Była
sobota, a ponieważ pogoda dopisywała, biblioteka siała pustkami. Jedynymi
osobami, które spędzały przedpołudnie wśród książek były bibliotekarka i Rose.
Kobieta krzątała się między półkami, przeprowadzając inwentaryzację: odkładała
księgi na miejsca i spisywała tytuły, które potrzebowały renowacji. Od czas do
czasu nuciła coś pod nosem i podchodziła do swojego biurka, by zgrabnym gestem
unieść filiżankę z zieloną herbatą i upić niewielką ilość, dystyngowanie
odstawiając mały palec w bok. Spoglądała w tym czasie na Weasley, jakby
sprawdzając, czy wszystko jest w należytym porządku. Następnie odkładała
filiżankę na spodeczek z cichym stuknięciem i wracała między regały.
W weekendy księgozbiór Hogwartu był
otwarty tylko do obiadu, dlatego każda minuta miała dla Rose ogromne znaczenie,
jeśli chciała porządnie przetłumaczyć zadanie z runów. Gryfonka siedziała na
swoim stałym miejscu, pod oknem, ale blisko półek, by w razie potrzeby móc
szybko odszukać daną książkę. Miała na sobie zwykłe dżinsy, dopasowanie do
sylwetki oraz zieloną koszulę z kołnierzykiem. Poły materiału rozchodziły się
pod szyją, tworząc ładny dekolt, ale Rose rozpięła dodatkowo jeden guzik,
pogłębiając go znacząco. Scorpius od razu zwrócił na ten szczegół uwagę,
dostrzegając krawędź czarnego stanika oraz połyskujące serduszko, leżące
niewinnie w zagłębieniu między piersiami. Dziewczyna nie od razu go zauważyła,
dlatego mógł przyglądać się jej kształtom dłuższą chwilę.
W pewnym momencie sięgnęła dłonią po
zawieszkę i uniosła ją do ust. Przez chwilę się nią bawiła, przygryzając i
okręcając na łańcuszku, machając jednocześnie ołówkiem, który trzymała w prawej
ręce. Zastygła w miejscu, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że ją obserwuje.
Spojrzała na niego i wypuściła serduszko z ust, a ono upadło cicho na swoje
miejsce. Malfoy mimowolnie poczuł znajome uczucie w dole brzucha. Zagryzł wewnętrzną
stronę policzka, próbując powstrzymać narastające pożądanie poprzez zadawanie
sobie bólu.
- Spóźniłeś
się – powiedziała, poprawiając się na krześle. Scorpius przez chwilę się nie
ruszał, tocząc ze sobą wewnętrzną bitwę.
Po prostu udawaj, że nic nie poczułeś. To
proste, przecież to Weasley. Ta sama niska, ruda brzydula, chłopczyca, z którą
toczysz wojnę od pierwszej klasy. Ta sama córka szlamy, zdrajczyni krwi, która
ma za wysokie mniemanie o sobie, świetne nogi, seksowny tyłek i niemal całkowicie
odsłonięty biust! Aaa, cholera! Pieprzyć to.
- Myślisz,
że nie mam nic lepszego do roboty w sobotę rano? – zapytał kąśliwie, podchodząc
do stolika i zajmując krzesło obok niej. Zachował kamienną twarz, przyglądając
się jej brązowym oczom, które co jakiś czas znikały za powiekami. Nie
odpowiedziała, a jedynie rozejrzała się po stoliku i podała mu arkusz papieru.
Kiedy nic nie zrobił, popatrzyła na niego zaciekawiona. – Pożyczysz coś do
pisania?
Wywróciła
oczami młynka, ale popchnęła w jego stronę czarny długopis, a potem pochyliła
się nad swoim pergaminem i wykreśliła kilka słów. Obrzucił spojrzeniem jej
profil. Podpierała głowę na dłoni, spoglądając na napisane przez siebie zdania.
Długie rzęsy rzucały cień na policzki, a malinowe usta nabrały żywszego koloru,
kiedy lekko je przygryzła, nachylając się nad książką. Ignorując fakt, że
uważał ten gest za bardzo seksowny, przesunął wzrok niżej. Wygięta linia szyi
gładko przechodziła w naturalnie blady dekolt. Dopiero teraz dostrzegł, że choć
sam nie lubił być nadmiernie opalonym, przy niej wyglądał jak rdzenny
mieszkaniec północnej Afryki.
- Chyba nie
lubisz się opalać, co Weasley? – zapytał, spoglądając w jej oczy na tyle
szybko, by nie dostrzegła, gdzie przed chwilą znajdował się jego wzrok.
Zaskoczona uniosła brew, zerkając na niego. Odsunęła rękę od podbródka i
odwróciła głowę.
- Nie
miałeś przypadkiem tłumaczyć kolejnej strony?
- Wiem co
mam robić, Weasley – powiedział, wyprostowując się. Jego spojrzenie znów
natrafiło na idealną skórę na jej dekolcie. W jakiś dziwny sposób podobało mu
się to, że jej cera była taka… nieskalana słońcem. Zawsze irytowało go, gdy
dziewczyny, z którymi się umawiał, miały ślady po bikini na swoim ciele. – Ale
serio… jestem ciekaw.
Zdawało mu
się, że jej brew nie może już wyżej powędrować, dlatego zaskoczyło go, gdy
uniosła się jeszcze trochę. Spojrzała na niego naprawdę zaskoczona. Po chwili
wydała z siebie cichy pomruk i odchyliła głowę w bok.
-
Powiedzmy, że ja i słońce nie jesteśmy wielkimi przyjaciółmi – powiedziała, po
czym wsadziła ołówek za ucho i podniosła swój pergamin na wysokość oczu. – Żeby poprawnie wykonać to ćwiczenie, musisz
ustawić nadgarstek w taki sposób, aby tworzył linię prostą z całym
przedramieniem. Następnie skup się na swoim zadaniu i, wykonując wcześniej
omówiony ruch, wypowiedz formułkę zaklęcia… Dobrze brzmi? – spytała,
zerkając na niego. Pokiwał głową, wpatrując się uparcie w trzymaną przez nią
kartkę. Jakaś nieuchwytna myśl tłukła się w jego głowie, kiedy czytała to, co
napisała. Próbował ją schwycić, ale za każdym razem mu umykała. Zmrużył
powieki, mając dziwne wrażenie, że już gdzieś słyszał te słowa.
- Możesz
przeczytać jeszcze raz? – zapytał. Otworzyła usta ze zdziwienia, ale
przytaknęła.
- E… jasne.
Tak… By poprawnie wykonać to ćwiczenie,
musisz ustawić nadgarstek w taki sposób, aby tworzył linię prostą…
- Nie wydaje ci się to znajome? – Przerwał jej w pół
zdania, mrużąc powieki i patrząc na nią wyczekująco. Zamrugała kilkakrotnie, po
czym jeszcze raz, po cichu, przeczytała tłumaczenie. Malfoy niemal widział małe
trybiki obracające się pod warstwą rudych, upiętych w luźną kitkę włosów.
- Masz
rację. – No pewnie, że mam. Weasley
zmarszczyła brwi. – Brzmi jak…
- Zaklęcia klasa 2 – wypowiedzieli te
słowa w tym samym czasie, patrząc sobie w oczy. Nie minęła nawet minuta, kiedy
równocześnie zerwali się ze swoich krzeseł, robiąc przy tym sporo hałasu, i
pobiegli w kierunku regałów, na których znajdowały się książki potrzebne
drugoklasistom. Bibliotekarka fuknęła coś pod nosem, kiedy przebiegli obok
niej.
Malfoy
okazał się być sekundę szybszy. Złapał ostatni wolny egzemplarz i podniósł go
wysoko tak, żeby Weasley nie mogła dosięgnąć. Miał tą przewagę, że był od niej
sporo wyższy i, nawet stając na palcach, nie była w stanie wyrwać mu książki.
- Przestań,
zachowujesz się jak dziecko – powiedział, wciąż trzymając uniesioną rękę,
podczas gdy Gryfonka, obrawszy inną taktykę, oparła się jedną ręką o jego
ramię, a drugą wyciągnęła najwyżej jak tylko mogła. Jakby podpora w postaci
jego ramienia miała nagle spowodować, że stanie się wyższa i będzie mogła
dosięgnąć celu.
- I kto to
mówi?! – fuknęła. Jej policzki przybrały żywy, czerwony kolor, a Scorpius znów,
całkowicie MIMO JEGO WOLI, poczuł poruszenie w dolnych partiach ciała, kiedy
zobaczył ją prężącą się przed nim i stękającą z wysiłku. Pospiesznie odsunął od
siebie te myśli. - To nie fair! Jesteś ode mnie wyższy – stęknęła, opadając na
stopy i zabierając dłoń. Spojrzała na niego z wyrzutem. Miał wrażenie, że zaraz
zacznie tupać nogami, domagając się sprawiedliwości.
- Okej,
możemy ją przeczytać razem – stwierdził z łaskawością, opuszczając rękę. Wyrwał
książkę, kiedy Weasley spróbowała mu ją zabrać, grożąc jej palcem. Westchnęła i
kiwnęła głową. Stanęła obok niego i przyglądała się, jak otwiera podręcznik.
Nie zajęło mu długo znalezienie odpowiedniego rozdziału. Zaczerpnął powietrza,
czując truskawkowy zapach szamponu Weasley, i zaczął czytać:
- Wiesz już jak poprawnie wypowiedzieć formułę
zaklęcia oraz jaki ruch dłoni powinien temu towarzyszyć. Spróbujmy zatem rzucić
zaklęcie. Żeby poprawnie wykonać to ćwiczenie, musisz ustawić nadgarstek w taki
sposób, aby tworzył linię prostą z całym przedramieniem. Następnie skup się na
swoim zadaniu i, wykonując wcześniej omówiony ruch, wypowiedz formułkę
zaklęcia. Powinieneś poczuć lekkie szarpnięcie różdżki, jeśli zaklęcie zostało
rzucone poprawnie.
Malfoy skończył czytać. Przerzucił kilka kartek w
przód i w tył, żeby upewnić się, że inne fragmenty brzmią podobnie jak te,
które przetłumaczyli.
- Świetnie.
Wyrolowała nas – powiedział.
- Skąd
wiesz? Może akurat trafiliśmy na jeden fragment, który skopiowała z książki? To
ma być zadanie sprawdzające naszą umiejętność tłumaczenia, mogła wziąć kilka…
- Serio?
Jeden fragment? Accio, zaklęcie
przywołujące, sprawia, że dany przedmiot przylatuje do osoby rzucającej
zaklęcie. To jest coś, co przetłumaczyłem ostatnio. A to… – powiedział,
przerzucając kilka kartek do przodu – ….jest twoja kwestia. Petrificus totalus to zaklęcie, które
powoduje pełne porażenie ciała przeciwnika, sprawiając, że nie ma on możliwości
wykonać jakikolwiek ruch. Zaklęcie używane jest zarówno jako czar defensywny
jak i ofensywny.
Przez chwilę milczeli, spoglądając na siebie. Malfoy
oddychał szybciej, zdenerwowany odkrytym przekrętem nauczycielki. Nie pomagał
mu fakt, że Weasley stała bardzo blisko niego. Na tyle blisko, że był w stanie
wyczuć ciepło bijące od jej ciała. Wpatrywał się w jej błyszczące oczy,
otoczone ciemną obwódką rzęs.
Powietrze
zrobiło się jakieś cięższe. Weasley od razu rozpoznała to uczucie: było tak,
jak wtedy w jaskini. Jakby zatrzymał się cały świat, a jakaś magiczna siła
zbliżała ich ku sobie. Doskonale pamiętała, co wydarzyło się chwilę po tym, jak
poczuła to dziwne przyciąganie. I miała wrażenie, że tym razem będzie tak samo;
już jej się wydawało, że Malfoy znalazł się jeszcze bliżej, niebezpiecznie się
nachylając.
I tak jak
szybko się to zaczęło, tak szybko się skończyło – razem z pojawieniem się
niskiej i przeraźliwie chudej dziewczyny. Weasley tylko kątem oka ją dostrzegła,
ale to wystarczyło, by rozpoznała żółte barwy Hufflepuffu. Odsunęła się szybko
od Malfoya, spoglądając nieufnie na Puchonkę. Dziewczyna stała niedaleko nich,
opierając się lewym ramieniem o regał. Jej wyłupiaste oczy wpatrywały się w nich
z wyższością, a wąskie usta wygięły się w ironiczny uśmiech. Wyglądała tak,
jakby właśnie przyłapała kogoś na robieniu czegoś nielegalnego.
I przyłapała.
Nie, Rose! Nie przyłapała. Przecież
nie robiliśmy nic złego. Po prostu tu sobie staliśmy… Rozmawialiśmy i pojawiło
się to dziwne uczucie, jak wtedy w jaskini i… dobrze, że przyszła zanim
wydarzyło się coś więcej.
Tylko czemu mam wrażenie, że jest z
tego faktu bardzo zadowolona? Jakby tylko na to czekała? I czemu wydaje mi się,
że ją znam?
Oczy Weasley tylko minimalnie powiększyły swoje
rozmiary, kiedy w przebłysku wspomnień, zobaczyła zapadłą twarz stojącej przed
nią dziewczyny, czającą się gdzieś za plecami Benjamina. Nie chciała, aby jej
przypuszczenia były prawdziwe, ale jeśli tak było, musiała stamtąd uciec. Nie
wiedziała, co pomyślała sobie nieznajoma, kiedy ich tak zastała, ale sądząc po
jej zadowolonej minie – nic dobrego. Nie chcąc dawać jej powodów do snucia
jeszcze więcej nieprawdziwych domysłów, wyminęła Malfoya i przeszła obok dziewczyny
z podniesioną głową. Mijając ją, wpatrywała się w jej oczy. Puchonka nie
pozostała jej dłużna.
Kiedy
zniknęła z jej pola widzenia, Rose podeszła szybko do swojego stolika i
pozbierała rzeczy. Nie obracając się za siebie, wyszła z biblioteki. Nagle ogarnęło
ją przeczucie, że wydarzy się coś złego.
*
Shila
siedziała na kamiennej ławie niedaleko wejścia do domu Krukonów. Nerwowo
podrygiwała nogą i przygryzała paznokcie, spoglądając co chwilę w kierunku
drzwi. Właściwie sama nie była do końca pewna, co takiego zamierzała zrobić.
Wiedziała, że nie może dłużej ukrywać się przed Willow. Hogwart był dużym
zamkiem – to nie podlegało żadnym dyskusjom – ale nie na tyle, by mogła unikać
jej w nieskończoność. Choć zachowanie Krukonki było dziwne i w żadnym wypadku
nie powinno się go pochwalać, Shili brakowało wspólnych rozmów. Naprawdę
polubiła dziewczynę. No i były też te piękne, romantyczne – może również trochę
przerażające – listy, które mile łechtały jej próżność.
Nie była na
tyle odważna, żeby podejść do drewnianych drzwi i zastukać kołatką w kształcie
orła. Doskonale zdawała sobie sprawę, że trudno byłoby jej odgadnąć rozwiązanie
jakiejkolwiek zagadki. Nigdy nie była w nich dobra. W dodatku nie wiedziała, co
mogłaby powiedzieć mieszkańcom, którzy na pewno siedzieli w Pokoju Wspólnym i
nie spodziewali się zobaczyć w nim Gryfonki. Z drugiej strony, siedzenie tam i
wpatrywanie się w nie jak wół w malowane wrota, nie prowadziło do niczego.
Westchnęła
i wstała z zamiarem odejścia do Wieży Gryffindoru. Poprawiła spódniczkę,
jeszcze raz oddychając głęboko i wtedy drzwi otworzyły się, a na korytarz
wyszła Willow w towarzystwie dwóch koleżanek. Shila przełknęła ślinę, nie
wiedząc czy powinna dziękować czy raczej przeklinać na to dziwne zagranie losu.
Popatrzyła na opaloną, uśmiechniętą twarz dziewczyny i uśmiechnęła się, kiedy
ich oczy się spotkały. Willow wyglądała na zaskoczoną jej widokiem. Powiedziała
coś do pozostałych Krukonek i ruszyła w jej kierunku.
- Cześć –
powiedziała Shila, kiedy Willow znalazła się kilka kroków przed nią. Miała na
sobie krótką spódniczkę w szkocką kratę i białą bluzeczkę. Na ramieniu miała
przewieszoną torbę, która wyglądała na pustą.
- Cześć –
odpowiedziała bez ociągania się. – Co tu robisz? – spytała. Shila otworzyła
usta, ale nie powiedziała nawet słowa, nagle zapominając, co chciała
powiedzieć. Nabrała powietrza w płuca i głęboko odetchnęła.
- Ee…
brakuje mi ciebie – No masz, powiedziałam
to! Niepewnie spojrzała na zaciekawioną minę Willow. – No wiesz, naszych
rozmów – dodała szybko, przypominając sobie dziwne zachowanie Willow i jej
miłosne listy. Nie chciała, aby dziewczyna opacznie zrozumiała jej słowa. Shila
ceniła sobie jej przyjaźń, ale nie chciała niczego więcej.
- Jasne. Mi
też ich brakuje – odparła czarnowłosa. Shila uśmiechnęła się, ale twarz Willow
pozostała niewzruszona. – Tylko, że ja tak nie potrafię.
Gryfonka
zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad jej słowami.
- W jakim
sensie?
- Nie mogę
się z tobą przyjaźnić. Chcę czegoś więcej, Shi. Wiem, że może źle się do tego
zabrałam… Nie potrzebnie pisałam do ciebie te listy i jednocześnie próbowałam
się do ciebie zbliżyć… Myślałam, że może uda mi się cię przekonać. To boli,
jasne… Ale przestanie. A teraz przynajmniej wiem, że nie jesteś w stanie mnie
pokochać. Tylko, że dalsza przyjaźń z tobą… tobie nie robi to różnicy, ale ja
nie zniosę twojej bliskości, wiedząc, że nigdy nie będziemy razem. To
upokarzające. Przepraszam, ale nie – powiedziała. Na koniec rzuciła Shili
ostatnie, smutne spojrzenie i odeszła do swoich koleżanek. Ishihara spoglądała
za nią tylko chwilę, bo zaraz kiedy zniknęła jej z pola widzenia, opadła na
ławkę. Słowa Willow wciąż jeszcze pobrzmiewały w jej głowie, kiedy próbowała
pozbierać do kupy swoje rozbiegane myśli.
*
- Dobra,
możecie iść. – James kiwnął głową i ludzie odetchnęli z ulgą. Mimo że nie
musieli już tak intensywnie trenować, bo sezon dobiegał końca, a oni nie mieli
przewidzianych żadnych meczy, kapitan Gryffindoru dawał swojej drużynie niezły
wycisk. Wciąż powtarzał: „Przez wakacje spasiecie się jak świnie i w następnym
sezonie nie oderwiecie się nawet od ziemi”, po czym kazał im biegać w koło
boiska i wykonywać różne dziwne ćwiczenia.
Kolacja
miała zacząć się za kilka minut i Rose słyszała głośne protesty swojego
żołądka. Właśnie spaliła całkiem niezłą sumkę kalorii i organizm domagał się
uzupełnienia zapasów energii. Zastanawiała się nad zafundowaniem sobie
prawdziwej bomby węglowodanowej. Miała w pamięci ostatnie treningi, kiedy to
James trzymał ich tak długo, że wracając do swoich pokoi by się przebrać, nie
zdążali zjeść czegoś dobrego, bo wszystkie najlepsze kąski już dawno zostały
pochłonięte. Dlatego tym razem przyniosła sobie torbę z ubraniami na zmianę na
trening, podobnie jak kilka innych osób. W przylegającej do szatni łazience
wzięła szybki prysznic, po czym wskoczyła w świeże odzienie. Uśmiechając się do
reszty drużyny, chwyciła swoją torbę i poszła w stronę zamku, ciesząc się, że
zdąży zjeść coś dobrego zanim na stole zostaną same resztki.
W Sali
Wejściowej spotkała Shilę. Dziewczyna uśmiechnęła się do niej, ale Rose od razu
zauważyła smutek, czający się w jej oczach.
- Hej,
wszystko w porządku? – zapytała, przerzucając torbę do drugiej ręki.
-
Rozmawiałam z Willow – powiedziała Azjatka. – Nie chce mnie znać.
- Och, Shi,
tak mi przykro. Wiem, że ją lubisz – powiedziała Rose, drapiąc się po karku, bo
nagle mocno ją tam zaswędziało. Shila wzruszyła ramionami, jakby wcale nie
przejmowała się utratą koleżanki.
- Mówi, że
nie mogłaby znieść mojej obecności, bo nie jestem w stanie jej pokochać… Czy
coś takiego. – Weszły do Wielkiej Sali i Shila spojrzała na Rose, która znów
się drapała, tym razem po lewym ramieniu, krzywiąc się. – Wszystko okej? –
spytała.
- Tak, coś
mnie zaswędziało – odparła. Usiadły na swoim stałym miejscu i przywitały się ze
wszystkimi wkoło. Rose sięgnęła po talerz z naleśnikami i nałożyła sobie dwa.
Odstawiając talerz, drugą dłonią podrapała się po brzuchu.
Swędziało
ją całe ciało. Miała wrażenie, że stado jadowitych mrówek łazi po niej, gryząc
każdy fragment jej skóry. Chwilę później drapała się bez opamiętania, to po
ramionach, to znów po głowie i nogach. Zaczęła nawet poruszać się na ławie, by
wywrzeć większy nacisk na podrażnione pośladki i uda. Tym zachowaniem zwróciła
na siebie uwagę otaczających ja osób.
- Rose,
wszystko okej? – zapytała Shila, przyglądając się przyjaciółce uważnie.
- Wszystko
mnie swędzi – powiedziała Weasley i, jakby na potwierdzenie swoich słów, zaczęła
mocno drapać ramiona. – Muszę stąd wyjść!? – dodała, podnosząc się. Nie
zauważyła jednak przechodzącej za nią pani Pincet, bibliotekarki, i wpadła na
nią, mocno popychając. Kobieta zachwiała się na swych szczupłych nogach i
poleciała w bok, wpadając na dwóch Gryfonów, jedzących swoje kolacje. Chcąc się
podeprzeć, pani Pincet przez przypadek włożyła swoje dłonie do ich talerzy, a
jej głowa niemal nadziała się na nóż, który trzymał jeden z uczniów. W Wielkiej
Sali zawrzało. Rose uniosła dłonie do ust w geście przerażenia. Nie wiedziała
co powiedzieć i czy w ogóle powinna coś mówić. Już chciała pomóc, kiedy znów
zaswędziały ją plecy. Wyginając ręce do tyłu, próbowała się podrapać.
- Proszę
się uspokoić! – krzyczała dyrektorka. Nauczyciele już biegli w stronę pani
Pincet, by udzielić jej pomocy, a Ruda stała obok, bezradnie spoglądając na
rozbawioną przyjaciółkę. Widząc minę Rose, Shila przestała się głupkowato
uśmiechać. Rose jęknęła zażenowana, i
drapiąc się we wszystkich możliwych miejscach, wybiegła z Wielkiej Sali.
Myślała, że
zedrze sobie skórę, zanim dotrze do Wieży Gryffindoru. Piekło ją całe ciało.
Każda komórka paliła żywym ogniem, a drapanie przestało pomagać. Była pewna, że
ma na ciele czerwone ślady po swoich paznokciach. Wbiegła do dormitorium i
rzuciła się w stronę łazienki. Pospiesznie zdjęła z siebie wszystko. Zaskoczył
ją widok niebieskich plam na brzuchu, rękach i nogach. Zdziwienie ustąpiło
jednak złości i frustracji, kiedy swędzenie nie ustało. Wskoczyła pod prysznic
i kolejne dwadzieścia minut próbowała zmyć z siebie ten ból.
*
Shila
niepewnie otworzyła drzwi i wsadziła głowę do pokoju, sprawdzając, czy można do
niego bezpiecznie wejść. Rose leżała na swoim łóżku, przykryta kołdrą do połowy
i wpatrywała się w czerwony baldachim. Wyglądała na przybitą i smutną.
- Hej,
możemy wejść? – zapytała Azjatka, uśmiechając się do przyjaciółki. Ruda
spojrzała na nią i kiwnęła głową. Jej współlokatorki wtoczyły się do
dormitorium i każda, milcząc, od razu zajęła się swoimi sprawami. Zerkały
czasem ciekawsko w stronę Weasley, ale żadna o nic nie pytała. Shila zabroniła
im się odzywać na temat zdarzenia podczas kolacji. Wiedziała, że Rose będzie
przybita faktem, że omal nie zabiła niewinnej bibliotekarki i zrobiła z siebie
pośmiewisko przed całą szkołą. Kiedy wychodziły z Wielkiej Sali, wciąż panował
w niej harmider. Ishihara była pewna, że uczniowie będą o tym rozmawiać jeszcze
kilka następnych dni. – Dobrze się czujesz? – Przysiadła na łóżku Rudej i
uśmiechnęła się do niej współczująco.
- Fizycznie
tak, psychicznie nie – odparła cicho. – Czy pani Pincet nic się nie stało? –
spytała.
- Ma tylko
poplamioną suknię i rozdartą dumę, ale nic jej nie będzie – powiedziała
Ishihara, uśmiechając się. Próbowała ją rozbawić, ale Rose nie miała humoru.
- Powinnam
ją przeprosić – stwierdziła Weasley. – Pójdę do niej w poniedziałek.
- O ile
wpuści cię do biblioteki – zaśmiała się Shila, ale widząc morderczy wzrok
przyjaciółki, przestała. – Sorry.
Zapadła
cisza. Shila spojrzała na koleżanki, które kątem oka przypatrywały się im,
słuchając, o czym rozmawiały.
- Wiesz, co
to było? – zapytała nagle, przenosząc wzrok z powrotem na Rose. Ruda podniosła
się na łokciach i zmarszczyła brwi, ale wyglądało to bardziej na gest zdenerwowania
niż sfrustrowania.
- Tak. Swędzący proszek Weasleyów – warknęła. –
Dasz wiarę? Ktoś musiał zakraść się do naszej szatni, kiedy trenowaliśmy i
wetrzeć to świństwo w moje ubranie.
- Skąd
wiesz, że to akurat Swędzący proszek?
– zapytała Nicole, w ogóle nie przejmując się faktem, że wtrąciła się w cudzą
rozmowę. Shila zmroziła ją wzrokiem, Rose spojrzała na nią; dziewczyna zajadała
ciasteczka.
- Miałam
niebieskie plamy na ciele. Wujek George dodał do proszku barwnik, który reaguje
w zetknięciu z ciałem, żeby można było poznać, kto został nim potraktowany.
- Wiesz kto
ci to zrobił? – spytała Shila. Rose pokręciła przecząco głową. – Domyślasz się?
- Nie. Ale
się dowiem – powiedziała.
- Co zamierzasz
zrobić? – zapytała Nicole, nie zwracając uwagi na rozdrażnione spojrzenie
Ishihary.
- Pójdę
jutro do Hogsmeade – zakomunikowała Weasley. Dziewczyny spojrzały na nią
zaskoczone.
*
Scorpius
siedział w Pokoju Wspólnym Ślizgonów wspominając scenę, która rozegrała się
kilkanaście minut wcześniej w Wielkiej Sali. Chciało mu się śmiać za każdym
razem, kiedy przypomniał sobie zszokowaną minę Weasley, kiedy pani Pincet
wylądowała na talerzu jakiegoś chłopaka. Widok zaskoczonej kobiety był
bezcenny. Szkoda, że nikt nie uwiecznił tego na zdjęciu, byłoby co wspominać
przez długie lata.
- Co to za
uśmiech? – zapytał Jose, siadając na fotelu obok. Malfoy podniósł na niego
wzrok, szczerząc zęby jeszcze szerzej, szczerze rozbawiony.
- Zwykły
uśmiech – odpowiedział zdawkowo. Jego uśmiech nieco zelżał, choć wciąż czaił
się w kącikach ust. Gonzales poprawił się na oparciu i założył nogę na nogę,
przeglądając Proroka codziennego,
którego zabrał ze stolika, a którego ktoś wcześniej na nim zostawił. Blondyn
przyjrzał mu się: ciemna karnacja dodawała mu uroku, a mądre oczy śledziły
tekst w gazecie. Gonzales nie chwalił się nigdy swoimi podbojami miłosnymi i
swego czasu Malfoy podejrzewał go o zapędy homoseksualne. Zmienił zdanie, kiedy
zobaczył na własne oczy, jak Jose całował Shilę Ishiharę. – Znalazłeś jakieś
informacje o tym, o czym rozmawialiśmy kilka dni temu? – spytał nagle, uważnie
obserwując zachowanie przyjaciela. Chłopak zastygł w bezruchu dosłownie na dwie
sekundy, a chwilę później przerzucił stronę gazety i zapadł się wygodniej w
fotelu.
- Nie –
odparł tylko. Scorpius zmrużył oczy, zdawkowa odpowiedź Jose wzbudziła w nim
czujność. Wyczuwał podświadomie, że przyjaciel kłamie… a przynajmniej nie mówi
mu całej prawdy.
- Jesteś
pewny? – zapytał.
- Słuchaj,
jak tylko coś znajdę dam ci znać, okej? To nie jest takie proste, jakby ci się
mogło wydawać, nawet nie wiem od czego zacząć… Te informacje, które mi podałeś
to za mało – burknął, Gonzales, składając gazetę i spoglądając na Malfoya
twardym wzrokiem. Blondyn przyglądał się jego oczom, ale wyglądały poważnie.
Nie drgnęła mu powieka, nie uciekał wzrokiem. Mógł mówić prawdę.
- Okej. Nie
ma pośpiechu – powiedział Scorpius. Klepnął dłońmi podłokietniki fotela i
wstał, udając się do dormitorium. Chciał zabrać swoje rzeczy do kąpieli i pójść
się do Łazienki Prefektów. Miał ochotę na naprawdę długą kąpiel.
*
Rose stała
przed rozbitym lustrem, czując ciepło promieni słonecznych na skórze.
Przyglądała się złotej ramie, wodząc palcem za łodygą winorośli, którą została
ozdobiona. Jej powierzchnia była gładka i nagrzana od słońca. Obeszła lustro
dookoła, wciąż dotykając palcem wyrzeźbionych roślin, i spojrzała przez nie na
ruiny świątyni. Omiotła wzrokiem poprzewracane i połamane popiersia greckich
bogów, zastanawiając się, dlaczego widziała akurat to. Czemu nie łąkę,
porośniętą zieloną trawą? Albo swój pokój? Lub inne miejsce?
Wróciła na
swoje miejsce i rozejrzała się dookoła, szukając jakiegoś ciekawego fragmentu
lustra. Schyliła się i chwyciła jeden z większych kawałków, kształtem
przypominający trójkąt. Podniosła go i spróbowała przystawić do ramy, a wtedy
odłamek wyrwał się z jej dłoni i ustawił na swoim miejscu. Jego krawędzie
błysnęły złotym blaskiem, a po chwili zaczął rosnąć i dopasowywać się do
ramy.
Poczuła
znajome ciepło w drugiej dłoni. Ścisnęła mocniej zawieszkę w kształcie
skorpiona i skupiła się na obrazie, który pojawił się przed jej oczami. Znów
znalazła się w jaskini, stojąc blisko Scorpiusa Malfoya i patrząc w jego
szaro-niebieskie oczy. To było chwilę przed tym jak podniosła rękę i dotknęła
jego czoła. Słyszała szum spadającej wody, widziała jak krople spływają po jego
skroniach. Wyciągnęła przed siebie dłoń
i dotknęła tafli lustra, a wspomnienie zatrzymało się. Nauczyła się tego
niedawno; mogła dowolnie cofać i przewijać swoje wspomnienia, jedynie ich
dotykając. Malfoy był śmiertelnie poważny, ale jego błyszczące tęczówki
zdradzały oczekiwanie.
Pomyślała o
tym, co działo się w bibliotece. Jak na nią patrzył, kiedy myślał, że nie
widziała. Prześlizgiwał wzrokiem po jej dekolcie, a ona – ku swojemu zdziwieniu
– czuła się wtedy atrakcyjna. I odpowiadało jej to.
Tylko w co
on pogrywał? Czy to była w ogóle gra czy może zwyczajna ludzka ciekawość, gdy
zapytał czy lubi się opalać? Czy to możliwe, aby mogli ze sobą rozmawiać jak
normalni ludzie? Poznać się tak naprawdę, bez tych wszystkich wyzwisk i całej
nienawiści? I najważniejsze…
Czy mógł
być dla niej kimś więcej i spoglądać tak na nią za każdym razem?
___
Jestem :)
Podoba mi się ten rozdział. Nie jest może idealny, ale myślę, że zasługuje na uznanie. Po tak długiej przerwie bałam się, że nic mi się nie będzie kleić do kupy i wypalę sobie mózg, żeby jakoś wszystko poskładać i wymyślić jakąkolwiek akcję. Ale oczywiście wena przyszła sama... akurat w momencie, kiedy powinnam się uczyć i mieć w poważaniu jakiekolwiek opowiadanie (kampania wrześniowa zbliża się wielkimi krokami, a ja mam wrażenie, że zaczęłam się cofać w rozwoju od tych wszystkich biochemicznych reakcji, przeplatanych cyklami życiowymi bezkręgowców). Cieszę się, że wróciła, ale mogła to zrobić wcześniej.
Szczególnie podoba mi się końcówka. Napisałam ją przed chwilą w chwili... nie wiem... rozczulenia :P
Mam już pomysły na kolejny rozdział, więc może tym razem nie będzie to czteromiesięczna przerwa. Oby.
Co do tytułu... Odnosi się on do kilku rzeczy zawartych w tym rozdziale: do Willow, która jest Krukonką, a ich barwy to właśnie błękit i brązowy, do niebieskich plam na ciele Rose i do złotej ramy lustra :)
To chyba tyle, co miałam do powiedzenia. Przepraszam za długą nieobecność i pozdrawiam serdecznie wszystkich wytrwałych... i innych też :)