11 kwietnia 2015

59. Słowa, które kruszą mury

 Albus wrócił pół godziny później, niemal ciągnąć za koszulę Malfoya, który niezbyt chętnie zgodził się przyjść. Właściwie to się nie zgodził, ale kiedy Potter przystawił mu do czoła różdżkę, zmienił zdanie. Jego mina nie wskazywała na to, by był zadowolony z tego faktu, krzywił się i mruczał pod nosem niezrozumiałe słowa.
Za nimi szła Lily Potter, marszcząc brwi w trwodze. Kiedy zobaczyła Rose, podbiegła do niej, niemal łkając.
- Zgarnąłem ją po drodze. Zaczęła pytać o Rose i w ogóle… – wyjaśnił krótko Albus, wskazując siostrę kciukiem i popychając Malfoya, by stanął przed nimi.
Ślizgon utrzymał równowagę, wyprostował plecy i schował ręce do kieszeni. Rozejrzał się po zgromadzonych, wszyscy wyglądali na zaniepokojonych. Prychnął cicho. A potem jego wzrok spoczął na nieprzytomnej Rose Weasley. Była nienaturalnie blada, prawie sina. Gdyby nie delikatny ruch klatki piersiowej, Scorpius mógłby przysiąc, że dziewczyna była martwa. Poczuł na plecach ciarki, wzdrygnął się.
- Po co mnie tu przywlokłeś? – spytał, odwracając się do Albusa.
- Musisz nam pomóc ją obudzić – powiedziała Shila. Spojrzał na nią, unosząc do góry brew.
- Nic nie muszę – odparł wrednym tonem. – Ewentualnie MOGĘ wam pomóc. Choć nie wiem, jak miałbym to zrobić. Jeśli Weasley bawiła się eliksirem snu to jej problem – dodał, obracając się w taki sposób, by stać przodem do drzwi wyjściowych. W myślach oszacował prędkość, jaką byłby w stanie rozwinąć i czas reakcji Pottera, który stał najbliżej niego, gotowy go powstrzymać.
- Słuchaj, nam też to nie w smak, ale tylko ty możesz jej pomóc – stwierdziła Ishihara. Sięgnęła do kieszeni, a Scorpius profilaktycznie odsunął się od niej. Po chwili wyjęła kostkę Rubika i podała mu. – Jej kostka pękła – dodała.
Malfoy wziął zabawkę w ręce i przyjrzał się jej. Pęknięcie przebiegało przez cztery ułożone ściany. Nie dał po sobie poznać zaskoczenia, jakie wywołała w nim ta wiadomość. Czyżby stan Weasley był jego dziełem? Poważnie zaczął się nad tym zastanawiać. Jego kostka doznała identycznych zniszczeń, kiedy rozbił butelkę z różą i obudził się z koszmaru. Przestała świecić i pękła, jakby ktoś uderzył ją młotkiem.
Spojrzał na Shilę, zastanawiając się, ile wiedziała o tajemniczych snach, Bliźniaczych Kostkach i ich „klątwie”. Przyjaźniły się z Weasley, więc pewnie mówiły sobie wszystko.

Ale czy na pewno?

- I niby co to ma wspólnego ze mną? – spytał, chcąc wybadać grunt.
- Wiemy, że oboje braliście w tym udział. Te kostki to nie byle jakie łamigłówki – wyjaśniła Shila. – To Bliźniacze Kostki, mające połączyć bratnie dusze. I wybrały was, ciebie i Rose. Jesteś jej bratnią duszą, drugą połową, nazwij to jak chcesz… Chodzi mi o to, że połączenie, które mieliście, działało tylko na was, na nikogo innego. Dzieliliście sny. I wierzę, że z tego powodu, tylko ty jesteś w stanie ją obudzić.
Malfoy przyglądał się krótką chwilę Azjatce. Z jej słów nie był w stanie wywnioskować, czy wiedziała, co się tak naprawdę stało. Przypuszczał jednak, że nawet się nie domyślała, że to on był przyczyną, przez którą Rose się nie budziła. Nie mogła tego wiedzieć, bo on sam odkrył to dopiero kilka chwil wcześniej. A jeśli nie wiedziała, nie obwiniała go. I wolał, żeby tak zostało. Widząc jej minę, nie miał wątpliwości, że zabiłaby go na miejscu, gdyby tylko wiedziała.
Przeniósł wzrok na Rose. Nie ruszyła się nawet na milimetr. Jej powieki były zamknięte, lekko drgały, jakby oczy widziały coś, czego nikt inny nie widział. Rzęsy rzucały długi cień na blade policzki, przypominały pajęczyny na zapomnianym manekinie. Wyglądała żałośnie smutno, a jednocześnie pięknie, niczym porcelanowa lalka. Jej rude włosy rozsypały się na poduszce jak aureola. Wydawało mu się jednak, że od jego przyjścia posiniała jeszcze mocniej.
- Chyba jej się pogarsza. – Drgnęła Lily Potter, wypowiadając na głos jego wcześniejsze myśli. Shila podeszła do przyjaciółki, przytknęła dłoń do jej policzka i westchnęła. Wzięła z szafki miskę, z której buchał dziwny, zielony dym, i przystawiła do twarzy chorej. Malfoy obserwował, jak rudowłosa wdycha dym i momentalnie nabiera kolorów.
- Malfoy, pomóż jej – powiedział Hugo Weasley, zwracając się do Ślizgona.
- To jest bardzo ciekawe, co mówicie – oznajmił. – Ale nawet, jeśli macie rację i tylko ja mogę ją obudzić, to przykro mi to mówić, ale nie mam pojęcia jak.
- A co się stało z twoją kostką? – spytał Albus.

Chciałbyś wiedzieć.

- Nic. Leży na moim łóżku – skłamał.
- Czyli ty nie miałeś żadnych problemów? – spytała Shila, marszcząc brwi.
- Nie – odpowiedział spokojnie. – I sądzę, że na nic się tu zdam. Cokolwiek to jest, Weasley musi radzić sobie sama.
Chciał odejść. Naprawdę chciał. Nawet zrobił kilka kroków, lecz wtedy jego serce zabiło szybciej. To było bardzo dziwne. Żołądek mu się skurczył, a dłonie zadrżały. Musiał je mocno zacisnąć w pięści, by nikt tego nie zauważył. Dlaczego to się działo?

Bo Ishihara miała rację, nazywając nas bratnimi duszami?
Och, zamknij się! Sam chciałeś pozbyć się Weasley. To teraz masz. Już na pewno nie pojawi się w twoich snach. Masz, co chciałeś. Więc weź się w garść i wyjdź stąd!
Na co czekasz? Idź sobie!

Zrobił kolejny krok, przygryzając usta. Dlaczego wydawało mu się, jakby drzwi oddaliły się na kilometr, a jego stopy zaczęły ważyć tonę?

Agrr!
Nie! Nie odwracaj się! Masz to w dupie, pamiętasz? Weasley jest tam, ty tu. Osiągnąłeś swój cel.

- Pocałunek prawdziwej miłości – powiedziała nagle Lily. Zaskoczyło to wszystkich, nawet Scorpiusa, dlatego zatrzymał się i spojrzał na nią. Również Shila, Hugo i Albus patrzyli na przyjaciółkę jak na nienormalną.
- Że co? – spytał blondyn, przekrzywiając głowę.
Jego serce zabiło jeszcze szybciej, dłonie zaczęły się pocić, a wszystkie jego zmysły krzyknęły naraz, by uciekał, bo nie spodoba mu się to, co za chwilę doda Potterówna.
- No… pocałunek prawdziwej miłości – powtórzyła, choć mniej pewnie niż poprzednie. Czując na sobie spojrzenia wszystkich obecnych, musiała zwątpić w swój pomysł. – No wiecie, z mugolskich bajek – dodała nieśmiało.
- Nie, nie wiemy – odparł Malfoy, dysząc, choć sam nie wiedział czy ze złości, czy niedowierzania.
- Kiedy w mugolskiej bajce ktoś zostanie poddany klątwie… - zaczął Albus.
- …tylko pocałunek prawdziwej miłości może ją złamać – dokończył Hugo. Malfoy spojrzał na niego jak na idiotę. – Lily, skąd ci w ogóle przyszedł do głowy ten pomysł?
- Nie wiem… Po prostu pomyślałam, że… To zawsze działa. No wiecie, miłość może zwyciężyć wszystko, a skoro te Bliźniacze Kostki miały sprawić, że się w sobie zakochają, no to.. No dobra, to było głupie – powiedziała, czerwieniejąc jak burak.
- Niekoniecznie. – Shila zmrużyła oczy, jakby się nad czymś zastanawiała, po czym spojrzała na Malfoya.

WIEJ!

- I tak nie mamy lepszego pomysłu. Pielęgniarka nie wie, jak jej pomóc, bo nie ma pojęcia o kostkach – powiedziała Ishihara.
- Może powinniście jej powiedzieć – zasugerował Scorpius, przysuwając się bliżej drzwi. Kątem oka zauważył, że Potter znalazł się krok od niego.

Cholera.

- Jasne, bo akurat by nam uwierzyła. Bliźniacze Kostki są bardzo rzadkie, ledwo udało nam się znaleźć o nich jakąkolwiek informację w książce – prychnęła dziewczyna.
- Cóż, choć nie popieram takich działań, zwłaszcza, gdy dziewczyna jest nieprzytomna, to muszę się zgodzić, że spróbować warto. Nie zaszkodzimy jej bardziej niż teraz, a kto wie, może pomożemy… - powiedział Albus. Lily uśmiechnęła się lekko.
Malfoy prychnął, spoglądając na rozmówców jak na kretynów. Miał ochotę puknąć ich wszystkich w czoła. Doskonale zdawał sobie sprawę, że rozmawiali o potencjalnym pocałunku jego i tej śpiącej królewny, kurna mać. To by się zgadzało, prawda? Kostki połączyły ich, więc teraz wszystko na jego głowie, nie? A niech się wypchają! Nie zamierzał jej całować. Nie, jeśli nie była w stanie na to odpowiedzieć. Nie przy nich. I „NIE” W OGÓLE!
- Czy wy siebie słyszycie? Słowem kluczowym w tym przypadku jest „nieprzytomna”! – warknął. – Nie będę całował nieprzytomnej laski. Macie mnie za jakiegoś zboczeńca? Poza tym absolutnie odmawiam zbliżania się do Weasley.
- Bo akurat ci to przeszkadza – prychnął Albus tak cicho, że tylko Malfoy, stojący najbliżej niego, był w stanie to usłyszeć.
Warknął przeciągle, jak rozgniewany pies.
- No dalej, Malfoy. Nie będziemy się śmiać – powiedziała Shila, wykonując zachęcający gest. – Przecież nic ci się nie stanie.
- Jesteście szurnięci! – warknął. – Po pierwsze, nie pocałuję jej. Nigdy. Niech sobie śpi snem wiecznym, jeśli ma taką ochotę – prychnął. – A po drugie… Nie ma czegoś takiego jak „prawdziwa miłość”, kretyni! – krzyknął. – A nawet jeśli jest, to na pewno nie między mną i Weasley. Pocałunek nie zadziała, więc nie ma powodu, by się starać.
- Zaraz cię grzmotnę – powiedział Hugo. Podszedł do Ślizgona, chwycił go za koszulę i pociągnął w stronę łóżka, na którym leżała Rose. – Jak znam życie, pewnie się do tego przyczyniłeś, więc teraz zrób coś, żeby ją obudzić, albo rozkwaszę ci nos – zagroził.
Blondyn wyszarpnął się i spojrzał na Weasleya z góry. Nie było to łatwe, ponieważ młody Gryfon prawie dorównywał mu wzrostem. Wciąż jednak miał kilka centymetrów przewagi. Poprawił ubranie i wysyczał:
- Z pewnością twoja siostra byłaby przeszczęśliwa, gdyby wiedziała, jak traktujesz jej nieprzytomne ciało.
- Próbuję jej pomóc. Zrozumiałaby.
- Jesteś pewien? – spytał Malfoy, unosząc do góry brew. Zauważył w oczach Weasley zwątpienie i postanowił drążyć dalej. – Weasley mnie nie lubi, więc już sobie wyobrażam, jakby zareagowała.
- Po prostu to zrób i damy ci spokój – powiedziała Shila, przerywając im.
Malfoy prychnął i spojrzał na dziewczynę.
- Jak chcecie. To nie ma sensu, ale zrobię to. Tylko później nie mówcie, że was nie uprzedziłem – oznajmił. Jeszcze raz poprawił koszulę, po czym nachylił się lekko nad nieprzytomną Rose. Z bliska czuł chłód jej skóry. Jego serce zabiło szybciej, gdy jej zapach dotarł do jego zmysłu.

A co, jeśli to zadziała?

Dotknął ustami jej ust, były zimne, lecz miękkie. Serce waliło mu jak młot i miał wrażenie, że wszyscy je słyszą. Spróbował się uspokoić, choć tak naprawdę stresował się. Bał się, że jeśli pocałunek prawdziwej miłości zadziała, będzie musiał przyznać przed wszystkimi, że…

Co to, to nie.

Odczekał dwie sekundy, by nie powiedzieli mu później, że się nie postarał, po czym wyprostował się. Wszyscy nachylili się nad łóżkiem, przyglądając Weasley, ale ona wciąż pozostawała nieprzytomna. Mijały minuty, nic się nie stało.
- Zadowoleni? Banda zboczonych idiotów – mruknął Malfoy. Przepchnął się obok Albusa i Hugona i stanął obok.
- Nie zadziałało… Nie rozumiem… Czy nie mieli się w sobie zakochać? – spytała Lily płaczliwym tonem.
- Prawdziwa miłość nie istnieje, kretynko.
- Kostka pękła, zanim to się stało – szepnęła Shila.
- No i co teraz? Przecież musi być jakiś sposób! – wykrzyknął Weasley.
- Ta, zostawcie ją w spokoju. Odeśpi swoje i się obudzi – burknął niezadowolony Malfoy. Nie wiedzieć czemu, jego humor znacznie się pogorszył. Nie mógł rozgryź dlaczego. Czuł się zawiedziony, że pocałunek nie zadziałał? Nie, przecież na to liczył…
Nikt nie zwrócił uwagi na jego słowa.
- Wymyślimy coś innego.
- Ale już beze mnie – powiedział Malfoy. Poprawił mankiety koszuli i ruszył w stronę drzwi. – Miło było, ale…
- Stój. – Potter pojawił się przed nim z imponującą szybkością. – Możesz się jeszcze przydać.
- Jeśli karzecie mi ją całować jeszcze raz, doniosę na was pielęgniarce – zagroził Scorpius. – Jesteście nienormalni. Powinniście dać jej spokój i pozwolić profesjonalistom się z tym uporać.
- Nie. Malfoy, tylko ty…
- Zamknij się, Ishihara – warknął, spoglądając na nią. – Mam dość słuchania o tym, że tylko ja mogę jej pomóc. Nie wiesz, jak to było utknąć w tych cholernych snach! Nie masz pojęcia, co oboje, ja i Weasley, przeszliśmy, więc się nie wypowiadaj. Nie masz do tego prawa! – powiedział, zbliżając się do niej. Niemal dźgnął ją palcem w pierś, ale powstrzymał się, uznając, że byłoby to niestosowne. – I nie masz prawa… ani ty, ani żaden z was, zmuszać mnie do tego, bym jej pomagał. Nie będę jej całował, obmacywał, czy co tam sobie wymyślicie. To obrzydliwe. Wy jesteście obrzydliwi. Jak w ogóle mogliście pomyśleć, że…
Musiał zamilknąć, bo jego głos dziwnie zmiękł. Zacisnął usta, modląc się, by Azjatka, która wciąż wpatrywała mu się w oczy, nie dostrzegła tego…
- O wow – wyszeptała i wtedy zrozumiał, że jednak to dojrzała. – Zależy ci – powiedziała cichutko.
- Majaczysz – mruknął, odsuwając się od niej.
- Nie, nie! Widzę to dokładnie – wyznała, łapiąc go za ramię. – Skoro ci zależy, to dlaczego nie chcesz…
- Bo nie wiem jak – warknął, wyrywając ramię. – I nie zależy mi. Ale gdyby tak było, to doradziłbym, żebyście powiedzieli o wszystkim pielęgniarce.
Zabrał jej kostkę, którą trzymała, i podrzucił ją w dłoni.
- O wszystkim – dodał.
Podszedł do nieprzytomnej Weasley i wyciągnął rękę z łamigłówką. Położył ją tak, by bezwładna dłoń dziewczyny ją przykryła. I właśnie w tym momencie, gdy ich dłonie jednocześnie znalazły się na zabawce, poczuł ból brzuchu.
Miał wrażenie, jakby porwała go trąba powietrza. Zasłonił oczy dłonią, a gdy znowu je otworzył, znalazł się na pustyni. Szalała właśnie burza piaskowa, więc musiał osłonić twarz rękawem. Rozejrzał się, dokąd sięgał wzrokiem, widział tylko piasek. Niebo nie było widoczne przez wirujące drobinki. Wiatr smagał go po twarzy. Kiedy się odwrócił, dostrzegł drobną postać, zmierzającą w jego kierunku. Nagle podniosła głowę, patrząc wprost na niego. Rozpoznał Weasley. Ona najwyraźniej jego również dostrzegła, bo stanęła zaskoczona, jakby nie dowierzając własnym oczom.
- Malfoy?
Znowu ścisnęło go w dołku. Wiatr sypnął mu piachem w oczu. Zasłonił się ręką.
- Malfoy?
Otworzył oczy i spojrzał na Gryfonów, którzy zawiśli nad nim. Z zaskoczeniem odkrył, że leżał na podłodze, a jego potylica pulsowała bólem. Dotknął tamtego miejsca, oczami wyobraźni widząc, jak powstaje guz.
- Ała! Pozwoliliście mi upaść?! – spytał z wyrzutem.
Potter wyprostował się jako pierwszy.
- Już marudzi. Nic mu nie jest – powiedział, odsuwając się.
- Wszystko okej? Straciłeś przytomność. – Ishihara podała mu rękę, którą chwycił, i pomogła mu wstać. Zachwiał się lekko, bo pociemniało mu przed oczami.

Co to było?
Widziałem Weasley.
Byłem w jej podświadomości? Ale jak…?

Odwrócił się i spojrzał na nieprzytomną rudowłosą. Leżała w takiej samej pozycji, jak kiedy przyszedł. Z jedną różnicą… Pod jej dłonią znajdowała się kostka Rubika. Bliźniacza Kostka. Ta sama, którą chciał jej oddać. Ta, której dotykał.

O jasny… Kur…

Kiedy dotarły do niego wszystkie fakty, musiał się powstrzymać przed przewróceniem oczami. No jasne, wszystko musiało się sprowadzać do tych pieprzonych kostek!
Dotarło do niego również coś innego. Skoro już wiedział, jak skontaktować się z Weasley, a możliwe nawet, jak jej pomóc, odkrył, że chciał to zrobić. Czuł wewnątrz siebie, że powinien.
- Wiem, co muszę zrobić – powiedział nagle, patrząc na bladą twarz dziewczyny.
- Pomożesz jej? – spytała Lily Potter. Nie zaszczycił jej odpowiedzią.
- Przynieście jakieś krzesło – rozkazał.
Hugo przeszedł obok nich i przyniósł proste, plastikowe krzesełko, które wcześniej stało po drugiej stronie pomieszczenia. Malfoy usiadł na nim, nie spuszczając wzroku z Weasley.

Perspektywa Scorpiusa

Okej, jest ładna. Tak, przyznaję. W swojej głowie, ale i tak się liczy. Zresztą to nie tak, że nie doceniam kobiecego piękna. Nie lubię Weasley, jasne, ale nie mogę zaprzeczyć. No chyba ślepy nie jestem, nie? Widzę, jak wygląda. Nawet kiedy udaje zmarłą, ma w sobie więcej urody niż niejedna Ślizgonka. O, chyba się trochę zagalopowałem…

Czułem szybkie bicie serca, kiedy przyglądałem się jej zamkniętym oczom. Widziałem, jak powieki drgają, a cienie na policzkach tańczą. Słabe światło nadawało jej bladej skórze dziwną księżycową poświatę, choć było dopiero późne popołudnie. Oddychała bardzo spokojnie, przykryta prześcieradłem. Bił od niej chłód, jakby wszystkie zabiegi, mające utrzymać ciepło jej ciała, nie powiodły się. Wyglądała na bezbronną i delikatną, jakby nawet najlżejsze uderzenie mogło ją zniszczyć. Kiedy o tym myślałem, coś we mnie narastało. Miałem wrażenie, że wynurzyłem się z wody, oddychałem szybko i nierówno. Na myśl o Weasley uwięzionej w swojej podświadomości skręcało mi żołądek.
Nie wiedziałem, dlaczego tak się czułem. Albo… nie chciałem tego przyznać.
Wzbraniałem się przed tym tak długo, jak mogłem, jednak wciąż po mojej głowie tłukły się słowa Shili Ishihary. „Zależy ci”. Dwa proste słowa, nic nie znaczące, nieprawdziwe. Tylko dlaczego, nawet w swojej głowie, czułem ból, zaprzeczając?
I dlaczego ścisnęło mi gardło, gdy choćby pomyślałem o tym, by odejść i zostawić ją w tym śnie?

Pieprzone wyrzuty sumienia!

- Co tu się dzieje? – spytała pielęgniarka, wychodząc ze swojej kanciapy. Spojrzała na nas groźnie. – Za dużo was tutaj!
Powstrzymałem się przed przewróceniem oczami. Pięć osób to jeszcze nie tragedia. A ona nie powinna być wcale zaskoczona, przecież Weasley ma wielką rodziną! I mnóstwo przyjaciół. Dobrze, że ich wszystkich nie przywiało.
- Malfoy… Znaczy się Scorpius – zająknęła się Shila. – Chciał się zobaczyć z Rose – dodała z uśmiechem.
Znowu miałem ochotę wywrócić oczami. Ta dziewczyna mnie irytuje. A po tym, co odwalili z resztą rodzinki przed chwilą, nie zapomnę do końca życia. Zmuszając mnie do całowania nieprzytomnej Weasley… Zboczeńcy.
Prawda była taka, że chciałem ją pocałować. Robiłem to już wcześniej, więc nie byłoby to nic nadzwyczajnego. Weasley całowała naprawdę dobrze i zawsze smakowała truskawkami. Nie wiem, jak to robiła, ale to było świetne uczucie. Jednak nie planowałem nigdy, NIGDY, całować jej bez jej zgody i wiedzy. Nie jestem żadnym gwałcicielem. Poza tym nie odpowiadała mi ta publiczność. Dotychczas mieliśmy z Weasley więcej prywatności.
- Dobrze. Ale reszta niech idzie, mogą zostać tylko dwie osoby – powiedziała pielęgniarka. Mało się nią interesowałem, bo przeżywałem własne kryzysy. Chyba Shila zaproponowała, że zostanie i przypilnuje mnie, ale Hugo się uparł, że chce doglądać siostry. Mi wszystko jedno, byleby mnie nikt nie dotykał, kiedy się „połączę” z rudowłosą.
Próbowałem przeanalizować swoje uczucia.
Nie wierzyłem w miłość. Wierzyłem w przywiązanie, sympatię, lojalność i obowiązek, ale nie w miłość. Sam nie wiedziałem, dlaczego. Nie, żebym miał świetny wzorzec w domu, ale przecież nie mieliśmy pod dachem jakiejś patologii. Matka mnie kochała, ale tak to jest z matkami. Czym różni się miłość do dziecka od miłości do dziewczyny?
Nie wierzyłem w miłość. A jednak, gdy patrzyłem na nieprzytomną Weasley i przypominałem sobie wszystkie sny z jej udziałem, wszystkie fantazje i wizje ukazane przez kostki, czułem ciepło w sercu. To było takie dziwne i niespotykane. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem. Było dokładnie tak, jak w tych wszystkich książkach, które rodzice kazali mi czytać.
„Zależy ci.”

Zależy mi.

Kiedy wreszcie to przyznałem, poczułem ulgę. Jakby zdjęto ze mnie wielki ciężar.
Odetchnąłem i spojrzałem na Hugona, który został mi towarzyszyć. Reszta ferajny wyszła, jak prosiła pielęgniarka.
- Tylko spróbuj czegoś niestosownego, a połamię ci ręce – zagroził.
- To ja będę nieprzytomny, gnomie. Jeśli mnie tkniesz, zamienię cię w dżdżownicę – odgryzłem się.
- Po prostu rób to, co masz zrobić – powiedział, poprawiając czuprynę rudych włosów. Zadziwiające, ale zwróciłem uwagę na to, że miały inny odcień niż włosy Rose; były bardziej kasztanowe niż jego siostry.
Odwróciłem się od niego i złapałem kostkę, którą przykrywała dłoń Rose.
Świat dookoła zawirował, ścisnęło mi żołądek. Czułem się tak, jakby wessało mnie tornado. Nagle znalazłem się na pustyni, wśród szalejącej burzy piaskowej. Musiałem osłaniać oczy przed wiatrem, który rzucał we mnie piachem. Momentalnie zrobiło mi się zimno. Obejrzałem się, dostrzegając dziewczynę stojącą kilka kroków ode mnie.
- Weasley?! – zawołałem.
Odwróciła się i spojrzała w moim kierunku. Wstrzymałem oddech. No jasne, miała na sobie piżamę. Długie spodnie w kratkę i koszulkę na ramiączkach, która była ubrudzona krwią. W normalnych okoliczność, piersi uwypuklające się pod materiałem, wyglądałyby bosko. Co ja gadam… I tak wyglądały bosko. Nie mogłem jednak zbyt długo się na nich skupiać, bo przecież przybyłem tam, żeby jej pomóc.
- Malfoy? – spytała, zbliżając się. – Jesteś tutaj, czy sobie ciebie wymyśliłam?
- Jestem – odpowiedziałem, przenosząc wzrok na jej twarz. Była wysmarowana krwią i zmieszanym ze łzami piaskiem. Jej oczy, lekko czerwone od smagania wiatrem, błyszczały.
Wydała z siebie dźwięk ulgi i biegiem pokonała kilka dzielących nas kroków. Nie spodziewałem się tego, ale poczułem się dobrze, kiedy rzuciła mi się na szyję. Wtuliła twarz w moje ramię i zatrzęsła się lekko, jakby płakała. Nie często kogokolwiek przytulałem, więc nieco niezdarnie poklepałem ją po plecach. Choć świetnie było czuć jej ciało tak blisko swojego, oddzielone tylko cienkim materiałem moich ubrań i jej piżamy, nie umiałem się odnaleźć w tym całym przytulaniu.
- Dziękuję – powiedziała, szlochając dalej w moje ramię. – Dziękuję, że po mnie przyszedłeś.
Tymi słowami skruszyła moje mury. 

~*~

OFICJALNA STRONA NA FACEBOOKU! 

3 kwietnia 2015

58. Burza po ciszy

Shila przeciągnęła się na łóżku i mlasnęła cicho, przewracając na drugi bok. Rose jeszcze spała, przykryta kołdrą po samą brodę. Ishihara zmarszczyła brwi, jej przyjaciółka zawsze wstawała wcześniej od niej, ale tylko wzruszyła ramionami, podniosła się i poszła do łazienki. Czuła się dobrze i miała wrażenie, że ten stan utrzyma się na dłużej. Gdy wróciła do pokoju, Ruda wciąż spała, dlatego Shila podeszła do niej i szarpnęła lekko za ramię.
- Rose, wstawaj. Spóźnisz się na śniadanie – powiedziała. Weasley jęknęła cicho, a Azjatka, biorąc ten dźwięk za oznakę przebudzenia, wcisnęła na stopy buty i wyszła z dormitorium. Nie mogła nawet przypuszczać, co przeżywała jej przyjaciółka.

***

Rose zacisnęła dłoń na zawieszce skorpiona i rozejrzała się. Wzięła głęboki wdech i właśnie w tym momencie zawiał porywisty wiatr, sypiąc jej piaskiem w oczy. Odwróciła głowę, a kiedy ponownie spojrzała w tamtym kierunku, osłaniając twarz ramieniem, zobaczyła tornado. Serce podskoczyło jej do gardła. Ściskając wisiorek, rzuciła się do ucieczki. Biegła pomiędzy roztrzaskanymi rzeźbami, przeskakiwała nad przewróconymi kolumnami, ale tornado cały czas ją doganiało. Tylko chwilę zastanawiała się, skąd się tam wzięło: wcześniej pustynia była całkowicie cicha i spokojna. W jednej sekundzie wiatr wzmógł się do niewyobrażalnej prędkości, podrywając w górę tony piachu.
Straciła równowagę, kiedy ziemia zatrzęsła się, i wpadła na rzeźbę Amora bez rąk. Posąg przewrócił się razem z nią i złamał w pół. Rose zakaszlała, czując piasek wpełzający do jej nozdrzy i gardła. Tornado znajdowało się coraz bliżej, a ona nie miała gdzie się schować. Rozejrzała się, szukając jakiejś kryjówki. Kilka metrów dalej leżała przewrócona i złamana kolumna. Gdyby udało jej się tam dobiec, mogłaby wcisnąć się w pęknięcie i spróbować przeczekać najgorsze. Odwróciła się plecami do wiatru i odetchnęła głęboko, zbierając całą swoją odwagę. Serce łomotało jej w piersi. Spojrzała na srebrnego skorpiona i przełożyła łańcuszek przez głowę. Nie chciała go stracić. Kiedy wisiorek znalazł się na jej dekolcie, wzięła wdech i pognała w stronę kolumny.
Nim dobiegła do złamania, coś uderzyło ją w tył głowy. Poleciała metr do przodu i upadła na brzuch. Pociemniało jej przed oczami i straciła przytomność, a wiatr szarpał jej włosami.

***

Kiedy Rose nie pojawiła się na pierwszej lekcji, Shila zaczęła się niepokoić. Nachyliła się nad ławką i szturchnęła Albusa. Wychylił się lekko do tyłu, by móc ją usłyszeć. Ishihara musiała szeptać, by nie zwrócić na siebie uwagi profesora.
- Widziałeś dzisiaj Rose? – spytała.
- Nie – odparł i wrócił do pozycji pionowej.
Shila westchnęła i z nerwów zaczęła stukać paznokciami o blat. Rozejrzała się po uczniach: byli wszyscy za wyjątkiem Weasley. Scorpius Malfoy siedział w ostatniej ławce, mało zainteresowany prowadzonym wykładem. Zerknął na nią i posłał jej nieodgadniony uśmiech.

***

Rose otworzyła oczy. Burza piaskowa szalała nadal, dlatego musiała osłaniać twarz ręką. Powoli i z wielkim trudem podniosła się na klęczki; wiatr przygniatał ją do ziemi, a wirujący wokół niej piasek utrudniał widzenie. Dotknęła drugą dłonią głowy; nie wyczuła krwi, ale była pewna, że nabawiła się siniaka. Stęknęła i podpełzła na czworakach do kolumny. Schowała się w szczelinie i zastanowiła, co powinna zrobić.
Nie wiedziała, co się działo, co się wydarzyło. Była pewna, że cisza na pustyni nie wróżyła niczego dobrego, ale na pewno nie spodziewała się burzy. Wyjrzała ze swojej kryjówki. Wiatr wiał z zadziwiającą prędkością, porwał złotą ramę lustra i roztrzaskał ją o jedną z niewielu kolumn, które wciąż stały pionowo. Fragmenty szkła wzbiły się w powietrze i wirowały niebezpiecznie, gotowe w każdej chwili zranić ją.

Co powinnam zrobić? Nie mogę tu siedzieć w nieskończoność!
Nie, chwila… Śnię. To tylko sen. Zaraz się obudzę.

Zacisnęła powieki i odczekała kilka chwil. Jednak nic się nie stało. Nie musiała nawet otwierać oczu, by wiedzieć, że nadal tkwi w śmiertelnej pułapce. Wiatr szumiał jej w uszach, smagając piaskowymi biczami po twarzy.

Dlaczego nie działa? Dlaczego się nie budzę?! Chcę się obudzić!

- Pomocy! – wrzasnęła, kiedy wydawało jej się, że wiatr przybrał na sile. Wiedziała, że to daremne: w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby jej pomóc. Była sama w swoim śnie, w swojej podświadomości, a nawet, gdyby jakimś cudem ktoś znalazł się obok niej, wiatr wył tak głośno, że zagłuszył jej wołanie.

Ktoś… Ktoś mógł znaleźć się w pobliżu! Malfoy! Malfoy, błagam, bądź tam…

Wyjrzała ze swojego schronienia, a wiatr natychmiast porwał jej włosy. Mrużąc oczy, rozejrzała się dookoła. Kawałki lustra wirowały nad jej głową. Obserwowała je dłuższą chwilę, po czym wyciągnęła rękę i chwyciła jeden z nich. Jako szukający drużyny Gryfonów nie miała problemów ze złapaniem poruszającego się obiektu. Zapomniała jednak o jednej bardzo istotnej rzeczy: krawędzie lustra były ostre i gdy tylko zacisnęła palce, przecięły jej skórę. Syknęła, ale nie upuściła lustra.
Przysunęła fragment do oczu. Był ubrudzony krwią, ale szybko wytarła ją o koszulkę i przyjrzała się odbiciu swoich oczu.
- Malfoy? – zapytała niepewnie. Czuła się głupio, mówiąc do lustra, ale nie miała wyboru. Tylko on był w stanie jej pomóc. – Malfoy, jeśli tam jesteś, proszę, odezwij się.
Jednak nic się nie działo, wciąż widziała tylko swoje oczy, załzawione od wiatru i piasku. Zraniona dłoń pulsowała bólem, ale Rose ledwo zwracała na to uwagę. Powoli ogarniało ją przerażenie: nie wiedziała, co się stało, dlaczego do tego doszło, ani co powinna zrobić. Wiatr zawodził, pchając w nią kolejne porcje piachu. Otarła twarz dłonią, zapomniawszy o krwi, przez co rozsmarowała ją sobie na policzku. Skrzywiła się, pociągnęła nosem i jeszcze raz spojrzała w kawałek lustra.
- Scorpius?
Jego imię w jej ustach zabrzmiało miękko, pomimo płaczliwej nuty, którą było zabarwione. Jedyna osoba, która była w stanie jej pomóc, która mogła dzielić jej los, była poza zasięgiem. Rose została sama, uwięziona w swoim śnie, w podświadomości, w tym innym świecie. Złapana w pułapkę, z której nie wiedziała, jak się wydostać.
Rozpłakała się, mając tego wszystkiego dość. Więź, która łączyła ją z Malfoyem przyniosła jej tylko strach i ból. Widziała wiele scen, w których teoretycznie miała być szczęśliwa, ale w tym momencie daleko jej było do radości. Była wściekła, przerażona i obolała.

Weź się w garść! Zachowujesz się jak dziecko!
Myśl, dziewczyno! Przecież jesteś w tym dobra!

Otarła zdrową dłonią załzawione oczy i jeszcze raz spojrzała w lusterko, tylko po to, by upewnić się, że Malfoya w nim nie było. Zamiast niego lub swojego odbicia ujrzała jednak coś innego. Między drobinkami piasku rysował się obraz czerwonych drzwi, smaganych wiatrem. Ich kolor był tak wyraźny, że z łatwością przebijał przez zawieruchę. Rose przyjrzała się im, marszcząc brwi. Gdzieś na tyłach jej umysłu pojawiła się myśl, że oto patrzyła na wyjście z tego koszmaru. Musiała je tylko odnaleźć.
Wyjrzała ze swojej kryjówki i w tym samym czasie ziemia ponownie się zatrzęsła, a po podłodze rozeszło się głębokie pęknięcie. Weasley podparła się zdrową dłonią, nie chcąc stracić równowagi i ze zgrozą obserwowała, jak szczelina poszerza się, wędruje dalej, aż przepoławia jedną ze stojących kolumn. Trzon drżał, po czym oderwał się od całości i runął w dół, a jego drobniejsze części od razu porwał wiatr.
Weasley przełknęła ślinę, osłoniła twarz ramieniem i powoli wyszła spod złamanej kolumny, która do tej pory służyła jej ochroną. Całkowicie odsłonięta i bezbronna, ruszyła w stronę wyjścia z ruin świątyni. Liczyła, że może poza nimi burza ustanie, lub chociaż zmaleje.

***

Shila wybiegła z sali, kierując się w stronę Wieży Gryffindoru. Miała niejasne przeczucie, że coś złego stało się Rose. Jej przyjaciółka nie pojawiła się na śniadaniu, ani na kilku pierwszych lekcjach. Z początku Azjatka myślała, że Weasley zaspała, ale kiedy mijały kolejne godziny, zmieniła zdanie. Ruda nigdy się nie spóźniała, a nawet jeśli, to miała ku temu dobry powód. Nigdy jednak dłużej niż 5 minut i zawsze wyjaśniała sprawę. Jednak tym razem… Shilę ściskało w dołku, kiedy myślała o Rose. Minęła zgraję Ślizgonów, którzy zaśmiali się na jej widok, ale zignorowała ich zaczepki.
- Gdzie tak pędzisz? – zapytał Hugo, który przechodził obok. Shila kątem oka dostrzegła „Dumę i uprzedzenie”, którą trzymał w dłoniach. Zmarszczyła brwi, tylko chwilę zastanawiając się, dlaczego miał przy sobie taką książkę. Zignorowała jednak ciekawość i spojrzała na brata jej przyjaciółki.
- Widziałeś dzisiaj Rose? – spytała, oddychając szybko.
- Nie. Stało się coś? – Hugo wyglądał na zmęczonego, oczy miał podkrążone, a kiedy inaczej chwycił książkę, Shila dostrzegła poobgryzane paznokcie. Postanowiła nie obciąż go swoim złym przeczuciem. Przecież mogło być tak, że Rose po prostu zaspała, prawda? Hugo nie musiał się od razu denerwować.
- Wszystko w porządku. Pożyczyła ode mnie lakier do paznokci i chciałam go odebrać, ale nie mogę jej znaleźć – powiedziała, od razu żałując, że to zrobiła. Miała ochotę walnąć się w łeb.

Serio, Shi? Lakier do paznokci?

Weasley uniósł brew, a Shila skrzywiła się, bo ten gest był niemal identyczny z tym, który czyniła Rose. Dziwne, bo to tej pory, Ishihara nie zwracała uwagi na podobieństwo rodzeństwa.
- I szukasz jej tylko po to, żeby odzyskać lakier? – spytał.
- Tak. To bardzo drogi lakier – odpowiedziała, jęcząc z myślach ze swojej głupoty. Hugo postanowił tego nie komentować. Kiwnął głową i odszedł bez słowa, ściskając w palcach „Dumę i uprzedzenie”. Shila jeszcze chwilę za nim patrzyła, po czym wznowiła bieg. Chciała jak najszybciej dostać się do dormitorium. Ściskało ją w żołądku i nie lubiła tego uczucia.
- Rose, jesteś tu? – zawołała, wbiegając do pokoju. Jej wzrok od razu spoczął na łóżku przyjaciółki. – O Merlinie…
Dziewczyna leżała pod kołdrą z rękami ułożonymi na wierzchu po obu stronach ciała. Była nienaturalnie blada, a usta przybrały lekko niebieski odcień. Jej rude włosy rozsypały się po poduszce, tworząc dookoła jej głowy aureolę. Shila przesunęła wzrokiem po ramionach przyjaciółki, wzdrygając się, kiedy ujrzała czerwoną plamę krwi na pościeli. Przez dłoń Rose przebiegało głębokie rozcięcie, wciąż zbyt świeże, by mogło się zasklepić. Ishihara podeszła i dotknęła Weasley. Ledwo jej palce musnęły skórę przyjaciółki, odsunęła się – ręka dziewczyny była lodowata.
- Rose? – Szturchnęła rudowłosą, próbując nie zwracać uwagi na chłód jej ciała. Chwyciła ją za ramiona i potrząsnęła mocno, ale Weasley nie zareagowała. – Rose! To nie jest zabawne! Ocknij się! – rozkazała, lecz to nie poskutkowało.
Shila zabrała dłonie i odsunęła się, zasłaniając usta dłonią. Zaczęła krążyć po pokoju, zastanawiając się, co powinna zrobić. Spojrzała na przyjaciółkę, lekki ruch klatki piersiowej wskazywał, że dziewczyna żyje. Tylko dlaczego straciła przytomność?

Muszę ją zabrać do Skrzydła Szpitalnego.

*

- Co się stało? – spytał Hugo, wbiegając do Skrzydła Szpitalnego. Czekali tam już na niego wszyscy: Shila, James, Lily, a nawet Albus oderwał się wreszcie od swoich „przyjaciółek”. Weasley zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na nieprzytomną siostrę. Leżała na łóżku, a jej blada skóra niemal zlewała się z białym prześcieradłem, którym ją nakryto. Lewą dłoń miała obandażowaną i tylko rude włosy stanowiły jedyny kolor na tym marnym obrazku.
- Nie wiemy – odpowiedział Albus. Hugo nawet nie zwrócił na niego uwagi, wciąż wpatrywał się w uśpioną twarz Rose. W jego głowie przewijało się milion myśli.
Nigdy nie powiedział na głos, że kocha Rose – był na to zbyt dumny. Przecież chłopcy nie mówili takich rzeczy o swoich siostrach, prawda? To było niemęskie, żeby przyznać, że kocha się siostrę. Lepiej było pociągnąć ją za warkocz, podokuczać z powodu jej piegów, albo wykorzystać jej umysł w celu odrobienia pracy domowej. Ale nigdy nie należało mówić, że się siostrę kocha. Co to, to nie. Jednak teraz, kiedy widział ją w tym stanie, coś w nim drgnęło. Próbował przypomnieć sobie ich ostatnia rozmowę, ale nie potrafił. Czuł się, jakby miał ją stracić. To  było irracjonalne, bo wiedział, że pielęgniarka na nic takiego nie pozwoli i prędzej czy później Rose odzyska zdrowie, ale i tak… Nie mógł przestać myśleć o tym, jak bardzo los go nienawidził. Najpierw odebrano mu Daisy, a teraz Rose…
- Co jej jest? – zapytał, podchodząc i dotykając dłoni siostry. Była zimna. – Jest lodowata. Musimy ją ogrzać, przynieście jakieś koce – powiedział, jednak nikt się nie ruszył.
Do pomieszczenia weszła pielęgniarka, niosąc jakiś napar. Z miseczki buchał zielony dym, roznosząc zapach cytrusów. Kobieta podeszła do chorej i nachyliła się, przystawiając miseczkę blisko twarzy nieprzytomnej dziewczyny.
- Co to jest? – Hugo przyglądał się, jak zielony dym wnika do nozdrzy siostry, a jej twarz od razu nabiera żywszych kolorów. Wzięła głębszy oddech, co uspokoiło rozedrgane nerwy Weasleya.
- Coś, co ją rozgrzeje – odpowiedziała pielęgniarka. Odstawiła naczynie na bok i spojrzała na przyjaciół. – Czy Rose ostatnio wspominała, że czuje się źle? – spytała.
- Nie. Wszystko było w porządku – odpowiedziała Shila, która najczęściej przebywała z rudowłosa.
- Miała do czynienia z jakimiś nieznanymi eliksirami?
- Nic mi o tym nie wiadomo. – Ishihara skrzyżowała ręce na piersi, przyglądając się nieprzytomnej przyjaciółce.
- Co jej jest? – spytał Albus, trzymając się na uboczu. Czuł dziwny niepokój, spoglądając na kuzynkę. Gdyby nie lekki ruch klatki piersiowej, wyglądałaby na martwą.

Dobrze, że pielęgniarka dała jej coś na ogrzanie, bo bez kolorów na twarzy wyglądała jak trup. Br.

- Rose śpi – odpowiedziała pielęgniarka, bardzo spokojnym głosem.
- Śpi? – zapytali przyjaciele jednocześnie, spoglądając na kobietę z niedowierzaniem. – Więc dlaczego się nie budzi?
- Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Rose jest pogrążona w tak głębokim śnie, że świat zewnętrzny nie ma na nią większego wpływu. Niestety, dopóki nie będę wiedziała, co ją doprowadziło do takiego stanu, nie będę w stanie jej pomóc. Mogę tylko czuwać, żeby się nie wyziębiła – wyjaśniła kobieta. Kiwnęła głową i udała się do swojej kanciapy.
Hugo wpatrywał się w twarz siostry. Nabierała kolorów, dzięki dziwnej miksturze, ale wciąż była nienaturalnie blada. Sam nie wiedział, co o tym myśleć. Znał Rose i wiedział, że na pewno nie wpakowałaby się w nic niebezpiecznego. Jednak coś musiało się stać. Ludzie nie zapadają w śpiączki bez przyczyny! Prawda?
Nagle jego uwagę przykuło poruszenie. Shila zebrała swoje rzeczy i ruszyła w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz? – spytał Albus.
- Do dormitorium. Jeśli Rose zrobiła coś dziwnego, to jest pierwsze miejsce, w którym powinniśmy szukać – odpowiedziała. Weasley pokiwał głową, a Albus zaoferował pomoc, ale Shila uniosła dłoń, powstrzymując go. – Lepiej zostań tutaj. Nie przydasz mi się, skoro nie możesz wejść do naszego dormitorium.

*

Shila weszła do pokoju, rzuciła torbę na podłogę i rozejrzała się dookoła.

Od czego zacząć?

Podeszła do łóżka Rose, nie patrząc na okropną czerwoną plamę na pościeli. Skrzaty wezmą się za porządku dopiero za kilka godzin. Podniosła kołdrę i przerzuciła poduszkę, jednak niczego nie znalazła. Nachyliła się, przeszukując szafkę nocną. Kiedy otworzyła środkową szufladę, po dnie potoczyła się kolorowa kostka Rubika. Shila chwyciła ją i uniosła, marszcząc czoło. Zabawka była zniszczona. Cztery ściany: żółta, zielona, niebieska i czerwona były ułożone, lecz przez każdą z nich przebiegało głębokie pęknięcie.
Zastanowiła się chwilę, przypominając sobie inne sytuacje, w których kostka miała wpływ na sny Rose. Kiedyś jej przyjaciółka obudziła się plując piaskiem, innym razem opowiadała jej o Malfoyu, który wyciągnął ze swojego snu kamień. Kostki były ze sobą połączone, przenosiły ich do jakiejś innej rzeczywistości, w ich snach. Rose skaleczyła się podczas snu. I nie mogła się obudzić. A jej Bliźniacza Kostka została zniszczona. Nagle wszystko zaczęło nabierać sensu.
Wybiegła z dormitorium, trzymając w dłoniach kostkę.
- Wiem, co jej jest! – wykrzyknęła, wpadając do Skrzydła Szpitalnego. Prawie się przewróciła, potknąwszy o własne nogi. Odzyskała równowagę i podbiegła do łóżka Rose, rzucając na prześcieradło kostkę i wskazując ją palcem. – To jest przyczyna.
- Łamigłówka? Shila, serio? – burknął Albus, chwytając zabawkę i podrzucając ją jedną dłonią. – Co niby zrobiła jej ta kostka Rubika? Zanudziła? W dodatku jest popsuta.
- Nie. To nie jest zwykła kostka – rzekła, oddychając szybko po szaleńczym biegu. Spojrzała na przyjaciół, po czym powiedziała coś, czego żaden z nich się nie spodziewał:
- Musimy zawołać Malfoya.
- Malfoya? Tego Malfoya?
- A znasz jakiegoś innego? – burknęła.
- Ale co on ma z tym wspólnego? – spytał Hugo.
- Wszystko, Hugo. Uwierz mi – odpowiedziała, kiwając głową. Pokrótce wyjaśniła im całą sytuację. Opowiedziała o snach Rose i o tym, co się w nich działo, powiedziała o Jose, który szukał na ten temat informacji oraz o książce, którą znaleźli. Nie pominęła nawet kwestii potencjalnego „zakochania”. Wiedziała, że w takim momencie nie powinna niczego ukrywać. Musieli skupić się na tym, jak mieli pomóc Rose, a by to osiągnąć, Hugo i Albus musieli poznać prawdę. – Idźcie po Malfoya. Myślę, że tylko on będzie wiedział, co się stało.
Albus pokiwał głową.
- Ja się tym zajmę. Wy zawołajcie pielęgniarkę. Rose znowu zrobiła się sina z zimna.
Shila spojrzała na przyjaciółkę. Potter miał rację, jej usta były niebieskawe. Zaklęła cicho pod nosem. 

~*~
Standardowo już zapraszam na FACEBOOKA