29 grudnia 2010

16. "Ślizgoni zawsze czegoś chcą"


            Rose stała w bibliotece przed ogromnym regałem. W rękach trzymała grubą księgę, której kartki przerzucała spokojnie palcami, a między zębami zagryzła różdżkę. Posługiwała się nią do zdejmowała książek z wyższych półek, do których nie dosięgała nawet na palcach.
            Zabini wraz z Malfoyem i Gonzalesem siedzieli przy stoliku nieopodal, chowając się za stertą kartek, zeszytów i ksiąg. Cała trójka obserwowała Weasley, która właśnie odlewitowała księgę z powrotem na jej miejsce. Machnęła ponownie różdżką i w jej kierunku poleciał inny egzemplarz.
            - Nie dam rady tego zrobić – powiedział, siadając wygodniej, ale nie spuszczając wzroku z rudowłosej. – Jak mnie ktoś przyłapie? – Spytał, spoglądając na blondyna. – Nie mogę stracić kolejnych punktów. Cała drużyna mnie zamorduje…
            - Zabini, nie pękaj. Nikt nikogo nie zabije bez mojej zgody – powiedział pewnym siebie głosem Malfoy. – Poza tym, nie bez powodu przyprowadziłem ze sobą Gonzalesa. Kiedy ty będziesz czarował naszą małą gryfońską przyjaciółkę – Jose omal nie wybuchł śmiechem słysząc określenie, jakim posłużył się Scorpius – nasz kolega zajmie się wścibską bibliotekarką – Malfoy dokończył swoją myśl i spojrzał na Gonzalesa, któremu już do śmiechu nie było.
            - Co? Nie. Dlaczego ja? Dlaczego nie ty? – Zapytał, prostując plecy.
            - Bo ja muszę być wolny, w razie, gdyby Zabini potrzebował pomocy. Poza tym, to ja wymyśliłem ten plan i to ja ustalam zasady – wyszczerzył rząd białych zębów i, zakładając dłonie na tył głowy, odchylił się na krzesełku. Jose zmrużył oczy z niezadowoleniem, ale nie odezwał się. – No, ale na pewno nie będę potrzebny, bo mój plan jest idealny. W ogóle, to jest on tak prosty i… niewinny, że nawet nie wiem, co mogłoby się wydarzyć.
            - Dobra. To w sumie nic strasznego… Tylko dlaczego to musi być Weasley? Dlaczego to nie może być… ktoś inny? – Zapytał Zabini, biorąc głęboki oddech.
            - Dobra, ruszaj. Jose, do dzieła – Malfoy dyrygował nimi, jak mu się podobało. Minę miał przy tym tak zadowoloną, jakby właśnie dowiedział się, że jego rodzinna fortuna potroiła swoją wartość.
Gonzales wstał ze swojego miejsca, chuchnął na dłoń, sprawdzając świeżość swojego oddechu (nie obyło się bez krzywego spojrzenia Malfoya i Zabiniego) i z szerokim uśmiechem ruszył w stronę bibliotekarki. Wydawał się być w pełni wyluzowany, jakby chodziło o kupno batonika, a nie rozproszenie uwagi czujnej kobiety.
            Zabini spojrzał ostatni raz na swojego kumpla i wstał, kierując się w stronę stolika, na którym w nieładzie leżały rzeczy Weasley. Stojąc przy regale nawet nie zauważyła, że ktoś się przysiadł.

            *

            Rose uśmiechnęła się pod nosem i, zaznaczając palcem miejsce w książce, schowała różdżkę do kieszeni i wycofała się do stolika. Już w połowie drogi zauważyła, że ktoś się dosiadł. Po kolejnych dwóch krokach rozpoznała w nieznajomym Zabiniego, a po kolejnych trzech dostrzegła, że…
            - Boże, Zabini co ty wyprawiasz?! – Wrzasnęła, podbiegając do stolika. Damian siedział nad jedną z książek, które sobie przyniosła i wyrywał z niej kartki. Tak po prostu, a potem brał je i zginał. – Oszalałeś?! Natychmiast przestań! – Wyrwała mu książkę i przerażona zaczęła przyglądać się strzępom kartek. Jej oczy stały się niewyobrażalnie szerokie. Wyrwał to, co było jej potrzebne! Poczuła jak czerwienieje. – Zamorduję cię – szepnęła.
            - Wyluzuj. To tylko kartki – powiedział spokojnie, dalej składając szary papier.
            - Kartki? To nie zwykłe kartki… tu była odpowiedź na moje wypracowanie. Normalnie… - Wzięła głęboki oddech. Uspokój się. – Szukałam jej pół dnia. Jak chciałeś sobie porobić… - spojrzała na dziwny twór, który powstał z kartek – orgiami, to trzeba było poprosić. Dałabym ci jakiś papier.
            - Dobrze, przepraszam. Następnym razem zapytam. Po prostu bardzo potrzebowałem tych kartek – powiedział spokojnie, wstając. Czujne oko Rose zauważyło, że wyjął z kieszeni różdżkę. Odruchowo sięgnęła do kieszeni. – Spokojnie, nie bój się – mruknął. Miał w głosie coś, co przekonało Rose, żeby nie wyjmować różdżki, ale być ostrożną. Nigdy nie wiadomo. Przecież to Ślizgon.
            - Co ty robisz? – Spytała, mrużąc oczy. Odchyliła się lekko do tyłu, bo Zabini nagle znalazł się bardzo blisko niej.
            - Ja? Nic. – Wzruszył ramionami i podniósł do góry dłoń. Oczom Rose ukazał się tulipan wykonany z kartek z książki. Wzięła głęboki oddech i z całych sił powstrzymała się przed wrzaskiem.

            Arogant! Jak można niszczyć książki tylko po to, by zrobić… ORIGAMI! Boże, daj mi siłę, bo inaczej go zamorduję! Z zimna krwią! Tak jak on zabił tę wspaniałą książkę… Powyrywam mu ręce! I nogi! I urwę mu też głowę! I… Och!
            Rose wstrzymała oddech, bo Zabini podniósł drugą rękę, tą z różdżką, i wycelował w kwiatek. Użył zaklęcia niewerbalnego, więc nie wiedziała, jaką formułką się posłużył. Jednak nie było to teraz dla niej ważne. Bo oto zwykły kwiatek z kartki zaczął się zmieniać. Najpierw papierowa łodyżka, wydłużyła się i przybrała zielony kolor. Później pojawiły się na niej listki. Żywe listki. Zaklęcie cały czas szło do góry i po chwili dosięgło pąka. Powoli stawał się czerwony i delikatny. Kwiatek zabłysnął, jakby ktoś obsypał go brokatem, a Zabini uśmiechnięty wsadził różdżkę do kieszeni.
            - Łał – szepnęła Rose. To były ładne czary. Wiedziała, że są zaklęcia umożliwiające przemianę zwykłego przedmiotu w coś żywego, ale nie znała ich. A tym bardziej nie podejrzewała, że może je znać Zabini.
            Kwiatek był bardzo ładny. Niby zwykły tulipan, a jednak biła od niego magia. Nie tylko dlatego, że został nią potraktowany, ale było też coś… czego Rose nie umiała określić.
            - Proszę – powiedział Zabini, wręczając jej kwiat. Zdezorientowana spojrzała na niego, ale nie wzięła kwiatka. Była podejrzliwa. Pewnie czegoś chce. Ślizgoni zawsze czegoś chcą.
            Widząc jej zacięty wyraz twarzy Zabini zaśmiał się szczerze, odchylając lekko głowę do tyłu.
            - Daj spokój. To już nie można dać dziewczynie kwiatka bez podejrzeń, że chce się ją do czegoś wykorzystać? – Zapytał. Zmrużyła powieki, ale wzięła do ręki tulipana. Przez chwilę patrzyła na niego, oczekując eksplozji, ale kwiat tylko zamigotał tym dziwnym brokatem i nic się z nim nie stało. Spojrzała na Damiana.
            - Czym sobie zasłużyłam? – Spytała, unosząc głowę. W odpowiedzi wzruszył ramionami.
            - Miłego dnia – życzył i odszedł, wymijając ją z szerokim uśmiechem. Rose odprowadziła go spojrzeniem, zniknął za drzwiami. Przeniosła wzrok na tulipana i spokojnie usiadła na krześle. Kwiat zamigotał, kiedy odłożyła go na blat. Nie przestawała na niego patrzeć, był naprawdę ładny. W dodatku dostała go od Zabiniego.

            Okej. To było dziwne. Zabini nie daje kwiatów. Nikomu. Co dopiero mówić o mnie? Nie dałby mi tulipana tak zwyczajnie, przez kaprys.
            O co tu chodziło?
            To jakaś gra?
            Chce czegoś. Na pewno czegoś chce! Przecież to Ślizgon, do cholery!
            Nie klnij, Rose. Lepiej pomyśl logicznie. Dlaczego Zabini mógłby ci dać kwiaty?
            Bo czegoś chce!

            - Och, no i zadanie domowe musi poczekać! – Jęknęła żałośnie, uderzając czołem o stolik.
            - O! Od kogo? – Zapytała Shila, przysiadając się. Weasley podniosła głowę, opierając się brodą o blat i spojrzała na przyjaciółkę, która wzięła do ręki tulipana. – Jaki śliczny – przyłożyła do nosa – i jak ładnie pachnie! Gadaj od kogo!
            - Od Zabiniego – powiedziała tonem udręczonej kobiety. Shila o mało nie upuściła kwiatka, takie wrażenie wywarło na niej to zdanie.
            - Od tego Zabiniego, którego mam na myśli? – Spytała, siadając na skraju krzesełka.
            - Właśnie od tego – odpowiedziała Rose. Ishihara wytrzeszczyła oczy i podała przyjaciółce kwiat.
            - Ale nawet nie wiem dlaczego mi go dał – powiedziała spokojnie Weasley, przyglądając się błyszczącemu kwiatu.
            - No to lepiej się dowiedz, bo tulipan to znaczy, że dobrze mu przy tobie i cieszy się na twój widok – Shila wydawała się zaciekawiona swoją własną wypowiedzią. Zmarszczyła brwi. – Zabini, niesamowite – prychnęła, kręcąc głową.
            - O czym ty gadasz? – Zapytała Rose, marszcząc brwi.
            - Nie znasz symboliki kwiatów? – Weasley pokręciła przecząco głową. – Dobra, każdy kwiat coś znaczy. Na przykład czerwona róża oznacza miłość do szaleństwa, za to wilcza jagoda jest ostrzeżeniem – wyjaśniła Shila rzeczowym tonem.
            - A tulipan? – Spytała Weasley, wdychając przyjemną woń tulipana.
            - No już mówiłam. Cieszy się na twój widok i jest mu z tobą dobrze – odparła Azjatka, przyglądając się z zaciekawieniem kwiatu.
            Weasley prychnęła.
            - Daj spokój. Myślisz, że Zabini zna tą całą symbolikę kwiatów? Po prostu wyczarował go z orgiami, a tulipan to pewnie jedyny kwiat jaki umie zrobić. Tylko ciekawi mnie, po co w ogóle się fatygował?
            - A jeśli wie, co oznacza tulipan? – Zapytała Shila.
            - Daj spokój. On nie wie, że wczoraj była środa, co dopiero jakieś znaczenie kwiatów. W ogóle… to pewnie jakaś bzdura jest – powiedziała poważnie Rose. Wstała, wzięła swoją torbę i zaczęła się pakować. – Lepiej pomóż mi wymyślić, czego może ode mnie chcieć, bo Ślizgoni zawsze czegoś chcą – dodała i ruszyła do wyjścia.
            - Jeśli mam rację… Ben ma konkurenta. Tylko ciekawe, kogo wybierzesz – szepnęła Shila, patrząc na oddalającą się Weasley.
            - Idziesz? – Spytała Rose, zatrzymując się i patrząc na przyjaciółkę.
            - Obyś wybrała dobrze. – Mruknęła, wstając i podchodząc do Weasley.

Co to się w ogóle porobiło. Zabini i tulipany dla Rose. Przecież oni się nawet nie lubią.

           
            *

            - O stary, widziałeś jej minę? – Zaśmiał się Malfoy, kiedy znaleźli się poza zasięgiem wzroku Weasley. Wyprostował się, na chwilę opanował śmiech i spróbował naśladować zaciekawioną, zaintrygowaną, a jednocześnie zachwyconą i czujną Weasley. Nie udało mu się to i po chwili znów się śmiał. – Ona myślała, że to wybuchnie! – Zawył radośnie, opierając się o ścianę.
            Jose śmiał się razem z nim, za to Zabini opierał się tylko o ścianę z założonymi na piersiach rękoma.
            - Co jest? – Zapytał Gonzales.
            - Mnie ta cała sytuacja w ogóle nie bawi. Po pierwsze, ja nie daję kwiatów o czym Weasley doskonale wie. Na pewno już się domyśliła, że to jakiś podstęp, głupia nie jest. Po drugie, nie czuję się dobrze w tej roli. Nie podrywam dziewczyn „na niby” – zakreślił w powietrzu cudzysłów.
            - A co? Chcesz ją poderwać na serio? – Spytał Malfoy.
            - W ogóle nie chcę jej podrywać. Weasley nie jest w moim typie. Albo sam się nią zajmij, albo oddaj ją Franklinowi. Zrobi swoje i po sprawie. A w przyszłym roku to sobie odbijesz. W młodszych klasach jest jeszcze kilka dziewic i dorosną już na tyle, żebyś mógł sobie poużywać. – Powiedział to i był przy tym tak poważny, że aż śmieszny. Scorpius spojrzał na jego minę i wybuchł śmiechem. Po chwili podszedł do niego i zarzucił mu rękę na ramiona.
            - D nie możesz się wycofać, bo już w to wszedłeś. Weasley teraz cały dzień będzie się zastanawiać, dlaczego dałeś jej jakiegoś głupiego kwiatka. W końcu dojdzie do tego, co on oznacza, a wtedy ty wpadniesz do niej z miłym uśmiechem i będzie twoja – powiedział. – Poza tym, nie mów mi, że nie podrywasz „na niby”, bo doskonale wiemy, że to robisz – uśmiechnął się tak słodko niewinnie, że Zabiniego aż zemdliło. Słodki i niewinny Malfoy? Nie, zdecydowanie odpada.
            - A w ogóle, gdyby jeszcze kiedyś wpadł ci do głowy ten wspaniały pomysł, aby się wycofać to pamiętaj, że ja mam za sobą Paula i Gonzalesa i niemal cały Slytherin. Jedno słowo, stary i…
            - Dobra, dobra. Dotarło – powiedział Zabini, podnosząc do góry dłonie w geście poddaństwa. – A teraz zabierz rękę, bo to pedalskie – dodał, zrzucając z barków ramię Malfoya.
            - Och, jaki ty jesteś mega seksowny, Zabini – zaintonował Scorpius. Zabini skrzywił się, a Jose widząc całe to przedstawienie wybuchł śmiechem. Malfoy zarechotał.
            - Dobra, panowie. Idziemy na laski… - Powiedział. – Chociaż nie… Tylko ja i Jose, bo ty – wskazał na Damian – celibat – dokończył i wzruszył ramionami.
            - Co? – Spytał Zabini.
            - Przykro mi, stary. To musi być autentyczne. Nie możesz zarywać do Weasley, a później bzykać inne panny. W życiu się nie nabierze… Jak sam wspominałeś, głupia nie jest. – Malfoy wydawał się dziwnie zadowolony z tego faktu. Jakby napawał się krzywdą Zabiniego.

            Słodki smak zwycięstwa.

            Zabini zmrużył oczy i z miną obrażonego pięciolatka, któremu ktoś zabrał lizaka oparł się o ścianę. Westchnął i odprowadził wzrokiem śmiejących się kumpli. To mu się w ogóle nie podobało. W ogóle! 

* Znaczenie kwiatów wzięłam stąd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o kulturalne wyrażanie swojej opinii. Wszystkie przypadki wulgarnego wypowiadania się będą usuwane.