A tak, to do konca nie moge.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o kulturalne wyrażanie swojej opinii. Wszystkie przypadki wulgarnego wypowiadania się będą usuwane.