Nadeszła sobota i wszystkich uczniów
ogarnęło podniecenie na myśl o pierwszym w tym roku szkolnym wyjściu do
pobliskiej magicznej wioski - Hogsmeade. Od rana nie słyszało się o niczym
innym, jak tylko propozycjach wspólnego spędzenia tego dnia, odwiedzenia
Miodowego Królestwa czy Trzech Mioteł.
Rose
wraz z Shilą i Albusem czekali w długiej kolejce, na której początku woźny
Filch sprawdzał pozwolenia rodziców na wyjście dzieci poza teren szkoły.
Ishihara wyciągała głowę w górę, chcąc oszacować, jak długo jeszcze przyjdzie
im stać w rządku, Albus opierał się niedbale o ścianę z założonymi na piersiach
rękami i z przymkniętymi powiekami, a Rose rozglądała się dookoła w poszukiwaniu
swojego brata. Zawsze w czwórkę wychodzili do Hogsmeade.
Niedaleko
zauważyła Lily w towarzystwie dwóch koleżanek z roku. Kuzynka zauważyła ją i
pomachała. Weasley uśmiechnęła się i zerknęła w kierunku grupki chłopców z
piątego roku, mając nadzieje odnaleźć niesforną czuprynę brata.
- Gdzie
Hugo? – zapytała, kiedy kolejka przesunęła się kilka osób do przodu. – Chyba
nie zapomniał o dzisiejszym wyjściu.
- Nie
martw się, nie zapomniał. Nie idzie z nami – powiedział Albus, podchodząc do
kuzynki i stając obok niej. Rose i Shila spojrzały na siebie, a później na
niego, wzrokiem żądając wyjaśnień.
-
Zaprosił dziewczynę. – Czarnowłosy wzruszył ramionami i wywrócił oczami, jakby
mówił coś oczywistego, banalnego jak dwa dodać dwa.
- No
nie gadaj! – zawołała Shila, podbiegając do niego i uczepiając się jego
przedramienia. Szeroko otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciółkę, która tylko
delikatnie otworzyła usta.
- To on
ma dziewczynę? – spytała Ruda, idąc za grupą w stronę wyjścia.
- Kto
to? Jak ma na imię? Z którego domu? Ile ma lat? – pytała Japonka, trzymając pod
ramię przyjaciela i idąc z nim za Rose. Potter wywrócił oczami młynka i
uśmiechnął się.
- To
nie jest jego dziewczyna… chyba – stwierdził, choć nieco niepewnie.
- Ale
może być! – zawołała Ishihara.
- No to
wygląda na to, że dzisiaj będziemy w trójkę – powiedziała Rose, podając woźnemu
swoje pozwolenie.
-
Chyba, że Lily się dosiądzie – dodała jej przyjaciółka, wyjmując z kieszeni
kawałek papieru. Zerknęła na druk i podała go mężczyźnie, krzywiąc się
nieznacznie, gdy przez przypadek musnęła palcem jego chropowatą skórę na dłoni.
- On
przyprawia mnie o dreszcze – wyznała chwilę potem, kiedy wraz z Rose i Albusem
skierowali swoje kroki do Hogsmeade. Wzdrygnęła się na potwierdzenie swoich
słów. Weasley zaśmiała się cicho i spojrzała na kuzyna, który uśmiechał się
szczerze rozbawiony.
*
Hugo
stał obok Daisy zgarbiony niczym dzwonnik z Notre Dame. Dłonie schowane miał w
kieszeniach spodni i nie wiedział, co bardziej go irytuje: ta powolność kolejki
czy też przesadna radość trzecioklasistów, którzy do magicznej wioski wybierali
się pierwszy raz.
Łypał
groźnie na dzieci, które podekscytowane wykrzykiwały nazwy sklepów, które
odwiedzą najpierw. W dodatku czuł się nieswojo. Pierwszy raz nie szedł do
Hogsmeade z przyjaciółmi. Pierwszy raz szedł z dziewczyną. I to nie byle jaką
tylko Daisy Crawford, uważaną w szkole za wariatkę.
Nie
wiedział czego może się spodziewać… Nie wiedział nawet gdzie powinni iść
najpierw! Niczego nie zaplanował. Mógł wcześniej wszystko dokładnie
przeanalizować… przecież nie zaprasza się dziewczyny na randkę nie wiedząc,
gdzie ma się iść! Nie… chwila. Wróć! Randkę?
To nie randka.
Debil. Totalny, konkretny DEBIL przez
ogromne D.
- Hugo!
– Poczuł delikatne szarpnięcie za rękaw koszulki. Odwrócił się w stronę
blondynki i spojrzał na nią zdezorientowany. – Pozwolenie – powiedziała,
patrząc na niego wyczekująco.
Daisy
wiedziała, co czuł Hugo. A przynajmniej domyślała się co mógł czuć. Nikt nie
chciał chodzić z nią do Hogsmeade. Wszystko przez te jej paplanie o środowisku
i dziwny pogląd na świat. Nie mogła zaprzeczyć, że ucieszyła się, kiedy Hugo ją
zaprosił, ale była gotowa zrezygnować ze swojego szczęścia, żeby nie zmuszać go
do przebywania w jej towarzystwie. Rozumiała go doskonale.
- A,
tak – powiedział Hugo i wyjął z kieszeni spodni papier. Podał go woźnemu i, z
dziwnym grymasem, wyszedł poza bramę. Zatrzymał się jednak parę kroków dalej,
zauważając, że idzie sam. – Idziesz? – spytał, odwracając się do niej przodem i
marszcząc czoło.
- Hugo
– powiedziała, podchodząc do niego. Dłonie miała splecione razem i ułożone na
wysokości bioder. Nie patrzyła na niego tylko w ziemię. – Jeśli nie chcesz, a
widzę, że nie chcesz, to nie musimy iść razem – rzekła, przygryzając wargę i
podnosząc na niego spojrzenie. Patrzył na nią zdziwiony, z szeroko otwartymi
oczami.
- Nie
no, chcę – powiedział szybko. – Tylko… czuję się niezręcznie – uśmiechnął się
krzywo, unosząc ramiona do góry.
-
Możesz iść do siostry. Tyle razy chodziłam do wioski sama, że ten kolejny raz
mi nie zaszkodzi – powiedziała uśmiechając się blado. Spojrzał na nią i
przymrużył lewe oko, wydymając usta.
- A
wiesz, że pójdę – powiedział, uświadamiając sobie pewną rzecz. Daisy pokiwała
lekko głową, a on uśmiechnął się. – Ale ty pójdziesz ze mną – dodał, wskazując
na nią palcem. Podniosła głowę i spojrzała na niego zaskoczona.
- Co? –
spytała.
- No
to. Spędzisz ten dzień ze mną i moją pokręconą rodzinką. Chodź, będzie fajnie –
podszedł do niej i chwycił ją za dłoń, pociągając delikatnie w kierunku
miasteczka. Daisy z szeroko otwartymi oczami i mocno bijącym sercem, ruszyła
biegiem, nadal trzymana przez Weasleya. Biegli razem, obok siebie, a Daisy
czuła niezwykle przyjemne ciepło promieniujące od ich splecionych dłoni.
Spojrzała na jego twarz, uśmiechnął się do niej i biegł dalej, nieco
przyspieszając. Pisnęła, kiedy pociągnął ją trochę mocniej, a ona straciła
równowagę.
Nie
upadła. Otworzyła jedno oko, bo zdążyła obydwa zacisnąć mocno, i spojrzała na
uśmiechniętego chłopaka. Jego ramię oplatało jej talię, a drugą dłonią trzymał
jej nadgarstek. Zaśmiał się.
-
Przepraszam – powiedział, stawiając ją do pionu. Była lekko sparaliżowana,
wciąż czując ciepło jego ciała na swoim. – To było trochę… grubiańskie –
zmrużył powieki z uśmiechem. – Ale z drugiej strony nie wiedziałem, że aż tak
źle z twoją koordynacją ruchową – zaśmiał się szczerze, przymykając powieki i
odchylając głowę do tyłu.
Zaskoczona
Crawford przygładziła błękitną koszulkę i spojrzała na uradowanego Hugona.
- Po
prostu mnie zaskoczyłeś! – powiedziała. Hugo spojrzał na nią, na chwilę się
uspokajając, ale po kilku sekundach znów wybuchł śmiechem. – Och! To
niesprawiedliwe! Dlaczego się śmiejesz?
- Wiesz
jaką zrobiłaś minę? – zapytał, niemal krztusząc się śmiechem. Uspokoił się i
głośno zaczerpnął powietrza. – Już nie będę – dodał, udając powagę. Daisy
spojrzała na jego wysiłki zachowania poważnej miny i po chwili sama zaczęła się
śmiać, oglądając drżące kąciki ust Hugona i błyszczące od łez oczy. Weasley
poszedł w jej ślady i po kilku minutach oboje bolały brzuchy.
*
Rose,
Shila i Albus zasiedli przy jednym ze stołów w Trzech Miotłach i starali się
dojść do porozumienia w związku z zamówieniami.
- Nie
no, weź trzy piwa kremowe – powiedziała Shila w stronę Rose. Tym razem, po
długich wyliczeniach i grze w kamień, papier, nożyce*, wypadło na to, że to ona
pójdzie po napoje.
- Ale
ja nie chcę kremowego piwa – stwierdziła Ruda, krzywiąc się. – Zawsze je
pijemy. Może byśmy coś zmienili?
- Cześć
rodzinko! – zawołała Lily, siadając obok Albusa. Oparła się łokciami o blat
stołu i nachyliła do przodu.
- Cześć,
Lily – powiedział Albus, bo dziewczyny zajęte były omawianiem kwestii kremowego
piwa.
- Rose,
bo to tradycja! Kufel kremowego jak tylko jesteśmy w Hogsmeade! – zawołała
Shila.
- No, ale
to mi już zbrzydło.
-
Znowu? – spytała Lily, spoglądając na brata. Ten tylko pokiwał głową. Jemu
osobiście było wszystko jedno, co wybiorą. Po prostu chciało mu się pić.
- Hej,
dziewczyny – powiedziała, wyprostowując dłonie i spoglądając na kuzynkę i koleżankę.
– A może po prostu weźcie to, na co macie ochotę? Kremowe dla Shili i Albusa,
dla mnie soczek, a ty co tam chcesz – wzruszyła ramionami.
- O! I
tak zrobimy! – Zawołała Rose.
- Nie!
- Cześć
wam.– To Hugo stanął przed stołem i spojrzał na swoich przyjaciół. Uśmiechał
się od ucha do ucha i miał lekko zaczerwienione policzki. Cztery pary oczu
zwróciły uwagę na jego towarzyszkę.
- Hej –
powiedziała Shila, efektownie przeciągając środkową literkę. Zlustrowała od
góry do dołu dziewczynę przybyłą wraz z Weasleyem i musiała stwierdzić, że była
ładna. Uśmiechnęła się do niej, a ta tylko spłonęła rumieńcem i spuściła wzrok.
- To
jest Daisy Crawford. Spędzi z nami dzisiejszy dzień, co wy na to? – spytał Hugo,
wyraźnie zadowolony i podekscytowany tym faktem.
-
Daisy? – spytała Shila, a ta tylko pokiwała głową. – Otaczają mnie same
kwiatki!** - dodała z uśmiechem, poruszając śmiesznie brwiami.
Hugo
pchnął lekko Crawford w stronę krzesła, a sam dostawił sobie jeszcze jedno,
siadając obok niej, żeby dodać jej otuchy. Uśmiechnął się do niej.
- Nie krępuj
się tak! Nie gryziemy! – zawołała Shila, widząc zmieszanie nowej koleżanki.
- Nie
mogę ręczyć za tę osobę – dodała Rose, wskazując kciukiem na przyjaciółkę, za
co dostała kuksańca w bok. Daisy uśmiechnęła się niepewnie.
- Nie
powinnaś iść po nasze zamówienie? – spytała Shila.
- Jasne
– stwierdzała Weasley, wstając i uderzając lekko otwartymi dłońmi w blat. – Co
dla was? – spytała, kierując swoje pytanie w stronę brata i jego koleżanki.
- Dla
mnie kremowe – rzekł Hugo, opierając się łokciami o stół. Spojrzał na Daisy, a
ta tylko kiwnęła głową. Rose uśmiechnęła się i zrobiwszy obrót o 180 stopni
pomaszerowała w stronę baru.
Stanęła
w kolejce i uśmiechnęła się do barmana. Złożyła zamówienie i sięgnęła do
kieszeni po portmonetkę.
-
Cześć, Rose – usłyszała po prawej stronie. Wyjęła pieniądze i spojrzała na –
jak się okazało – Bena.
- O,
cześć Ben. – Uśmiechnęła się szeroko, wręczając barmanowi wyliczoną sumę
pieniędzy. – Jesteś sam? – spytała, chowając portfel z powrotem do kieszeni.
- Nie.
Tam jest nasz stolik. – Wskazał jej palcem miejsce pod oknem. Spojrzała tam
mimochodem, zauważając dwóch Puchonów, za pewne tych samych, którzy znęcali się
nad Hugonem. – Ty widzę też z obstawą. – Uśmiechnął się, a w jego policzku pojawił
się dołeczek. Rose uwielbiała tę cechę, mimo że znali się z Benem kilka dni.
Najciekawsze było to, że dołeczek miał tylko w jednym policzku, a w drugim nie.
I to było tak urocze i na pewien sposób… pociągające.
- Tak.
Rodzinnie trochę – powiedziała, uśmiechając się leciutko. Sięgnęła po tacę, na
której stały cztery kufle z piwem i dwie szklanki z sokiem kaktusowym,
ulubionym Lily.
-
Pomogę ci – zaoferował się, dostrzegając nikły wysiłek Weasley. Nie oponowała.
Oddała mu tacę i poszła przodem w stronę stołu.
Uśmiechnęła się szeroko do Bena, kiedy postawił ich zamówienie na blacie
i zganiła wzrokiem Shilę, która wręcz nie mogła usiedzieć na miejscu z
podekscytowania zaistniałą sytuacją.
-
Dziękuję – powiedziała Rose i w tym momencie Ishihara wybuchła, proponując
Benowi by się do nich dosiadł.
- Ech,
nie, dziękuję – uśmiechnął się, zerkając na Weasley. – Czekają na mnie – dodał,
wskazując palcem swój stolik. – Pójdę już. Pa, Rose. – Uniósł do góry rękę i
skinął głową. Rose pomachała mu i spojrzała na Shilę, która otwierała i
zamykała usta jak rybka bez wody, odprowadzając kolegę przyjaciółki wzrokiem.
-
Oszalałaś? Dlaczego go nie zatrzymałaś!? – spytała Shila, spoglądając na Rose.
-
Shila! – zawołała Rose, siadając na swoim miejscu. Wszyscy już zabrali swoje
zamówienia, więc i ona wzięła szklankę i upiła łyk soku.
- No
co?! Takie ciacho! Prawda, Lily? – spytała Ishihara, spoglądając na pannę
Potter, która jedynie pokiwała głową.
- Skąd
go znasz? – spytał Hugo, zainteresowany nową znajomością siostry. Spojrzał na
Bena, który siedząc przy swoim stoliku raz po raz zerkał na Rose. – Chyba
wpadłaś mu w oko.
- Ty
też?! – Rose spojrzała na brata z dziwnym wyrazem twarzy.
- No
widzisz! Nie tylko ja to zauważyłam! Wpadłaś Benowi w oko i powinnaś teraz
przejąć inicjatywę!
-
Albus! – powiedziała błagalnie Rose, patrząc na kuzyna.
-
Dajcie jej spokój. Jak będzie chciała to coś z tym zrobi – rzekł czarnowłosy.
Shila wbiła w niego spojrzenie mówiące: „zdrajca”, a Rose złożyła dłonie jak do
modlitwy i bezgłośnie poruszyła ustami: „dziękuję”.
- Więc,
Daisy… z jakiego domu jesteś? – spytała Lily, zmieniając temat. Odwróciła się w
stronę nowej koleżanki ze szklanką w dłoniach.
-
Ravenclaw – powiedziała blondynka.
-
Słyszałam, że aby wejść do pokoju musicie rozwiązywać zagadki – powiedziała
Rose.
- Tak.
Raz spędziłam noc na korytarzu, bo nie wiedziałam jaka jest odpowiedź – odparła
Daisy, upijając łyk piwa.
- A
jakie było pytanie? – spytała Rose.
- „Nie
mam brata, ani siostry, a syn tego człowieka jest synem mego ojca”*** –
zacytowała Crawford. Rose zmarszczyła czoło i spojrzała na Albusa. On też
zaczął się zastanawiać, co poznała po zamglonych oczach.
-
Doprawdy dziwne te wasze zagadki. Nie prościej było dać hasło? – zapytała
Shila, przełykając ówcześnie łyk piwa.
- E… to
nie od nas zależy.
- No
tak. To może byście złożyli jakąś petycję czy co, żeby wam to usunęli –
zaproponowała, na co Daisy zaśmiała się cicho.
- Mam
odpowiedź – powiedziała Rose aż oczy jej zabłysły. Wszyscy na nią spojrzeli, a
ona powiedziała tylko jedno jedyne słowo:
- Ja.
- Ty? –
zdziwił się Hugo.
- Oj..
nie ja, jako ja. Taka jest odpowiedź: JA. Posłuchaj jeszcze raz… „Nie mam
brata, ani siostry, a syn tego człowieka jest synem mego ojca.” Jeżeli nie mam
rodzeństwa to tylko ja jestem synem mojego ojca, nie? – powiedziała, unosząc do
góry brew.
-
Faktycznie – powiedział Albus.
- No,
to teraz już wiem, za co tak zmarzłam – powiedziała Daisy. Cała szóstka się
zaśmiała, kiedy do baru wszedł Scorpius Malfoy wraz ze swoją ekipą: Damianem
Zabinim i Jose Gonzalesem.
Kiedy
weszli do środka wyglądało to trochę jak w spowolnionym tempie, a gdyby był to
film kamera zjechałaby niżej i filmowała ich od nóg w górę. Szli dumni,
wyprostowani, nie rozglądając się na boki. Nawet nie zamknęli za sobą drzwi,
zrobił to jakiś pierwszoklasista ze Slytherinu, który za pewne czcił tę trojkę.
-
Patrzcie no. Puszą się jak pawie – prychnęła Rose, obserwując dyskretne, pełne
uznania spojrzenia uczniów.
Albus
uśmiechnął się i, sięgając po swój kufel, wystawił nogę poza swoje krzesełko
mając cichą nadzieję, że zapatrzony przed siebie Ślizgon jej nie zauważy i
najzwyczajniej w świecie „wywinie orła”. Jakież było jego zdziwienie, gdy
Malfoy podniósł wyżej nogę i przeszedł ponad kończyną Pottera, a później
obrócił się i spojrzał na niego z wysokości swoich metr osiemdziesięciu pięciu
centymetrów.
-
Potter, zabierz swojego kikuta i nie zabieraj więcej miejsca niż jest ci
przeznaczone – powiedział, niemal sycząc. Rose uniosła do góry brew i spojrzała
na Malfoya jak na sklątkę tylnowybuchową, którymi ostatnimi czasy zajmowali się
na lekcjach z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami prowadzonymi przez przyjaciela
ich rodziców – gajowego Hagrida.
-
Malfoy, zabierz siebie i swoich kolegów i zamilcz, by nie zużywać więcej tlenu
niż jest ci przeznaczone – odpowiedział Albus, nawet nie podnosząc wzroku znad
podkładki pod kufel. Wziął ją do ręki i okręcił na krawędzi. Ręka Scorpiusa
machinalnie uderzyła w podkładkę, zaprzestając jej ruchu.
-
Uważaj na słowa, Potter. Jak na razie to TY i twoja banda – tu sugestywnie
spojrzał po reszcie towarzystwa pana Pottera, na dłużej zatrzymując się przy
Rose – zabieracie MÓJ tlen i jeśli coś mi się nie spodoba, mogę go was…
pozbawić – dodał, uśmiechając się jedną stroną ust.
-
Czyżby? A niby co zrobisz? – spytał Albus, kładąc łokcie na blacie i nachylając
się nieco do przodu tak, że niemal stykał się nosem z pochylającym się nad nim
Malfoyem. – Udusisz nasz? – Uniósł obie brwi i zlustrował uśmiechającą się
ironicznie twarz Ślizgona.
-
Chcesz zobaczyć? – zapytał Malfoy, delikatnie przekrzywiając głowę.
-
Dajcie spokój – powiedział Hugo.
- Nie
wtrącaj się. – Obaj młodzi mężczyźni w tym jednym byli zgodni. Hugo, zdziwiony,
odwrócił twarz i wypił do końca swoje piwo.
-
Potter, powiedz… - zaczął powoli Malfoy, dobierając słowa. – Czy Julia
wspominała… - oczy Albusa zwęziły się. Scorpius stąpał po kruchym lodzie,
irytując Ala i najwyraźniej mu się to podobało, sadząc po minie.
-
Malfoy, zamilcz – odezwała się Rose, ale została zwyczajnie „olana”.
-
Wspominała jak było jej fantastycznie, kiedy spędziła noc w m o i m
łóżku? – W jego głosie było tak wiele ironii, że mógłby ją sprzedawać na
kilogramy i zbijać fortunę. Oczy miał nieprzeniknione i tak samo stalowe jak
zawsze, a uśmiech jeszcze bardziej cyniczny i prowokujący do strzelenia go w ten pusty łeb.
-
Kłamiesz – powiedział Albus, zaciskając szczęki tak mocno, że zapulsowały mu
mięśnie policzków.
-
Czyżby? Może ją spytamy, zdaje się, że stała na zewnątrz – powiedział,
wyprostowując się i spoglądając na Zabiniego, który uśmiechał się łudząco
podobnie do niego.
Rose
rzuciła okiem na kuzyna. Wiedziała, co się szykuje i w porę zareagowała.
Albus
wstał tak gwałtownie, że przewrócił krzesło, które z łoskotem spadło na
drewnianą podłogę. Błyskawicznie zjawił się przy Scorpiusie, chwytając go za
szaty i zamachnął się, zaciskając dłoń w pięść.
Zabini
i Gonzales zareagowali jednocześnie, szybko i sprawnie, choć Rose ich
wyprzedziła. Znikąd pojawiła się przy kuzynie, przytrzymując jego rękę
wystrzeloną w powietrze.
- Al,
spokój – nakazała głosem nie znoszącym sprzeciwu. Utkwiła swoje brązowe,
przenikając oczy w zaciętej twarzy Pottera. Jego wzrok wyrażał złość i sprzeciw
względem wygadywanych przez tego dupka głupot.
Czując
chłodną dłoń Rose na swoim nadgarstku, rozluźnił pięść i opuścił rękę, nie
wypuszczając z drugiej dłoni szat Malfoya. Ten, jakby niewzruszony całym
zajściem uśmiechał się nadal tak samo cynicznie i wkurzająco.
- On
nie jest tego wart, Al – powiedziała, kładąc swoją dłoń na ręce przytrzymującej
szaty Ślizgona. Albus, choć niechętnie, wypuścił materiał i nawet się nie
oglądając, wyszedł z Trzech Mioteł.
Scorpius
prychnął z wyższością i wygładził zgniecione przed chwilą miejsce. Spojrzał na
Rose, która stanęła przed nim. Zadarła głowę do góry, bo był od niej wyższy o
dobre dwadzieścia centymetrów i spojrzała na niego najbardziej nienawistnym
spojrzeniem, na jakie było ją stać.
-
Frajer – mruknął Zabini. Rose usłyszała, jak ktoś wstaje, a po chwili zobaczyła
Lily wybiegającą za bratem.
- Debil
– podsumowała Scorpiusa Shila.
-
Zjeżdżaj stąd, Malfoy – powiedziała Weasley stanowczo i pewnie.
- Nie
rozkazuj mi, Weasley. Ta moja rola – zmrużył wściekle oczy, nachylając się
leciutko. Dla niego była tak niziutka, że aż go to irytowało. – Powinnaś paść
na kolana i wyczyścić mi buty – dodał, uśmiechając się tak paskudnie, jak
jeszcze Rose nigdy nie widziała.
Uśmiechnęła
się pobłażliwie i uniosła brew do góry.
- Obudź
się. To nie sen – powiedziała. – I mówię poważnie. Spadaj, zanim odejmę ci
punkty za sprowokowanie do bójki.
- A ja
tobie za – zlustrował ją od góry do dołu, na co poczuła się jeszcze bardziej
urażona – paskudny gust – skrzywił się.
Rose
błyskawicznie wyjęła z kieszeni różdżkę i wycelowała ją w pierś chłopaka. Nawet
nie drgnął, co tylko ją zirytowało.
Zabini,
jak przystało na porządnego kumpla, który nie pozwoli zrobić krzywdy
swojemu p r z y j a c i e l o w i stanął między Scorpem a Rose, unosząc do góry
lewą dłoń. Jednakże nie przewidział, że znajdzie się tak blisko dziewczyny, w
związku z czym jego dłoń spoczęła na prawej piersi Weasley, która z otwartymi
ustami spojrzała w dół.
-
Zabini, zabieraj tę łapę! – krzyknęła, strzepując jego dłoń ze swojej piersi.
Damian uśmiechnął się, szczerze rozbawiony rumieńcem Weasley, a Malfoy wybuchł
niekontrolowanym śmiechem.
-
Chodźcie, panowie. Poziom totalnej beznadziei jest w tym miejscu tak
przytłaczający, że ledwo chce mi się żyć – powiedział, uspokoiwszy się. Obrócił
się w stronę baru i ruszył w tamtym kierunku, odprowadzany nienawistnymi
spojrzeniami Gryfonów i Krukonki, która też za nim nie przepadała.
-
Możemy skrócić twoje męki – szepnęła Shila, czego Scorpius nie usłyszał.
Jose
poszedł zaraz za nim, natomiast Zabini spojrzał na Rose, uśmiechnął się cwanie
i wykonał gest dłońmi, jakby ściskał gąbkę, poruszając zabawnie brwiami.
Weasley wciągnęła ze świstem powietrze i zamachnęła się. Jednak jej dłoń tylko
zmłóciła powietrze, bo Damian podbiegł do swoich kolegów, patrząc jeszcze przez
ramię na czerwoną ze złości Rose.
- Co za
palant – powiedziała Rose, siadając na swoim miejscu.
- I
zboczek – dodała Shila, upijając łyk piwa.
- Co z
Albusem? – Cała paczka wzruszyła ramionami. Rose westchnęła i oparła głowę na
dłoni, wypijając do końca zawartość swojej szklanki.
- A w
ogóle, to co to za Julia? – zapytała po chwili, wycierając wierzchem dłoni
usta.
- Krukonka
w jego wieku. Wiesz, Al się trochę w niej buja – powiedział Hugo. – Choć słowo „trochę”
niekoniecznie daje pełen obraz sytuacji – uśmiechnął się szeroko.
Wtedy
obok ich stołu przeszły cztery Ślizgoni, jedne z fanek Trójki Slytherinu.
Wszystkie pary slytherińskich oczu skierowały się na Rose, która tylko uniosła
brew do góry i odprowadziła wzrokiem cztery piękności, ubrane w kuse spódniczki
i obcisłe bluzeczki.
- Boże,
widzisz i nie grzmisz – powiedziała Rose.
-
Widziałaś jak na ciebie patrzyła ta blondynka? – spytał Hugo. Ruda spojrzała na
niego, a on zrobił z ust „dzióbek” i zezując zaczął wachlować rzęsami. Shila
parsknęła perlistym śmiechem, Daisy uśmiechnęła się szeroko widząc
parodiującego Ślizgonkę kolegę, a Rose zaśmiała się szczerze.
*
Perspektywa
Albusa
Nie wierzę. Nie wierzę, że mogłaby oddać
się takiemu… takiemu… robactwu! Nie ona! Nie Julia! Nie ona! Ona jest taka…
delikatna, wrażliwa, uczciwa… niewinna. Nie wierzę. Po prostu nie mogę uwierzyć,
że mogłaby zrobić TO z… z Malfoy’em!
Kurwa mać! Nie z nim!
-
Albus, zaczekaj! – Nawet się nie zatrzymałem, gdy usłyszałem głos Lily. Szedłem
dalej przed siebie, z zaciśniętymi dłońmi i wzrokiem godnym Bazyliszka.
Kopnąłem po drodze jakiś kamień, który uderzył w pień drzewa, odbił się i z
powrotem poleciał pod moje nogi, kilka metrów dalej. – Cholera, Al! Jak się nie
zatrzymasz to walnę w ciebie drętwotą!
- Czego
chcesz? – warknąłem niezbyt przyjemnie, odwracając się w stronę siostry.
Stanęła przede mną zdyszana jak po maratonie i schyliła się, opierając dłonie
na kolanach i łapiąc oddech.
- Daj
spokój, Al. Malfoy to zwykły głupek – powiedziała, wyprostowując się.
-
Głupek, który obracał Julię – warknąłem wściekły. Byłem wściekły. Na Malfoya,
na siebie, na Rose, na Julię, na wszystkich! Odwróciłem się i poszedłem dalej,
słysząc kroki Lily.
-
Albus, przestań. On tylko dużo gada, a nic nie robi. Nie przejmuj się głupotami
tego mamuta po praniu mózgu – mówiła, ale jakby do ściany. Nie chciałem jej
słuchać, choć dobrze wiedziałem, że ma rację i Malfoy to rzeczywiście dupek. –
Al, a co by powiedziała Julia, gdyby usłyszała to, co przed chwilą
powiedziałeś? – spytała.
Stanąłem.
Spuściłem wzrok. Zacisnąłem mocniej pięści.
- Na
pewno zrobiłoby jej się smutno, słysząc to z
t w o i c h ust – walnęła w
dziesiątkę. Dosłownie.
~~
* Wprowadziłam tę
grę. W sumie Rose i Albus mają do czynienia z mugolskim światem, więc mogli
gdzieś podłapać.
** Chodzi o imiona.
Przypominam, że w języku angielskim Rose to róża, Lily – lilia, a Daisy –
stokrotka.
*** Zagadka z
Asterixa i Obeliksa. Nie pamiętam, z której części.
Kurde, dopiero teraz się skapowałam, że Gonzales to nie imię Zabiniego tylko nazwisko jakiegoś kompletnie innego gościa. A ja już się zastanawiałam kto go tak skrzywdził...
OdpowiedzUsuń