21 sierpnia 2010

6. Hogsmeade

Nadeszła sobota i wszystkich uczniów ogarnęło podniecenie na myśl o pierwszym w tym roku szkolnym wyjściu do pobliskiej magicznej wioski - Hogsmeade. Od rana nie słyszało się o niczym innym, jak tylko propozycjach wspólnego spędzenia tego dnia, odwiedzenia Miodowego Królestwa czy Trzech Mioteł.
Rose wraz z Shilą i Albusem czekali w długiej kolejce, na której początku woźny Filch sprawdzał pozwolenia rodziców na wyjście dzieci poza teren szkoły. Ishihara wyciągała głowę w górę, chcąc oszacować, jak długo jeszcze przyjdzie im stać w rządku, Albus opierał się niedbale o ścianę z założonymi na piersiach rękami i z przymkniętymi powiekami, a Rose rozglądała się dookoła w poszukiwaniu swojego brata. Zawsze w czwórkę wychodzili do Hogsmeade.
Niedaleko zauważyła Lily w towarzystwie dwóch koleżanek z roku. Kuzynka zauważyła ją i pomachała. Weasley uśmiechnęła się i zerknęła w kierunku grupki chłopców z piątego roku, mając nadzieje odnaleźć niesforną czuprynę brata.
- Gdzie Hugo? – zapytała, kiedy kolejka przesunęła się kilka osób do przodu. – Chyba nie zapomniał o dzisiejszym wyjściu.
- Nie martw się, nie zapomniał. Nie idzie z nami – powiedział Albus, podchodząc do kuzynki i stając obok niej. Rose i Shila spojrzały na siebie, a później na niego, wzrokiem żądając wyjaśnień.
- Zaprosił dziewczynę. – Czarnowłosy wzruszył ramionami i wywrócił oczami, jakby mówił coś oczywistego, banalnego jak dwa dodać dwa.
- No nie gadaj! – zawołała Shila, podbiegając do niego i uczepiając się jego przedramienia. Szeroko otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciółkę, która tylko delikatnie otworzyła usta.
- To on ma dziewczynę? – spytała Ruda, idąc za grupą w stronę wyjścia.
- Kto to? Jak ma na imię? Z którego domu? Ile ma lat? – pytała Japonka, trzymając pod ramię przyjaciela i idąc z nim za Rose. Potter wywrócił oczami młynka i uśmiechnął się.
- To nie jest jego dziewczyna… chyba – stwierdził, choć nieco niepewnie.
- Ale może być! – zawołała Ishihara.
- No to wygląda na to, że dzisiaj będziemy w trójkę – powiedziała Rose, podając woźnemu swoje pozwolenie.
- Chyba, że Lily się dosiądzie – dodała jej przyjaciółka, wyjmując z kieszeni kawałek papieru. Zerknęła na druk i podała go mężczyźnie, krzywiąc się nieznacznie, gdy przez przypadek musnęła palcem jego chropowatą skórę na dłoni.
- On przyprawia mnie o dreszcze – wyznała chwilę potem, kiedy wraz z Rose i Albusem skierowali swoje kroki do Hogsmeade. Wzdrygnęła się na potwierdzenie swoich słów. Weasley zaśmiała się cicho i spojrzała na kuzyna, który uśmiechał się szczerze rozbawiony.

*

Hugo stał obok Daisy zgarbiony niczym dzwonnik z Notre Dame. Dłonie schowane miał w kieszeniach spodni i nie wiedział, co bardziej go irytuje: ta powolność kolejki czy też przesadna radość trzecioklasistów, którzy do magicznej wioski wybierali się pierwszy raz.
Łypał groźnie na dzieci, które podekscytowane wykrzykiwały nazwy sklepów, które odwiedzą najpierw. W dodatku czuł się nieswojo. Pierwszy raz nie szedł do Hogsmeade z przyjaciółmi. Pierwszy raz szedł z dziewczyną. I to nie byle jaką tylko Daisy Crawford, uważaną w szkole za wariatkę.
Nie wiedział czego może się spodziewać… Nie wiedział nawet gdzie powinni iść najpierw! Niczego nie zaplanował. Mógł wcześniej wszystko dokładnie przeanalizować… przecież nie zaprasza się dziewczyny na randkę nie wiedząc, gdzie ma się iść! Nie… chwila. Wróć! Randkę?

To nie randka.
Debil. Totalny, konkretny DEBIL przez ogromne D.

- Hugo! – Poczuł delikatne szarpnięcie za rękaw koszulki. Odwrócił się w stronę blondynki i spojrzał na nią zdezorientowany. – Pozwolenie – powiedziała, patrząc na niego wyczekująco.
Daisy wiedziała, co czuł Hugo. A przynajmniej domyślała się co mógł czuć. Nikt nie chciał chodzić z nią do Hogsmeade. Wszystko przez te jej paplanie o środowisku i dziwny pogląd na świat. Nie mogła zaprzeczyć, że ucieszyła się, kiedy Hugo ją zaprosił, ale była gotowa zrezygnować ze swojego szczęścia, żeby nie zmuszać go do przebywania w jej towarzystwie. Rozumiała go doskonale.
- A, tak – powiedział Hugo i wyjął z kieszeni spodni papier. Podał go woźnemu i, z dziwnym grymasem, wyszedł poza bramę. Zatrzymał się jednak parę kroków dalej, zauważając, że idzie sam. – Idziesz? – spytał, odwracając się do niej przodem i marszcząc czoło.
- Hugo – powiedziała, podchodząc do niego. Dłonie miała splecione razem i ułożone na wysokości bioder. Nie patrzyła na niego tylko w ziemię. – Jeśli nie chcesz, a widzę, że nie chcesz, to nie musimy iść razem – rzekła, przygryzając wargę i podnosząc na niego spojrzenie. Patrzył na nią zdziwiony, z szeroko otwartymi oczami.
- Nie no, chcę – powiedział szybko. – Tylko… czuję się niezręcznie – uśmiechnął się krzywo, unosząc ramiona do góry. 
- Możesz iść do siostry. Tyle razy chodziłam do wioski sama, że ten kolejny raz mi nie zaszkodzi – powiedziała uśmiechając się blado. Spojrzał na nią i przymrużył lewe oko, wydymając usta.
- A wiesz, że pójdę – powiedział, uświadamiając sobie pewną rzecz. Daisy pokiwała lekko głową, a on uśmiechnął się. – Ale ty pójdziesz ze mną – dodał, wskazując na nią palcem. Podniosła głowę i spojrzała na niego zaskoczona.
- Co? – spytała.
- No to. Spędzisz ten dzień ze mną i moją pokręconą rodzinką. Chodź, będzie fajnie – podszedł do niej i chwycił ją za dłoń, pociągając delikatnie w kierunku miasteczka. Daisy z szeroko otwartymi oczami i mocno bijącym sercem, ruszyła biegiem, nadal trzymana przez Weasleya. Biegli razem, obok siebie, a Daisy czuła niezwykle przyjemne ciepło promieniujące od ich splecionych dłoni. Spojrzała na jego twarz, uśmiechnął się do niej i biegł dalej, nieco przyspieszając. Pisnęła, kiedy pociągnął ją trochę mocniej, a ona straciła równowagę.
Nie upadła. Otworzyła jedno oko, bo zdążyła obydwa zacisnąć mocno, i spojrzała na uśmiechniętego chłopaka. Jego ramię oplatało jej talię, a drugą dłonią trzymał jej nadgarstek. Zaśmiał się.
- Przepraszam – powiedział, stawiając ją do pionu. Była lekko sparaliżowana, wciąż czując ciepło jego ciała na swoim. – To było trochę… grubiańskie – zmrużył powieki z uśmiechem. – Ale z drugiej strony nie wiedziałem, że aż tak źle z twoją koordynacją ruchową – zaśmiał się szczerze, przymykając powieki i odchylając głowę do tyłu.
Zaskoczona Crawford przygładziła błękitną koszulkę i spojrzała na uradowanego Hugona.
- Po prostu mnie zaskoczyłeś! – powiedziała. Hugo spojrzał na nią, na chwilę się uspokajając, ale po kilku sekundach znów wybuchł śmiechem. – Och! To niesprawiedliwe! Dlaczego się śmiejesz?
- Wiesz jaką zrobiłaś minę? – zapytał, niemal krztusząc się śmiechem. Uspokoił się i głośno zaczerpnął powietrza. – Już nie będę – dodał, udając powagę. Daisy spojrzała na jego wysiłki zachowania poważnej miny i po chwili sama zaczęła się śmiać, oglądając drżące kąciki ust Hugona i błyszczące od łez oczy. Weasley poszedł w jej ślady i po kilku minutach oboje bolały brzuchy.

*

Rose, Shila i Albus zasiedli przy jednym ze stołów w Trzech Miotłach i starali się dojść do porozumienia w związku z zamówieniami.
- Nie no, weź trzy piwa kremowe – powiedziała Shila w stronę Rose. Tym razem, po długich wyliczeniach i grze w kamień, papier, nożyce*, wypadło na to, że to ona pójdzie po napoje.
- Ale ja nie chcę kremowego piwa – stwierdziła Ruda, krzywiąc się. – Zawsze je pijemy. Może byśmy coś zmienili?
- Cześć rodzinko! – zawołała Lily, siadając obok Albusa. Oparła się łokciami o blat stołu i nachyliła do przodu.
- Cześć, Lily – powiedział Albus, bo dziewczyny zajęte były omawianiem kwestii kremowego piwa.
- Rose, bo to tradycja! Kufel kremowego jak tylko jesteśmy w Hogsmeade! – zawołała Shila.
- No, ale to mi już zbrzydło.
- Znowu? – spytała Lily, spoglądając na brata. Ten tylko pokiwał głową. Jemu osobiście było wszystko jedno, co wybiorą. Po prostu chciało mu się pić.
- Hej, dziewczyny – powiedziała, wyprostowując dłonie i spoglądając na kuzynkę i koleżankę. – A może po prostu weźcie to, na co macie ochotę? Kremowe dla Shili i Albusa, dla mnie soczek, a ty co tam chcesz – wzruszyła ramionami.
- O! I tak zrobimy! – Zawołała Rose.
- Nie!
- Cześć wam.– To Hugo stanął przed stołem i spojrzał na swoich przyjaciół. Uśmiechał się od ucha do ucha i miał lekko zaczerwienione policzki. Cztery pary oczu zwróciły uwagę na jego towarzyszkę.
- Hej – powiedziała Shila, efektownie przeciągając środkową literkę. Zlustrowała od góry do dołu dziewczynę przybyłą wraz z Weasleyem i musiała stwierdzić, że była ładna. Uśmiechnęła się do niej, a ta tylko spłonęła rumieńcem i spuściła wzrok.
- To jest Daisy Crawford. Spędzi z nami dzisiejszy dzień, co wy na to? – spytał Hugo, wyraźnie zadowolony i podekscytowany tym faktem.
- Daisy? – spytała Shila, a ta tylko pokiwała głową. – Otaczają mnie same kwiatki!** - dodała z uśmiechem, poruszając śmiesznie brwiami.
Hugo pchnął lekko Crawford w stronę krzesła, a sam dostawił sobie jeszcze jedno, siadając obok niej, żeby dodać jej otuchy. Uśmiechnął się do niej.
- Nie krępuj się tak! Nie gryziemy! – zawołała Shila, widząc zmieszanie nowej koleżanki.
- Nie mogę ręczyć za tę osobę – dodała Rose, wskazując kciukiem na przyjaciółkę, za co dostała kuksańca w bok. Daisy uśmiechnęła się niepewnie.
- Nie powinnaś iść po nasze zamówienie? – spytała Shila.
- Jasne – stwierdzała Weasley, wstając i uderzając lekko otwartymi dłońmi w blat. – Co dla was? – spytała, kierując swoje pytanie w stronę brata i jego koleżanki.
- Dla mnie kremowe – rzekł Hugo, opierając się łokciami o stół. Spojrzał na Daisy, a ta tylko kiwnęła głową. Rose uśmiechnęła się i zrobiwszy obrót o 180 stopni pomaszerowała w stronę baru.
Stanęła w kolejce i uśmiechnęła się do barmana. Złożyła zamówienie i sięgnęła do kieszeni po portmonetkę.
- Cześć, Rose – usłyszała po prawej stronie. Wyjęła pieniądze i spojrzała na – jak się okazało – Bena.
- O, cześć Ben. – Uśmiechnęła się szeroko, wręczając barmanowi wyliczoną sumę pieniędzy. – Jesteś sam? – spytała, chowając portfel z powrotem do kieszeni.
- Nie. Tam jest nasz stolik. – Wskazał jej palcem miejsce pod oknem. Spojrzała tam mimochodem, zauważając dwóch Puchonów, za pewne tych samych, którzy znęcali się nad Hugonem. – Ty widzę też z obstawą. – Uśmiechnął się, a w jego policzku pojawił się dołeczek. Rose uwielbiała tę cechę, mimo że znali się z Benem kilka dni. Najciekawsze było to, że dołeczek miał tylko w jednym policzku, a w drugim nie. I to było tak urocze i na pewien sposób… pociągające.
- Tak. Rodzinnie trochę – powiedziała, uśmiechając się leciutko. Sięgnęła po tacę, na której stały cztery kufle z piwem i dwie szklanki z sokiem kaktusowym, ulubionym Lily.
- Pomogę ci – zaoferował się, dostrzegając nikły wysiłek Weasley. Nie oponowała. Oddała mu tacę i poszła przodem w stronę stołu.  Uśmiechnęła się szeroko do Bena, kiedy postawił ich zamówienie na blacie i zganiła wzrokiem Shilę, która wręcz nie mogła usiedzieć na miejscu z podekscytowania zaistniałą sytuacją.
- Dziękuję – powiedziała Rose i w tym momencie Ishihara wybuchła, proponując Benowi by się do nich dosiadł.
- Ech, nie, dziękuję – uśmiechnął się, zerkając na Weasley. – Czekają na mnie – dodał, wskazując palcem swój stolik. – Pójdę już. Pa, Rose. – Uniósł do góry rękę i skinął głową. Rose pomachała mu i spojrzała na Shilę, która otwierała i zamykała usta jak rybka bez wody, odprowadzając kolegę przyjaciółki wzrokiem.
- Oszalałaś? Dlaczego go nie zatrzymałaś!? – spytała Shila, spoglądając na Rose.
- Shila! – zawołała Rose, siadając na swoim miejscu. Wszyscy już zabrali swoje zamówienia, więc i ona wzięła szklankę i upiła łyk soku.
- No co?! Takie ciacho! Prawda, Lily? – spytała Ishihara, spoglądając na pannę Potter, która jedynie pokiwała głową.
- Skąd go znasz? – spytał Hugo, zainteresowany nową znajomością siostry. Spojrzał na Bena, który siedząc przy swoim stoliku raz po raz zerkał na Rose. – Chyba wpadłaś mu w oko.
- Ty też?! – Rose spojrzała na brata z dziwnym wyrazem twarzy.
- No widzisz! Nie tylko ja to zauważyłam! Wpadłaś Benowi w oko i powinnaś teraz przejąć inicjatywę!
- Albus! – powiedziała błagalnie Rose, patrząc na kuzyna.
- Dajcie jej spokój. Jak będzie chciała to coś z tym zrobi – rzekł czarnowłosy. Shila wbiła w niego spojrzenie mówiące: „zdrajca”, a Rose złożyła dłonie jak do modlitwy i bezgłośnie poruszyła ustami: „dziękuję”.
- Więc, Daisy… z jakiego domu jesteś? – spytała Lily, zmieniając temat. Odwróciła się w stronę nowej koleżanki ze szklanką w dłoniach.
- Ravenclaw – powiedziała blondynka.
- Słyszałam, że aby wejść do pokoju musicie rozwiązywać zagadki – powiedziała Rose.
- Tak. Raz spędziłam noc na korytarzu, bo nie wiedziałam jaka jest odpowiedź – odparła Daisy, upijając łyk piwa.
- A jakie było pytanie? – spytała Rose.
- „Nie mam brata, ani siostry, a syn tego człowieka jest synem mego ojca”*** – zacytowała Crawford. Rose zmarszczyła czoło i spojrzała na Albusa. On też zaczął się zastanawiać, co poznała po zamglonych oczach.
- Doprawdy dziwne te wasze zagadki. Nie prościej było dać hasło? – zapytała Shila, przełykając ówcześnie łyk piwa.
- E… to nie od nas zależy.
- No tak. To może byście złożyli jakąś petycję czy co, żeby wam to usunęli – zaproponowała, na co Daisy zaśmiała się cicho.
- Mam odpowiedź – powiedziała Rose aż oczy jej zabłysły. Wszyscy na nią spojrzeli, a ona powiedziała tylko jedno jedyne słowo:
- Ja.
- Ty? – zdziwił się Hugo.
- Oj.. nie ja, jako ja. Taka jest odpowiedź: JA. Posłuchaj jeszcze raz… „Nie mam brata, ani siostry, a syn tego człowieka jest synem mego ojca.” Jeżeli nie mam rodzeństwa to tylko ja jestem synem mojego ojca, nie? – powiedziała, unosząc do góry brew.
- Faktycznie – powiedział Albus.
- No, to teraz już wiem, za co tak zmarzłam – powiedziała Daisy. Cała szóstka się zaśmiała, kiedy do baru wszedł Scorpius Malfoy wraz ze swoją ekipą: Damianem Zabinim i Jose Gonzalesem.
Kiedy weszli do środka wyglądało to trochę jak w spowolnionym tempie, a gdyby był to film kamera zjechałaby niżej i filmowała ich od nóg w górę. Szli dumni, wyprostowani, nie rozglądając się na boki. Nawet nie zamknęli za sobą drzwi, zrobił to jakiś pierwszoklasista ze Slytherinu, który za pewne czcił tę trojkę.
- Patrzcie no. Puszą się jak pawie – prychnęła Rose, obserwując dyskretne, pełne uznania spojrzenia uczniów.
Albus uśmiechnął się i, sięgając po swój kufel, wystawił nogę poza swoje krzesełko mając cichą nadzieję, że zapatrzony przed siebie Ślizgon jej nie zauważy i najzwyczajniej w świecie „wywinie orła”. Jakież było jego zdziwienie, gdy Malfoy podniósł wyżej nogę i przeszedł ponad kończyną Pottera, a później obrócił się i spojrzał na niego z wysokości swoich metr osiemdziesięciu pięciu centymetrów.  
- Potter, zabierz swojego kikuta i nie zabieraj więcej miejsca niż jest ci przeznaczone – powiedział, niemal sycząc. Rose uniosła do góry brew i spojrzała na Malfoya jak na sklątkę tylnowybuchową, którymi ostatnimi czasy zajmowali się na lekcjach z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami prowadzonymi przez przyjaciela ich rodziców – gajowego Hagrida.
- Malfoy, zabierz siebie i swoich kolegów i zamilcz, by nie zużywać więcej tlenu niż jest ci przeznaczone – odpowiedział Albus, nawet nie podnosząc wzroku znad podkładki pod kufel. Wziął ją do ręki i okręcił na krawędzi. Ręka Scorpiusa machinalnie uderzyła w podkładkę, zaprzestając jej ruchu.
- Uważaj na słowa, Potter. Jak na razie to TY i twoja banda – tu sugestywnie spojrzał po reszcie towarzystwa pana Pottera, na dłużej zatrzymując się przy Rose – zabieracie MÓJ tlen i jeśli coś mi się nie spodoba, mogę go was… pozbawić – dodał, uśmiechając się jedną stroną ust.
- Czyżby? A niby co zrobisz? – spytał Albus, kładąc łokcie na blacie i nachylając się nieco do przodu tak, że niemal stykał się nosem z pochylającym się nad nim Malfoyem. – Udusisz nasz? – Uniósł obie brwi i zlustrował uśmiechającą się ironicznie twarz Ślizgona.
- Chcesz zobaczyć? – zapytał Malfoy, delikatnie przekrzywiając głowę.
- Dajcie spokój – powiedział Hugo.
- Nie wtrącaj się. – Obaj młodzi mężczyźni w tym jednym byli zgodni. Hugo, zdziwiony, odwrócił twarz i wypił do końca swoje piwo.
- Potter, powiedz… - zaczął powoli Malfoy, dobierając słowa. – Czy Julia wspominała… - oczy Albusa zwęziły się. Scorpius stąpał po kruchym lodzie, irytując Ala i najwyraźniej mu się to podobało, sadząc po minie.
- Malfoy, zamilcz – odezwała się Rose, ale została zwyczajnie „olana”.
- Wspominała jak było jej fantastycznie, kiedy spędziła noc w  m o i m  łóżku? – W jego głosie było tak wiele ironii, że mógłby ją sprzedawać na kilogramy i zbijać fortunę. Oczy miał nieprzeniknione i tak samo stalowe jak zawsze, a uśmiech jeszcze bardziej cyniczny i prowokujący do strzelenia go w ten pusty łeb.
- Kłamiesz – powiedział Albus, zaciskając szczęki tak mocno, że zapulsowały mu mięśnie policzków.
- Czyżby? Może ją spytamy, zdaje się, że stała na zewnątrz – powiedział, wyprostowując się i spoglądając na Zabiniego, który uśmiechał się łudząco podobnie do niego.
Rose rzuciła okiem na kuzyna. Wiedziała, co się szykuje i w porę zareagowała.
Albus wstał tak gwałtownie, że przewrócił krzesło, które z łoskotem spadło na drewnianą podłogę. Błyskawicznie zjawił się przy Scorpiusie, chwytając go za szaty i zamachnął się, zaciskając dłoń w pięść.
Zabini i Gonzales zareagowali jednocześnie, szybko i sprawnie, choć Rose ich wyprzedziła. Znikąd pojawiła się przy kuzynie, przytrzymując jego rękę wystrzeloną w powietrze. 
- Al, spokój – nakazała głosem nie znoszącym sprzeciwu. Utkwiła swoje brązowe, przenikając oczy w zaciętej twarzy Pottera. Jego wzrok wyrażał złość i sprzeciw względem wygadywanych przez tego dupka głupot.
Czując chłodną dłoń Rose na swoim nadgarstku, rozluźnił pięść i opuścił rękę, nie wypuszczając z drugiej dłoni szat Malfoya. Ten, jakby niewzruszony całym zajściem uśmiechał się nadal tak samo cynicznie i wkurzająco.
- On nie jest tego wart, Al – powiedziała, kładąc swoją dłoń na ręce przytrzymującej szaty Ślizgona. Albus, choć niechętnie, wypuścił materiał i nawet się nie oglądając, wyszedł z Trzech Mioteł.
Scorpius prychnął z wyższością i wygładził zgniecione przed chwilą miejsce. Spojrzał na Rose, która stanęła przed nim. Zadarła głowę do góry, bo był od niej wyższy o dobre dwadzieścia centymetrów i spojrzała na niego najbardziej nienawistnym spojrzeniem, na jakie było ją stać.
- Frajer – mruknął Zabini. Rose usłyszała, jak ktoś wstaje, a po chwili zobaczyła Lily wybiegającą za bratem.
- Debil – podsumowała Scorpiusa Shila.
- Zjeżdżaj stąd, Malfoy – powiedziała Weasley stanowczo i pewnie.
- Nie rozkazuj mi, Weasley. Ta moja rola – zmrużył wściekle oczy, nachylając się leciutko. Dla niego była tak niziutka, że aż go to irytowało. – Powinnaś paść na kolana i wyczyścić mi buty – dodał, uśmiechając się tak paskudnie, jak jeszcze Rose nigdy nie widziała.
Uśmiechnęła się pobłażliwie i uniosła brew do góry.
- Obudź się. To nie sen – powiedziała. – I mówię poważnie. Spadaj, zanim odejmę ci punkty za sprowokowanie do bójki.
- A ja tobie za – zlustrował ją od góry do dołu, na co poczuła się jeszcze bardziej urażona – paskudny gust – skrzywił się.
Rose błyskawicznie wyjęła z kieszeni różdżkę i wycelowała ją w pierś chłopaka. Nawet nie drgnął, co tylko ją zirytowało.
Zabini, jak przystało na porządnego kumpla, który nie pozwoli zrobić krzywdy swojemu  p r z y j a c i e l o w i  stanął między Scorpem a Rose, unosząc do góry lewą dłoń. Jednakże nie przewidział, że znajdzie się tak blisko dziewczyny, w związku z czym jego dłoń spoczęła na prawej piersi Weasley, która z otwartymi ustami spojrzała w dół.
- Zabini, zabieraj tę łapę! – krzyknęła, strzepując jego dłoń ze swojej piersi. Damian uśmiechnął się, szczerze rozbawiony rumieńcem Weasley, a Malfoy wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
- Chodźcie, panowie. Poziom totalnej beznadziei jest w tym miejscu tak przytłaczający, że ledwo chce mi się żyć – powiedział, uspokoiwszy się. Obrócił się w stronę baru i ruszył w tamtym kierunku, odprowadzany nienawistnymi spojrzeniami Gryfonów i Krukonki, która też za nim nie przepadała.
- Możemy skrócić twoje męki – szepnęła Shila, czego Scorpius nie usłyszał.
Jose poszedł zaraz za nim, natomiast Zabini spojrzał na Rose, uśmiechnął się cwanie i wykonał gest dłońmi, jakby ściskał gąbkę, poruszając zabawnie brwiami. Weasley wciągnęła ze świstem powietrze i zamachnęła się. Jednak jej dłoń tylko zmłóciła powietrze, bo Damian podbiegł do swoich kolegów, patrząc jeszcze przez ramię na czerwoną ze złości Rose.
- Co za palant – powiedziała Rose, siadając na swoim miejscu.
- I zboczek – dodała Shila, upijając łyk piwa.
- Co z Albusem? – Cała paczka wzruszyła ramionami. Rose westchnęła i oparła głowę na dłoni, wypijając do końca zawartość swojej szklanki.
- A w ogóle, to co to za Julia? – zapytała po chwili, wycierając wierzchem dłoni usta.
- Krukonka w jego wieku. Wiesz, Al się trochę w niej buja – powiedział Hugo. – Choć słowo „trochę” niekoniecznie daje pełen obraz sytuacji – uśmiechnął się szeroko.
Wtedy obok ich stołu przeszły cztery Ślizgoni, jedne z fanek Trójki Slytherinu. Wszystkie pary slytherińskich oczu skierowały się na Rose, która tylko uniosła brew do góry i odprowadziła wzrokiem cztery piękności, ubrane w kuse spódniczki i obcisłe bluzeczki.
- Boże, widzisz i nie grzmisz – powiedziała Rose.
- Widziałaś jak na ciebie patrzyła ta blondynka? – spytał Hugo. Ruda spojrzała na niego, a on zrobił z ust „dzióbek” i zezując zaczął wachlować rzęsami. Shila parsknęła perlistym śmiechem, Daisy uśmiechnęła się szeroko widząc parodiującego Ślizgonkę kolegę, a Rose zaśmiała się szczerze.

*

Perspektywa Albusa

Nie wierzę. Nie wierzę, że mogłaby oddać się takiemu… takiemu… robactwu! Nie ona! Nie Julia! Nie ona! Ona jest taka… delikatna, wrażliwa, uczciwa… niewinna. Nie wierzę. Po prostu nie mogę uwierzyć, że mogłaby zrobić TO z… z Malfoy’em!
Kurwa mać! Nie z nim!

- Albus, zaczekaj! – Nawet się nie zatrzymałem, gdy usłyszałem głos Lily. Szedłem dalej przed siebie, z zaciśniętymi dłońmi i wzrokiem godnym Bazyliszka. Kopnąłem po drodze jakiś kamień, który uderzył w pień drzewa, odbił się i z powrotem poleciał pod moje nogi, kilka metrów dalej. – Cholera, Al! Jak się nie zatrzymasz to walnę w ciebie drętwotą!
- Czego chcesz? – warknąłem niezbyt przyjemnie, odwracając się w stronę siostry. Stanęła przede mną zdyszana jak po maratonie i schyliła się, opierając dłonie na kolanach i łapiąc oddech.
- Daj spokój, Al. Malfoy to zwykły głupek – powiedziała, wyprostowując się.
- Głupek, który obracał Julię – warknąłem wściekły. Byłem wściekły. Na Malfoya, na siebie, na Rose, na Julię, na wszystkich! Odwróciłem się i poszedłem dalej, słysząc kroki Lily.
- Albus, przestań. On tylko dużo gada, a nic nie robi. Nie przejmuj się głupotami tego mamuta po praniu mózgu – mówiła, ale jakby do ściany. Nie chciałem jej słuchać, choć dobrze wiedziałem, że ma rację i Malfoy to rzeczywiście dupek. – Al, a co by powiedziała Julia, gdyby usłyszała to, co przed chwilą powiedziałeś? – spytała.
Stanąłem. Spuściłem wzrok. Zacisnąłem mocniej pięści.
- Na pewno zrobiłoby jej się smutno, słysząc to z  t w o i c h  ust – walnęła w dziesiątkę. Dosłownie.
           
~~
* Wprowadziłam tę grę. W sumie Rose i Albus mają do czynienia z mugolskim światem, więc mogli gdzieś podłapać.
** Chodzi o imiona. Przypominam, że w języku angielskim Rose to róża, Lily – lilia, a Daisy – stokrotka.
*** Zagadka z Asterixa i Obeliksa. Nie pamiętam, z której części. 

1 komentarz:

  1. Kurde, dopiero teraz się skapowałam, że Gonzales to nie imię Zabiniego tylko nazwisko jakiegoś kompletnie innego gościa. A ja już się zastanawiałam kto go tak skrzywdził...

    OdpowiedzUsuń

Proszę o kulturalne wyrażanie swojej opinii. Wszystkie przypadki wulgarnego wypowiadania się będą usuwane.