W Pokoju
Wspólnym Slytherinu panowała cisza. Scorpius, siedząc w swoim ulubionym fotelu,
nie zwracał nawet uwagi na markotne i znudzone miny Ślizgonów. Wciąż
zastanawiał się nad tym wszystkim, co przytrafiło mu się we śnie. Odtwarzał w
pamięci tamtą scenę w górach, krok po kroku, a potem wracał do Weasley,
mówiącej o czymś podobnym. Zmarszczył brwi, pocierając palcem brodę. Czy to możliwe, żeby to wszystko było jakoś
ze sobą powiązane?
- Scorp! – Malfoy drgnął i podniósł spojrzenie na
Jose. Ciemnobrązowe oczy przyjaciela były szeroko otwarte, a wyraz jego twarzy
wskazywał, że czekał na jakąś odpowiedź. Blondyn wypuścił powietrze z płuc, ale
nic nie powiedział. – Co jest z tobą? Gadam do ciebie od pół godziny –
stwierdził Jose z wyrzutem.
-
Zamyśliłem się. – Wyjaśnił krótko Scorpius, palcem rozluźniając krawat, który
przeszkadzał mu od dłuższego czasu. Czuł, jakby go dusił, a przez brak
powietrza nie mógł się skupić.
- Widzę
właśnie – stwierdził Jose. – O czym tak intensywnie myślałeś?
- Co jest
takie ważne, że mi przerwałeś? – zapytał Scorpius, całkowicie ignorując pytanie
kolegi. Poprawił się w fotelu, starając się skupić na tym, co mówił Jose.
- Rozejrzyj
się dookoła, to może dostrzeżesz problem – stwierdził ironicznie Jose. Scorpius
uniósł brew do góry, ale nie skomentował jego zachowania. Zamiast tego obrócił
się i spojrzał na współmieszkańców. Dopiero teraz dotarło do niego, że w Pokoju
Wspólnym było bardzo spokojnie. To nie był codzienny widok. Zawsze coś się
działo, było głośno, ludzie plotkowali, rzucali kaflami lub po prostu dobrze
się bawili. Tym razem nie było widać w nich żadnego życia. Ktoś siedział przy
stoliku i czytał Czarownicę, kilku
gości grało w Gargulce, ale bez przekonania, jakieś dziewczyny odrabiały w
spokoju zadania domowe. Wesoła atmosfera Domu Slytherina gdzieś wyparowała.
Wrócił z
powrotem do wygodnej pozycji i oparł się o oparcie fotela, spoglądając na Jose.
- Zachowują
się jak Gryfoni – stwierdził.
- Punkt za
spostrzegawczość – powiedział kąśliwie Gonzales. – Ludziom się nudzi. To ty
zazwyczaj dostarczasz rozrywek, a ostatnio jakby cię tu w ogóle nie było.
Niektórzy zaczęli notorycznie odwiedzać Siódmą Strefę, bo nawet tam jest
ciekawiej niż tutaj. Ale to i tak tylko w połowie rozwiązuje problem, bo
imprezy w Siódmej Strefie odbywają się w różnych odstępach czasu. Nie każdy się
załapie…
- Okej,
zrozumiałem. – Scorpius podniósł dłoń i tym gestem uciszył Jose. Zmarszczył
czoło i spojrzał na niego z zainteresowaniem. – Ktoś tu chyba jest w złym
humorze… Od kiedy jesteś taki uszczypliwy?
- Nudzę
się. I próbuję zwrócić uwagę mojego przyjaciela na ten problem – stwierdził
Gonzales, opadając ciężko na oparcie fotela. Malfoy uniósł lekko podbródek,
przyglądając się grymasowi na twarzy kolegi. – Stary, musimy coś z tym zrobić…
- Taaa… z
pewnością – powiedział powoli Scorpius.
-
Oszukujesz! – Dobiegło do nich z kąta pomieszczenia. Malfoy leniwie odwrócił
się w stronę grupki chłopaków, którzy grali w Gargulce.
- Nazwałeś
mnie oszustem?! – wrzasnął wysoki chłopak, z ciemną fryzurą. Scorpius przymknął
powieki, przyglądając się im.
- Bo nim
jesteś!
-
Odszczekaj to!
- Oszust!
Z głośnym
okrzykiem czarnowłosy chłopak rzucił się na niskiego, choć barczystego
blondyna. Przewrócili stolik i krzesła. Z głuchym hukiem upadli na podłogę i
zaczęli okładać się pięściami. Scorpius rozejrzał się dookoła.
- Musimy to
powstrzymać, bo się pozabijają – powiedział Jose, wstając.
- Czekaj. –
Malfoy podniósł rękę, a Gonzales zatrzymał się w pół kroku. – Patrz. – Blondyn
podbródkiem wskazał scenę, rozgrywającą się przed nimi. Jose rozejrzał się.
Zaciekawieni
Ślizgoni zaczęli wstawać ze swoich miejsc i podchodzić do bijących się.
Niektórzy przepychali się do przodu, żeby lepiej widzieć. Zaczęło się
kibicowanie i wiwatowanie. Nawet dziewczęta nieśmiało zerkały w tym kierunku.
- Masz
swoją rozrywkę – powiedział Malfoy, podnosząc się z fotela. Stanął obok
Gonzalesa.
- Znam tę
minę… Knujesz coś bardzo niedobrego – stwierdził Jose, przyglądając się
przyjacielowi. Malfoy uśmiechnął się jednym kącikiem ust i ruszył w stronę
wyjścia.
-
Przypilnuj, żeby nie zakrwawili dywanu – powiedział, odchodząc.
*
Willow
siedziała w cieniu drzewa, korzystając z ładnej pogody. Nie chciała siedzieć
dłużej w zamku, potrzebowała pooddychać świeżym powietrzem. W dormitorium czuła
się jak zamknięty w klatce ptak. Dusiła się, nie mogła uciec od swoich myśli. A
wciąż myślała… Dużo. O sobie, o Shili, o tym głupim pomyśle z liścikami... Co w
nią wstąpiło, do cholery?! Czego się spodziewała? Że Shila rzuci swojego super
gorącego chłopaka Ślizgona i padnie jej w ramiona?
Babcia Klementyna pewnie przewraca się w grobie.
Dopiero
niedawno Willow odkryła prawdziwą siebie. W zasadzie już od pewnego czasu
czuła, że nie jest normalną dziewczyną. Nie interesowali ją chłopcy… No,
przynajmniej nie w takim znaczeniu, w jakim interesują oni Shilę. Miała wielu
przyjaciół wśród chłopaków.
Długo zastanawiała się, co jest z
nią nie tak. I wtedy… w wakacje… wszystko zrozumiała.
Była z
rodzicami w luksusowym kurorcie gdzieś w Egipcie. Pewnego razu na plaży
zobaczyła tamtą dziewczynę. Miała złote włosy, które falowały w rytm jej
kroków, a twarz o kształcie serca, w połowie przesłaniały ogromne okulary
przeciwsłoneczne. Miała słodki uśmiech, a jej ciało w białym bikini w czerwone
groszki, wydawało się po prostu idealne. Poczuła wtedy motyle w brzuchu. To
właśnie ona, Layla, pomogła jej odkryć siebie.
Rozmyślania
Krukonki przerwało pojawienie się Shili. Stanęła niedaleko wraz ze swoją
przyjaciółką, Rose Weasley. Nawet jej nie zauważyła, zajęta rozmową. Willow
przez chwilę intensywnie się jej przyglądała, prosząc w duchu, by na nią
spojrzała. Chciała z nią porozmawiać, wszystko wyjaśnić… i przeprosić. Jej
modły najwyraźniej zostały wysłuchane, bo Ishihara odwróciła głowę w jej
kierunku. Dostrzegła ją dopiero po chwili, ale zaraz odwróciła wzrok i
powiedziała coś do Weasley.
Czarnowłosa
przestała się uśmiechać, kiedy Shila odeszła. Weasley zerknęła w jej stronę i
posłała jej delikatny uśmiech, po chwili odchodząc w ślad za przyjaciółką.
Willow
westchnęła, garbiąc się.
*
Malfoy wrócił po dwóch godzinach. W Pokoju
Wspólnym nie było już śladu po wcześniejszej bójce. Wszystkie przewrócone meble
zostały postawione na swoich miejscach, rozsypane po podłodze gargulce
pozbierano, a dywany pozostały nie splamione. Scorpius przyjrzał się
współmieszkańcom, którzy wrócili do swoich wcześniejszych zajęć. Nigdzie nie
dostrzegł tych dwóch chłopaków, którzy się pobili.
- Musiałem
ich posłać do Skrzydła Szpitalnego – powiedział Jose, stając za nim. Blondyn
odwrócił lekko głowę i uśmiechnął się do niego ponad swoim ramieniem.
- A dywan
pozostał czysty – stwierdził rozbawionym tonem. Gonzales prychnął cicho.
- Gdzie
byłeś? – zapytał. Scorpius odwrócił się w jego stronę, odchylając lekko głowę
do tyłu. Przestąpił z nogi na nogę i spojrzał na przyjaciela z niebezpiecznym
błyskiem w oku.
- Zbierz
ludzi i o dwudziestej zabierz ich do komnaty pod kamieniem – powiedział.
- Co
zamierzasz? – spytał Jose.
- Dostarczę
im trochę rozrywki – odparł z uśmiechem, po czym poszedł do swojego
dormitorium.
*
[Silence]
Daisy
Crawford siedziała przy biurku w Pokoju Wspólnym Krukonów. Miała do napisania
dwa eseje, na bardzo trudne tematy, ale wcale jej to nie wychodziło. Nie mogła
się skupić. Za każdym razem, kiedy już zanurzyła końcówkę pióra w kałamarzu,
coś odwracało jej uwagę. A to ktoś z drugiego końca pomieszczenia wybuchł
śmiechem, a to znów jakiś zwierzak przewrócił wazę z kwiatami. Jednak Daisy
czuła, że to nie mieszkańcy Ravenclawu ją rozpraszali. Coś wewnątrz niej nie
dawało jej spokoju.
Nie mogąc
dłużej znieść dziwnego niepokoju, który odczuwała, Daisy odłożyła pióro i
podeszła do okna. Pomyślała, że gdy je otworzy i zaczerpnie trochę świeżego
powietrza, niepokojące wrażenie czegoś złego zniknie. Położyła dłonie na
parapecie i wychyliła się delikatnie, biorąc głęboki wdech.
- Nie widać
dzisiaj gwiazd – powiedziała do siebie, podpierając brodę rękami. Jeszcze
chwilę wpatrywała się w ciemne niebo, zakryte chmurami, a kiedy wieczorny chłód
zaczął szczypać jej policzki, postanowiła wrócić do swoich zajęć. Cofając się w
głąb pokoju, rzuciła jeszcze okiem na Zakazany Las. Dostrzegając cień nad
czubkami drzew, zastygła w pół kroku. Zmrużyła oczy, by lepiej widzieć i
odkryła, że cień nie jest zwykłym cieniem. Były to ptaki, szybujące nad lasem.
Ogromne, czarne ptaszyska. Po chwili dotarło do niej, że leciały w stronę
zamku, z ogromną prędkością, jakby przed czymś uciekały.
- Daisy,
długo jeszcze będziesz zajmowała biurko? Bo i tak nic nie robisz, a ja nie mam
gdzie się z tym rozłożyć… - powiedziała Kendra, próbując utrzymać w rękach
stosy książek, pergaminów i kałamarzy. Crawford nawet nie drgnęła, przyglądając
się ptakom. – Daisy? – zapytała jeszcze raz, co poskutkowało drgnięciem
blondynki. Niemal w jednej sekundzie zerwała się do biegu, nie zamykając za
sobą okna, ani nie zbierając swoich rzeczy. Jak stała, w samych spodniach i
bluzie, biegiem ruszyła w stronę wyjścia.
- Ej, gdzie
idziesz?! – zawołała za nią Kendra.
- Muszę coś
sprawdzić! – odkrzyknęła.
- To mogę
usiąść przy tym biurku? – spytała dziewczyna, jednak Daisy już jej nie
odpowiedziała. Kendra westchnęła, a kilka kartek wymsknęło się z jej uścisku i
spadło na podłogę.
Crawford biegła
najszybciej jak potrafiła. Przeskakiwała po dwa stopnie, kiedy schodziła ze
schodów. Dobiegłszy do drzwi wejściowych nawet nie obróciła się za siebie.
Wybiegła na błoniach, kierując się w stronę Zakazanego Lasu. W połowie drogi
spojrzała na niebo. Wielkie ptaki znajdowały się już nad zamkiem, ale wyglądało
na to, że nie miały zamiaru się zatrzymywać. Daisy zmarszczyła czoło i
przyspieszyła kroku, wchodząc między drzewa. Nie chciała odchodzić za daleko,
chciała tylko sprawdzić, co się działo.
Pierwszą
rzeczą, jaka ją zaskoczyła, była cisza. Przystanęła pod wielkim dębem, żeby
uspokoić nieco oddech, i wtedy to do niej dotarło. Nic nie słyszała. Żadnych
odgłosów nocnych zwierząt. Powinna słyszeć dzikie sowy i bzyczenie owadów, a
jednak żaden dźwięk nie zakłócał ciszy. Było tak, jakby znalazła się w martwym
lesie. Poczuła jak jej serce przyspieszyło.
Nie chcąc
dłużej o tym myśleć, ruszyła dalej. Nie szła długo, kiedy zauważyła
przerzedzenie wśród drzew. Postanowiła to sprawdzić. Podeszła bliżej, a
wychodząc zza drzewa, zakryła usta dłonią. Przerzedzenie okazało się być
polaną. Wysoka trawa, która tu niegdyś rosła, wyglądała na spaloną. Czarne
źdźbła kiwały się na wietrze, by po chwili rozsypać się w pył. Jednak nie to
było najbardziej przerażające. Na całej szerokości polany, na zwęglonej ziemi
leżały martwe zwierzęta. Jeleń znajdował się już w zaawansowanym rozkładzie,
ale nie żerowały na nim żadne larwy, jak to powinno być. Najwięcej było
martwych ptaków. Tych samych, które uciekały z lasu, jednak rozpoznała też
kilka innych gatunków. Naliczyła razem dwadzieścia zwierząt.
Otoczyła
wzrokiem polanę, dostrzegając wyraźną granicę. Tam gdzie stała, rośliny były
żywe, a martwy obszar przyjął kształt regularnego okręgu. Zrobiła krok w stronę
zwęglonej granicy, jednak nim zdążyła ją przekroczyć, usłyszała trzask łamanych
gałęzi i tuż przed nią spadł kolejny ptak. Przez chwilę rzucał się po podłożu,
machał skrzydłami, jednak nie trwało to długo, a też wyzionął ducha.
Zerwała się
do biegu, ruszając w stronę zamku. Nie obracała się za siebie, przerażona. Nie powinnam tu w ogóle przychodzić, pomyślała.
*
Jose zebrał
ludzi, jak powiedział mu Scorpius, i przyprowadził wszystkich do komnaty pod
kamieniem. Była to stara sala, do której prowadził zapomniany dawno korytarz.
Przejście zagradzał ogromny głaz i aby dostać się do środka, trzeba było
odnaleźć dźwignię, która go odsuwała. Dlatego uczniowie Slytherinu nazywali to
miejsce komnatą pod kamieniem. Inni uczniowie prawdopodobnie nawet nie
wiedzieli o jej istnieniu, bo mało kto zapuszczał się w tamte tereny lochów.
Dziewczyny
i chłopaki przeszli przez przejście w ścianie i szli tunelem, który ciągnął się
pod skosem, a Jose szedł na czele, trzymając przed sobą różdżkę. Z każdym
krokiem robiło się coraz ciemniej, dlatego inni także powyjmowali różdżki,
zapalając światło na ich końcach.
Komnata
była okrągła i wysoka na prawie 30 stóp1. Tak przynajmniej sądził
Jose. Sufit podtrzymywały wysokie, kamienne kolumny, których głowice2
przypominały swym kształtem lwie łapy. Pomieszczenie oświetlane było słabym,
białym światłem, wydobywającym się z płomieni świec, ustawionych w
kandelabrach, stojących we wnękach w ścianach. Na środku stał okrągły, kamienny
podest, a na nim Malfoy dumnie wyprostowany. Na jego twarzy tańczył cień,
nadając mu tajemniczego wyglądu.
- Tak jak chciałeś,
przyprowadziłem chętnych – powiedział Gonzales, podchodząc do Malfoya, i
spoglądając na niego z dołu.
- Dobrze.
To będzie niezapomniana noc. – Uśmiechnął się Scorpius.
- Powiesz
nam, po co nas tu zebrałeś? – zapytał Paul. Blondyn spojrzał na niego.
- Jak to po
co? Będziemy walczyć – powiedział wesoło, jakby właśnie stwierdzał, że jego
ulubionym kolorem jest brązowy. Wśród zgromadzonych przeszedł szmer. – Jeśli ktoś
właśnie zaczął się zastanawiać, co tutaj robi, lepiej niech wyjdzie teraz, bo kiedy
skończę mówić, nie będzie odwrotu – dodał. Kilka dziewczyn wzdrygnęło się i
ruszyło do wyjścia. Scorpius obserwował je spod przymrużonych powiek. Z tłumu
wyszedł także jakiś chłopak. Jego Malfoy nawet nie zaszczycił spojrzeniem. W
końcu przed podestem zostało tylko 15 osób. Scorpius kiwnął na Jose, który
podszedł do wejścia i zrobił coś z jednym z kandelabrów, które stały w pobliżu.
Usłyszeli hałas, obwieszczający, że kamień na górze tunelu zamknął się.
- Dobrze –
zaczął blondyn. – Tutaj nikt nam nie będzie przeszkadzał. Tutaj nie ma
profesorów, ani prefektów, którzy mogliby popsuć zabawę. Jesteśmy tylko my,
nasze różdżki i nasze pięści – powiedział, unosząc lekko lewą brew. Kilkoro
chłopaków kiwnęło głowami. Jedna dziewczyna, która została wraz z nimi,
założyła ręce na piersiach. – Są tylko 3 zasady – dodał, unosząc do góry dłoń i
pokazując trzy palce. – Pierwsza… nie rozmawiamy o tym miejscu. Nie
chcielibyśmy, żeby jakiś nauczyciel się o nim dowiedział, dlatego rekrutację
nowych ludzi zostawcie nam. Kto się wygada… cóż… powiedzmy, że nie skończy
najlepiej. – Uśmiechnął się niemal prowokacyjnie, po czym przeszedł kilka
kroków. – Druga... Możecie robić co wam się podoba, mam to w nosie. Jeśli
chcecie, używajcie magii. Jeśli macie ochotę lać się po mordach jak zacofani
mugole, to proszę bardzo. Ale nie chcę słyszeć narzekania. Jak ktoś otworzy
usta z zamiarem wyzywania mnie i narzekania na to miejsce, to po prostu wyleci.
- A trzecia
zasada? – zapytał ktoś, najwyraźniej zirytowany tak długą przemową. Malfoy
zatrzymał się na jego wysoko i spojrzał na niego.
- Nie
używamy zaklęć niewybaczalnych i nie mordujemy naszych przeciwników. Nikt z nas
nie ma ochoty się później tłumaczyć przed dyrektorką, co tu robiliśmy – rzekł
Malfoy bardzo spokojnym tonem. – Czy zasady są jasne? – spytał po chwili.
Doszło do niego zdecydowane „tak”, wypowiedziane przez wszystkich. – Jak miło –
dodał z uśmiechem. – To… kto chciałby zacząć?
Jedyna
dziewczyna w towarzystwie wskoczyła na podest i podeszła do niego. Nachyliła
się w jego stronę i wyszeptała mu do ucha, zasłaniając usta tak, by nikt nie
widział, co mu mówiła.
- Świetnie
– powiedział, odsuwając się od niej, kiedy skończyła. Obejrzał ją od stóp do
głów. Była w jego wzroście, więc raczej wysoka, ale wydawała się delikatna. Miała
długie blond włosy, związane w kitkę, ale nie tak jasne jak on, i szczupłą
sylwetkę, schowaną pod dżinsami i koszulą w kratę. Przez chwilę Scorpius miał
ochotę ją stąd wyrzucić, ale w końcu stwierdził, że to nie jego sprawa. Jeśli
chce się bić jak facet, to niech i tak będzie. – Mila wyzywa na pojedynek
Scotta. – Uśmiechnął się półgębkiem, odwracając na prawe nodze i spoglądając na
barczystego chłopaka w okularach.
Scott
zagryzł dolną wargę, ale dzielnie wszedł na podest z wysoko podniesioną głową.
Scorpius stanął pomiędzy nimi, a kiedy się cofnął z zamiarem zejścia na dół,
Mila szybkim ruchem wyjęła swoją różdżkę.
- Coś
czuję, że to będzie dobre – powiedział Scorpius, stając koło Jose.
- Naprawdę
uważasz, że klub pojedynków jest tym, czego potrzebują? – spytał Gonzales.
- Nie
marudź, bo cię wyrzucę – stwierdził Malfoy z uśmiechem. Jose prychnął cicho. –
Aj, rozchmurz się. Twoja kolej też nadejdzie – dodał, zwracając twarz w
kierunku toczącej się walki.
Jak na
razie wyglądało na to, że Scott nie brał tej walki na poważnie. Choć Mila
rzucała w niego zaklęciami, odbijał każde, nawet zbytnio się nie wysilając. Po
dziewczynie widać było, że taka sytuacja ją irytuje, dlatego postanowiła zrobić
coś naprawdę szalonego.
- Patrz –
powiedział Jose, szturchając Scorpiusa łokciem. Nie musiał tego robić, bo
Malfoy uważnie śledził wszystkie kroki Mili. Blondynka rzuciła Drętwotę, a
kiedy zaklęcie poszybowało w stronę Scotta, ruszyła z miejsca i podbiegła do
niego z lewej strony. Zdołał zablokować zaklęcie, ale nie zdążył zasłonić się
przed lewym sierpowym, który mu wymierzyła.
- Nie
powinieneś jej dopuszczać do walki – powiedział Jose. Malfoy niechętnie oderwał
wzrok od zataczającego się Scotta.
- Dlaczego?
– zapytał.
- Bo to
dziewczyna – stwierdził Gonzales. – Co innego w zwykłym pojedynku magicznym,
ale to… - wskazał dłonią Milę, która znów zamachnęła się na Scotta, który tym
razem przytrzymał jej dłoń - … jest barbarzyńskie i prymitywne.
- Serio?
Uważasz, że powinienem zabronić dziewczynie przywalić kolesiowi, który ją
wkurzył? – spytał Scorpius.
- Nie ma
szans. Żadna dziewczyna nie ma szans w prawdziwej walce z facetem – powiedział
ktoś z tłumu dopingującego Scotta. Malfoy spojrzał na niego.
- Chcesz
się założyć? – spytał, mrużąc powieki.
Osiłek
zerknął na niego, po czym powiedział:
- Stawiam
50 galeonów na Scotta.
Blondyn
uśmiechnął się.
- Przyjmuję
– stwierdził z rozbawieniem, powracając do oglądania walki.
*
Scorpius
wrócił do swojej sypialni późno w nocy. Tylko kilka godzin dzieliło go od świtu
i zamierzał przeznaczyć je na sen. Schował pięćdziesiąt galeonów, które wygrał
w zakładzie, do skórzanego portfela i podszedł do łóżka. Powoli się rozebrał i
wskoczył pod kołdrę. Wsłuchując się w miarowy oddech Zabiniego, odpłynął.
Otworzył oczy,
dostrzegając szklaną butelkę z różą, którą ściskał w dłoni. Nie wyglądała na
uszkodzoną, co przyjął z ulgą. Podniósł ostrożnie głowę, rozglądając się
dookoła.
Przez
chwilę nie mógł wydobyć z siebie słowa, zaskoczony pięknem miejsca, w którym
się znalazł. Uśmiechnął się, podnosząc do pozycji stojącej i prostując plecy.
Cały czas przyglądał się temu, co miał przed sobą.
W
odległości kilku metrów od niego znajdowało się drzewo. Grube i stare drzewo,
porośnięte gęstymi, intensywnie zielonymi liśćmi, błyszczącymi w promieniach słońca.
Szeroki pień otaczała woda. Niewielka sadzawka, pełna wodnych lilii, z której
od czasu do czasu wyskakiwała ryba o pięknych złotych łuskach. Scorpius
przetarł oczy, nie dowierzając temu, co widział. Wśród nagich skał, w warunkach
surowych, rosło drzewo.
- Wow –
powiedział cicho, podchodząc do przodu. Stanął nad brzegiem sadzawki,
spoglądając do wody. Pod powierzchnią pływało kilka takich złotych ryb, a od
czasu do czasu któraś z nich wypuszczała bąbelki. Kiedy spojrzał w górę, dostrzegł
coś jeszcze. Na każdym liściu coś zostało napisane, okrągłymi, pozłacany
literami. Z ciekawości sięgnął dłonią, ale nie śmiał zerwać choćby jednego,
jedynie przytrzymywał je, odczytując jakie informacje zawierały.
- Jedenaste
urodziny, pierwsza miotła, pójście do Hogwartu, pierwsza dziewczyna, Tiara
Przydziału… - Odczytywał po kolei. W pewnym momencie zachłysnął się powietrzem,
kiedy przeczytał „Utrata dziewictwa”. Niechcący szarpnął za ten liść, a ten
wypadł mu z dłoni i zaczął powoli opadać w kierunku wody. Kiedy dotknął tafli,
po powierzchni rozeszły się kręgi, a odbicie w wodzie zmieniło się. Już nie
widział siebie. No, przynajmniej nie takiego, jak wyglądał obecnie. Miał za to
przed sobą młodszą wersję Scorpiusa Malfoya, siedzącego na swoim łóżku w samych
slipach i pożerającego wzrokiem pijaną dziewczynę, którą ze sobą przyprowadził.
- O
Merlinie – powiedział. Kucnął i dłonią zburzył odbicie. – To moje wspomnienia –
stwierdził, wciąż kucając. Podniósł do góry głowę i przyglądał się koronie
drzewa. Zaśmiał się cicho. – To wszystko to moje wspomnienia – dodał,
przeczesując dłonią blond czuprynę. Nie mógł w to uwierzyć. Odłożył butelkę z
różą na bok i wstał, szukając wzrokiem konkretnych wspomnień.
Jego
poszukiwania przerwał cichy śmiech. Zaskoczony obrócił się wokół własnej osi,
ale nikogo nie dostrzegł. Śmiech rozległ się ponownie. Podniósł z ziemi butelkę
i ruszył w kierunku, z którego wydawało mu się, że dochodził dźwięk.
Obszedł
sadzawkę dookoła, ale nikogo nie spotkał. Dopiero kiedy śmiech zabrzmiał ponownie,
spojrzał na wodę. Na tle odbitego w niej listowia drzewa, dostrzegł dwie
postaci. Siebie, co było oczywiste oraz…
*
Rose
otworzyła oczy, czując na policzkach ciepłe promienie słońca. Zamrugała kilka
razy, bo piasek dostał się pod jej powieki. Podniosła się do pozycji siedzącej i
przetarła twarz dłonią. Dopiero po chwili dotarło do niej, że czuje się, jakby
była na łodzi. Co chwilę unosiła się i opadała, niczym niesiona przez falę
kłoda. Ze zdziwieniem opuściła rękę i rozejrzała się dookoła.
Siedziała
na piasku, który faktycznie falował. Przypominało to trochę spokojne morze. Ogromny
ocean wypełniony piaskiem, zamiast wody, który poruszał się w rytm wiatru. Jednak
nie to było największym zaskoczeniem.
- O mamuniu
– szepnęła.
Co chwilę,
kiedy fale piasku opadały nieco niżej, wynurzało się z nich kamienne miasto.
Było zniszczone, niczym po ataku bombowym, po domach zostały zaledwie
fundamenty i niektóre tylko fragmenty ścian, ale i tak robiło wrażenie. Najlepiej
zachowanym budynkiem był ten przypominający Partenon. Wysokie kolumny były w
większości połamane, ale cała budowla i przestrzeń wokół niej wydawały się być
tajemnicze.
Rose
spojrzała na srebrnego skorpiona, którego trzymała w dłoni, po czym podniosła
się i, próbując zachować równowagę, ruszyła w stronę Partenonu. Wtedy
zauważyła, że fale jej pomagają, piasek sam przesuwał się w stronę celu. Kiedy stanęła
na kamiennej posadzce, poczuła się pewniej. Nie wiedząc, czego może się
spodziewać, szła powoli przed siebie, mijając kolejne kolumny. Co chwilę
przechodziła przez jakieś odłamki rozbitych rzeźb, dostrzegając na końcu złotą
ramę. Kawałki potłuczonego szkła leżały rozsypane wokół niej.
Ostrożnie
podeszła bliżej, uważając, by nie nadepnąć na żaden odłamek. Przyjrzała się
uważnie ramie. Wyglądała na autentyczną, wykonaną z najprawdziwszego złota. Nie
znała się na tym dobrze, więc mogła się mylić, ale miło było myśleć, że
znalazła coś naprawdę złotego. Rama ozdobiona była ornamentem roślinnym.
Misternie rzeźbione listki i gałązki, oplatały ją dookoła.
- Szkoda,
że lustro się potłukło – powiedziała, kucając i przyglądając się kawałkom
szkła. Westchnęła cicho i chwyciła ostrożnie jeden z nich. Podniosła go na
wysokość oczu, przymierzając do ramy i obracając w różne strony. Wtedy fragment
szkła wysunął się z jej dłoni i zawisł w powietrzu, a jego krawędzie zaczęły
rosnąć, aż dosięgły ramy.
Weasley
cofnęła się o krok, kiedy lustro naprawiło się samoczynnie, a w odbiciu,
zamiast ujrzeć swoją twarz, zobaczyła Hugo, który próbował wdrapać się na
drzewo jak ona, lecz źle postawił nogę. Zanim jej pięcioletni brat spadł z
drzewa i złamał nogę, Rose, nie chcąc tego oglądać, pchnęła taflę, a ta wypadła
z ramy i rozsypała się w drobny mak. Tylko jeden fragment został cały. Ten,
który podniosła z posadzki. Spadł z powrotem między inne odłamki, a Weasley
naszła myśl, że są one jej wspomnieniami.
- Wow –
powiedziała, rozglądając się dookoła. Chciała znaleźć jakieś dobre wspomnienie…
tylko jak je rozpoznać, skoro wszystkie kawałki wyglądały tak samo? Już chciała
podnieść pierwszy lepszy, kiedy słońce zaświeciło mocniej i padło na odłamek,
leżący w znacznej odległości od niej. Zauważywszy błysk, spojrzała w tamtą
stronę, podeszła i podniosła fragment lustra, ciekawa wspomnienia, które
zobaczy.
Umieściła
fragment po środku ramy i obserwowała, jak lustro naprawia się. Zobaczywszy w
odbiciu dwie osoby, odsunęła się do tyłu. Jedną z tych osób była ona,
teraźniejsza. Lustro nie pokazało wspomnienia, tylko rzeczywistość, o czym
przekonała się, podnosząc rękę do góry. Jej odbicie zrobiło to samo, a chłopak,
stojący obok niej, uśmiechnął się ironicznie.
- To jakiś
żart – powiedziała.
*
- Weasley? –
zapytał, przyglądając się rudowłosej dziewczynie, stojącej, według odbicia w
wodzie, obok niego. Obracając głowę w bok przekonał się, że tak naprawdę nie
było jej przy nim. Znajdowała się tylko w odbiciu i uśmiechała się do niego. Miała
na sobie zieloną sukienkę, a we włosach kwiatki. Wyglądała jak mała
dziewczynka, ale podobało mu się to. Rose podniosła do góry dłoń i wskazała na
coś palcem, unosząc głowę do góry. Gdyby naprawdę stała obok niego, patrzyłaby
na liście drzewa. Powędrował za jej wzrokiem, dostrzegając liść, o który jej
chodziło. Na jego powierzchni wypisane było: Rose Weasley.
Podniósł
rękę i zerwał liść, a następnie wrzucił go do sadzawki. Odbicie Rose uśmiechnęło
się, po czym zniknęło, zniekształcone przez okręgi, które powstały na wodzie.
Scorpius wyprostował się i oglądał scenę, która przewijała się przed jego
oczami.
Pięcioletni chłopiec wszedł niepewnie na
piasek otaczający plac zabaw. Malutkie drobinki nasypały się do jego bucików,
ugniatając go w palce, ale nic z tym nie zrobił. Stał bezradnie na środku
spoglądając na dzieci, których nie znał.3
Scorpius
usiadł na brzegu, czując, że będzie to dłuższa retrospekcja. Skoro cofnął się
aż do momentu, w którym miał pięć lat…
Spojrzenie jego błękitnych oczu spoczęło
na kolorowej kostce leżącej pod jednym z drzew. Zaciekawiony owym znaleziskiem
podszedł pod konar, zapominając całkowicie o ugniatającym go piasku. Wyszedł na
trawę i schylił się po sześcian, złożony z mniejszych, różnokolorowych kostek.
- Kolory – usłyszał nagle czyjś
głos. Podskakując w miejscu ze strachu rozejrzał się wokół siebie. Nie zauważył
jednak nikogo, kto mógłby wypowiedzieć to słowo. Zaciekawiony przyjrzał się
kostce i w końcu podniósł wzrok do góry. Omal nie wypuścił zabawki z rąk, kiedy
nad sobą zobaczył siedzącą na gałęzi dziewczynkę.
- Trzeba ułożyć kolorami –
powiedziała dziewczynka, chwytając dłońmi inną gałąź i zeskakując sprawnie z
drzewa tuż przed niego.3
- Ha, nie pamiętam tego – powiedział rozbawiony.
Dziewczynka miała rude włosy, niemal
pomarańczowe, które nieskrępowane żadną spinką spływały luźno na drobne
ramiona, czasem przesłaniając jej oczy koloru brązowego. Ubrana była w
pomarańczową koszulkę z jakimś nadrukiem, który częściowo został przykryty
przez dżinsowe ogrodniczki, poplamione trawą na kolanach. Na pasie miała
zawiązaną zieloną bluzę, a na stopach stare, wysłużone trampki. 3
– Rose Weasley
– mruknął, obserwując jak dzieci biegają po placu zabaw, śmiejąc się głośno. Po
chwili obraz zmienił się i przeskoczył do momentu, kiedy przyszli do Hogwartu w
wieku jedenastu lat. Wydawało mu się wówczas, że był to pierwszy raz, kiedy się
poznali. Jasne, wiedział o Weasleyach, ojciec ciągle mu powtarzał, że nie
należy się z nimi zadawać, ale nie zdawał sobie sprawy, że znał ją wcześniej. Nie
pamiętał o tym aż do teraz. Ale ona pamiętała jego, kilka razy próbowała z nim
porozmawiać, ale zawsze kończyło się tym samym.
- Zostaw mnie w spokoju, córko szlamy. Nie
jesteś warta mojego zainteresowania – powiedział jedenastoletni Scorpius,
spoglądając na dziewczynę z wyższością i pogardą. Jego koledzy zarechotali, a w
oczach drobnej Weasley pojawiły się łzy.
To był pierwszy raz kiedy doprowadził ją do płaczu. Zaraz
po rozpoczęciu szkoły. Pamiętał to doskonale, bo wtedy czuł się z tego bardzo
dumny. Był to zarówno ostatni raz, kiedy pokazała mu swoje łzy.
Obraz
zmienił się i tym razem Scorpius zobaczył, jak Weasley przywaliła mu pięścią w
nos.
- Trzeba
przyznać, że ma uderzenie – powiedział do siebie.
*
- Malfoy,
co ty robisz w moim śnie? – zapytała, patrząc w oczy blondyna w odbiciu. Ten
tylko uśmiechnął się po swojemu, po czym zniknął, a jego miejsce zastąpił
pięcioletni Scorpius, biegający razem z nią po placu zabaw. Rose uśmiechnęła
się lekko, obserwując zaczerwienione z wysiłku buzie dzieciaków.
- Był miłym
dzieciakiem – powiedziała, bawiąc się wisiorkiem na szyi. Powoli usiadła na
posadzce, uważając, by nie usiąść na szkle. Patrzyła na pojawiające się przed
nią obrazy, jakby oglądała film w kinie. Widziała własne łzy, kiedy Malfoy po
raz pierwszy ją obraził. – A potem ktoś mu wsadził kij w dupę – dodała.
Nie
wiedziała ile czasu zajęło jej obejrzenie wszystkiego. Kilka minut, godzin… Kiedy
doszło do momentu, w którym widziała go ostatnim razem, obraz po prostu
zniknął. Widziała siebie, siedzącą na posadzce przed lustrem. Przez chwilę
siedziała w samotności, zszokowana ilością wspomnień, które wiązały się z
Malfoyem. Zaraz jednak jej wzrok drgnął i spoczął na odbiciu chłopaka, które
pojawiło się zaraz obok niej. Patrzył na nią w sposób całkowicie odmienny od
tego, jak spoglądał prawdziwy Malfoy.
Wzdrygnęła się,
kiedy poczuła jego obecność. Obróciła się szybko, ale nikogo obok ani za nią
nie było. Mimo to wciąż miała wrażenie, że jest przy niej, zupełnie tak, jak w
odbiciu. Po chwili zdała sobie sprawę, że chłopak w lustrze, siada i dotyka jej
dłoni swoją. Zadziwiające było to, że naprawdę to poczuła. Spojrzała na swoje
ręce. Otworzyła pięść, a srebrny skorpion zabłysnął w słońcu.
*
Malfoy
przyglądał się Weasley, która pojawiła się na końcu projekcji. Jej odbicie w
tafli wody uśmiechało się do niego. Wstał, dzięki czemu miał lepszy widok. Rose
chwyciła go za dłoń, a on ze zdziwieniem odkrył, że naprawdę to poczuł. Spojrzał
na swoje palce, w których wciąż trzymał szklaną butelkę. Róża w środku kwitła
czerwienią i wyglądała jeszcze piękniej niż poprzednim razem.
1 30 stóp – 9,14400 metra
2 głowica – górna część kolumny
3 fragmenty Prologu
__
Jeej, zdążyłam przed końcem soboty :) Like a boss.
Jestem zadowolona z końcówki... i z tego fragmentu z Daisy. Myślę, że wyszły bardzo dobrze :)
Przepraszam, że tak długo mnie nie było.
Rozdział fantastyczny. Jestem zauroczona twoją historią : ) Mogłabym ją czytać i czytać : )
OdpowiedzUsuńTa kostka intryguje mnie i te sny. Czy kiedyś będą mogli porozmawiać we śnie? : ) Kiedy nawiążą ze sobą przyjacielski kontakt? : )
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam Lily : )
Dzięki za komentarz :) Cieszę się, że rozdział Ci się podobał :) Właściwie fajny pomysł z tym rozmawianiem we śnie, ale myślę, że zostawię to sobie na inną okoliczność :)
UsuńPięknie! Nie wiem, czego chciałaś od tej części :P Fajnie, że wreszcie coś złożyło się w całość, bo wcześniej te sny i ta kostka były takie oderwane od rzeczywistości i nie było wiadomo, o co tak właściwie chodzi :)
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, czego chciałam od tej części :P Bałam się, że coś zepsuję. Zwłaszcza z tymi snami i w ogóle :)
UsuńDziękuję za poświęcony czas i komentarz :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńW tej pierwszej scenie wyobraziłam sobie Scorpiusa jako mafiosa albo guru. A potem jako klauna, który dostarcza rozrywki. Poza tym to Ślizgoni strasznie stracili w moich oczach. No bo jak leniwych i – nie bójmy się tego słowa – głupich uczniów przyjmują do tego domu, żeby pokładali cały swój czas wolny Scorpiusowi jako jedynej osobie, które jest w stanie sensownie i ciekawie zapełnić ten czas? Zero inicjatywy, litości… Takie rzeczy nie działaby się w Gryffindorze. Tak więc uwaga Scorpiusa była na miejscu. Zawsze uwielbiałam Gryfonów <3 I jeszcze Krukonów. Ale tak nawiasem dodam, że kiedyś robiłam test internetowej Tiary Przydziału. I zostałam przydzielona do Hufflepuffu, smuteczek :<
UsuńWracając do tematu… Z początku myślałam, że Scorpius po prostu zorganizuje jakąś imprezę, ale… Takie dostarczanie rozrywki przeszło moje najśmielsze oczekiwania! Gorzej, jak ktoś się zapędzi z zaklęciami (choć na razie im to nie grozi) i będzie trzeba wezwać pomoc. Ciekawe, jak wtedy będą się tłumaczyć. A zachowanie Scorpiusa odbieram jako łaskawe wysłuchanie lamentowania plebsu, coś na zasadzie, że okazał im tyle łaski, czasu i energii po wysłuchaniu Jose.
W ogóle to mi brakowało takich prawdziwych zakładów, a nie pojedynczych. Znaczy, wiesz… Wyobraziłam sobie Freda i George’a Weasleyów, którzy krążą wśród tłumu i przyjmują od wszystkich uczniów zakłady. Jak za starych, dobrych czasów. No ale to nie te czasy, i nie ten dom. ;)
Trochę szkoda mi Willow, ale tylko trochę. Bo właściwie sama jest sobie winna, ale z drugiej wzbudza moje współczucie. Nie zrobiła w zasadzie niczego niewybaczalnego. Rozwiniesz jeszcze jej wątek czy to już takie bardziej wygaszanie emocji po wydarzeniach związanych z nią i Shilą?
„Silence” – muzyka jak z horroru, w dodatku świetnie dopasowana do fragmentu. Aż ciarki przeszły mi po plecach.
Bardzo podobał mi się ten fragment. W Daisy widziałam kawałek charakteru Harry’ego Pottera (on też zawsze musiał sam i pierwszy sprawdzić, co się stało. Wszędzie wtykał swojego nochala i, proszę, jak skończył: jako dzieciorób xD). W pierwszym odruchu, kiedy czytałam o Daisy wchodzącej do lasu, czułam się jak podczas czytania horroru. I tak myślałam „Ty głupia! Zginiesz tam zaraz, zgiiinieeesz!”. No bo to Zakazany Las! Tam może się czaić wszystko, nawet Voldek mógłby wyskoczyć zza krzaka i posiekać ją siekierą czy coś. Okej, to się wytnie… xD
To, co zobaczyła tam Daisy nie jest normalne, nawet jak na Zakazany Las. Zaintrygowało mnie to.
Te sny… Jejku, świetnie to wyszło. Czułam rosnące napięcie. Przy scenie tylko ze Scorpiusem domyślałam się, co może mniej więcej być dalej, przy śnie Rose moje domysły się sprawdzily, a potem było tylko lepiej! :)
Dodałaś nowe zagadki, a nie wyjaśniłaś starych.
Oj, Ty niedobra! Ale na nagrodę zasłużyłaś, nie powiem, że nie. I to nie na jednego żelka, a na całą paczkę Haribo!
Mam nadzieję, że na następny rozdział nie będziemy musieli (znów mi się włącza świadomość zbiorowa) tyle czekać :)
Pozdrawiam i życzę więcej wolnego czasu oraz, oczywiście, weny!
Haha, uśmiałam się :)
UsuńMafia Scorpiusa będzie się rozwijać. Właśnie myślałam o zrobieniu więcej zakładów, ale stwierdziłam, że to dopiero początek i mogę jeszcze poczekać z tym. Ale Malfoy już wyczaił możliwość łatwego zarobku xD
Z Willow mam w planach jeszcze się pobawić :)Prawdopodobnie będzie występować w drugiej części Licencji.
Ze sceny z Daisy też jestem bardzo zadowolona. A muzykę dobrałam... właściwie to wyglądało tak, że wpisałam w youtube "przerażająca muzyka" (serio... przerażająca... tego słowa użyłam) i włączyłam pierwsze, co wyskoczyło xD Przypasowało, więc dodałam :) A Voldek z siekierą mnie rozbawił niesamowicie xD
Cieszę się, że podobały Ci się sny. Miałam stracha, że tym przeplataniem Rose-Scorpius-Rose-Scorpius zepsuję efekt, ale najwyraźniej jest dobrze :)
Już niedługo się zacznie wszystko wyjaśniać :) A niektóre wątki będą się ciągnęły jeszcze przez drugą część Licencji (która już gdzieśtam w mojej głowie się układa), więc będzie co czytać...
Ha! Haribo są dobre. W ogóle to ja jestem jak żelkowy potwór. Uwielbiam żelki. Mogłabym się żywić tylko nimi.
Ten rozdział obudził we mnie jakieś nowe chęci xD Za chwilę chyba zacznę następny pisać :) Ale nie wiem jak z nim pójdzie, bo mam naprawdę dużo nauki (5 sprawdzianów się szykuje w przyszłym tygodniu. niech się smażą w piekle).
Dziękuję za komentarz :)
Łatwy zarobek? Znaczy co? Te walki Scorpius będzie ustawiał pod swoje zakłady? :D
UsuńSzczerze mówiąc, nie mogę się doczekać najbardziej wyjaśnień odnośnie tych snów i kostek Rubika. Bo te motywy są praktycznie od początku opowiadania i bardzo, ale to bardzo pobudzają wyobraźnię.
Mogę się założyć, że ze sceny z Daisy wszyscy będą zadowoleni :) Bo wyszła bezbłędnie.
Kurczę blade, popieram: niech się smażą w piekle!
Haha faktycznie to zabrzmiało, jakby miał ustawiać walki xD Haha, miałam na myśli, że jak się pobawi w bukmachera to też zarobi xD
UsuńNo, i to same najgorsze: botanika, biochemia, zoologia... masakra, jednym słowem.
Mówiłam już, ze kocham, uwielbiam to opowiadanie?
OdpowiedzUsuńOj, widzę, ze nad Hogwart nadciągają ciemne chmury, tym samym robi się coraz ciekawiej!
Fragment z Daisy naprawdę wyszedł Ci... genialnie.
Strasznie jestem ciekawa, co spowodowało takie zniszczenia w lesie i zastanawia mnie czy to ma coś wspólnego ze snami Rose i Scorpiusa.
Podobał mi się też fragment z Willow, strasznie mi jej szkoda, biedactwo. Nikt sobie sam nie wybiera orientacji.
Boże, jestem jeszcze bardziej zaintrygowana niż po przeczytaniu poprzedniego rozdziału - mam nadzieję, że na nowy rozdział nie każesz nam czekać znów tak długo :)
Pozdrawiam,
Aprilias
Kurde napisałaś, taki świetny rozdział, że aż muszę się zmotywować i dodać mój. Chociaż to pospólstwo przy tym rozdziale, o! Zaintrygowałaś mnie tą spaloną polaną, jestem ciekawa o co z tym będzie chodzić. Jak tylko przeczytałam o tej bójce w PW, to od razu widziałam "Podziemny Krąg" w wersji Hogwartu, hah. No ale, jak chyba każdemu, najbardziej podobały mi się te sny. Dla mnie to było tak realistyczne, że w pewnym momencie sobie wbiłam do głowy, że to jezioro i lustro są jakoś połączone, że widać co się dzieje po drugiej stronie. Na prawdę mocna końcówka. Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek!
OdpowiedzUsuńNo dodaj, dodaj swój rozdział, bo przebiłaś nawet mnie z okresem oczekiwania :P Nie, ale na poważnie, stęskniłam się za Twoim opowiadaniem... i za Tobą też! Dawno nie rozmawiałyśmy. Odezwij się czasem, co?
UsuńDziękuję za komentarz. Bardzo się cieszę, że rozdział Ci się podobał. No zauważyłam, że wszystkich intryguje spalona polana :) Mam tylko nadzieję, że nie spalę pomysłu xD
Kocham Cię, kobieto, najzwyczajniej w świecie. Dlaczego tym razem? Bo albo mi się wydaje, albo widzę inspirację Fight Clubem w powyższym przegenialnym rozdziale c:
OdpowiedzUsuńNiestety, czas mnie chwilowo goni, więc nie napiszę zbyt dużo. Boję się martwych ptaków i dziwnych rzeczy z tej polany... Jak coś strasznego się naprawdę zacznie dziać, to przez Ciebie nie będę mogła spać. Dzięki wielkie :P
Aaaaaawwwwwwww, dużo Rose i Scorpiusa, me like. A poza tym słodko... i smutno. Nie podejrzewałam, że Rose autentycznie pamiętała o tym spotkaniu, ba, próbowała gadać ze Scorpem w Hogwarcie! A on... cóż, i tak go wielbię, ale muszę przyznać, że się na niego wkurzyłam. Gupi, gupi Malfoy...
Ogółem cóż rzec mogę, dobrze mieć Cię z powrotem, zwłaszcza jak wracasz w takim stylu. Czekam na kolejny, oby udało Ci się napisać go nieco szybciej :D
Pozdrawiam gorąco!
Twoja
Yen
Yen, jak miło widzieć komentarz od Ciebie!
UsuńTy też dawno nic nie napisałaś, więc bierz się do roboty :)
Przepraszam no... czy to moja wina, że trzeba było dodać trochę grozy, bo mi się z tego rozlazłe romansidło zrobiło? xD Nie bój się. Jak wyskoczy Ci z szafy jakiś potwór, to ja go załatwię :P
Mój bohaterze ^^
UsuńRozlazłe romansidło? Aaaaaaj tam, w którym miejscu rozlazłe? Nie zauważyłam...
A co do moich wampirów, to na razie chyba nie wracam :/ Straciłam zapał zupełnie, zresztą piszę kilka innych rzeczy. Jeśli chcesz, mogę Ci coś podesłać, ale nic chyba jeszcze nie skończyłam xD
Jasne, podsyłaj! Ostatnio nie mam co czytać, bo wszystkie bloggerki gdzieś pouciekały :)
UsuńJak to gdzie rozlazłe? To już 41 odcinek, a oni dopiero RAZ się pocałowali xD To chyba dobry przykład rozlazłości? xD
Sama chciałaś :P Poszło na maila, którego znalazłam, nie wiem, czy to dobry...
UsuńPff, jak dla mnie właśnie bardzo, bardzo dobrze, że się z tym nie śpieszysz. Na wszystko trzeba trochę poczekać, a RoSco to dość skomplikowana relacja, jak widać, a Ty z jej ujęciem radzisz sobie świetnie (przeż wiesz o tym, Parabola!) ;*
Oczywiście, że adres dobry, niedobrego bym nie podawała :)
UsuńDoszło, dziękuję, zaraz przeczytam :) Ja też rzadko kiedy dokańczam swoje opowieści. Na kompie mam obecnie 27 rozpoczętych opowiadań, żadne nie skończone, a wciąż dochodzą nowe :) (najwięcej pomysłów przychodzi do mnie na wykładach z filozofii... ciekawe dlaczego...)
Na http://stowarzyszenie-mp.blogspot.com/ pojawił się news.
OdpowiedzUsuńZapraszam, Zusan
PS Nie znalazłam Spamownika - jeśli istnieje, przepraszam.
Tak się cieszę, że dodałaś coś nowego. <3 Kiedy będzie następny rozdział? xD
OdpowiedzUsuńMoże pominę wątek z klubem i Willow... podobało mi się. Bardzo. I nie mam potrzeby opisywania co o tym sądzę. Jednym słowem: Świetne. I tyle. :D
Kiedy czytałam wątek o Daisy... czułam się jak w horrorze. Jakby ona miała zaraz oberwać od kogoś siekierą, jak tylko wejdzie do Zakazanego Lasu. No, dobra. To magiczny świat, więc Avadą. Ale na jedno wychodzi.
Cudne było to z tymi snami! <33 Fajnie by było, gdyby Scorp po przypomnieniu sobie tego wszystkiego zaczął inaczej traktować Rose. Ale po przeczytaniu tylu blogów... wiem, że pewnie będzie dalej.. no, po protu Malfoyem. Chyba, że zaskoczysz. :P Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie oni będą razem. Albo chociaż, żeby pogadali jak ludzie i się zaprzyjaźnili. Ja wiem, że mam wybujałą wyobraźnię i oczekuję rzeczy niemożliwych, ale napisałaś 40 rozdziałów i oni nadal nie są razem. Podziwiam cię za to. Ani razu nie spotkałam się z "zapychaczem" w twoim opowiadaniu. Ale wieeesz.. już człowiek nie może się doczekać. :P
Wiesz, że jesteś okropną sadystką?? Nie mam pojęcia, o co chodzi z tą kostką Rubika, martwymi zwierzętami, snami, skorpionem, różą w butelce... i za Chiny, nie mogę wymyślić powiązania pomiędzy tym wszystkim. A ty nas tylko katujesz, torturujesz i nie tłumaczysz, ani trochę! xD Kocham twoje opowiadanie. Ale za niedługo to już chyba psychicznie nie wytrzymam. :P
Może kiedyś już gdzieś pisałaś co będzie w drugiej części opowiadania, ale ja nie wiem gdzie, więc z góry przepraszam. No, to jak się może domyślasz, moje pytanie brzmi: O czym będzie druga część?
Od czego się zacznie? Czy Rose i Scorpius będą wtedy(nadal)wrogami, czy przyjaciółmi, czy parą? Czy może wszystko po kolei, no bo raczej trzeba przejść przez te wszystkie etapy? (Domyślam się, że skoro teraz mają po 16 lat, to pewnie wtedy nadal będę w Hogwarcie, więc nie pytam, gdzie będzie się działa akcja) Czy druga część będzie ostatnią? Czy będzie miała szczęśliwe zakończenie? Czy to będzie w formie lekkiego, humorystycznego opowiadania, czy pójdziesz raczej w stronę złych sił i ratowania świata - w końcu są potomkami czarodziei, którzy mieli niespotykane i przygody i nie raz spotykali się z niebezpieczeństwami ( nie mówię w tej chwili tylko o Rose i Scorpiusie)?
Zdaję sobie sprawę, że nie odpowiesz na wszystko, ale chociaż zlituj się i uchyl rąbka tajemnicy, co? :D
Błagaaaam!
Mam nadzieję, że na nowy rozdział nie będziemy musieli długo czekać. Życzę weny. I może chęci do nauki. Każdemu się przyda. :D
Pozdrawiam. ~Ana
Po kolei :)
UsuńBardzo dziękuję za komentarz. Miło wiedzieć, że jest dla kogo pisać.
Właśnie pisałam wczoraj Yen, że mi się zrobiło z tego rozlazłe romansidło, ale stwierdziła, że jej się podoba to, że się z tym nie spiszę. Ale tak serio... to czasem się boję ich połączyć, bo wtedy moja wyobraźnia buzuje i wypluwa z siebie tysiące obrazów, wizji dotyczących tej dwójki, a uwierz mi - niektóre z tych obrazów powinno się opatrzyć cenzurą xD
Ja jestem sadystką? Broń Boże! Mój lekarz stwierdził, że nie mam takich zapędów! A byłam badana przed pójściem do technikum pod tym kątem :) Ale fakt, lubię wciąż dodawać nowe wątki i - masz racje - jeszcze nic nie wyjaśniłam xD Hah. Ale nie bój żaby, niedługo wyjaśni się sprawa z kostkami Rubika i snami :) Obiecuję. Słowo harcerza (którym nigdy nie byłam, ale to szczegół).
Nie pamiętam, żebym pisała gdzieś publicznie, co będzie w drugiej części Licencji. Hmm... myślę, że na kilka pytań mogę odpowiedzieć.
Od czego się zacznie? Pewnie od końca pierwszej części :)
Czy Rose i Scorpius będą "razem-razem"? Tego najstarsi górale nie wiedzą.
Czy druga część będzie ostatnią? Nie wiem czy to będzie ostatnia cześć, bo - szczerze - mam pomysł na, co najmniej, jeszcze jedną :) Ale nie obiecuję niczego, bo kurcze... robię się coraz starsza (brutalna prawda)i niedługo trzeba będzie się chyba pożegnać z Hogwartem (wciąż wierzę w to, że mój list się gdzieś zawieruszył... sowę porwał wiatr czy coś). Chciałabym też napisać coś własnego.
Czy będzie miała szczęśliwe zakończenie? Szczerze? I have no idea! Nie wiem. Moje opowiadania żyją własnym życiem i wszystko "wychodzi w praniu".
Czy to będzie humorystyczne czy powieje grozą? No... grozą to już wieje. Ale może uchylę rąbka tajemnicy i powiem, że to wszystko co dzieje się obecnie w lesie, jest początkiem tego, co będzie działo się w drugiej części :)
No, ale zanim przejdziemy do drugiej częśći, trzeba najpierw zakończyć obecną. I nie obiecuję też, że druga część pojawi się zaraz, od razu po opublikowaniu Epilogu. Prawdopodobnie trzeba będzie na nią poczekać... długo raczej. Chcę napisć coś innego, o czym wspominałam. Może będę pisała dwa opowiadania równolegle? Zobaczę, jak mi czas i zdrowie pozwoli.
Dziękuję za życzenie weny i chęci do nauki :) Szczególnie to drugie mi się przyda. Dlaczego w tym tygodniu też mam codziennie kolokwia? Agr! Normalnie, niech ich wszystkich ogień piekielny pochłonie!
Pozdrawiam serdecznie :)
Kocham to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Willow :c
Fragment z Daisy bardzo intrygujący.
Ciekawi mnie jak rozwinie się wątek Rose i Scorpiusa :>
Krótko mówiąc z niecierpliwością wyczekuje kolejnego rozdziału i życzę weny ^^
Świetne *.* Obserwujemy? ♥
OdpowiedzUsuńWbijaj | best-frieend.blogspot.com
Zgodnie z prośbą - informuję, że założyłam nowego bloga. Więcej informacji na niewidzialna-nic-milosci.blogspot.com oraz na teatr-swiata.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam!
uwielbiam cię, i twoje opowiadanie! czekam na więcej. *-* !
OdpowiedzUsuń~ zapraszam do mnie! :> dopiero zaczynam.
Uwielbiam ich sny <3 no i są wspomnienia, ktorych tak bardzo pragnęłam :*
OdpowiedzUsuń