Poniedziałek
- Dzień
dobry, pani Pince – powiedziała Rose, podchodząc do biurka, za którym siedziała
bibliotekarka. Kobieta podniosła na nią wzrok znad czytanej książki,
spoglądając ponad okularami, które zawisły na czubku jej nosa. Po wyrazie
twarzy Weasley nie była w stanie określić, czy pani Pince była zła. Nic też nie
wskazywało na to, żeby cieszyła się na jej widok. Jednak nieważne co sobie
myślała i co odczuwała w związku z całą sobotnią aferą pani Pince, Rose wzięła
głęboki oddech.
- Chciałam
panią przeprosić za to co się stało w Wielkiej Sali w sobotę. Byłam nieostrożna
i popchnęłam panią. Naprawdę bardzo mi przykro z tego powodu – powiedziała. Jej
głos był tylko pozornie spokojny; uważny słuchacz dostrzegłby drżące nuty.
Gryfonka czuła, jak serce waliło jej w piersiach, a policzki i szyja pokrywają
się czerwoną barwą wstydu. Była pewna, że temperatura jej ciała znacznie
wzrosła i gdyby ktoś jej teraz dotknął, prawdopodobnie by się oparzył.
Bibliotekarka
odłożyła książkę na bok i zdjęła okulary, przekładając je przez kołnierzyk
koszuli. Następnie z gracją podparła łokcie o blat i złożyła dłonie w ten
sposób, że stykały się tylko palcami, nadając jej wygląd zmartwionego pedagoga.
Wrażenie to spotęgowało głębokie westchnięcie.
- Rose –
powiedziała łagodnie, co zdziwiło Weasley. Spodziewała się raczej złości i
wrzasków, przypieczętowanych na koniec szlabanem. – Czy masz jakieś problemy,
dziecko? – spytała po chwili, obserwując uważnie Gryfonkę.
Ruda
starała się nie zwracać uwagi na uczniów, którzy niezbyt dyskretnie przyglądali
się jej rozmowie z kobietą. Spojrzała na panią Pince mocno zaskoczona i
zająknęła się dwa razy zanim odpowiedziała:
- Nie, pani
Pince.
- Mi możesz
powiedzieć, Rose. Pomogę ci się z nimi uporać – powiedziała kobieta,
uśmiechając się delikatnie do Weasley, jakby zachęcając ją do wyjawienia
wszystkich sekretów. Ten uśmiech był przerażający, wysyłał komunikat brzmiący:
„Wiem, że coś ukrywasz i dla własnego dobra powinnaś mi o tym opowiedzieć”. Rose
zmusiła się do pozostania w miejscu, choć chciała wybiec z biblioteki i ukryć
się w swoim dormitorium.
- E… pani
Pince. Zapewniam, że nie mam żadnych problemów. Po prostu pani nie zauważyłam i
przyszłam przeprosić – powiedziała. Wyraz twarzy bibliotekarki zmienił się
diametralnie. Już się nie uśmiechała, ani też nie wyglądała na spokojną. Jej
oczy stały się niemal czarne, wściekłe i gdyby tylko było to możliwe, Rose
mogłaby się usmażyć pod tym spojrzeniem. Usta zacisnęły się w wąską linię, a
mięśnie na policzkach zadrgały niebezpiecznie.
- Dobrze –
powiedziała przez zaciśnięte zęby. – W takim razie muszę cię ukarać. Odejmuję
Gryffindorowi 50 punktów, a tobie daję szlaban.
-
O-oczywiście, pani Pince. – Rose odczuła ulgę. Już wolała szlaban niż
psychologiczne zagrywki bibliotekarki, której uśmiech przyprawiał ją o
dreszcze. To nie było dla niej normalne i Rose nie była przyzwyczajona do
takich uśmiechów. Poza tym o wiele lepiej poradzi sobie ze sprzątaniem w
bibliotece niż odpowiadaniem na niewygodne pytania. Pokaże pani Pince, że jest
zaradna i pracowita, i może wtedy, jak sprawa trochę przycichnie, poprosi ją o
otworzenie archiwum. – Kiedy mam przyjść?
- Może być
w piątek. Trzeba odkurzyć i uporządkować szkolne archiwum. Dawno nikt tego nie
robił, nie jestem pewna, czy nic się tam nie zalęgło. Może ci to zająć sporo
czasu – powiedziała pani Pince, chwytając na powrót książkę i osuwając się na
oparcie fotela.
- Szkolne
archiwum? – spytała Rose, z początku sądząc, że się przesłyszała. To nie było
możliwe, żeby los aż tak jej sprzyjał.
- Tak,
Rose, szkolne archiwum. Czy coś jeszcze muszę powtórzyć?
Szkolne archiwum!
Dzięki, Merlinie.
Z przyjemnością odkurzę szkolne archiwum.
Rose powstrzymała się od szerokiego uśmiechu. Pokręciła
głową i, przybierając obojętny wyraz twarzy, skierowała się do wyjścia.
Spojrzała hardo w oczy trzynastoletniej dziewczynki, która siedziała niedaleko
wyjścia i przyglądała jej się, dopóki nie zniknęła za drzwiami. Na korytarzu
zaśmiała się cicho i niemal w podskokach ruszyła w kierunku Wieży Gryffindoru. Już
nie mogła się doczekać, żeby powiadomić Shilę i Nicole o swoim łucie szczęścia.
~*~
Wszyscy w
Hogwarcie wiedzieli, jak funkcjonuje hierarchia uczniowskiej społeczności i
każdy z osobna znał w niej swoje miejsce. Najniżej znajdowali się pierwszoroczni,
którzy w swojej niewinności nie potrafili sprzeciwić się tej odgórnie
przydzielonej im etykiety. Nieco wyżej uplasowali się drugo-, trzecio- i
czwartoklasiści oraz osoby, które miały jakieś cenne talenty. Na jednym z
wyższych szczebli znajdował się Scorpius Malfoy, który – wyróżniając się
niezwykłą arogancją - już od pierwszej klasy robił wszystko, aby wspiąć się na
szczyt. I był zdolny do naprawdę okrutnych rzeczy, byle tylko jego pozycja
pozostała niezachwiana. Dbał o swój status, nie bojąc się zostawiać za sobą
zgliszczy. Starannie dobierał sobie nawet towarzystwo.
Jedenastoletnim
Ślizgonom Scorpius Malfoy jawił się niczym heros, pozbawiony jakichkolwiek
słabości. Jednak Ben wiedział, że to tylko pozory, bo w końcu każdy ma jakąś
słabość. Już niedługo się dowie, jakie tajemnice skrywa ten idol Slytherinu i
nie mógł się doczekać, żeby zobaczyć upadek jego małego imperium. Opierając się
o ścianę, ze skrzyżowanymi ramionami, obserwował Ślizgona, siedzącego na
kamiennej ławie. Rozmawiał z nieodłącznym elementem swojego wizerunku –
Damianem Zabinim.
Już niedługo…
Spojrzał na dziewczynę, stojącą po przeciwnej stronie
dziedzińca. Stała w takiej samej pozycji jak on i patrzyła na niego,
uśmiechając się ironicznie wąskimi ustami. Czarne, proste włosy miała zarzucone
za uszy. Na chwilę jej wyłupiaste oczy przeniosły się na Malfoya, a kiedy
ponownie spojrzała na niego, kiwnął nieznacznie głową.
Oderwała
się od ściany i zniknęła za zakrętem.
~*~
Płomienie
świec rzucały żółte światło na przedmioty znajdujące się w pomieszczeniu.
Drgające cienie dawały przedstawienie na kamiennych ścianach i Shila przez
chwilę nie mogła oderwać od nich wzroku. Stała po środku Pokoju Życzeń, zwanego
przez skrzaty domowe pokojem
„Przychodź-Wychodź”, wdychając powoli zapach cytrusów, który unosił się wokół
niej. Przyjemne ciepło rozchodziło się po całym pomieszczeniu, dlatego zdjęła
sweterek, rzucając go lekko na krzesło.
Jose był za
nią. Nie widziała go, ale podświadomie wyczuwała jego obecność. Słyszała kroki,
kiedy do niej podchodził, a po chwili jego dłonie oplotły ją w pasie. Odchyliła
nieco głowę, pozwalając mu złożyć ciepłe pocałunki na swojej szyi. Gorącym
oddechem omiatał jej policzki. Wszystko to było bardzo przyjemne i Shila, chcąc
zatrzymać to uczucie, przymknęła powieki. Mruknęła cicho, zadowolona.
- Hej –
wyszeptał jej do ucha, tuląc się do jej ciała. Uśmiechnęła się pod nosem,
przykrywając jego dłonie swoimi. – Tęskniłem – dodał.
Zaśmiała
się perliście, po czym obróciła się tak, by móc na niego patrzeć. Zarzuciła
swoje dłonie na jego ramiona i wspięła się na palce, całując go w usta.
Pogłębił pocałunek, nachylając się mocniej i ciaśniej zaciskając dłonie na jej
talii. Pozwoliła mu na to, a nawet sama prowokowała do pójścia dalej. Spleceni
w uścisku przesunęli się w stronę łóżka. Pamiętała tylko, że miało metalową
ramę i przykryte było błękitnym prześcieradłem.
Miękko
opadli na materac, przerywając pocałunek by zaczerpnąć powietrza. Shila
uśmiechnęła do Jose, którego brązowe oczy błyszczały w półmroku. Ze zdziwieniem
odkryła, że sposób w jaki na nią patrzył, nie działał na nią tak jak na
początku ich znajomości. Nie pozwalając zwątpieniu wysunąć się na przód,
uniosła się na łokciach i ponownie go pocałowała. Nie poczuła jednak dreszczyku
emocji, który zazwyczaj towarzyszył jej przy ich schadzkach.
Jose pochylił się i podparł jedną dłonią.
Drugą natomiast przesunął wzdłuż jej ciała, na krawędź spódnicy. Podwinął
materiał, gładząc palcami delikatną skórę po wewnętrznej stronie dziewczęcego
uda. Gryfonka zmarszczyła brwi, próbując zignorować uczucie dyskomfortu, które
pojawiło się w chwili, kiedy to zrobił. Pozwoliła mu obsypać pocałunkami swoją
szyję i dekolt, wciąż czując się nieswojo. Przez chwilę zastanawiała się,
dlaczego tak reaguje. Wcześniej nie miała takich problemów. Teraz jednak dotyk
Ślizgona ją irytował, dlatego też chwyciła jego dłoń i przesunęła ją ze swojego
uda na talię. Pomyślała, że może potrzebuje więcej czasu na rozluźnienie się.
Właśnie. Rozluźnij się.
Wzięła głębszy oddech, skupiając się na ustach Jose,
które całowały jej skórę na ramionach. Jednak równomierne oddychanie wcale nie
przyniosło oczekiwanych rezultatów. Wręcz przeciwnie, poświęcając uwagę
pocałunkom chłopaka, zaczynała dostrzegać, że jeszcze bardziej ją one
irytowały. Nie wytrzymała, kiedy po raz kolejny jego dłoń zawędrowała pod jej
spódnicę.
- Stop.
Stop. Jose, przestań – powiedziała, wyswobadzając się z uścisku i podnosząc się
do siadu. W tej pozycji nagle wszystko stało się wyraźniejsze.
- Co się
stało? – zapytał, wzdychając uprzednio. Leżał na boku, wsparty na łokciu i
spoglądał na nią. Czuła to, ale nie odwracała głowy, by się upewnić.
- Nic się
nie stało. Po prostu nie mam ochoty – skłamała gładko. Przesunęła się na skraj
materaca i wstała, podchodząc do krzesła, na którego oparciu wisiał jej sweter.
Chwyciła go i zarzuciła na ramiona, zapinając guziki.
- Nie masz
ochoty? – spytał, siadając i zrzucając nogi na podłogę. – To ty mi kazałaś
przyjść, zapomniałaś? – Wstał i zrobił dwa kroki w jej stronę, układając dłonie
na biodrach. Jego oczy nie błyszczały już z pożądania; wyglądały raczej na
zdenerwowane i zniecierpliwione.
- Nie, nie
zapomniałam – burknęła, poprawiając włosy i spoglądając na niego.
- Więc
jednak coś się stało.
- Po prostu
mam zły dzień – powiedziała. Westchnęła i przybliżyła się do niego. – Słuchaj…
możemy odłożyć tą rozmowę na kiedy indziej? – spytała, splatając swoje dłonie z
jego. – Myślę, że przydałby mi się zimny prysznic.
- Jasne –
odpowiedział bez entuzjazmu. Obszedł ją i zabrał z podłogi swoją torbę. Ostatni
raz spojrzał na nią, lecz bez uśmiechu, i wyszedł z Pokoju Życzeń.
Shila
westchnęła i przejechała dłońmi po twarzy, zanurzając palce we włosach. Usiadła
na łóżku i rozejrzała się dookoła. Romantyczny wygląd tego pomieszczenia przestał
pasować do ponurego nastroju, w jaki popadła. Ponownie wzdychając, pozbierała
swoje rzeczy, wychodząc. Ostatni raz obejrzała się za siebie, widząc jak
magiczne drzwi zanikają pod osłoną ściany.
Czując się
dziwnie przybita, wróciła do dormitorium i rzuciła się na swoje łóżko,
upuszczając torbę na podłogę. Usłyszała tylko jak wysypały się z niej książki i
kałamarze, ale nie zwróciła na to uwagi. Zanurzyła twarz w miękkiej poduszce,
wsłuchując się w ciszę.
Dlaczego go odtrąciłam?
Co jest nie tak?
Dlaczego tak się czuję?
W jednym Jose miał rację: coś się stało. I choć
bardzo chciała mu odpowiedzieć na to pytanie prawda była taka, że sama nie
wiedziała o co chodziło. Już od jakiegoś czasu ich wspólne chwile przestały ją
cieszyć. Coraz częściej zdarzało się, że ze sobą nie rozmawiali, bo ona
zwyczajnie nie miała ochoty na rozmowy. Ten związek zaczynał ją męczyć.
- Hej, co
ty tu robisz sama? Nie miałaś być przypadkiem z Jose? – spytała Rose, wchodząc
do pokoju. Shila wymruczała coś w poduszkę, co jednak okazało się całkowicie
niezrozumiałe dla Weasley. – Co?
Azjatka
westchnęła i przekręciła się na bok, spoglądając na przyjaciółkę.
- Chyba z
nim zerwę – powiedziała.
- Co?
Dlaczego? – Rose podeszła do niej i usiadła na skraju jej łóżka. Spojrzała na
nią łagodnie, gotowa jej wysłuchać i doradzić. Ishihara wzruszyła ramionami,
przyglądając się prostym włosom przyjaciółki, które opadały jej na ramiona.
- Sama nie
wiem. To nie jest to – stwierdziła.
- Przykro
mi.
- Mi nie.
To co mieliśmy już się wypaliło. Nie ma sensu ciągnąć czegoś co nie jest
satysfakcjonujące dla nas obojga – powiedziała poważnym tonem. – A ty co tu
robisz? I dlaczego wyglądasz na szczęśliwą?
Rose
posłała jej szeroki uśmiech.
- Dostałam
szlaban – odparła.
Shila
zmrużyła powieki, nie do końca przekonana, czy jest to powód do radości. Widząc
jej powątpiewająca minę, Weasley dodała:
- W
szkolnym archiwum.
Azjatka
otworzyła szeroko usta, które po chwili uniosły się i uformowały uśmiech.
-
Żartujesz?! – zawołała, siadając.
- Nie.
Poszłam przeprosić panią Pince… Na początku była dziwna… pytała mnie, czy mam
jakieś problemy i próbowała zapewnić, że jej mogę powiedzieć i ona na pewno mi
pomoże. Uśmiechała się przy tym jakoś tak… Brr… - Rose wzdrygnęła się, jakby
nagle przeszły ją ciarki. – Ale jak jej powiedziałam, że nie mam żadnych
problemów, to nagle przestała się przymilać i dała mi szlaban. Mam posprzątać
archiwum.
- Ale
odjazd! – zawołała radośnie Ishihara. Za chwilę jednak odchrząknęła i
poważniejszym, rodzicielskim tonem dodała: – Znaczy się… To bardzo źle, że
dostałaś szlaban. Źle to rzutuje na twoją przyszłość. Nie powinnaś była do tego
dopuścić.
Weasley
spojrzała na nią, marszcząc zabawnie czoło,
po czym obie wybuchły śmiechem.
- Uwierz
mi, wcale nie podoba mi się fakt, że to mój kolejny szlaban w tym roku, ale
dostanie się do tego archiwum jest teraz dla mnie ważne.
- Kiedy
masz go odrobić? – spytała Shila.
- W piątek.
– Rose wstała z jej łóżka i podeszła do szafki, na której miała ułożone
książki.
- To
jeszcze trochę czasu masz…
~*~
Wtorek
Ben opierał
się nonszalancko o ścianę. Jedną nogę miał zgiętą i uniesioną, natomiast dłonie
wcisnął do kieszeni spodni. Nie rozglądał się na boki, a jedynie patrzył w
podłogę, uśmiechając się triumfalnie. Rozmyślał nad wszystkim, czego dokonał.
Co prawda na razie nie było tego dużo, ale i tak czuł dumę.
Do jego
cienia na posadzce dołączył inny, mniejszy i drobniejszy. Nie podnosząc głowy,
Ben zapytał:
- Masz to?
Usłyszał
szelest kartek, a po chwili towarzysz podał mu zwinięty pergamin.
- Mam
nadzieję, że wiesz co robisz… - powiedział chłopak, po czym odszedł szybko.
Franklin rozwinął arkusz i pobieżnie przeczytał tekst, zapisany czarnym
atramentem. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym odepchnął się nogą od
ściany i ruszył w kierunku swojego domu, chowając kartkę do wewnętrznej
kieszeni płaszcza.
~*~
Czwartek
Ivonne
Benedict nigdy nie narzekała na brak adoratorów. Miała wszystko to, czego
potrzebowała dziewczyna, aby znaleźć się w kręgu zainteresowania mężczyzn. Ładna, zgrabna i powabna, jak mawiała
jej świętej pamięci babcia. Co prawda mogłaby mieć mniej wystający podbródek, a
w pasie przydałoby się odjąć kilka centymetrów, ale mimo wszystko wciąż potrafiła
zwrócić na siebie uwagę. Przechadzała się po korytarzach, zazwyczaj sama,
ubrana w szkolny mundurek, który niezwykle dobrze na niej leżał. Nie miała
przyjaciółek, jedynie koleżanki, które trzymała na dystans i zatrzymywała swoje
problemy wyłącznie dla siebie.
Jednak
ostatnimi czasy, po tym jak wycofała się z randkowania na czas leczenia
opryszczki, którą zainfekował ją jej były-zdradziecki-dziwkarski-chłopak, jej
popularność wśród męskiej części Hogwartu znacznie zmalała. Już nie dostawała
propozycji wspólnego wyjścia do Hogsmeade tak często, jakby chciała. Dlatego
postanowiła to zmienić. Nie lubiła być singlem, nie opłacało się jej to. O
wiele bardziej wolała, aby to ktoś płacił za jej zachcianki, niż gdyby miała
robić to sama.
Scorpius
Malfoy nie był do końca w jej typie, zazwyczaj umawiała się z wysokimi
brunetami. Lecz popularność, jaką szczycił się Ślizgon, mogła zapewnić jej
dobry start, aby na powrót znaleźć się w centrum zainteresowania. Dlatego
zaczęła kręcić się wokół niego, a on zwrócił na nią swoją uwagę. Kiedy inni
zauważą, że znów jest do wzięcia, a potencjalnym kandydatem jest syn
arystokraty…
Poprawiała
włosy, rozczesując je palcami, kiedy jej wzrok padł na ławkę, na której zwykła
siadać w przerwie między następnymi lekcjami. Leżało na nim fioletowe pudełko,
z kartką położoną na wierzchu. Zatrzymała się w pół kroku i rozejrzała. Nikt
nie patrzył w jej stronę, dlatego doszła do wniosku, że pudełko nie należało do
nikogo z osób, które znajdowały się w pobliżu. Pokonała dystans, jaki dzielił
ją od ławki i chwyciła karteczkę. Wąskie litery, wypisane czarnym atramentem i
jakby w pośpiechu, układały się w jej imię. Na odwrocie nie znalazła niczego.
Jeszcze raz
obejrzała się na boki, aby przekonać się, czy nikt jej nie obserwuje, po czym
podniosła wieczko i zajrzała do środka. W otulinie różowego papieru spoczywały
brązowe babeczki, jeszcze pachnące. Z wierzchu posypane zostały wiórkami
czekolady.
Uśmiechnęła
się szeroko. Zawsze miała słabość do czekoladowych muffinek. Pochyliła się i
wzięła jedną do ręki – była ciepła i świeża. Przysunęła ją do ust i ugryzła,
przymykając powieki, rozkoszując się jej smakiem i miękkością. Jeszcze raz
spojrzała na karteczkę ze swoim imieniem, po czym zaśmiała się cicho.
Najwyraźniej jej plan zaczynał działać; tajemniczy wielbiciel wysłał jej mały
prezent. Skończyła jeść i zakryła pudełko, podnosząc je.
Nie zauważyła
cienia, który czaił się za pobliskim filarem. Może gdyby zwracała większą uwagę
na swoje otoczenie, dostrzegłaby czarnowłosą dziewczynę, która przyglądała się
jej od samego początku. Kiedy Ivonne podniosła pudełko z babeczkami, dziewczyna
wychyliła się. Uśmiechnęła się złowrogo, a jej oczy błysnęły. Odsunęła się od
filara i zniknęła za zakrętem.
Brązowowłosa
Ślizgonka, z uśmiechem na ustach, wracała do dormitorium. Odgłosy jej kroków
ginęły w szmerach rozmów innych uczniów, ale dumnie uniesiona głowa i sprężysty
chód obwieszczał wszystkim, że była w dobrym humorze. Trzymała w dłoniach
fioletowe pudełko z babeczkami, zamierzając zjeść je w zaciszu własnego pokoju.
- Ivonne. –
Zatrzymała się na dźwięk swojego imienia. Obróciła na pięcie, posyłając uśmiech
Scorpiusowi, który szedł za nią z Jose. Gonzales wydawał się być dziwnie
przybity i pochmurny, za to Malfoy wyglądał na zadowolonego. Uśmiechnął się do
niej, choć nie był to najszczęśliwszy uśmiech, po czym podszedł bliżej. – Gdzie
tak pędzisz? – zapytał.
- Wracałam
właśnie do dormitorium. Chciałam to tam zostawić zanim pójdę na następną lekcję
– odpowiedziała wesoło.
- To? A co
tam masz?
Benedict
spojrzała mu prosto w oczy, zastanawiając się, czy może tę sytuację obrócić na
swoją korzyść. Nie chciała się dzielić babeczkami, które otrzymała od
tajemniczego wielbiciela. Z drugiej strony wiedziała, że tylko rozbudzi jego
ciekawość, jeśli mu nie powie. A on oczekiwał odpowiedzi. Jego tęczówki
przeszywały ją niemal na wylot i miała wrażenie, jakby dokładnie wiedział, o
czym myślała. Dlatego uśmiechnęła się i podniosła wieko pudełka.
- Muffinki
z czekoladą – powiedziała. – Kupiłam specjalnie dla ciebie.
Ślizgon
zajrzał do środka pudełka, unosząc do góry lewą brew.
- Wiem, że
lubisz czekoladę – dodała z rozkosznym uśmiechem, przekrzywiając lekko głowę.
Tak naprawdę nie wiedziała tego, ale modliła się w duchu, aby okazał się tym
rodzajem dziecka, które przepadało za czekoladą i nie przestało mimo upływających
lat. Spoglądała przy tym cały czas na jego twarz, próbując odgadnąć o czym
myślał.
Po chwili
Malfoy uśmiechnął się nieco szerzej i sięgnął dłonią do pudełka, wyjmując jedna
babeczkę.
- To prawda
– odpowiedział. – Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli Jose również się
poczęstuje? Od kilku dni chodzi marudny.
-
Oczywiście – odparła, ukrywając niezadowolenie i przysuwając babeczki w stronę
Gonzalesa. Ten jednak prychnął cicho i pokręcił głową.
Scorpius
wzruszył ramionami, a potem, puszczając jej oczko, wgryzł się w muffinkę.
Poruszyła
się, wychodząc z cienia. Obserwowała Ivonne od samego rana i – jak
przypuszczała – dziewczyna zrobiła dokładnie tak, jak zaplanowała. Babeczki od
tajemniczego wielbiciela trafiły w końcu do ust Malfoya. Wiedziała, że gdyby od
razu dała je jemu, nigdy by ich nie przyjął, ale skoro otrzymał je od
dziewczyny, którą ma zamiar przelecieć…
Uśmiechnęła
się pod nosem i przeszła kilkanaście kroków wzdłuż ściany, przyglądając się.
Znalazła lepsze miejsce, z którego widziała dokładnie minę Ślizgona, po czym
ponownie zniknęła w cieniu.
Malfoy
przełknął ostatni kęs, oblizując palce. Patrzył cały czas Ivonne w oczy, jakby
sprawdzając jej reakcję.
- Wiecie
co… pójdę już. Nie mam ochoty przyglądać się waszym dziwnym zalotom –
powiedział Jose, wkładając ręce do kieszeni spodni i obracając się w stronę
schodów, prowadzących do lochów.
- Daj
spokój, Jose. Nie ona jedyna jest w tej szkole – powiedział Scorpius, obracając
głowę i patrząc na kolegę.
- Przymknij
się.
- Dobra,
dobra, nic nie mówię. – Uniósł dłonie w geście poddania, po czym ponownie
zwrócił się w stronę Benedict. – Widzimy się później. Nie chcę go zostawiać
samego, jeszcze zrobi sobie krzywdę.
Gonzales
skomentował to prychnięciem. Blondyn zrobił dwa kroki, kiedy poczuł, że zaczyna
mu brakować powietrza. Przestał się uśmiechać, chwytając za gardło i biorąc
głębszy oddech.
- Co jest?
– spytał Jose, przyglądając mu się.
- Nie…
mogę… oddychać… - wydyszał Scorpius, z coraz większym trudem. Przez chwilę nie
wiedział co się dzieje. Czuł jakby ktoś mocno chwycił go za krtań i ściskał,
pozbawiając tchu. Minęło kilkanaście długich sekund, zanim doznał olśnienia.
Obrócił się na pięcie i spojrzał na fioletowe pudełko, w którym znajdowały się
babeczki Ivonne. Rozszerzył oczy ze zdumienia, po czym chwycił swoją torbę,
chcąc wyjąć coś z środka. Nie był jednak w stanie tego zrobić. Stracił czucie w
dłoniach i nogach i upadł na podłogę. Jego gardło wciąż się zaciskało, przez co
robił się niebezpiecznie siny. Niczym sparaliżowany leżał na posadzce, próbując
uchwycić choć trochę powietrza.
- Scorpius!
Co się stało?! – krzyczała Ivonne. Próbował dosięgnąć torby, ale nie był w
stanie, upadła za daleko.
Uwagę Rose
przykuło zamieszanie, które powstało niedaleko wejścia do lochów. Spojrzała w
tamtym kierunku, dostrzegając jak Scorpius Malfoy upada na podłogę, czerwony na
twarzy, chwytając się za gardło. Wyraźnie coś się z nim działo i nie było to
nic przyjemnego. Wierzgał chwilę, niczym ranne zwierzę, lecz jego ruchy stawały
się coraz słabsze. Nim zdążyła pomyśleć, popędziła w jego stronę, odpychając od
siebie ludzi.
- Z drogi! No ruszcie się! –
krzyczała, przeciskając się między zgromadzonymi uczniami. Kiedy dotarła do
chłopaka, zrzuciła torbę z ramienia, pozwalając zawartości rozsypać się
dookoła, i klęknęła obok niego.
- Malfoy!
Malfoy! – warknęła, chwytając jego twarz i patrząc na niego. Stawał się coraz
bardziej bordowy.
-
Przepraszam! Nie chciałam! – krzyczała jakaś dziewczyna.
- Co z nim
jest? – wołał Jose.
Weasley nie
zwracała na nich uwagi. Obróciła się i zajrzała do pudełka, które
zdezorientowana dziewczyna upuściła na podłogę.
- Jadł je?
– spytała. Gonzales pokiwał głową.
- Gdzie ona
jest, Malfoy?! Gdzie?! – krzyczała, trzymając jego twarz mocno w swoich dłoniach.
Nie był w stanie mówić, jego oczy powoli się zamykały, a spazmatyczne próby
uchwycenia odrobiny powietrza słabły. – Cholera! Nie schodź mi tu, Malfoy! –
warknęła, po czym na kolanach przyczołgała się do jego torby i chwyciła ją w
dłonie. Wysypała zawartość na podłogę i drżącymi palcami zaczęła w niej
szperać. Pośród książek, pergaminów i piór znalazła czarną saszetkę. Złapała ją
i podsunęła się z powrotem do Ślizgona. Wyjęła z niej metalową strzykawkę, po
czym bez zastanowienia wbiła ją w pierś chłopaka. Minęło kilka sekund, zanim
poderwał się z posadzki, biorąc naprawdę głęboki wdech.
- O, dzięki
Bogu – westchnęła Weasley, po czym oparła czoło o jego ramię, uspokajając
własny oddech. Naprawdę się zestresowała i teraz dopiero poczuła, jak mocno
biło jej serce. Zresztą nie tylko jej. Była w stanie wyczuć szaleńcze tempo
serca Ślizgona.
- Na co się
gapicie?! Wyjazd stąd! No już! – krzyknęła Shila, klaszcząc w dłonie i
wyganiając zebranych. Uczniowie niechętnie zaczynali rozchodzić się do swoich
zajęć. Rose podniosła głowę i rozejrzała się pospiesznie. Jej wzrok zatrzymał
się na czarnowłosej dziewczynie, która z ironicznym uśmieszkiem wpatrywała się
w Malfoya. Weasley zastygła, rozpoznając jej twarz.
- Weasley…
zaraz stracę… przez ciebie rękę – wysapał Scorpius. Gryfonka wzdrygnęła się, po
czym spojrzała na niego. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że mocno trzymała
jego dłoń. Zabrała ją i powiedziała:
-
Przepraszam. Chodź, zaprowadzę cię do Skrzydła Szpitalnego. – Podniosła się z
posadzki, po czym pochyliła się i pomogła mu wstać. Nie protestował, gdy
złapała go pod ramię, żeby złapał równowagę.
- Co się w
ogóle stało? – spytał Jose.
- Scorpius,
przepraszam! Nie chciałam! – zapiszczała Ivonne, próbując podejść do niego i
złapać go za dłoń. Wyrwał się jej, omal ponownie nie upadając, i spojrzał na
nią. Chciał wyglądać groźnie, lecz jego spuchnięta twarz wydawała się raczej
tragikomiczna. Jego głos za to był zimny i nienawistny.
- Nie
zbliżaj się do mnie – wysyczał, po czym obrócił się i ruszył w kierunku
Skrzydła Szpitalnego. Zachwiał się jednak.
- Mam cię –
powiedziała Rose, która wciąż przy nim stała. Oparł się na jej ramieniu, choć
denerwowało go, że potrzebował jej, by stać prosto. Zawsze był samodzielny,
nigdy nie prosił o pomoc, a już zwłaszcza dziewczyn. W dodatku nigdy nie prosił
o nią Rose Weasley. Wkurzało go to… Chciał jej coś powiedzieć, ale wewnętrzny
głos podpowiadał mu, że nie powinien obrażać dziewczyny, która właśnie ocaliła
mu życie. Niezależnie od tego, kim ona
jest. – Jose, pomóż mi – dodała,
spoglądając na Gonzalesa. Chłopak podszedł do nich i podał mu swoje ramię.
Scorpius przez chwilę się wahał. Podtrzymywanie przez dziewczyną było już
wystarczająco upokarzające, a gdyby miał iść wspomagany przed wie osoby… chyba
wolałby umrzeć. Z drugiej jednak strony czuł niesamowity ból w klatce
piersiowej, jego nogi były jak zdrętwiałe, a powieki - choć przestały już
puchnąć – zasłaniały mu połowę widoku. Nie chciałby wpaść na ścianę. Niechętnie
podparł się na Jose i pozwolił im zaprowadzić się do pielęgniarki.
~*~
Siedział na
szpitalnym łóżku, powoli dochodząc do siebie. Kobieta w białych fartuchu podała
mu coś na opuchliznę i ból w płucach, ale nie pozwoliła mu iść do dormitorium.
Chciała się upewnić, że wszystko wróciło do normy, dlatego kazała mu zostać na
kilka godzin, by móc go obserwować.
Kazał Jose
iść do dormitorium i zorientować się w plotkach, jakie na pewno zaczęły krążyć
po Hogwarcie. Za pewne ten mały incydent znacznie wpłynie na jego wizerunek.
Będzie musiał to jakoś odkręcić. Nakazał mu też wypytanie Ivonne. Wiedziała? Nie mogła wiedzieć, przecież
skrzętnie ukrywał się ze swoją alergią. No właśnie… ukrywał to. A jednak ktoś
wiedział. Ale kto? I dlaczego
wykorzystano to w taki sposób? Czy możliwe, że Benedict była tylko narzędziem?
Za bardzo się odsłoniłem. Co mnie
napadło? Przecież nigdy nie jem jedzenia podarowanego od kogoś. Zapomniałem
się, to teraz mam…
- Hej. – Drgnął, słysząc znajomy głos. Podniósł wzrok
z białej pościeli, na której siedział i spojrzał na Rose Weasley, stojącą kilka
metrów od łóżka. – Przyszłam sprawdzić jak się czujesz… - Widział po jej minie,
że czuła się nieswojo. Doskonale znał to uczucie, sam też się tak czuł. Nigdy
przecież nie troszczyli się o swoje zdrowie.
- Cóż… żyję
– powiedział, poprawiając się na materacu. – Dzięki tobie – burknął.
Uśmiechnęła
się lekko. Przestąpiła z nogi na nogę i uderzyła dłonią w metalową ramę łóżka,
stojącego obok.
- Skąd
wiedziałaś? – zapytał, mrużąc powieki. Spojrzała na niego zaskoczona. – O
alergii, lekarstwie…
- Widziałam
to już kiedyś – odpowiedziała, opuszczając dłoń, którą dotykała ramy. Zrobiła
kilka kroków do przodu, po czym usiadła obok niego, czym go zaskoczyła. – Parę
lat temu, na wakacjach… jedna dziewczynka zjadła sezamkowe ciasto. Tak jakby,
zareagowałam instynktownie.
Pokiwał
głową, przypatrując się jej. Miała jasną twarz, którą zdobił jedynie delikatny
makijaż. Zaskoczyło go to, że dopiero teraz to zauważył. Wcześniej nie zwracał
uwagi na to, czy się malowała. Miała też rozpuszczone włosy, spięte jedynie
wsuwką w taki sposób, żeby grzywka nie opadała jej na oczy. Wyglądała
delikatnie.
Mimowolnie
przypomniał sobie jej przestraszoną minę, kiedy pochylała się nad nim, próbując
mu pomóc.
- Na co
jesteś uczulony? – spytała.
- Orzeszki
ziemne – odpowiedział machinalnie, nawet się nad tym nie zastanawiając. Kiwnęła
głową, a on dodał: - Ale ukrywam się z tym. Nikt o tym nie wiedział… do tej
pory.
Zmrużyła
oczy, jakby nagle sobie coś przypomniała.
- Co? –
zapytał.
- Nic –
odpowiedziała, spoglądając na niego i uśmiechając się. – Skoro czujesz się
lepiej… pójdę już.
Wstała, a
on poczuł jak materac w miejscu, w którym wcześniej siedziała, naprostowuje
się. Spojrzał na jej plecy, kiedy odchodziła w stronę wyjścia.
- Rose –
zawołał ją. Ze zdziwieniem odkrył, że jej imię w jego ustach brzmiało lekko i
przyjemnie. Zaskoczył sam siebie, używając jej imienia, więc mógł domyślać się,
że i ją to zaskoczyło. Nie dał jednak nic po sobie poznać. Odwróciła się na
pięcie, unosząc lekko do góry lewą brew. – Dziękuję – powiedział.
Przez
chwilę nic nie odpowiedziała. W końcu jednak uśmiechnęła się, czym wzbudziła w
nim miłe uczucie:
- Byle to
było ostatni raz – powiedziała, mając na myśli całe to zamieszanie. On również
się uśmiechnął. Odwróciła się i raźnym krokiem wyszła ze Skrzydła Szpitalnego.
Scorpius
obrócił głowę i spojrzał na pościel, która w miejscu gdzie siedziała Weasley,
była nieco wygnieciona. Uśmiechnął się pod nosem, po czym westchnął, opierając
się o poduszkę.
~*~
Piątek
Weasley od
godziny krzątała się po archiwum, odkurzając, wycierając i niszcząc gniazda
szkodników, które znalazły sobie przytulny domek wśród starych woluminów. Od
czasu do czasu spoglądała na drzwi, które prowadziły do osobnej sekcji – z aktami
uczniów. Pani Pince stanowczo zabroniła jej tam wchodzić, a ponieważ siedziała
niedaleko niej, nie mogła złamać tego zakazu. Wciąż jednak zastanawiała się,
jak ominąć bibliotekarkę. Była już tak blisko… A skoro już znalazła się w
Archiwum, musiała się czegoś dowiedzieć. Nie mogła ot tak odpuścić.
Rozejrzała
się dookoła. Pomieszczenie było ogromne, pełne metalowych szafek z wielkimi
szufladami. Weasley była ciekawa, co takiego skrywają wszystkie te szuflady…
Może jakieś magiczne artefakty? Lub stare karty z zaklęciami? Musiało to być
coś niezwykłego, skoro nie było udostępnianie w bibliotece dla użytku
wszystkich. W całym archiwum było dość chłodno i ciemno, co miało chronić cenne
dokumenty przed wysoką temperaturą i promieniowaniem słonecznym. Powietrze
również było odpowiednio suszone i sterylizowane, a mimo to zagnieździły się
tam te okropne robaki.
- Rose –
powiedziała pani Pince, kiedy Gryfonka odstawiła na półkę kolejną książkę, z typu
białych kruków, odkurzywszy ją wcześniej.
- Tak, pani
Pince? – spytała, spoglądając na nią.
- Muszę
wyjść na kilka minut. Proszę, zajmij się tu wszystkim i nie zniszcz niczego pod
moją nieobecność. – Kobieta przyjrzała się jej uważnie, a widząc gorliwie
kiwającą się głowę uczennicy, obróciła się i wyszła z archiwum. Rose odczekała
aż kroki bibliotekarki ucichną, po czym rzuciła się pędem w stronę drzwi,
prowadzących do innego pomieszczenia.
Ledwo do
nich dobiegła, uderzyła w nie. Okazało się, że są zamknięte. I mogłaby szarpać
za klamkę w nieskończoność, i tak nie dałaby rady wejść. Zaklęła cicho pod
nosem, po czym obejrzała się dookoła. Upewniła się, że pani Pince nie
postanowiła wrócić i kucnęła. Podwinęła nogawkę spodni, wyjmując zza skarpetki różdżkę.
Wcześniej wszystko omówiła z Shilą. Wiedziały, że najprawdopodobniej pani Pince
zabierze jej różdżkę, dlatego Shila zaoferowała jej swoją pomoc. W
rzeczywistości różdżka, którą otrzymała bibliotekarka należała do Ishihary.
- Alohomora – powiedziała, kierując
zaklęcie w stronę zamka. Usłyszała charakterystyczne kliknięcie, więc nacisnęła
klamkę. Jeszcze raz obracając się za siebie, by upewnić się, że nikogo nie ma w
pomieszczeniu głównym, otworzyła przejście i przestąpiła próg.
~*~*~
No i jest - kolejny rozdział.
Podoba mi się nawet.
Podoba mi się nawet.
Długo zastanawiałam się, czy wszystkie pomysły się nadają, ale stwierdziłam, że muszę dodać trochę dramatyzmu do tego opowiadania. Żeby mi się nie zrobiło z tego takie lelum polelum.
Mam nadzieję, że i Wam się będzie podobało.
Pozdrawiam serdecznie.
Pieeerwsza! (poniekąd).
OdpowiedzUsuńUu, ale fajnie! Jak dawno tego nie robiłam! xD
Kompletnie nie wiem, co napisać.
UsuńPodobała mi się Rose w akcji : )
Jak najdzie mnie "wena" na pisanie dłuższego komentarza, to powrócę.
"(...) a powieki 0 choć przestały już puchnąć – zasłaniały mu połowę widoku." - chyba to zero nie jest tu potrzebne.
"O alergii, lekarstwu…" - fail, Parabolo, fail. xD O lekarstwie :P
Haha jaki błąd! Wstyd! już poprawiam :) Dobrze, że ktoś czuwa!
UsuńKim jest tajemnicza brunetka?? Chcę wiedzieć tu i teraz. I dlaczego tak intryguje??
OdpowiedzUsuńCieszę się, że coś dodałaś, bo naprawdę lubię Cię czytać! :) Mam nadzieję, że następny rozdział będzie już niedługo :) Bo jeśli znów będzie trzeba tyle czekać, to chyba się popłaczę. A tego chyba nie chcesz? ;p Rose bohaterka, jak zwykle głowa na karku ;) Ciekawi mnie co się dzieje między Jose a Shilla.. Dobra dużo rzeczy mnie ciekawi ;) Wyczekuję na następny rozdział! :)
Łoho ile pytań xD Niestety nie dostaniesz odpowiedzi na żadne z nich, bo są one podstawą do napisania kolejnego rozdziału :P
UsuńDziękuję za komentarz. Cieszę się, że Ci się rozdział podobał.
Pozdrawiam.
Łohohhooh <3
OdpowiedzUsuńAle akcji :D
Jestem absolutnie zachwycona!
Ta alergia Scorpiusa i szybki ratunek Rose wydaje mi się znajome. Chyba z książki Klika z San Francisco :D
Ale ty to zdecydowanie lepiej wykorzystałaś i opisałaś :DD
Nie znam tej książki, więc jeśli coś podobnego jest tu i tam to jest to czytsy przypadek.
UsuńCieszę się, że rozdział Ci się podobał :)
Pozdrawiam.
Hoho.. Ależ emocje. :D
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział ?
Czuję, że już nie mogę się doczekać.
Życzę ci dużo weny. :D
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział ;3
Cudownie <3
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nowego rozdziału.
Scorpius mógł zginąć!
Jej imię w jego ustach brzmiało lekko i przyjemnie :D
Miłość rośnie wokół nas :)
Pozdro ;D
Aj jak miło znowu przeczytać coś Twojego. Już się nie mogłam doczekać. dzisiaj tak z przyzwyczajenia zajrzałam, a tu taka miła niespodzianka. Rozdział świetnym, zresztą jak zwykle. Myślę, że z tym uczuleniem to odpłacił pięknym z nadobne wstrętny Ben. No ale znalazła się nasza Rose na stanowisku i uratowała sytuacje. Scena w szpitalu była taka, że tak powiem, ciepła. Cudnie. No i jak zwykle czekam z wielką niecierpliwością na next. Wiem, że masz ogrom pracy na studiach, ale może wyskubiesz szybciej czas na następny rozdział. A dla pocieszenia dodam, że od trzeciego roku już zaczyna się normalne życie na studiach. A ten czas trzeba przetrzymać :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i miłe słowa. Kolejny rozdział ma już 5 stron :) Niedługo go skończę, ale mam tyle pomysłów, że rozmyślam nad tym, czy by nie przedłużyć go o jeszcze kilka stron i dodać na święta jako mój prezent dla Was :D
UsuńWreszcie udało mi się tutaj dotrzeć :)
OdpowiedzUsuńKurcze, Malfoy taki silny charakter a taki wrażliwy na orzeszki. Biedak z niego, ale cieszę się, że Rose była w pobliżu i w sumie jako jedyna zareagowała. Dobrze, dobrze! Ocaliła ich niedługo (mam nadzieję) mający zakwitnąć romans :) Co znajdzie w tym archiwum? Zaciekawiłaś mnie :D
Mam nadzieje, że następny będzie szybciutko :)
No Achilles też był mocarz, a powaliła go strzała w pięcie :D Każdy ma jakąś słabość xD Dziękuję, że wpadłaś i zostawiłaś komentarz. Jak jutro wrócę z zajęć mam zamiar przysiąść i zawitać u Ciebie, bo widziałam, że też dodałaś rozdział, a jeszcze nie miałam szansy go przeczytać.
UsuńMalfoy uczulony na orzeszki ziemne? ;o szok Cieszę się że dodałaś rozdział ;3
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta taki dobry rozdział na zakończenie weekendu.
Rose w akcji najlepsza! Wyobraziłam to sobie!
Czekam na następny rozdział!
Pozdrawiam,
Rose.
Dzięki wielkie za komentarz i miłe słowa. Musiałam dodać trochę dramaturgii, żeby ożywić atmosferę, bo mi się flaki z olejem zaczęły robić z tej mojej Licencji :) Stąd ta alergia na orzeszki :D
Usuńświetny odcinek, czekam na dalszy rozwój wydarzeń ;)
OdpowiedzUsuńSuper pisz dalej !!
OdpowiedzUsuńHmmm, :DDD
OdpowiedzUsuńMoje tradycyjne pytanie
Nie mogę się doczekać nextu! Kiedy będzie :D
[ taka tam luźna sugestia; może będzie coś świątecznego? :D ]
Popieram! ;)
UsuńKilka komentarzy wyżej pisałam o tym :) Myślę o napisaniu MEGA długiego odcinka na święta :D
UsuńZbyt leniwa, by się przelogować - Parabola :)
Super. Orzeszki wow! Nie spodziewałam się. Napisz kolejny rozdział, nie mogę się doczekać! !
OdpowiedzUsuńWOW i tylko WOW! Nie mogę się doczekać tego Świątecznego odcinka ;333
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie <3 Jesteś świetna! Aż brak mi słów, dziewczyno, masz talent ;* życzę duużo weny! ;3
Twoje opowiadanie jest cudowne! Kocham je normalnie czytam od wczoraj nieustannie :)
OdpowiedzUsuńSkąd Ty bierzesz takie świetne pomysły? Twoje opowiadanie jest tak wciągające, że nie mogę się oderwać od niego :D
Jestem ciekawa jak się potoczy próba zniszczenia Scorpiusa przez Bena, wracam do czytania bo już za długą przerwę sobie zrobiłam ;)