Dla RoSco, która podkochuje się w Zabinim.
Zabini wpadł do Pokoju Wspólnego
Ślizgonów i pospiesznie rozejrzał się po ludziach. W kącie siedzieli jacyś
pierwszoklasiści, odrabiając lekcje. Zaśmiał się. Doskonale pamiętał, co czuje
pierwszoklasista: każdy chce być najlepszy, więc od pierwszego dnia w szkole
uczą się intensywnie, choć i tak za niedługi czas wszystkiego zapominają. A
później już się uczyć nie chce…
Przy
kominku wylegiwały się dziewczyny z siódmej klasy. Co wieczór miały swoje pół
godziny, kiedy wymieniały się plotkami i nowinkami z ich życia prywatnego,
publicznego i, niekiedy również, seksualnego. Skrzywił się, czując w powietrzu
rozchodzący się zapach lakieru do paznokci i odwrócił się w stronę kanap, gdzie
zazwyczaj siedział Scorpius.
Nie można
było powiedzieć, aby blondyn „siedział” na sofie. Trafniejszym określeniem
byłoby „rozwalił się”, kładąc nogi na stoliku przed sobą, ramiona
rozpościerając na oparciach, a głowę odchylając do tyłu. Obok niego siedziała
jakaś czarnowłosa dziewczyna, piłując paznokcie. Kiedy podszedł bliżej,
rozpoznał w niej Margaritę Brown z piątego rocznika. Siedziała cichutko obok
chłopaka, z nogą założoną na drugą i skupionym wzrokiem. Jedynym dźwiękiem, jakby
Damian mógł usłyszeć to tarcie pilniczka po szkliwie paznokcia.
- Scorpius,
nie uwierzysz w to, co ci zaraz powiem – powiedział Zabini podchodząc do kanapy
i siadając w ogromnym, miękkim fotelu obitym jakimś przyjemnym w dotyku
zielonym materiałem. Margarita podniosła na niego spojrzenie niebieskich oczu i
chwilę beznamiętnie na niego spoglądała, przerywając wcześniej piłowanie.
Malfoy nawet nie drgnął. Zabini zmarszczył brwi, a Brown powróciła do swoich
paznokci.
Zabini czuł
się podekscytowany. Nowina, którą niósł dla Scorpiusa była warta tysiąca
galeonów. Jego żar nieco ostygł, kiedy spotkał się z obojętnością ze strony
Malfoya. Jednak zaraz przypomniał sobie całująca się namiętnie Weasley i znów
zapłonął w nim ogień. Do tego stopnia, że niesiony jakąś dziwną siłą, wstał z
fotela.
- Szukałem
Gonzales, bo… właśnie, zapomniałem o nim… mniejsza o to. Wszedłem do
biblioteki, bo myślałem, że go tam znajdę i nie zgadniesz! – Zawołał Zabini,
żwawo gestykulując. Margarita uniosła do góry brew. Zabini skrzywił się, co ona
tu w ogóle robiła?
- Nie było
go tam. Zgadłem? – Spytał Malfoy, nie podnosząc głowy. Damian zauważył, że miał
zamknięte oczy i prawie w ogóle, nie licząc klatki piersiowej, się nie
poruszał.
- Nie –
powiedział. – Znaczy tak, nie było go tam, ale chodziło mi o coś innego –
dodał.
- Co jest?
– Obok Zabiniego pojawił się Jose, siadając w fotelu, w którym wcześniej on
siedział. Założył nogę na druga, w geście iście pedalskim – zdaniem Zabiniego –
i uśmiechnął się słodko, ukazując białe zęby, które znacznie odróżniały się na
tle jego ciemniejszej karnacji.
- Szukałem
cię – powiedział, ale po chwili pokręcił głową, wracając do tematu głównego.
Jedną z jego wad było często rozkojarzenie. Wystarczyło przerwać mu byle
błahostką i już zapominał, o czym mówił. Czasem było to przydatne, czasem
jednak strasznie go wkurzało. No ale taki już był. – Mniejsza o to. Wracając do
tego, co zobaczyłem w bibliotece… Normalnie, zobaczyłem Weasley – powiedział
takim tonem, jakby obwieszczał, że właśnie ujrzał tańcząca kankana McGonagall.
Margarita
prychnęła, zdmuchując z palców pyłek po piłowanym paznokciu, Jose stłumił
dłonią śmiech, a Malfoy zironizował:
- Łał! – A
po chwili dodał: - To żadna nowość. Ten szczur Weasley to stały bywalec
biblioteki, Zabini.
- Nie, nie,
nie o to mi chodziło. Widziałem normalnie, jak ta totalna dziewica, której
nawet dotknąć nie można, i która rumieni się na samo słowo „seks” czy
„całowanie”, całowała się w bibliotece! Na oczach całej biblioteki! – Zawołał,
wiedząc, że ta nowina jest warta tego tysiąca galeonów. – Namiętnie. Z
języczkiem! Normalnie wyglądało, jakby robiła to nie raz… a przecież wszyscy
wiedzą, że nigdy się z nikim nie umawiała. – Dokończył swoją myśl. Scorpius –
co zaczynało Zabiniego denerwować – znów nawet się nie poruszył, jedynie
westchnął przeciągle, Brown odłożyła pilniczek na stolik i przysunęła się do
Malfoya obdarowując pocałunkiem jego szyję, a Jose uznał, że jego paznokcie są
o wiele interesujące niż całująca się Weasley.
Zabini
zadrżał. Co z nimi? Normalnie nie darowaliby sobie złośliwego komentarza na
zachowanie Weasley, a teraz co? Udają, że ich kompletnie nie interesuje? Phi. Damian uspokoił się i wzruszył
ramionami. Odwrócił się i usiadł na drugim z foteli, beznamiętnie wpatrując się
we wzór włókien obicia.
- Skoro nie
interesuje was to, że Weasley właśnie publicznie pokazała, że nie jest taką
dziewicą, za jaką się podaje, to pewnie nie zainteresuje was, z kim się tak
namiętnie całowała – powiedział spokojnie. Zauważył jak Brown na chwilkę oderwała
się od Malfoya i spojrzała na niego, zaciekawiona, ale zaraz powróciła do
swoich pieszczot, siadając Malfoyowi na kolanach i nachylając się, by go
pocałować.
- Okej,
więc wcale wam nie powiem, że robiła to z Benjaminem Franklinem. Nawet mnie nie
proście – powiedział Zabini, przyglądając się plamce brudu na swoim adidasie. Gonzales
zachłysnął się własną śliną, co spowodowało lekki uśmiech na twarzy Zabiniego,
a Malfoy oderwał usta od ust Brown i spojrzał na niego.
Ha! Jestem genialny!
- Z tym Franklinem, którego mam na myśli? – Zapytał
Malfoy, spychając lekko Margaritę z kolan. – Zobacz, czy nie ma cię w drugim
pokoju – dodał, nawet na nią nie patrząc. Czarnowłosa prychnęła i wstała,
zabierając swój pilniczek. Poprawiła spódniczkę i poszła w stronę koleżanek,
które zaraz zaczęły cicho plotkować.
- Dokładnie
z tym – powiedział Zabini, a w jego oku zabłysnęły dzikie iskierki. – Ale czad,
nie? – Ożywił się, siadając na krawędzi fotela. – Co za historia: niewinna
Weasley i całkiem winny Franklin. Hogwarts
love story. – Zaśmiał się.
- Nie wie,
że Franklin to… - Zaczął Gonzales, ale przerwał mu Malfoy.
- Nie
wygląda na taką, którą by to interesowało. Nawet, jeśli kiedyś obiło jej się o
uszy, pewnie nie zwróciła na to uwagi – powiedział, wpatrując się w świeczkę
stojącą na stoliku.
Przypominał
sobie, dlaczego tak bardzo nie lubił Franklina. Może nie tyle „nie lubił” co
rywalizował z nim. Odkąd tylko Malfoy stał się mężczyzną (w sensie, że
świadomie uprawiał seks dla przyjemności), czyli mniej więcej w wieku
czternastu lat, Franklin stanowił dla niego zagrożenie. Był uważany za jednego
z przystojniejszych Hogwartczyków, podobnie jak Malfoy. I podobnie jak Malfoy
uwielbiał rozdziewiczać. Co za tym idzie: kto miał więcej dziewic, ten był
lepszy. Dziwne, wiedział o tym nawet Scorpius, ale cóż, każda dyscyplina, w
której jest od kogoś lepszy, jest dobra.
Tak się
niefortunnie złożyło, że szli łeb w łeb (żaden z nich nie rezygnował z
chwalenia się swoimi trofeami), a w szkole pomału zaczynało brakować dziewic.
Albo były to dziewczynki w wielku jedenastu lat albo totalne pasztety, których
nawet dwumetrowym kijem nikt by nie dotknął albo „cnotki niewydymki”, które na
samo słowo „seks” chowały się w szafach.
Była też
Weasley – oddzielna, jednoosobowa grupa. Nie mógł zaliczyć jej do pasztetów, bo
(choć nigdy w życiu nie powiedziałby tego na głos, nawet pod wpływem środków
odurzających!) wyglądała jak dziewczyna, nie potwór. Nie mógł też włożyć jej do
worka z cnotkami, bo – jak się przed chwilą dowiedział – całowała się z
Franklinem.
Wychodziło
więc na to, że skoro żaden z nich nie zamierzał sięgnąć po pasztet ani po
cnotkę, zostawała jedna osoba, która mogłaby rozstrzygnąć spór. Jednak z racji
wojny między Malfoyem a Weasley, wiadomo było, że to nie ów blondyn zdobędzie
mistrzostwo. Szala zwycięstwa przesunęłaby się więc na Puchona. Spryciarz. Ale jako, że młody pan Malfoy
nie należał do osób, które przegrywają (zwłaszcza z cieniasem Franklinem)
musiał zrobić wszystko, aby plan Puchona się nie powiódł.
Tylko co?
Przecież nie będzie ich śledził. Nie było też mowy o tym, aby to on zaliczył
Weasley (może i nie wyglądała jak potwór, ale to kolidowałoby z jego
zasadami!). Gdyby tylko znalazł się ktoś, kto wtargnąłby w życie Weasley i
odciągnął ją od Franklina… przynajmniej do czasu, aż Malfoy nie wymyśli jak się
pozbyć tego insekta… albo dopóki ten knypek nie skończy szkoły… miałby problem
z głowy.
Nie, żeby
bronił cnoty Weasley. Co to, to nigdy w życiu. Chodziło tylko o zwycięstwo w
tym „Biegu po dziewicę”, ot co!
Tylko kto
byłby na tyle odważny, by podbić do Weasley? Właściwie nikomu tego nie życzył,
ale jednak…
- Jose,
przypomnij mi, kto jest mi winien przysługę? – Zapytał, nie odrywając
spojrzenia od świeczki. W jego głowie powstawał już plan. Doskonały, wybitny,
na miarę najlepszego stratega. Musiał tylko dobrać odpowiednich żołnierzy.
- Zdaje
się, że Megan z trzeciego roku i Krukon Phil z czwartego – odpowiedział
Gonzales.
Malfoy
zacmokał. Dziewczyna odpada – wątpił, żeby Weasley była lesbą, zwłaszcza po nowinie,
którą niedawno usłyszał. Chłopak też odpada, bo za młody. Musiał znaleźć kogoś
w wieku Weasley, albo starszego, chłopaka, całkiem przystojnego (bądźmy
szczerzy, każda dziewczyna, choćby zapierała się rękami i nogami, patrzy na
wygląd), mądrego, aby mógł ją czymś zainteresować i na tyle sprytnego, by
dobrze to rozegrał oraz godnego zaufania.
Jose? Nie,
odpada. Ten by się zaraz zakochał.
Zabini?
Malfoy uśmiechnął się. Zabini mądry i interesujący? Chociaż może gdyby go
odpowiednio przygotował…
- Czemu tak
na mnie patrzysz? – Zapytał Damian przestając drapać się po łopatce.
- Zabini,
jesteś mi potrzebny – powiedział Malfoy, siadając wygodniej. – Musisz podbić do
Weasley.
- Co? –
Dopadły go dwie takie same odpowiedzi, z dwóch różnych stron. Wywrócił oczami
młynka.
-
Potrzebuję kogoś zaufanego i na tyle sprytnego, by odciągnął Weasley od
Franklina. On jej nie może przelecieć, bo wtedy wygrałby ten nasz niepisany
konkurs – powiedział, kręcąc głową.
- Ale
dlaczego ja? Dlaczego to nie może być Jose? – Zapytał Damian, wskazując na
Gonzalesa dłonią.
- Bo on się
zaraz zakocha, a nie o to mi chodzi. – Zignorował oburzone prychnięcie kolegi.
- Ale ja
nie chcę! – Zawołał Zabini.
- Daj
spokój, przecież nie każę ci się w niej zakochiwać. Masz to tylko pociągnąć do
końca roku szkolnego…
- Ale z nią
się nie da. Dlaczego sam tego nie załatwisz? – Zapytał. Nie musiał słyszeć
odpowiedzi; wzrok Malfoya był tak sugestywny, że od razu zrozumiał. – Ona nawet
na mnie nie spojrzy…
- Spojrzy.
Jeśli trochę się zmienisz… - Powiedział Malfoy. Jose przekrzywił głowę,
zainteresowany tokiem rozumowania młodego dziedzica. – Zabini daj spokój.
Chcesz, żeby Franklin, ta gnida, która przeleciała twoją dziewczynę, mnie
pokonał?
- Dlaczego
mi się ten pomysł nie podoba? – Zapytał, czujnie przyglądając się chytrze
uśmiechniętemu Malfoyowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o kulturalne wyrażanie swojej opinii. Wszystkie przypadki wulgarnego wypowiadania się będą usuwane.