20 lipca 2014

52. Moglibyśmy być razem

Damian dogonił ją, nim weszła do Wielkiej Sali na śniadanie. Klepnął ją w ramię i zrównał z nią krok. Uśmiechnęła się do niego wesoło.
- Cześć, nieznajomy – powiedziała. – Nie widziałam przez kilka dni.
- Miałem sporo na głowie – odparł. Odczekała chwilę, myśląc, że wyjaśni swoją odpowiedź. Kiedy jednak nie dodał nic więcej, kiwnęła głową.
Zabini zmarszczył czoło.
- Słyszałem, że byłaś w Hogsmeade z Miltonem – powiedział rozbawiony.
Spojrzała na niego. Jego ciemne włosy były trochę przydługie i wciąż opadały mu na oczy, mimo że co chwilę odgarniał je ręką. Brązowe oczy błyszczały w świetle poranka, a wesoły uśmiech nie schodził z jego ust.
- Tak… Malfoy mnie wrobił – oznajmiła poważnie.
- Malfoy? A co on ma do tego? – zapytał zaskoczony.
- Potrzebowałam jego pomocy i jako zapłatę wymyślił to całe wyjście do Hogsmeade – wyjaśniła pokrótce, uważając, żeby nie zdradzić zbyt wiele. Damian nie musiał wiedzieć o jej wyprawie do Archiwum i późniejszym udziale Malfoya w odnajdywaniu informacji w rejestrze.
- Aha – stwierdził krótko.
- Ale było fajnie. Milton jest naprawdę miłym chłopcem – dodała szybko, uśmiechając się.
Zabini zrobił dziwną minę, jakby jednocześnie się uśmiechał i wyrażał pożałowanie. Rose nie zastanawiała się długo nad jego reakcją, bo zaraz zapytał ją:
- Może następnym razem pójdziesz ze mną?
Otworzyła ze zdumienia usta, jednak niemal od razu je zamknęła. Przyjrzała się Damianowi, na którego twarzy pojawiła się niepewność i zdenerwowanie. Zupełnie tak, jakby obawiał się tego, co mogła odpowiedzieć. A przecież nie miał się czego bać, nie było powodu, dla którego miałaby się nie zgodzić.

Jedynie troszkę mnie zaskoczył…
No dobra, bardzo mnie zaskoczył.
Chociaż właściwie nie wiem dlaczego. Ostatecznie… przecież się przyjaźnimy. To chyba normalne, że możemy iść razem do Hogsmeade.
No bo jesteśmy przyjaciółmi… Prawda?

- Jasne – powiedziała w końcu, kończąc przedłużającą się ciszę.
Miała wrażenie, że Zabini odetchnął z ulgą. Uśmiechnęła się do niego.

~*~

Perspektywa Scorpiusa

Wpatrywałem się w Weasley i Zabiniego, rozmawiających przed wejściem do Wielkiej Sali. Byłem wściekły, o czym przekonał się jeden ze Ślizgonów, którego omal nie pobiłem, gdy przez przypadek uderzył mnie ramieniem. Jestem pewien, że następnym razem będzie zwracał większą uwagę na to, jak łazi.
Jak ona mogła sobie tak spokojnie stać tam i flirtować z Zabinim, podczas gdy dookoła tyle się działo!? Mam na myśli te cholerne kostki Rubika! Aż mną nosiło, kiedy przypominałem sobie wczorajszą rozmowę z Jose.

Mignęła mi ciemna czupryna Gonzalesa. Obejrzałem się za siebie, dopadając go.
- Tu jesteś – burknąłem. Chwyciłem go mocno za ramię i pociągnąłem, przypierając do ściany. Nie mocno, nie zamierzałem się z nim bić, ale na tyle odważnie by poczuł, że czas na spowiedź.
- Ty, kolego… miałeś znaleźć informacje o snach, które miewam od czasu do czasu – powiedziałem, odsuwając się na krok. Gonzales wyprostował się, poprawił ubranie i przemówił:
- Owszem, miałem. Ale nic nie znalazłem.
Przyjrzałem się jego twarzy o latynoskich rysach. Wyglądał na spokojnego i pewnego swoich słów. Zapewne każdy dałby się nabrać, ale nie ja.
Nie lubię, kiedy ktoś mnie okłamuje. Nie wiedzieć czemu, wywoływało to we mnie zdenerwowanie, które z kolei objawiało się agresją. Do tego dochodziło jeszcze rozdrażnienie, wywołane przez tajemnicze kostki. Kto by się nie wkurzył? Dlatego też, kiedy tylko odkryłem, że nie mówił mi prawdy… warknąłem wściekle i przycisnąłem go do ściany. Jęknął, bo nie spodziewał się takiego ataku. Uczepił się moich rąk, próbował się wyrwać.
- Nie okłamuj mnie, Jose. Potrafię stwierdzić, kiedy to robisz – powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
Utkwił we mnie swoje brązowe oczy.
- Nie wiem, o czym mówisz – wycharczał.
Naparłem jeszcze mocniej.
- Czym są te cholerne kostki?! – warknąłem. Byłem naprawdę wściekły.
- Nie wiem! – wrzasnął, nie bez problemu. Przyciskałem mu przedramię do klatki piersiowej tak mocno, że z pewnością musiał mieć trudności z oddychaniem.
- Kłamiesz! Wiem, że kłamiesz!
Przez chwilę żaden z nas się nie odezwał. Gonzales próbował się wyrwać z mojego uścisku, stękając i szamocząc się, a ja nie pozwalałem mu za bardzo się ruszać. W końcu jednak zmęczył się, na jego twarzy zawitały pierwsze krople potu, dostał zadyszki. Wydawało mi się, że pobladł, dlatego zmniejszyłem nieco nacisk. Nie chciałem, żeby zemdlał, bo wtedy na pewno nic bym z niego nie wycisnął.
- Dobra! – warknął Jose, uderzając mnie w łokieć. Wypuściłem go, a on odkaszlnął.
- Co wiesz? – spytałem.
- To nie są zwykłe kostki Rubika… Są podrasowane – powiedział, rozmasowując miejsce, w którym przyciskałem swoją rękę.
- Podrasowane? Jak?
Przyjrzał mi się, po czym niechętnie odpowiedział:
- Nazywają się… Bliźniaczymi Kostkami. Występują w parach i mają wbudowany system rozpoznawania dotyku.
- Jak znicz? – spytałem, mrużąc powieki.
- Podobnie.
- Po co?
Gonzales zaczerpnął powietrza.
- Kiedy dwie pasujące do siebie osoby dotkną przynajmniej jedną z nich, obie kostki otrzymują informacje o tym dotyku. Wtedy system rozpoznawania jest zamykany i kostki zaczynają inny proces, który objawia się świeceniem ułożonych ścian.
- Dwie pasujące do siebie osoby? – Moje pytanie było czysto retoryczne. Nie jestem idiotą, zrozumiałem, co miał na myśli. Nie mogłem jednak tego pojąć. Jak dwie zwykłe kostki mogły dopasowywać do siebie ludzi? Jakim cudem to funkcjonowało?
I jeszcze jedno…
- Co się stanie, kiedy zaświecą się wszystkie ściany? – spytałem, mając niejasne wrażenie, że znam odpowiedź na to pytanie… i wcale mi się ona nie podobała.
Gonzales westchnął, ale nic nie powiedział. Widać było, że nie czuł się swobodnie mówiąc mi to wszystko.
- Jose! Nie wkurzaj mnie. Co się stanie, kiedy ułożą się wszystkie ściany?
- Wtedy proces się zakończy, a wy… Ty i Weasley zakochacie się w sobie.
Poczułem się, jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. Jakby przywalili mi młotem. Jakby…
- To nie jest możliwe. Kostki musiały się pomylić, ja i Weasley z pewnością do siebie nie pasujemy – powiedziałem.
- Kostki się nie mylą – odpowiedział poważnym tonem.
Przyjrzałem się mu, mówił prawdę.
Prychnąłem. Nie było absolutnie żadnej możliwości, abym zakochał się w Weasley. Po pierwsze: ja się nie zakochuję. Nigdy, przenigdy. Nie wierzę w takie pieprzenie. A nawet gdybym wierzył, nie miałbym ochoty zachowywać się jak idiota. Bo tak właśnie wyglądają „zakochani”… jak kretyni. Po drugie: gdybym już miał się zakochać, to na pewno nie w Weasley. Na Slytherina! Weasley była rudą, wredną, irytująca, zadufaną w sobie, przemądrzałą Gryfonką. Wolałbym ugryzienie bazyliszka niż zauroczenie nią.
- Jak to powstrzymać? Musi być jakiś sposób…
- Nie wiem – powiedział Jose. Mówił szczerze.
Wezbrała we mnie wściekłość. Jak w ogóle do tego doszło?!

Z nerwów zacząłem tupać nogą, choć normalnie tego nie robię.
Nie rozumiałem, jakim cudem doszło do tego wszystkiego. I dlaczego dowiedziałem się o tym dopiero teraz?! Przecież już cztery ściany zostały ułożone! Nie mam za wiele czasu, żeby to wszystko odkręcić.
A Weasley oczywiście nic nie robiła sobie z tego zagrożenia. Spokojnie gawędziła z Zabinim, jakby fakt, że niedługo odbije nam szajba wcale jej nie dotyczył.

Chyba że nie wie…
Jeśli nie wie, trzeba ją natychmiast uświadomić!

Aż cały się trząsłem.
Przypatrywałem się uśmiechniętej Weasley i zadowolonemu Damianowi. Wyglądali, jakby coś między nimi było. Ona poufale dotykała jego ramienia, a on puszył się jak paw. Najwyraźniej dobrze czuli się w swoim towarzystwie, bo nie zauważyli nawet, że śniadanie niemal dobiegło końca.
I im dłużej spoglądałem na roześmianą Weasley, tym dobitniej docierało do mnie, że to nie przez aferę z kostkami czułem nerwowy niepokój. Coraz mocniej uderzał we mnie fakt, że chciałbym być na miejscu Zabiniego. Chciałbym rozmawiać z nią tak swobodnie, jak on. Chciałbym oglądać jej roześmiane oczy. Chciałbym zaprosić ją do Hogsmeade…

Hola, szalony hipogryfie!
O czym ty myślisz?! Przed chwilą narzekałeś na kostki, które chcą was połączyć, a teraz wymyślasz ckliwie frazesy o roześmianych oczach Weasley? Opanuj się!

Wzdrygnąłem się i oderwałem wzrok od ćwierkającej pary.

To pewnie przez te cholerne Bliźniacze Kostki! Agr! Trzeba się tym zająć…

Musiałem jak najszybciej coś z tym zrobić. Nie chciałem zamienić się w przygłupa, latającego za dziewczyną jak szczeniak za swoją panią. To nie wchodziło w grę! Co najwyżej to Weasley mogła pobiegać za mną.
Odwróciłem się i odszedłem do lochów.

~*~

Po lekcjach wyszedł na błonia. Odnalazł samotne drzewo i usiadł w cieniu konarów. Ciesząc się ładną pogodą, sięgnął do kieszeni i wyjął z niej mugolską harmonijkę. Przytknął ją do ust i dmuchnął. Ostre dźwięki przedarły się przez rozmowy innych uczniów.
Grając Have Mercy znowu czuł się beztrosko. Zapomniał o Julii i o tym, jak odrzuciła jego uczucia. Zapomniał o kuzynce, która obserwowała go ukradkiem myśląc, że on tego nie dostrzega. Zapomniał o Hugo, który snuł się za nim i prosił o grę w szachy czarodziejów. Zapomniał o wszystkim.
Uśmiechnął się pod nosem.
Nie minęło wiele czasu, kiedy przechodzący obok niego ludzie zaczęli zwracać uwagę na jego grę. Kilka dzieciaków zatrzymało się nawet, by posłuchać. Zobaczył też dwie dziewczyny, z którymi rozmawiał wcześniej w Pokoju Wspólnym i mimowolnie poczuł satysfakcję. Przypomniał sobie słowa starszego mężczyzny, którego spotkał kiedyś na ulicy. Bezdomny siedział na starym wiadrze i tupiąc nogą, grał tę właśnie melodię. Kiedy skończył, rzekł do zauroczonego muzyką Albusa:
- Harmonijka ma to coś, synu.
Wyglądało na to, że miał rację. Sądząc po zachwyconych minach dziewcząt, których przybywało w grupie zainteresowanych piosenką, Albus mógł stwierdzić z absolutną pewnością, że harmonijka ZDECYDOWANIE ma to coś.
 Nie przestawał grać, skupiony na melodii. Kiedy skończył, uśmiechnął się szelmowsko do uroczej blondynki z piątego roku. Emblemat na szacie wskazywał, że należała do Hufflepuffu.
- To było dobre – powiedziała, siadając zgrabnie obok niego. Płynnym ruchem głowy odrzuciła do tyłu swoje gęste włosy. – Możesz zagrać jeszcze coś. Coś wesołego – poprosiła.
Czując przypływ pewności siebie, oparł się wygodniej o pień i ponownie przycisnął harmonijkę do ust. Nie odrywając spojrzenia od zielonych oczu nieznajomej, zagrał Burn Your Bridges. Dziewczyna uśmiechnęła się i odwróciła wzrok, wyraźnie udając speszoną.
Kątem oka Albus zauważył, że ktoś jeszcze podszedł do grupki ciekawskich. Kiedy zerknął w tamtym kierunku, zauważył Julię. Wpatrywała się w niego, a z jej miny mógł odczytać zaskoczenie. Przypomniał sobie, że kiedyś grał dla niej. Dawno temu, w innym życiu.
Pokazując jej jak świetnie się bawi, chciał sprawić, żeby poczuła się osamotniona. Tak jak on się czuł po tym, co się wydarzyło w Hogsmeade.

~*~

Ben stał w cieniu drzew, z dala od wzroku wścibskich uczniów. Słyszał przytłumione dźwięki harmonijki i choć zazwyczaj mu to przeszkadzało, dzisiaj było nawet rękę. Potter zwrócił na siebie uwagę większości Hogwartczyków, dzięki czemu on mógł zająć się swoimi sprawami. Opierając się ramieniem o pień, obserwował zgromadzenie wokół Gryfona.
- Dobry jest – powiedziała Myrna, stając za nim. Nie odwrócił się, żeby na nią spojrzeć, ale wyczuwał jej obecność. Mówiła o Potterze, nie skomentował.
- Coś wiadomo? – zapytał.
- Jeśli coś wiedzą to dobrze się z tym kryją – odpowiedziała. Podeszła do niego i stanęła obok. Obrócił głowę i spojrzał na nią. Jak zwykle miała na sobie mnóstwo czarnego koloru. – Weasley zdaje się być zajęta Zabinim. A Malfoy… cóż, on po prostu jest sobą.
- Weasley ugania się za Zabinim? – spytał. W jego głosie słychać było zainteresowanie. Zmrużył powieki, jakby coś sobie przypomniał.
- Raczej on za nią.
Ben wydał z siebie dźwięk, który był połączeniem sylaby „hę” i prychnięcia. Następnie odwrócił się, kończąc tym samym rozmowę. Myrna usunęła się w cień, zniknęła, a on ruszył w stronę zamku.
Kiedy był już w środku, minął na schodach Malfoya. Ślizgon wyglądał, jakby miał sporo na głowie. Wyraźnie gdzieś się spieszył, lecz kiedy tylko go zauważył, przez ułamek sekundy na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Szybko odzyskał rezon i przybrał obojętną minę.
Ben uśmiechnął się ironicznie uważając, by Malfoy to zauważył.

~*~

Perspektywa Scorpiusa

Szedłem do biblioteki. Musiałem znaleźć jakieś rozwiązanie mojego kostkowego problemu. O ile wszystko to, co powiedział Jose było prawdą – a jestem pewien, że nie kłamał – nie zostało mi wiele czasu. Nawet nie byłem w stanie wyobrazić sobie tego, co mogłoby się stać, gdybym pozwolił kostkom się ułożyć.

Może powinienem powiedzieć Weasley? W końcu jej też to dotyczy.
Nie! Koniec. Nie będzie więcej rozmów z Weasley. Skoro kostki chcą nas połączyć, musimy ograniczyć nasze kontakty do… cóż, zera. Ostatnio coraz częściej ze sobą rozmawialiśmy, a to było nie do przyjęcia! Jak mogłem się tak zapomnieć?!
Poza tym, tylko by mi przeszkadzała. A jak powszechnie wiadomo, jeśli umiesz liczyć, licz na siebie.

Mijałem na schodach Franklina. Kiedy dotarło do mnie, że to on, na chwilę zapomniałem o kostkach. Przypomniałem sobie jak omal się nie udusiłem przez jego zaprawione orzechami babeczki. Właściwie tylko siłą woli nie rzuciłem się na niego z pięściami. Och, jak bardzo chciałbym złamać mu ten jego nos! Widocznie przez prosty źle mu się oddycha!

Jeszcze ten idiota czeka na egzekucję.
Wszystko na mojej głowie!

~*~

Scorpius przeglądał kolejne księgi poświęcone mugolskim zabawkom. Znalazł krótką notkę o kostkach Rubika, ale były to tylko podstawowe informacje, które już znał. O tym, że należy układać ściany kolorami dowiedział się w wieku pięciu lat.
Wzdychając z irytacji, zatrzasnął książkę i odstawił ją na półkę. Przez chwilę nie wiedział co robić. Stał więc pomiędzy regałami, podpierając się pod boki. Zastanawiał się, gdzie powinien szukać rozwiązania. Kiedy doszło do niego, że nie wymyśli nic konkretnego stojąc w jednym miejscu, zaczął kierować się w stronę wyjścia z alejki. Pomyślał, że jeśli zobaczy jakiś tytuł, który nie będzie bezpośrednio odnosił się do Mugoli, może wtedy rozwiąże zagadkę.
Najbardziej śmieszyło go to, jak bardzo ironiczna była ta cała sytuacja. Kostki Rubika stanowiły łamigłówkę, dla niektórych były nie lada wyzwaniem. On jednak potrafił ułożyć je w ciągu niecałej minuty! Jeśli zaś chodziło o miłosną otoczkę, cóż… tutaj nie mógł się wykazać. Sprawa z Bliźniaczymi Kostkami – to dopiero była zagwozdka!
Wszedł w aleję z literą „M” i niemal od razu się zatrzymał. Jego wzrok potoczył się po szczupłych łydkach, wzdłuż bladych ud, zasłoniętych w połowie spódniczką, poprzez wąską talię i zaznaczony biust, aż do długiej szyi, wyeksponowanej dzięki spiętym z tyłu włosom. Przełknął ślinę uświadamiając sobie, że właśnie w tym momencie… Weasley naprawdę go pociągała.
Trzymała w dłoniach egzemplarz „Magicznych wynalazków”. Książka była w dość dobrym stanie, co mogło sugerować, że nie często z niej korzystano.
- Weasley… Potrzebuję tej książki – powiedział zachrypniętym głosem, podchodząc do niej. Chrząknął, udając, że nic się nie stało.
- Poczekaj aż skończę – odparła, nawet na niego nie patrząc.
Przyglądał się, jak drobnymi palcami sunęła po zapisanych stronach. Zastanawiał się, czy naprawdę to wszystko czytała, czy tylko wychwytywała wzrokiem niektóre słowa i – uznawszy, że nie są przydatne – przewracała stronę. Szło jej to tak szybko, że bliższa mu była ta druga teoria.
- Skończyłaś już? – spytał, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo wstrząsnął nim jej widok. Chciał jak najszybciej zabrać książkę i oddalić się od niej.
- Jeszcze nie – burknęła.

To pewnie przez te pieprzone kostki!
Zabiję ją. Wszystko przez nią. Gdyby mi jej wtedy nie dała, nie mielibyśmy teraz takich problemów. Normalnie, zwyczajnie ją uduszę…
Zaraz po tym jak ją pocałuję…
Stop!

- Czego tak w ogóle szukasz? Nie możesz sobie znaleźć innej książki? – Nachylił się, zaglądając jej ponad ramieniem. Otoczył go zapach truskawek, tak charakterystyczny dla niej. Już kiedyś to zauważył. Musiała używać jakiegoś mocno pachnącego szamponu.
- Czegoś na temat tych cholernych kostek. Trochę zaczęły mnie irytować te dziwne podróże… w snach i na jawie – powiedziała.
- Właściwie sny nie były takie złe… - mruknął cicho. – Dobrze wiedzieć, że przynajmniej w sypialni pokazujesz trochę ciała.

Nie… Nie powiedziałem tego na głos…

Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na niego z taką miną, jakby chciała go zamordować. Przez chwilę myślał, że trzaśnie go książką w łeb. Odsunął się od niej na bezpieczną odległość.
- Jesteś obleśny – powiedziała tylko, wracając do lektury.
- Bo wyraziłem aprobatę na temat twojej koszuli nocnej? – spytał. Nie odpowiedziała. Nachylił się ponownie, zatapiając się w słodkim zapachu jej włosów.
Kiedy zaglądał do książki coś interesującego przykuło jego uwagę.
- Ha – mruknął.
Weasley zmarszczyła brwi i, zerknąwszy na niego, odskoczyła, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stał tak blisko niej.
Wyrwał lekko księgę z jej dłoni.
- Patrz… - powiedział, wskazując palcem numery stron. Na lewej kartce widniała liczba 26, a na prawej 29. – Brakuje stron – dodał.
Ruda przybliżyła się, przyjrzała dobrze „Magicznym wynalazkom”.
- Masz rację…
- No pewnie, że mam – powiedział.

I chyba wiem, gdzie znajdę brakujące kartki.

Zatrzasnął książkę, oddał ją Gryfonce i ruszył w stronę wyjścia.
- Ej, gdzie idziesz? – zawołała za nim, za co została skarcona przez panią Pince.

~*~

W Pokoju Wspólnym nie zastał wiele osób. Znalazł jednak tą, której szukał.
- Jose… - zawołał, przeciągając ostatnią literkę niczym psychopatyczny morderca, przywołujący swoją ofiarę. Gonzales podniósł głowę i spojrzał na Malfoya ponad ramieniem. Wyglądał na zaskoczonego.
- Co znowu? – zapytał, odkładając na bok Proroka Codziennego.
Scorpius podszedł do niego, usiadł nieopodal. Jego ruchy były przemyślane, dokładne i bardzo powolne. Zachowywał się jak drapieżnik czający się w krzakach. Obserwował swoją ofiarę i czekał na odpowiedni moment.
- Znasz książkę „Magiczne wynalazki”? – Malfoy spojrzał prosto w ciemne oczy Gonzalesa. Jose milczał. – Tak się składa, że zniknęło z niej kilka stron. Wiesz coś o tym?
Latynos westchnął. Chyba zaczynało do niego docierać, że powinien od razu powiedzieć wszystko. Z Malfoyem nie dało się wygrać, zbyt dobrze znał zasady gry.
- Nie mam ich. Shila je wyrwała i zabrała ze sobą – wyjaśnił.
- Co zawierały? – zapytał blondyn, przekrzywiając lekko głowę.
- Właściwie wszystko to, co ci powiedziałem poprzednio. To jedyne źródło informacji o Bliźniaczych Kostkach. Nie są one zbyt popularne…
- Wcale się nie dziwię – mruknął Scorpius. Skrzyżował nogi. – Było tam coś, co pomogłoby mi zakończyć tą całą… farsę?
- Nie. I nie wiem, gdzie możesz się tego dowiedzieć – powiedział Gonzales.
Malfoy cmoknął z niezadowolenia. Znowu zaczynał się denerwować.

Te cholerne kostki wpędzą mnie w chorobę!

- Lepiej dobrze się zastanów, Jose. Nie zamierzam dopuścić do tego, co podobno wyczyniają te kostki. – Malfoy wstał ze swojego miejsca i wycelował palcem w przyjaciela. Następnie szybko skierował się do dormitorium.
- Na pewno się nie zakocham… I na pewno nie w Weasley – rzucił na odchodne.
Jose zerwał się z fotela.
- Dlaczego tak się przed tym wzbraniasz? Miłość jest dobra – powiedział, nie rozumiejąc zachowania kolegi. – Zakochanie się to takie przyjemne uczucie…
- Serio? I co ci ono dało? – warknął Scorpius, odwracając się i rzucając mu wkurzone spojrzenie. Latynos odchylił się, zaskoczony. – Bo jak na razie chodzisz ze spuszczoną głową, jak pobity szczeniak, bo jakaś panna dała ci kosza.
Jego słowa zawisły w powietrzu. Gonzales wyglądał, jakby ktoś dźgnął go nożem. Pobladł i stracił ten rozmarzony wyraz twarzy.
- Świetnie. Rób, co chcesz, ale mnie w to nie mieszaj – warknął w końcu, wymijając Malfoya.

~*~

Specjalnie dla Was, duża dawka Scorpiusa Malfoya! :D Widzicie, jak ja o Was dbam? 
Rozdział miał się pojawić wczoraj... Już nawet miałam wcisnąć "opublikuj", kiedy pomyślałam, że... trochę Was przetrzymam :P Bo jak Was zacznę rozpieszczać, to mi żyć nie dacie :D 
Mam nadzieję, że się Wam podobało.
Pozdrawiam serdecznie.  

26 komentarzy:

  1. AA PIERWSZA!!

    E.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo, boskie cudo. Wielbie cie pod niebiosa. Ten rozdział jest BOSKI. Tak na niego czekałam. LnM jest cudownym blogiem znalazłam go przypadkiem i nie żałuje że to zrobiłam ,jesteś cudowna pisz tak dalej
    Pozdrawiam Agata

    OdpowiedzUsuń
  3. Dhdgsjsjshafahsnkxjshsgsfeyhhxgxgxhxjsj...OMG, wiedz, że czuję szczęście xD Kolejny ŚWIETNY rozdział i to ze Scorpiusem ;) Tak wiele Malfoya. Malfoy taki mrał c; Czekam na następny odc. i proszę ...NIE MĘCZ NAS ;)
    Pozd.
    Ja, człowiek, który nie potrafi się zalogowac...

    OdpowiedzUsuń
  4. SCORPIUS JEST ZAZDROSNY <3 Jakie to słodkie :3
    W ogóle cudny rozdział... Tęskniłam za Scorpiusem...
    Dzisiaj nie zauważyłam żadnych błędów, więc będę tylko chwalić. Przykro mi :D
    "Nie… Nie powiedziałem tego na głos…" - cudne :D
    Czy mówiłam już, że zazdrość Scorpiusa jest przeurocza?
    Pozdrawiam i zyczę weny :)
    dot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro Ci, bo nie zrobiłam błędów? Haha, miło :D Haha, a tak na serio - przeczytałam rozdział tuz przed publikacją i wyłapałam literówki... Tym razem mi się udało! Ha! I kto tu jest miszczem? :D

      Dzięki za poświęcony czas i miłe słowa :)
      Scorpius jest w ogóle uroczy :)

      Usuń
    2. Ależ oczywiście, że Ty jesteś miszczem, Parabolo. Ja nigdy tego nie negowałam, wręcz przeciwnie :D Chociaż powinnam się obrazić za wpędzanie mnie w kompleksy (Po czytaniu Twojego bloga jestem jak: "Co ja będę w ogóle próbować pisać, to i tak nie ma sensu...). Ale to jest rozsądna cena za możliwość czytania Twojego opowiadania :)

      Usuń
    3. Ale nie, nie! Nie ma opcji, żebyś popadała w jakieś kompleksy! A już zwłaszcza przeze mnie! Toż Licencja ma zachęcać, a nie zniechęcać :)
      Bierz się za pisanie, próbowanie, publikowanie :) Nie ma marudzenia! :)

      Usuń
    4. Ależ ja piszę i publikuję (jestem właśnie na obozie literackim, także ten :D ). Ale po prostu zdaję sobie sprawę, ze nigdy nie będę pisać tak jak Ty. Ale mimo to mam zamiar próbować :D

      Usuń
    5. Haha to żeś sobie wybrała wyznacznik xD Nie pisz tak jak ja - pisz lepiej! :)

      Usuń
    6. Bardzo chętnie! Tylko że to nie jest szczególnie możeliwe :D
      No nic, ale nie będę Ci dalej zaśmiecać bloga tymi komentarzami ;)

      Usuń
  5. Oby tak dalej, tylko w troche bardziej konskich dawkach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam Malfoya w Twoim wydaniu, zazdrosnego, cynicznego czy walczącego z samym sobą. Mogłabym czytać całe to opowiadanie z jego perspektywy, te przemyślenia są powalające ! A niech nie znajdzie rozwiązania z tej sytuacji, niech się dalej męczy a na koniec zakocha. Mam nadzieję, że koniec się zbliża i że nie zamierzasz nas potraktować gorzkim zakończeniem ;D
    Życzę weny, która zaowocuje jakimś długim i pełnym akcji rozdziałem w najbliższej przyszłości ;)

    Iki pasimatymo ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. "- Kostki się nie mylą – odpowiedział poważnym tonem."--> Nie wiem dlaczego, ale naprawdę mnie to rozbawiło jak sobie wyobraziłam jak Gonzales to mówi. Idealnie ;)
    Scorpi i jego zazdrość, emocje. Lubię jak nas rozpieszczasz:) Tego blondaska wykreowałaś świetnie, aż tak, że w mojej opinii reszta przy nim blednie. Od początku to mój faworyt w tym opowiadaniu.
    Ogólnie rozdział taki fajny, świetnie się go czytało, choć był stanowczo za krótki, jak każdy ;) Za bardzo wciąga mnie to opowiadanie. Cieszę się, że dałaś też fragment o Albusie- pewnie niech Julia będzie zazdrosna, a co.. I dobrze, że Ben wrócił, bo ostatnio jakoś niewiele go było ;p

    OdpowiedzUsuń
  8. O rany! Tyle emocji! Tyle Scorpiusa!
    No i ten fragment z Benem... Ciekawe, co on knuje. Nie lubię gościa. :D
    Kurczę, świetnie Ci wyszedł ten rozdział, naprawdę. Jak dwa poprzednie i cała reszta były genialne tak ten... ach! Aż brak mi słów. Te sprzeczne uczucia Scorpa, zazdrość i to jak się przez to zachowuje - cudowne!
    No i uwielbiam Zabiniego, koleś jest bardzo w porządku! :D *.*
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Rozpieszczaj, rozpieszczaj Nas częściej. :D

    Pozdrawiam,
    Julss

    P.S. U mnie pojawił się nowy rozdział - w końcu wena chyba wróciła. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam, serio ! Uwielbiam je <3 i bohaterów oczywiście też, ale najbardziej chyba Scorpiusa, matko. Życzę weny na następne rozdziały i pisz szybko, bo chyba umrę ze zniecierpliwienia <3
    Pozdrawiam, Wici ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Serio, podpisuję się pod tym . Czytam twoje opowiadanie już od jakiegoś czasu i muszę przyznać, że jest boskie !! Najlepsze jakie znalazłam z głównym wątkiem miłości Rose i Scorpiusa .
    Mam nadzieję, że następne rozdziały pojawią się szybko, bo ciekawość mnie zabije .

    OdpowiedzUsuń
  11. Teraz wyrażę opinię o moich wrażeniach, bo nie pisałam komemtarzy pod każdym rozdziałem. Napiszę jedną na temat całego, cudwnego bloga ^^
    NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ KIEDY TE KOSTKI UŁOŻĄ SIĘ CAŁE ♡♡♡
    *Chrząka, poprawia koszulę i prostuje plecy*
    Opoeiadanie jest naprawdę dopracowane. Widać, że włożyłaś w nie część siebie i dużo nad nim pracujesz. Blog ma 4 lata i ma coraz więcej czytelników
    Cieszę się, że tu trafiłam, bo serio nie było co czytać. Uwielbiam Scorose ♡
    Ciągniesz historię już ponad 50 rozdziałów, a oni nadal nie są razem za co ogromny plus ^^
    Są wątki zabawne, smutne i takie co przyprawiają o dreszczyk... Mieszasz w uczuciach i dobrze Ci to idzie XD
    Całość nie jest poświęcona tylko głównej parze, co również jest super, bo mmożemy poznać innych bohaterów.
    Naprawdę przeraża mnie sytuacja z Daisy. Uciekać z Hogwartu? Łokurde, grube plany...
    Jest godzina 3.01 i boli mnie kark, ale muszę napisać ten komentarz (;
    Nie trawię Bena i tej jego koleżanki...
    A kawałek z Miltonem był super.
    Więcej Damiana ♥
    Co prawda był w tym rodziale i zdążył się umowić z Rose...
    Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę. Kurde te sny... Ciekawe jak zareaguje Weasley, gdy dowie się o Kostkach. W końcu jeszcze tylko 2 ścianki *-*
    Ściskam ciepło i życzę ogromu weny :*
    P.S. Ładny Szablon (;
    Rainbow. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.P.S. Z góry przepraszam za błędy w komentarzu, ponieważ jestem na telefonie :/

      Usuń
    2. Ojej! Dziękuję bardzo za poświęcony czas i miłe słowa! Nie musiałaś ich pisać o 3 nad ranem, mi się nigdzie nie spieszy, poczekałabym ile trzeba :)
      Ja sama nie wiem, jak Rose zareaguje na wieść o kostkach i ich chytrym planie. Właściwie to nie wiem, czy Scorpius jej w ogóle powie... Wiesz, że on jest humorzasty, nie mogę się z nim ostatnio dogadać! :)
      Haha, blog ma 4 lata i powiem Ci, że to jest chyba rekord, jeżeli chodzi o prowadzenie i pisanie przeze mnie jakiegoś opowiadania. A to, że nie są ze sobą, a już jest ponad 50 rozdziałów to jest chyba jakimś kosmicznym cudem bo jeszcze kilka lat temu tak by się nie stało.

      Jeszcze raz dziękuję. Pozdrawiam!

      Usuń
  12. Hejka.
    Dawno mnie nie było, ale wszystko nadrobiłam w niecałą godzinę.
    Kocham Twoje opowiadanie. Kocham Rose i Scorpiusa, a Twoja historia jest najlepszą jaką czytałam o tym parringu.
    Nie mogę się doczekać aż kostka cała się ułoży.
    Z jednej strony CHCĘ aby Rose była z Malfoyem, ale z drugiej szkoda mi Damiana. Biedny myśli, że z nią będzie.
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam, Aleks <3
    PS. zaczęłam pisać bloga o Hogwarcie. Jednym z głównych bohaterów jest James, syn Harry'ego i Ginny. Gdybyś chciała to wpadnij. Do niczego Cię nie zmuszam. Ja i tak będę czytała Twoje opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  13. o niee, jestem zrozpaczona, że właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały... co ja będę teraz robić??? :(
    mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciutko.... :)
    pozdrawiam i życzę, żeby wena i te wszystkie świetne pomysły nigdy Cię nie opuszczały :*

    OdpowiedzUsuń
  14. W mojej wyobraźni Scorpius rzuca się na nią w tej bibiliotece i przestaje tyle myśleć :D Nie ma to jak blade uda ;D

    OdpowiedzUsuń
  15. Jestem zakochana w Twoim Scorpiusie! Uwielbiam tego bloga i czekam niecierpliwie na kolejny wpis. Proszę, pospiesz się!!!
    P. S. Przepraszam za brak polskich znaków w niektórych miejscach. Pisze z telefonu. :/
    P. P. S. Zapraszam do mnie http://kropkasia.blogspot.com//

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o kulturalne wyrażanie swojej opinii. Wszystkie przypadki wulgarnego wypowiadania się będą usuwane.